Reklama

Podróże zawsze były dla mnie ucieczką od codzienności. Uwielbiałam ten moment, gdy wsiadałam do pociągu czy samolotu, mając przed sobą cały świat do odkrycia. Tym razem padło na Włochy. Marzyłam o spacerach po wąskich uliczkach Rzymu, smakowaniu prawdziwej włoskiej pizzy i kawy, a przede wszystkim o zanurzeniu się w kulturze, której tak bardzo pragnęłam doświadczyć.

Reklama

Uwielbiam podróże

Podróżując samotnie, czułam wolność i niezależność. Na lotnisku w Warszawie pożegnałam się z rodzicami, którzy, choć pełni troski, wspierali mnie w mojej pasji do podróżowania.

– Bądź ostrożna – mama uściskała mnie mocno.

– Zadzwoń, jak tylko wylądujesz – dodał tata, wręczając mi jeszcze kilka banknotów na drobne wydatki.

Obiecałam im, że będę dbała o siebie i regularnie się odzywała. Wiedziałam, że będą się martwić. W samolocie zaczęłam snuć plany na najbliższe dni. Chciałam zobaczyć Koloseum, Watykan, przejść się po Zatybrzu i zgubić w labiryncie uliczek, które kryły w sobie tyle historii.

Pierwsze dni były magiczne. Każdy krok był odkrywaniem czegoś nowego, każda rozmowa z miejscowymi była przygodą. Czując się coraz pewniej, zaczęłam eksplorować mniej znane zakątki Rzymu.

Któregoś dnia postanowiłam wybrać się na wycieczkę do Florencji. Czekałam na pociąg na zatłoczonym dworcu Termini, ciesząc się zapachem świeżo parzonej kawy, gdy nagle poczułam dziwne uczucie niepokoju. Sięgnęłam po torebkę, która zawsze była przy moim boku, ale jej tam nie było. Na chwilę zamarłam, a potem zaczęłam gorączkowo przeszukiwać swoje rzeczy.

To był mój anioł stróż

– Nie, to niemożliwe… – wyszeptałam do siebie, czując, jak serce bije mi coraz mocniej.

Dokumenty, telefon, pieniądze – wszystko przepadło. Wpadłam w panikę, łzy napłynęły mi do oczu. Byłam w obcym kraju, bez środków do życia, bez możliwości skontaktowania się z kimkolwiek. Ludzie wokół mnie spieszyli się do swoich pociągów, nie zwracając uwagi na samotną dziewczynę, która nagle znalazła się w najgorszej możliwej sytuacji. Usiadłam na ławce i poczułam, jak łzy same płyną mi po policzkach.

Nagle, jakby znikąd, pojawił się młody, sympatycznie wyglądający Włoch.

– Co się stało? – zapytał.

– Zostałam okradziona… Moja torebka… Wszystko przepadło – odpowiedziałam drżącym głosem.

Spojrzał na mnie z empatią i szybko podjął decyzję.

– Najpierw musimy zgłosić kradzież na policję. Chodź ze mną.

Mimo obaw, poczułam ulgę. Byłam wdzięczna, że ktoś zdecydował się mi pomóc w tej krytycznej chwili. Razem ruszyliśmy w stronę najbliższego posterunku policji.

– Dlaczego mi pomagasz? – zapytałam, gdy czekaliśmy na swoją kolej w komisariacie.

– Bo każdy mógłby znaleźć się w takiej sytuacji. A wiesz, co mówią o Włochach? Że zawsze pomagają przyjaciołom – uśmiechnął się ciepło.

Zaczęłam mu ufać

Zgłosiliśmy kradzież na policji, ale, niestety, nie mieli dla mnie dobrych wiadomości. Prawdopodobieństwo odnalezienia mojej torebki było minimalne. Luca był nieoceniony. Pomógł mi zorganizować tymczasowe zakwaterowanie w małym, przytulnym pensjonacie. Codziennie przynosił mi jedzenie, sprawdzał, czy czegoś nie potrzebuję, starał się rozweselić.

– Nie martw się. Wszystko się ułoży – powtarzał.

Któregoś dnia zaczęliśmy rozmawiać o naszych rodzinach. Luca opowiedział mi o swoich rodzicach, którzy mieszkają na południu Włoch, i o swojej siostrze, która właśnie skończyła studia.

– A twoja rodzina? – zapytał.

– Moi rodzice są w Polsce. Bardzo się martwią, kiedy podróżuję sama, ale wiedzą, że to kocham. Są naprawdę troskliwi i zawsze starają się mnie wspierać – odpowiedziałam, czując ukłucie tęsknoty. – Prawdę mówiąc pewnie załamują ręce, bo nie odzywałam się do nich od trzech dni.

– Może zadzwonisz do nich z mojego telefonu? To ich uspokoi – powiedział z uśmiechem.

– To dobry pomysł – przytaknęłam.

Luca zadzwonił do moich rodziców i oddał mi telefon. Powiedziałam im, że zgubiłam swój smartfon, ale że wszystko jest w porządku. Czułam, że stali się spokojniejsi, słysząc mój głos.

