„W Zaduszki nad grobem babci moja rodzina wyciągnęła wszystkie brudy. Ich krzyki słychać było pewnie głęboko po ziemią”
„Wpatrywałam się w ich twarze, coraz bardziej roztrzęsione, coraz mniej podobne do tych, które znałam z dzieciństwa. Słowa przestały mieć znaczenie, liczył się ton, spojrzenie, gest. Stali przy grobie własnej matki i licytowali się, kto ma rację”.

- Redakcja
Było coś nieznośnie cichego w tym cmentarzu. Ludzie mówili, ale jakby ktoś ściszył im głosy. Jedni coś sobie szeptali, inni udawali, że czegoś szukają w torebkach albo że nagle zainteresował ich kolor znicza. Dorośli. Tacy wielcy, tacy poważni, a jak dzieci w teatrzyku – tylko nie wiadomo, kto gra kogo. Stałam z boku, jak zawsze. Obok mnie mój brat, Michał, z rękami w kieszeniach, zapatrzony w trawę. Po drugiej stronie – nasza kuzynka Ola, gryzła wargę i udawała, że bardzo, bardzo jest zajęta.
– Dziwnie tu, nie? – mruknął Michał, nie patrząc na mnie.
– Mhm.
– Myślałem, że będzie więcej rozmów. A tu tylko wilcze spojrzenia.
– Mhm – przytaknęłam znowu, bo nic innego nie potrafiłam powiedzieć.
Była ciocia Anna z podkrążonymi oczami i rozmazanym makijażem, która rozstawiała ludzi, jakby organizowała wesele. Był wujek Marek, z zaciśniętą szczęką, który milczał, ale jego cisza brzmiała groźnie. I ciocia Ewa, uśmiechnięta nienaturalnie, jakby ktoś wcisnął jej guzik na „tryb idealna córka”.
Babcia od miesiąca leżała pod ziemią, a oni, jej dzieci, nie potrafili nawet się na moment zatrzymać. Zaduszki były tylko pretekstem do kolejnego aktu rodzinnego przedstawienia: „Kto był lepszy, kto zrobił więcej, kto kochał bardziej”.
Spojrzałam na nagrobek, świeży, jeszcze nieoswojony, i poczułam gniew. Dlaczego oni nie mogą po prostu być razem w tej jednej chwili? Dlaczego wszystko musi być walką? Dlaczego zawsze muszę patrzeć, jak ludzie, którzy powinni się kochać, udają, że są dla siebie rodziną?
Pokłócili się
Stałam z boku, udając, że rozmawiam z kuzynką, ale i tak słyszałam, jak ciocia Anna mówi do wujka Marka z takim napięciem w głosie, że aż ciarki przeszły mi po plecach.
– Tylko ty oczywiście wszystko zrobiłeś najlepiej. Taki bohater, że pogrzeb opłacił. A kto płacił przez ostatnie dwa lata za jej leczenie? Kto siedział przy niej, kiedy nie mogła wstać z łóżka?
– Nie wypominaj mi pieniędzy, Anka – odpowiedział spokojnie, ale głos miał lodowaty. – To, że ci nie odmawiałem, nie znaczy, że masz prawo teraz robić z siebie męczennicę. Ja też miałem swoje zobowiązania. Ty o tym dobrze wiesz.
– Oczywiście, ty zawsze miałeś swoje zobowiązania – rzuciła z goryczą. – Tylko jakoś nigdy nie miały nic wspólnego z mamą.
– Nie zaczynaj… – warknął, ale nie zdążył dokończyć, bo do rozmowy wtrąciła się Ewa.
– Może przestaniecie wreszcie się licytować? – powiedziała z lodowatym spokojem. – Nie chodzi o to, kto więcej dał pieniędzy. Mama potrzebowała obecności, nie przelewów. I dobrze o tym wiecie.
– Ty się lepiej nie odzywaj – Anna spojrzała na nią z pogardą. – Przez siedem lat nie widziałaś jej na oczy, a teraz nagle jesteś specjalistką od jej potrzeb?
– Bo miałam dość waszej hipokryzji – odpowiedziała Ewa. – I jej ciągłego usprawiedliwiania wszystkiego, co robiliście. Miałam dość tego domu, tego świętego obrazka, który nie miał nic wspólnego z prawdą.
– Świętego obrazka? – Marek wreszcie się włączył, tym razem już z gniewem w głosie. – Ty odcięłaś się od niej. A teraz stoisz tu i robisz z siebie jedyną, która wiedziała, czego mama potrzebowała?
– To wy ją odcięliście. Najpierw wy. Potem ja już tylko nie miałam siły wracać.
Wstydziłam się
Wpatrywałam się w ich twarze, coraz bardziej roztrzęsione, coraz mniej podobne do tych, które znałam z dzieciństwa. Słowa przestały mieć znaczenie, liczył się ton, spojrzenie, gest. Stali przy grobie własnej matki i licytowali się, kto ma rację.
Czułam coś więcej niż wstyd. Patrzyłam na dorosłych, którzy powinni być mądrzejsi, a zachowywali się jak dzieci, które nie potrafią się podzielić klockami. I może właśnie dlatego poczułam, że nie chcę już stać z boku.
– Czemu to wszystko musi być takie… szorstkie? – zapytałam Ewę.
– Bo nikt nie chce się przyznać, że czegoś żałuje.
– A ty nie żałujesz?
Zamilkła na chwilę. Zgasiła papierosa o metalowy słupek.
– Żałuję każdego telefonu, którego nie wykonałam. Każdej rozmowy, której nie zaczęłam. Ale to już niczego nie zmieni.
– Może wystarczyłoby powiedzieć, że ci jej brakuje?
– A co cię to obchodzi? – rzuciła nagle ostro. – Ty nic nie wiesz, byłaś tylko dzieckiem.
– Ale czułam. I nadal czuję. A ty?
Chciałam znać prawdę
Spojrzała na mnie pierwszy raz od początku rozmowy i przez ułamek sekundy w jej oczach zobaczyłam zmęczenie.
– Nie wiem już, co czuję – powiedziała.
Nie planowałam podsłuchiwać, ale głosy cioci Ani i wujka Marka były wyraźne, mimo że stali dobre kilka kroków od grobu, tuż przy drzewach.
– Mówiłam ci, żebyś jej powiedział. Miała prawo wiedzieć – ciotka mówiła szybko, z irytacją. – Choć raz mogłeś nie być dyplomatą.
– A po co? Żeby znów zniknęła na kolejne lata? Nie zmieniłoby to niczego. Mama i tak by się zamartwiała.
– Ale pisała do niej te listy. Tyle razy…
– I żadnego nie wysłała.
Zapadła chwila ciszy, a potem usłyszałam, jak ciotka wypowiada to pytanie:
– Myślisz, że powinniśmy jej w końcu powiedzieć?
W tym momencie zorientowali się, że stoję koło nich. Ciotka spojrzała na wujka, wujek na mnie.
– Powiedzcie mi – powiedziałam. – Co właściwie ukrywacie?
Ukrywali sekret
Usiedliśmy na ławce pod drzewem.
– Twoja babcia pisała do Ewy listy – zaczął wujek. – Zwykłe, papierowe. Pisała przez kilka lat, ale żadnego nie wysłała. Chowała do szuflady.
– Dlaczego ich nie wysłała?
– Mówiła, że Ewa jej nie wybaczy. Że lepiej milczeć, niż być odrzuconą.
– I co zrobiliście z tymi listami?
– Schowaliśmy przed Ewą.
Zamilkliśmy. Słyszałam tylko odległy szelest liści i czyjeś kroki na żwirze.
– To dlatego Ewa nie wiedziała o jej stanie? – zapytałam po chwili. – Ukrywaliście to?
– Trochę tak – wujek podrapał się po karku. – Nie chcieliśmy, żeby nagle się pojawiła i znowu wszystko wywróciła do góry nogami. Mama miała mało siły.
– A teraz wszyscy się kłócicie, jakby jej nigdy nie było – powiedziałam.
Zaczęłam rozumieć, że nie ma w tej rodzinie złych i dobrych. Są tylko ludzie, którzy nie wiedzą, co zrobić ze swoim żalem.
Znalazłam listy
Leżały w szufladzie biurka w mieszkaniu babci, pomiędzy starymi zdjęciami i kopertami z rachunkami sprzed lat. Papier był pożółkły, ale pismo wciąż wyraźne. Znałam ten charakter pisma – miękki, okrągły, spokojny. Trzymałam w dłoniach coś, czego babcia nigdy nie powiedziała na głos. Następnego dnia pojechałam do Ewy. Położyłam przed nią list.
– To jest od niej. Myślę, że chciała ci to powiedzieć, ale się bała.
Usiadła przy stole, otworzyła kopertę i zaczęła czytać. Patrzyłam, jak wstrzymuje oddech, jak marszczy brwi, jak ściska kartkę w palcach. Gdy skończyła, długo nic nie mówiła. W końcu spojrzała na mnie, ale nie było w tym spojrzeniu obrony ani złości.
– A ja byłam zbyt dumna, by się odezwać – powiedziała cicho.
– Może jeszcze nie jest za późno, żeby ją przeprosić. Chociażby w myślach.
Pokręciła głową w zdziwieniu, że to w ogóle możliwe. Nie musiałyśmy nic więcej mówić. Między nami zapadło milczenie.
Wieczorem w swoim mieszkaniu patrzyłam przez okno na rzędy balkonów, na ludzi z siatkami z zakupami, na kogoś, kto wyprowadzał psa. Wszystko było takie zwykłe. Nawet nasza rodzina wyglądała teraz zwyczajnie – znużona, cicha, zamknięta w sobie.
Zrozumiałam coś
Cała ta uroczystość nas wyciszyła, ale nie naprawiła niczego. Może tak właśnie wyglądają zakończenia, które nie mają pointy. Ludzie wracają do domów, zdejmują płaszcze, odstawiają buty i znów są tylko sobą. Ze swoimi niezapisanymi rozmowami i niewysłanymi listami.
Wzięłam z półki książkę, którą mi kiedyś dała babcia – z jej zakładką z biletu tramwajowego, jeszcze z czasów, kiedy wszystko było papierowe i trochę mniej skomplikowane. Chciałam, żeby była ze mnie dumna. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, ale nie chciałam już dłużej milczeć.
Zrozumiałam, że dorosłość nie polega na tym, że zna się odpowiedzi. Czasem wystarczy tylko nie powielać cudzych błędów. Czasem wystarczy pamiętać. A może po prostu – być tym, kto nie odwraca wzroku.
Kasia, 24 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Odkąd kupuję w lumpeksach, zbieram same komplementy. Ale w jednej torbie znalazłam coś, czego nie powinnam była dotykać”
- „Nowa nauczycielka córki kazała dzieciom słuchać serca, nie rozumu. Nie pozwolę na szkolne eksperymenty tej paniusi”
- „Miałem 3 dzieci i żonę, którą zdradzałem latami. Myślałem, że to układ idealny, do momentu aż powiedziałem to 1 zdanie”