Reklama

Po trudnym rozstaniu z partnerem poczułam potrzebę ucieczki od zgiełku Warszawy. Praca i codzienne obowiązki przestały dawać mi satysfakcję. Zdecydowałam się na samotną podróż do małego pensjonatu w chorwackim miasteczku nad Adriatykiem, licząc na spokój i chwilę refleksji.

Reklama

Po przyjeździe przeżyłam szok. Okazało się, że przez pomyłkę przydzielono mi pokój z nieznajomym – Jackiem, informatykiem z Poznania. Nie było innych możliwości noclegu, a pobyt był opłacony, więc stwierdziłam, że zaryzykuję.

Nasze pierwsze spotkanie było dalekie od ideału. Zderzyliśmy się ze swoimi różnymi oczekiwaniami, co zaowocowało niezręcznym i pełnym napięcia dialogiem. Jego chłód i lakoniczność tylko zwiększyły moje poczucie frustracji i rezygnacji, ale zarazem obudziły ciekawość.

Zbliżyliśmy się do siebie

Przebywanie w jednym pokoju z nieznajomym, którego nawyki działały mi na nerwy, nie było łatwe. Jacek miał tendencję do zostawiania rzeczy w porządku niemal wojskowym. Jego nocne chrapanie wyrywało mnie ze snu, a jego lakoniczność sprawiała, że rozmowy były ograniczone do minimum. Jednak z każdym dniem nasze poranne śniadania i spacery po plaży zaczynały przybierać inny ton. Powoli odkrywaliśmy, że łączy nas więcej, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

Pewnego wieczoru, siedząc na tarasie z widokiem na morze, odważyłam się zadać mu pytanie, które krążyło w mojej głowie od kilku dni.

– Dlaczego tu przyjechałeś? – zapytałam, starając się zachować obojętny ton.

Jacek chwilę milczał, patrząc na horyzont. W końcu odpowiedział:

– Potrzebowałem odpoczynku. Praca mnie wypalała, a związek... – urwał, jakby szukając właściwych słów.

– A związek? – zachęciłam go do kontynuowania.

– Skończył się, zanim tak naprawdę się zaczął – westchnął. – Czułem, że muszę się od tego odciąć, choć na chwilę.

W jego słowach było coś, co poruszyło struny mojej duszy. W końcu i ja trafiłam w to miejsce, szukając ukojenia po zawodzie miłosnym.

– Chyba wiem, o czym mówisz – przyznałam, otwierając się przed nim po raz pierwszy. – Czasem czuję, że nasze życie to ciągła pogoń za czymś, czego nawet nie potrafimy nazwać.

Nasz dialog, początkowo niezgrabny i ostrożny, zaczął zyskiwać na głębi. Coraz częściej rozmawialiśmy o przeszłości, o marzeniach, o ludziach, których zostawiliśmy za sobą w Polsce. Mur uprzedzeń, który zbudowaliśmy na początku, zaczął kruszyć się pod ciężarem wzajemnych zwierzeń i wspólnych doświadczeń. W miarę upływu czasu napięcie emocjonalne w naszej relacji rosło, ale z każdym dniem przybierało bardziej intymną formę.

Dałam się ponieść chwili

Z czasem nasze relacje zaczęły przypominać coś na kształt wakacyjnego flirtu. Choć wciąż dzielił nas dystans, to wspólne zwiedzanie okolicy i gotowanie w pensjonatowej kuchni zbliżały nas do siebie. Zaczęliśmy odkrywać w sobie radość, jakiej dawno nie czułam. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam się częściej uśmiechać. Było coś magicznego w codziennych spacerach po plaży i wieczornych rozmowach przy lampce wina.

Pewnego popołudnia Jacek zaproponował kąpiel w morzu o zachodzie słońca. Na początku byłam sceptyczna, ale jego entuzjazm był zaraźliwy. Biegnąc w kierunku fal, czułam się jak dziecko – wolna i beztroska. Woda była chłodna, ale przyjemnie orzeźwiająca. Śmiejąc się, rozpryskiwaliśmy ją na wszystkie strony.

Po kąpieli usiedliśmy na plaży, patrząc na czerwieniejące niebo. Milczeliśmy, ale cisza nie była niezręczna. Czułam, że ta chwila mówi więcej niż jakiekolwiek słowa. Jacek niespodziewanie zwrócił się do mnie z pytaniem, które mnie zaskoczyło:

– Myślałaś kiedyś, żeby coś zmienić? Żeby po prostu zostawić to wszystko i zacząć od nowa?

– Często – odpowiedziałam bez zastanowienia, zaskoczona własną szczerością. – Ale zawsze brakowało mi odwagi.

Spojrzeliśmy na siebie i wtedy stało się coś, co zmieniło wszystko. Jacek pochylił się, a nasze usta się spotkały. Pocałunek był delikatny, niepewny, jakbyśmy oboje zastanawiali się, czy to, co robimy, jest właściwe. Ale nie mogłam zaprzeczyć, że poczułam coś, co dawno wydawało mi się utracone – motyle w brzuchu i dreszcz emocji.

Tego wieczoru, po raz pierwszy od długiego czasu, czułam się prawdziwie szczęśliwa. Nasza relacja przestała być tylko przypadkowym zbiegiem okoliczności – stała się czymś więcej, czymś, co warto było odkrywać.

Poczułam się oszukana

Następnego dnia zbudziłam się z uczuciem lekkości. Złudna aura beztroski szybko jednak zniknęła, gdy zauważyłam, że Jacek nie wrócił do pokoju na noc. Byłam zaniepokojona, ale pomyślałam, że może potrzebował trochę przestrzeni dla siebie. Próbowałam się skupić na czytaniu książki, ale moje myśli ciągle krążyły wokół niego i naszej ostatniej nocy. Coś wisiało w powietrzu, a ja nie mogłam tego zignorować.

Po południu wróciłam do pokoju i zobaczyłam, że jego rzeczy zniknęły. Została tylko krótka notatka, którą zostawił na stoliku. "Przepraszam, musiałem wrócić wcześniej. Dziękuję za wszystko. J.". Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Czułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. Dlaczego nie mógł mi tego powiedzieć osobiście?

– Nie rozumiem – powiedziałam na głos, choć pokój był pusty. – Co się stało?

Próbowałam sobie jakoś wytłumaczyć jego nagłe zniknięcie. Może miał ważny powód, coś, o czym nie mógł mi powiedzieć. Ale mimo wszelkich prób zrozumienia, czułam się oszukana. W ciągu kilku dni, które spędziliśmy razem, nasze rozmowy i wspólne chwile nabrały dla mnie znaczenia. Teraz zostałam sama, z pytaniami, na które nie miałam odpowiedzi.

Po powrocie do Polski próbowałam nawiązać z nim kontakt, ale jego numer nie działał, a na moje e-maile nie odpowiadał. Z czasem wspomnienia o nim zaczęły blaknąć, ale uczucie zawodu nie znikało. Rzuciłam się w wir pracy, starając się zapomnieć, ale często wieczorami, przy kieliszku wina, wracałam myślami do tych dni nad Adriatykiem.

Mimo że starałam się nie dopuszczać do siebie emocji, nie potrafiłam zapomnieć o Jacku i o tym, jak krótka i intensywna była nasza wspólna historia.

Niespodziewane spotkanie

Minął rok, odkąd wróciłam z Włoch. Myślałam, że dawno zamknęłam ten rozdział, kiedy pewnego dnia, przeglądając książki w krakowskiej księgarni, zobaczyłam go. Jacek. Serce zabiło mi mocniej, ale starałam się zachować spokój. Nasze spojrzenia się spotkały, i choć na jego twarzy pojawiło się wyraźne zakłopotanie, podeszłam do niego z chłodnym uśmiechem.