Czułam, że coś knuł

Z czasem zaczęłam zauważać coś dziwnego w zachowaniu Luki. O ile na początku jego obecność była dla mnie zbawieniem, teraz coraz częściej czułam się niekomfortowo. Luca często znikał na długie godziny, a gdy wracał, bywał rozkojarzony i nerwowy. Pewnego dnia usłyszałam jego rozmowę telefoniczną. Mówił po włosku, ale jedno słowo przykuło moją uwagę – „pieniądze”.

– …tak, udało się. Jej rodzice wysłali już pierwszą część… – mówił Luca.

W zasadzie nie było w tej rozmowie niczego niepokojącego. Brzmiało to jakby rozmawiał z kimś z rodziny albo ze współpracownikiem. Ale coś mnie zaniepokoiło. Mówił dziwnie ściszonym głosem, jakby bał się, że ktoś mógłby go usłyszeć.

– Kłopoty rodzinne? – zapytałam, gdy skończył rozmowę. To pytanie dziwnie go jednak zmieszało.

– Tak, ale wszystko jest pod kontrolą – próbował zbyć moje pytanie.

Jednak jego nerwowe zachowanie mówiło więcej niż słowa. Czułam, że coś jest nie tak i postanowiłam dowiedzieć się więcej.

Musiałam skontaktować się z rodzicami. Bez telefonu i pieniędzy, jedyną opcją było skorzystanie z telefonu publicznego. Weszłam do jakiejś kawiarni i łamanym włoskim mieszanym z angielskim poprosiłam kelnerkę, żeby pozwoliła mi skorzystać z telefonu w lokalu, bo mój smartfon skradziono. Zaprowadziła mnie na zaplecze, gdzie wisiał stary telefon stacjonarny.

Tchórzliwie zwiał

– Halo? – usłyszałam głos mamy.

– Mamo, to ja, Monika.

– Monika! Dziecko, co się dzieje? Wszystko w porządku? Jakiś twój przyjaciel do nas dzwonił i powiedział, że miałaś wypadek i że potrzebujesz pieniędzy na zapłacenie za szpital i powrót do Polski. Przysłaliśmy mu pieniądze, żeby mógł ci pomóc. Co się dzieje?! – mama była strasznie zdenerwowana.

Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. No jasne, miał numer mojej mamy, bo dzwoniłam z jego komórki! Luca oszukał moich rodziców, wykorzystując moją trudną sytuację. Wróciłam do pensjonatu, gdzie miałam spotkać się z Lucą, ale jego już tam nie było. Zniknął, pozostawiając mnie z poczuciem bezradności. Byłam wściekła na siebie, że dałam się tak łatwo nabrać.

Czułam się zagubiona, ale wiedziałam, że muszę działać. Pierwszym krokiem było skontaktowanie się z policją. Ponownie udałam się na posterunek i opowiedziałam całą historię, od momentu kradzieży mojej torebki, aż do odkrycia oszustwa Luki. Policjanci byli współczujący, ale też wyraźnie zmęczeni podobnymi historiami.

– Signorina, niestety turyści często padają ofiarą takich oszustów. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby odnaleźć Lukę i odzyskać pieniądze – zapewnił mnie jeden z funkcjonariuszy.

Nie wiedziałam, co robić

Wróciłam do pensjonatu, czując się bezradna. Miałam teraz tylko jedno wyjście – wrócić do Polski. Próbowałam zorganizować sobie bilet powrotny, ale bez pieniędzy i dokumentów było to niemożliwe. Musiałam poprosić rodziców o jeszcze jedną przysługę. Skontaktowałam się z nimi, wyjaśniając całą sytuację i prosząc o pomoc w zorganizowaniu powrotu.

– Kochanie, nie martw się, zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby ci pomóc – zapewnił mnie tata. – Wyślemy ci pieniądze na bilet i zorganizujemy tymczasowe dokumenty przez ambasadę.

Czekając na formalności, miałam czas na refleksję. Czułam się zdradzona i oszukana, ale jednocześnie wiedziałam, że nie mogę pozwolić, aby to doświadczenie zrujnowało moją miłość do podróży. Musiałam wyciągnąć wnioski i nauczyć się, jak unikać takich sytuacji w przyszłości.

Gdy wszystkie dokumenty były już gotowe, a pieniądze na bilet przelane na moje konto, mogłam wrócić do domu. Lot do Polski był pełen emocji. Czułam ulgę, że wracam do rodziny, ale jednocześnie gniew i smutek nie opuszczały mnie ani na chwilę.

Gdy wylądowałam na lotnisku w Warszawie, zobaczyłam rodziców czekających na mnie z otwartymi ramionami. Nie mogłam powstrzymać łez, gdy ich zobaczyłam.

– Całe szczęście, że jesteś cała! – wykrzyknęła mama, przytulając mnie mocno.

– Tato, mamo, tak bardzo mi przykro… – powiedziałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

– Nie przejmuj się, najważniejsze, że jesteś bezpieczna – tata uścisnął mnie.

Teraz czeka mnie długa droga do odzyskania zaufania do ludzi i samej siebie. Muszę również stawić czoła konsekwencjom swoich decyzji i nauczyć się, jak być bardziej ostrożną. Ale mam wsparcie rodziny i to dodaje mi sił.

Reklama

Monika, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama