„Wakacje w Portugalii skończyły się z wielkim hukiem. Tajemnicza koperta uświadomiła mi, z jakim dwulicowym łotrem żyję”
„Kiedy jechaliśmy z Michałem do Portugalii, wierzyłam, że ten wyjazd odmieni nasze życie. A jednak już w samolocie coś mi nie pasowało. Michał coraz częściej patrzył w telefon, był nieobecny. Myślałam, że może to tylko praca, zmartwienia, stres. Próbowałam zagłuszyć swoje przeczucia. Chciałam wierzyć, że to tylko mój strach”.

- Redakcja
Kiedy jechaliśmy z Michałem do Portugalii, wierzyłam, że ten wyjazd odmieni nasze życie. Miał być odpoczynkiem, chwilą wytchnienia po miesiącach napięć i kłótni. Ocean, słońce, spacery – wszystko miało być piękne, idealne, prawie jak na pocztówkach, które oglądałam w internecie, marząc o lepszym jutrze. A jednak już w samolocie coś mi nie pasowało. Michał coraz częściej patrzył w telefon, jakby świat wokół go nie obchodził. Myślałam, że może to tylko praca, zmartwienia, stres. Próbowałam zagłuszyć swoje przeczucia. Chciałam wierzyć, że to tylko mój strach.
Atmosfera była coraz bardziej napięta
– Gdzie jest mój krem do opalania? – Michał grzebał nerwowo w torbie, przewracając ubrania i kosmetyczkę.
– Myślałam, że włożyłeś go do walizki – odpowiedziałam spokojnie, choć poczułam ukłucie irytacji.
– No jasne, bo to zawsze ja mam o wszystko dbać – warknął, podnosząc głos.
– Michał, nie zaczynaj. Przecież to tylko krem, kupimy nowy – próbowałam go uspokoić, ale czułam, jak krew zaczyna mi pulsować w skroniach.
– Nie chodzi o krem, tylko o to, że ty nigdy niczego nie dopilnujesz – rzucił, a jego ton brzmiał, jakby to była moja wina, że coś zginęło.
– A ty? Ciągle w tym telefonie siedzisz! – wybuchłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. – Nawet na urlopie nie masz dla mnie czasu.
– Może dlatego, że wiecznie muszę się z tobą użerać? – odpowiedział z chłodnym uśmiechem, jakby bawiła go moja bezsilność. – Z tobą się nie da dogadać.
Siedziałam na łóżku z zaciśniętymi pięściami. Miałam ochotę rzucić w niego poduszką, talerzem, czymkolwiek. Michał wstał, sięgnął po klucze do pokoju i mruknął pod nosem:
– Idę na spacer.
Trzasnął drzwiami, a ja zostałam sama w dusznym pokoju hotelowym, patrząc na pogniecioną pościel i porozrzucane ubrania. Z każdą minutą czułam, jak frustracja miesza się z poczuciem winy, ale też z żalem. Czy naprawdę tak bardzo się zmieniłam? Czy to ja byłam powodem tego, co nas rozdzielało?
Znalazłam dowód zdrady
Późnym popołudniem wróciłam do pokoju szybciej, niż planowałam. Na plaży dopadło mnie zmęczenie. A może to ten ciężar w piersiach, który czułam od kilku dni? Gdy otworzyłam drzwi, w powietrzu unosił się dziwny spokój, jakby nic się nie wydarzyło. Michała nie było. Rozglądałam się po pokoju i wtedy coś przykuło moją uwagę – na łóżku, wśród porzuconych ubrań, leżała duża koperta.
Bez zastanowienia sięgnęłam po nią. Otworzyłam ją i zobaczyłam bilet lotniczy – imię, nazwisko, data: Michał Nowak, lot do Brazylii. Tylko jeden bilet. Moje serce zamarło, a w głowie zapanował chaos. Przecież my byliśmy w Portugalii. Razem. Co on miał robić w Brazylii? Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam?
Przewracałam kartki, szukając wyjaśnienia, aż z koperty wypadła mała notatka – list, zapisany schludnym, kobiecym pismem. „Nie mogę się doczekać, aż zaczniemy wspólne życie w Brazylii. Kocham cię. Twoja Sandra”.
Sandra. Znałam to imię. Nosiła je kobieta, na którą raz wpadliśmy w hotelu z Michałem. Zastanawiałam się, skąd ją kojarzy, ale wykręcił się znajomością z pracy. Teraz wszystko było jasne.
– Co to ma być? – wyszeptałam, czując, jak nogi się pode mną uginają.
Z listu biła pewność. Plany, daty, czułe słowa. Nie wiedziałam, czy mam płakać, czy krzyczeć, czy po prostu wyjść z pokoju i nigdy nie wrócić.
Przeszłam się po pokoju, trzymając bilet w dłoni jak dowód zdrady. A potem usiadłam na brzegu łóżka, patrząc w pustkę, z tym białym kawałkiem papieru w dłoni, który zburzył wszystko, co znałam.
Byłam na niego wściekła
Siedziałam na łóżku, wpatrując się w bilet i list, jakby miały same mi odpowiedzieć, co mam teraz zrobić. W głowie huczało, ręce drżały, a serce biło tak głośno, że słyszałam je w uszach. Gdy drzwi się otworzyły i Michał wszedł do pokoju, od razu zobaczył moją twarz. Zatrzymał się w pół kroku, jakby coś przeczuwał.
– Ewa… co się stało?
– Co się stało?! – wrzasnęłam, unosząc w górę bilet, który zadrżał w mojej dłoni. – Co to ma być, Michał? Lot do Brazylii? Sam?
Jego oczy rozszerzyły się na chwilę, po czym opuścił wzrok i spróbował zachować spokój.
– To… to służbowy wyjazd, Ewa. Służbowy.
– Służbowy?! Do Brazylii?! – zakpiłam, czując, jak gniew ściska mi gardło. – I ten list też jest służbowy? Od Sandry?! Mam ci go przeczytać?
– Ewa, posłuchaj… – Michał podszedł krok bliżej, ale cofnęłam się, jakby mnie oparzył. – To… to była chwila słabości. Chciałem ci to powiedzieć. Nie wiem, jak to się stało. Ty też się zmieniłaś, Ewa. Od miesięcy jesteś chłodna, obojętna. Czułem się samotny…
– Chcesz powiedzieć, że to moja wina? – zapytałam cicho, czując, jak coś pęka mi w środku. – To ja zmusiłam cię do tego, żebyś znalazł sobie nową kobietę i planował z nią nowe życie?!
Michał zamilkł. Nie patrzył mi w oczy. A ja siedziałam tam, drżąc, z poczuciem, że już nie ma nic do ratowania.
Wszystko było ukartowane
Nie wiedziałam, co robić. Serce waliło mi jak szalone, a bilet w dłoni palił jak rozgrzane żelazo. Zostawiłam Michała w pokoju, nawet nie patrząc na niego. Wyszłam, trzymając w ręce ten cholerny bilet i list Sandry, jakby to były jedyne dowody na to, że nie zwariowałam. Że to działo się naprawdę.
Schodząc po schodach, czułam, jak kolana mam z waty, a świat dookoła wiruje. Wpadłam na recepcjonistę, który patrzył na mnie z lekkim zaniepokojeniem.
– Przepraszam, czy wszystko w porządku? – zapytał, przechylając głowę.
– Nie wiem – wymamrotałam, a mój głos był dziwnie obcy.
– Pani mąż prosił o taksówkę na jutro rano. Na lotnisko – dodał, jakby mimochodem, jakby mówił o pogodzie.
Zamrugałam, czując, że to, co mówi, wcale mnie nie dziwi. Jasne, Michał już wszystko zaplanował – wylot, odejście, nowe życie z Sandrą. A ja? Ja miałam tu zostać, może nawet opłacić rachunek za pokój.
– A więc on naprawdę... – wyszeptałam, patrząc w przestrzeń.
Nie powiedziałam już ani słowa. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam przed hotel. Usiadłam na schodach, czując, jak narasta we mnie złość. Byłam naiwna, głupia. Jak mogłam tego nie zauważyć wcześniej? Jak mogłam pozwolić, żeby mnie tak traktował?
Siedziałam tam długo, patrząc na ludzi mijających hotel, na ich rozmowy, śmiechy, gesty – a mnie rozsadzał ból, którego nikt nie widział.
Wszystko stało się jasne
Nie wiedziałam, co mnie pchało, ale musiałam ją zobaczyć. Sandrę. Tę, która planowała z Michałem nowe życie, jakby mnie nigdy nie było. Poszłam na taras hotelu, gdzie wcześniej widziałam ją przelotnie – wysoką, z ciemnymi włosami, uśmiechniętą. Teraz siedziała tam z Michałem, oboje pochylali się nad telefonem, jakby właśnie rezerwowali bilety na nową przyszłość.
Zatrzymałam się, patrząc na nich, a serce waliło mi jak młotem. Podeszłam powoli, słysząc stuk moich własnych kroków. Michał podniósł głowę pierwszy, a jego twarz zbladła. Sandra odwróciła się dopiero po chwili i spojrzała na mnie bez cienia skrępowania.
– Więc to ty… – powiedziałam cicho, czując, jak głos drży mi z wściekłości i rozpaczy. – To dla niej mnie zostawiasz?
Sandra uśmiechnęła się, lekko przechylając głowę, jakby właśnie wygrała.
– Nie wiedziałam, że Michał jeszcze nie powiedział ci wszystkiego – odparła chłodno, z takim spokojem, który aż mnie zmroził. – Przepraszam… a właściwie to nie, nie przepraszam.
– Ewa, proszę, nie rób scen – Michał próbował załagodzić sytuację, ale to było żałosne.
Patrzyłam na nich przez chwilę, czując, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Michał był wyraźnie skrępowany, a Sandra… ona wyglądała, jakby wygrała ze mną w konkursie, o którym nawet nie wiedziałam, że trwa.
Nie powiedziałam już ani słowa. Odwróciłam się i odeszłam, czując, jak łzy palą mnie pod powiekami, a w sercu został tylko ciężar, którego nie dało się unieść.
Musiałam żyć dalej
Siedziałam na plaży, patrząc na ocean, który rozciągał się przede mną jak bezkresna tafla spokoju. Fale rytmicznie uderzały o brzeg, a ja próbowałam zsynchronizować z nimi oddech, uspokoić myśli, które kłębiły się w mojej głowie. Michał... Sandra... bilety do Brazylii... To wszystko wydawało się teraz jak zły sen, z którego obudziłam się za późno. Czułam ból, tak głęboki, że aż fizyczny – w klatce piersiowej, w gardle, w każdym zakamarku ciała. Ale obok bólu pojawiło się coś jeszcze – coś dziwnego, cichego, jakby ulga.
Ulga, że już wiem. Że nie muszę się oszukiwać, czekać na jego spojrzenie, czekać, aż znowu będziemy między nami dobrze. Bo nie będzie. Nigdy nie było. Michał zawsze myślał o sobie. Zawsze. A ja... ja przez lata udawałam, że tego nie widzę, bo bałam się, że jak odejdzie, to zostanę sama. A teraz byłam sama. I to wcale nie bolało już tak, jak myślałam.
Patrzyłam, jak zachodzi słońce, jak niebo zmienia kolory z pomarańczu na ciemny granat. Ludzie wokół rozmawiali, śmiali się, pili wino. A ja wstałam, otrzepałam piasek z sukienki i ruszyłam przed siebie.
Nie wiedziałam jeszcze, co zrobię – czy wrócę do Polski, czy zostanę tutaj. Ale wiedziałam jedno: od teraz zacznę żyć dla siebie. Bez Michała. Bez jego kłamstw. Bez czekania na coś, co nigdy nie nadejdzie.
Podniosłam głowę, poczułam ciepło na twarzy i pierwszy raz od dawna uśmiechnęłam się sama do siebie.
Ewa, 34 lata
Czytaj także:
- „Romans z sąsiadem miał być antidotum na samotność emerytki. Nie tylko ja korzystałam z jego towarzystwa”
- „Luksusowe randki z mężem uśpiły moją czujność. W porę się obudziłam i zaczęłam go śledzić, aż odkryłam prawdę”
- „Mój niedoszły mąż tuż przed ślubem pokazał swoje prawdziwe oblicze. W tej sytuacji mogłam zrobić tylko jedno”