– Jacek, to chyba jakiś żart – powiedziałam, starając się ukryć emocje.

– Beata... – zaczął, ale zdawało się, że słowa utknęły mu w gardle. – Nie spodziewałem się ciebie tutaj zobaczyć.

Jego zmieszanie nie umknęło mojej uwadze. Postanowiłam jednak, że chcę zrozumieć, co się wtedy stało, i zaproponowałam kawę w pobliskiej kawiarni. Siedząc naprzeciwko siebie przy małym stoliku, napięcie było niemal namacalne.

Dlaczego zniknąłeś? – zapytałam wprost, przerywając niezręczną ciszę.

Jacek spuścił wzrok, jakby szukając odpowiedzi w swoim kubku z kawą.

– Moja mama zachorowała – wyznał w końcu, a jego głos był cichy i pełen bólu. – Musiałem wrócić i zająć się wszystkim. Przepraszam, że cię zostawiłem bez słowa. Nie chciałem cię tym obarczać. Myślałem, że nic z tego nie będzie, nie chciałem kolejnego rozstania. Wolałem nie robić sobie nadziei...

Jego wyznanie nieco złagodziło mój gniew, ale wciąż czułam się zraniona.

– Mogłeś mi powiedzieć. Mogłeś się pożegnać – powiedziałam, czując, jak łzy zbierają mi się pod powiekami.

– Wiem. Ale to było tak nagłe, w rodzinie zapanował chaos. Nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić – tłumaczył, próbując złapać mój wzrok.

Mimo że jego wyjaśnienia przyniosły pewną ulgę, nie mogłam tak po prostu zapomnieć o bólu, jaki sprawił. Nasza rozmowa wypełniła przestrzeń między nami, ale nie była w stanie odbudować zaufania. Czułam, że choć próbowałam zrozumieć, nasze drogi nie będą takie same jak przedtem.

Zaczęłam patrzeć w przyszłość

Po spotkaniu z Jackiem wróciłam do Warszawy z mieszanymi uczuciami. Mimo że zrozumiałam powody jego zniknięcia, ciężar niedokończonej historii wciąż tkwił mi w sercu. Potrzebowałam zamknąć ten rozdział, więc postanowiłam napisać do niego ostatni mail. Nie oczekiwałam odpowiedzi, chciałam tylko wyrazić swoje podziękowanie za wspólne dni, które – mimo wszystko – były dla mnie cenne.

Kiedy usiadłam przed komputerem, zdałam sobie sprawę, jak wiele nauczyłam się przez ten rok. Przede wszystkim tego, że nie wszystkie relacje muszą mieć swój jednoznaczny cel. Czasem wystarczy, że po prostu są. Pisząc te słowa, poczułam spokój. Wysłałam wiadomość i po raz pierwszy od dawna poczułam, że jestem gotowa ruszyć dalej.

Dziękuję za wspólne chwile. Nauczyły mnie wiele o sobie samej – napisałam, klikając "wyślij". To było pożegnanie, którego potrzebowałam.

Puste mieszkanie wydawało się teraz nieco mniej przytłaczające. Patrząc przez okno na warszawską panoramę, zrozumiałam, że jestem gotowa otworzyć nowe drzwi w swoim życiu. Może Jacek też tego potrzebował. Może spotkanie z nim było tylko epizodem w mojej podróży, ale na pewno nie chciałam, aby to definiowało moją przyszłość.

Czasem los stawia na naszej drodze ludzi tylko na chwilę, by nauczyć nas czegoś ważnego. Jacek nauczył mnie, jak ważna jest otwartość i odwaga w obliczu niepewności. Nie wiedziałam, czy nasze ścieżki jeszcze się skrzyżują, ale byłam gotowa na wszystko, co przyniesie przyszłość.

Beata, 47 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama