„Wakacje w Chorwacji miały być odpoczynkiem po trudnym rozstaniu. Chwilę zapomnienia znalazłam w ramionach nieznajomego”
„Zauważyłam go już wcześniej, ale dopiero kiedy przeszedł obok mnie i schylił się, żeby poprawić swój parasol, przyciągnął moją uwagę. Wysoki, z jasnobrązowymi włosami i ciemną opalenizną. Miał coś w sposobie poruszania się – spokój, którego mi tak brakowało. Wszystko zaczęło się od drobiazgu”.

- Redakcja
Jestem po trzydziestce i jeszcze kilka miesięcy temu byłam przekonana, że wiem, czym jest miłość. Że jeśli człowiek budzi się codziennie obok tego samego mężczyzny przez niemal dekadę, to znaczy, że są razem na dobre i złe. A potem... potem budzisz się sama. I wszystko, co było twoją codziennością, rozpływa się w powietrzu. Kiedy Bartek odszedł, zostało mi mieszkanie, wspomnienia i pustka, której nic nie potrafiłam wypełnić. Noce zamieniły się w niekończące się przewracanie z boku na bok, poranki – w walkę o wstanie z łóżka. Brakowało mi nie tylko jego obecności. Brakowało mi bliskości, rozmów, dotyku, który przypominał mi, że jestem dla kogoś ważna. A może – że w ogóle jestem. Kasia, moja przyjaciółka od liceum, od razu na to zareagowała.
– Musisz się wyrwać, Anka. Zmienić klimat, zobaczyć coś innego niż te same cztery ściany – powiedziała pewnego wieczoru, kiedy znów siedziała obok mnie na kanapie i patrzyła, jak wpycham do ust kolejną kostkę czekolady.
I tak zrodził się plan wyjazdu do Chorwacji. Trochę szalony, jak na kobietę w emocjonalnej rozsypce, ale z drugiej strony – co mogłam stracić? Pierwszego dnia, kiedy samolot wylądował, poczułam coś dziwnego. Mieszaninę strachu i nadziei. Nie chciałam niczego. A może chciałam wszystkiego – od nowa, inaczej, lepiej. Jeszcze tego nie wiedziałam, ale ten wyjazd miał złamać mnie drugi raz. I to zupełnie inaczej niż Bartek.
– Jakieś przeczucia? – zapytała Kasia z uśmiechem, kiedy pierwszego wieczoru piłyśmy wino na balkonie z widokiem na morze.
– Mam tylko nadzieję, że się nie rozkleję publicznie – odpowiedziałam z grymasem. – Albo że nie zakocham się w pierwszym lepszym Chorwacie.
– Oj, Anka, ty to zawsze dramatyzujesz. Może właśnie czas na jakąś miłą przygodę, co?
Nie odpowiedziałam. Nie miałam odwagi jej powiedzieć, że bardziej niż przygody, boję się, że ktoś znów dotknie mojego serca i zostawi tam ślad.
Nie czułam się zagrożona
Było gorące popołudnie, a plaża tętniła życiem. Kasia poszła po lody, ja zostałam z ręcznikiem i książką, której nawet nie próbowałam czytać. Słońce paliło mocno, ale nie chciałam się przesuwać. Patrzyłam na ludzi, jakby ich beztroska mogła mi się udzielić, choć trochę. Zauważyłam go już wcześniej, ale dopiero kiedy przeszedł obok mnie i schylił się, żeby poprawić swój parasol, przyciągnął moją uwagę. Wysoki, z jasnobrązowymi włosami i ciemną opalenizną. Miał coś w sposobie poruszania się – spokój, którego mi tak brakowało. Wszystko zaczęło się od drobiazgu. Wiatr porwał mój ręcznik, który zawinął się i zaczął sunąć po piachu w stronę wody. Podbiegł i złapał go, zanim zdążył się zamoczyć. Uśmiechnął się, gdy mi go podawał.
– Uciekł ci – powiedział.
– Mam do niego słabość, często się buntuje – odpowiedziałam, zaskoczona własną odwagą.
– Może trzeba mu znaleźć coś cięższego na róg. Butelkę z wodą? Kamień?
– Albo silniejszą rękę, która go przytrzyma – zażartowałam i zaraz pożałowałam. Zabrzmiało to bardziej flirtująco, niż chciałam.
– Marek – przedstawił się i wyciągnął rękę.
– Anna – odpowiedziałam, uśmiechając się z wdzięcznością.
Usiadł obok, choć zostawił wyraźnie przestrzeń, jakby chciał zaznaczyć, że się nie narzuca. Zaczął rozmowę o książce, którą trzymałam w ręku. Zapytał, czy to dobra historia, i zanim się zorientowałam, rozmawialiśmy już o powieściach, podróżach i tym, że Chorwacja jest idealna, by posłuchać własnych myśli. Był uważny. Nie patrzył na mnie nachalnie, nie zadawał osobistych pytań, ale każde jego zdanie miało w sobie ciepło. Nie czułam się zagrożona. Po raz pierwszy od długiego czasu chciałam z kimś zostać dłużej niż na chwilę. Wróciła Kasia z lodami i uśmiechnęła się porozumiewawczo.
– Nowy znajomy? – zapytała, kiedy Marek się oddalił, tłumacząc, że jego znajomi czekają niedaleko.
– Pomógł mi złapać ręcznik – odpowiedziałam, próbując zabrzmieć obojętnie.
Ale nie byłam obojętna. Jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo ta rozmowa zostanie ze mną na długo.
Moje ciało reagowało na niego
Następnego dnia spotkaliśmy się przypadkiem – a może nie do końca. Siedziałam z Kasią w tej samej kawiarni przy plaży, gdzie dzień wcześniej Marek wspomniał, że lubi pić poranną kawę. Zobaczyłam go, kiedy wchodził, rozglądając się uważnie. Nasze spojrzenia się spotkały. Podszedł, uśmiechnięty, pewny siebie, ale w jego głosie wciąż była ta sama łagodność.
– Czy mogę się przysiąść, czy to poranna narada strategiczna? – zapytał, wskazując na wolne krzesło.
– Jesteś bezpieczny, jeszcze nie ustaliłyśmy planu podboju świata – odpowiedziała Kasia, patrząc na mnie znacząco.
Zamówił espresso i rozmawialiśmy chwilę we troje. Był dowcipny, ale nie przerysowany, mówił z szacunkiem do kobiet, słuchał. W końcu Kasia powiedziała, że idzie na spacer, zostawiając mnie samą z Markiem. Poszliśmy na plażę. Było późne popołudnie, słońce już nie parzyło, morze było spokojne i błyszczące. Zanurzyliśmy się razem w wodzie, a potem siedzieliśmy na kamieniach z nogami w wodzie. Miał wilgotne włosy, które odgarniał z czoła, mówił o swoim dzieciństwie nad jeziorami i o tym, że zawsze czuł się lepiej wśród wody niż w mieście.
Opowiadał o pracy, ogólnie, bez szczegółów – był związany z czymś technicznym, mówił, że dużo podróżuje, czasem za granicę. Z jakiegoś powodu podobała mi się ta niepełna opowieść. Może dlatego, że czułam, jak bardzo mnie uspokajał jego głos. Później wróciliśmy na plażę z butelką wina, kupioną po drodze. Piliśmy je z plastikowych kubków, śmiejąc się z jego kiepskiej chorwackiej wymowy i mojej równie nieporadnej. Mówił, że podoba mu się moje imię. Siedzieliśmy obok siebie, nie dotykając się, ale czułam, że moje ciało reaguje. Nie przez wino. Przez bliskość, która była inna. Czułam się lekka, rozluźniona. A przede wszystkim – bezpieczna. Nie wiem, kto zaczął temat samotności. Może ja. Opowiedziałam mu trochę o sobie, bardzo delikatnie, w ogólnikach. Powiedziałam, że niedawno coś się we mnie skończyło i teraz próbuję zrozumieć, co dalej. Nie zapytał o więcej. Nie oceniał.
– Czasem trzeba wyjechać daleko, żeby usłyszeć samego siebie – powiedział wtedy, patrząc w wodę.
– A czasem wystarczy jedna osoba, która zada ci właściwe pytanie – odpowiedziałam cicho.
Nie wiem, kiedy zrobiło się ciemno. Ale wiem, że tego wieczoru nie chciałam, żeby to się kończyło.
Wyznał mi bolesną prawdę
To był nasz ostatni dzień. Czułam to od rana, choć jeszcze nie znałam prawdy. Marek zadzwonił z pytaniem, czy spotkamy się po południu. Zgodziłam się bez wahania. Kasia poszła na zakupy, a ja poszłam na spacer wzdłuż wybrzeża, udając przed sobą, że jestem spokojna. Ale coś mnie uwierało. Może to był sposób, w jaki mówił wczoraj, że ma jeszcze kilka rzeczy do przemyślenia. Albo ten jego wzrok, jakby na chwilę gdzieś odpływał. Spotkaliśmy się w umówionym miejscu, niedaleko starego portu. Uśmiechał się, ale jego oczy były inne. Spokojniejsze, może bardziej zamknięte. Szliśmy długo w milczeniu, potem usiedliśmy na niskim murku przy brzegu. Morze było wzburzone, niebo ciężkie od chmur. Cisza między nami nie była już komfortowa.
– Ania– powiedział w końcu, cicho. – Muszę ci coś powiedzieć.
Nie odpowiedziałam. Wbiłam wzrok w fale, czując, jak moje serce zaczyna bić szybciej.
– Jestem żonaty – powiedział to, jakby wbijał gwóźdź. – Mój związek… nie układa się. Nie wiem, czy to się jeszcze da naprawić. Ten wyjazd miał mi pomóc to zrozumieć.
Odwróciłam głowę, powoli. Patrzyłam na niego i nie potrafiłam nic powiedzieć. Czułam, jak ogarnia mnie coś chłodnego, jakby wszystko, co między nami się wydarzyło, nagle zmieniło swój smak. Czułam, że to nie był przypadek. Że nie pojawił się tu ot tak. Że ja byłam częścią jakiegoś jego planu, choć może nawet nie był tego świadomy, zanim się to wszystko zaczęło.
– Nie chciałem cię skrzywdzić – dodał.
– Za późno – odpowiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niego.
Nie zaprzeczył. Milczał. Patrzył w przestrzeń, jakby próbował uciec wzrokiem od tego, co powiedział.
– Nie planowałem tego. Ty... byłaś jak... coś, co przypomniało mi, jak to jest być prawdziwie z kimś. I zapomniałem, że nie mam do tego prawa.
Nie potrafiłam płakać. Nie potrafiłam się wściec. Tylko siedziałam i próbowałam oddychać, jakby moje ciało odłączyło się od reszty.
– Dlaczego mi to mówisz teraz? – zapytałam.
– Bo nie chciałem cię zostawić z czymś, co nie było prawdą. I nie chcę cię dłużej okłamywać – odpowiedział.
Wstałam. Nie czekałam, aż się pożegna. Odeszłam bez słowa, z głową podniesioną wysoko. Każdy krok bolał. Każde wspomnienie z ostatnich dni gryzło mnie pod skórą. Nie spojrzałam za siebie.
Chciałam jedynie zniknąć
Powrót do Polski był cichy. Kasia nie zadawała pytań, a ja nic nie mówiłam. W samochodzie z lotniska rozmawiałyśmy o pogodzie i o tym, jak ciężko będzie wrócić do codzienności. Chciała się ze mną umówić na kolację, ale powiedziałam, że muszę się rozpakować i odespać. Kłamałam. Niczego nie chciałam rozpakowywać. Chciałam jedynie zniknąć. Minęły dni, może tygodnie. Wszystko zlało się w jedną masę. Praca wydawała się snem, przez który przechodziłam w milczeniu. Wciąż potrafiłam się uśmiechać, kiwać głową, nawet żartować z kolegami w biurze. Ale w środku czułam się, jakby ktoś zostawił we mnie ciężar, którego nie umiałam unieść.
Nie mówiłam o nim nikomu. Nie powiedziałam nawet Kasi. Czułam się winna, choć to on mnie oszukał. Wstydziłam się, że tak łatwo zaufałam. Że pozwoliłam sobie na marzenie, które od początku nie miało prawa istnieć. Kasia w końcu zapytała. Siedziałyśmy u mnie, piłyśmy herbatę i oglądałyśmy zdjęcia z wyjazdu, które przyniosła na pendrivie. Na jednym z nich byłam ja – śmiałam się, stojąc na plaży z rozwianymi włosami, w tej granatowej sukience, którą nosiłam tam najczęściej.
– Odezwał się? – zapytała nagle, nie patrząc na mnie, tylko na zdjęcie.
Zawahałam się, zbyt długo.
– Nie – odpowiedziałam, zbyt szybko.
– Aha – mruknęła tylko, nie drążyła. Może wiedziała, że nie chcę mówić. Może nie chciała wiedzieć.
Kiedy została sama, długo siedziałam na podłodze przy łóżku, trzymając kubek zimnej herbaty. W głowie kłębiły mi się pytania, których nie zadam nigdy na głos. Czy wrócił do niej od razu? Czy powiedział jej, że mnie poznał? A może skłamał, tak jak mnie – tylko w drugą stronę? Nie miałam prawa pytać. Nie miałam prawa wiedzieć. A mimo to każda myśl o nim bolała jak oddech w zatrutym powietrzu.
Anna, 30 lat
Czytaj także:
- „Wiejski stół i disco polo zamieniliśmy na ślub na plaży w Maladze. Rodzina nas wyklęła, bo co sąsiedzi powiedzą”
- „Rodzina zmusiła mnie do ślubu, bo nasionko już kiełkowało. Okazało się, że nie tylko ja uprawiałem ogródek narzeczonej”
- „W spadku po dziadku rodzina zgarnęła kasę, a ja rupiecie. Tyle że dziadek ukrył w nich coś więcej”