Reklama

Nie wierzę w romantyczne uniesienia. Nigdy nie wierzyłam. Kiedyś może jeszcze dawałam się nabrać na te wszystkie historie o bratnich duszach, o ludziach, którzy kończą zdania za siebie. Ale potem minęło kilka lat, a ja zrozumiałam, że prawdziwe rozmowy w związkach są głównie o rachunkach, codziennych obowiązkach, decyzjach, które trzeba podejmować wspólnie – albo samotnie, mimo że nie jest się samemu.

Reklama

Z Kamilem jesteśmy razem od pięciu lat. Mówię „razem”, ale tak naprawdę to często czuję się, jakbyśmy tylko mieszkali pod jednym dachem. On chodzi swoimi ścieżkami, ja swoimi. Łączą nas zakupy spożywcze, wspólne seriale, czasem szybki seks. I milczenie – tego mamy najwięcej. Czasem myślę, że to całkiem wygodne – nie musieć się angażować. Nie musieć liczyć na nic wielkiego.

Ten wyjazd był jego pomysłem. Wakacje nad morzem, „żeby się przewietrzyć”, jak to ujął. Małe miasteczko, cisza, plaża, i – jak się okazało – znajomi z czasów dzieciństwa Kamila. Oliwia i jej narzeczony. Para niemalże wyjęta z reklamy: ona promienna, pewna siebie, on zakochany po uszy.

Poznaliśmy się przy lodach. Potem było kilka spotkań – plażowanie, piwo na deptaku, śmiechy. I nagle zaproszenie na ich ślub. Myślałam: czemu nie? To tylko weekend, impreza. Miła odskocznia.

W dzień wesela spóźnialiśmy się, jak zwykle zresztą.

Możesz się pospieszyć? – zapytałam, stojąc w sukience przy drzwiach, a Kamil wciąż krążył po pokoju w bokserkach.

– Już, chwileczkę… Nie zgubią się beze mnie, Sara, no spokojnie.

– Nie chodzi o nich, tylko o to, że nie lubię się spóźniać, a tym bardziej wchodzić na salę, kiedy już wszyscy siedzą.

– Ty i twoje zasady… – mruknął i zniknął w łazience.

Poczułam znajome ukłucie w żołądku. To był taki nasz standardowy moment. On się śmiał ze mnie, ja się zamykałam w sobie. Wyszliśmy dwadzieścia minut później. W milczeniu.

Wesele było jak z filmu

Sala weselna była jak z bajki – białe obrusy, lampiony, girlandy z kwiatów. W tle grał kwartet smyczkowy, dzieci biegały między stołami, kelnerzy roznosili szampana. Oliwia wyglądała jak z magazynu ślubnego: koronkowa suknia, perfekcyjny makijaż, uśmiech od ucha do ucha.

Przesadzili z tym wszystkim – mruknął Kamil, kiedy usiedliśmy przy stole.

– Może po prostu chcieli mieć pięknie – odparłam, rozglądając się po sali.

Albo się pokazać, że ich stać – prychnął.

Nie odpowiedziałam. Nie chciałam zaczynać kolejnej kłótni, zwłaszcza tutaj. Zamoczyłam usta w winie, choć smakowało mi jak ocet. Zaczęłam obserwować ludzi: starsza pani w złotej sukni poprawiała włosy, młoda dziewczyna z za dużymi rzęsami kręciła się przy orkiestrze.

Nagle, tuż obok mnie, pojawiła się Oliwia. Z bliska wyglądała jeszcze piękniej. Pachniała jaśminem i lawendą, jakby w ogóle się nie pociła.

Nachyliła się do mojego ucha. Widziałam, że jest już lekko wstawiona. Poczułam jej ciepły oddech. Myślałam, że chciała nam podziękować za przyjście. Ale nie o to chodziło.

– Mam pewien sekret… Twój facet zdradził cię ze mną dwa tygodnie temu – szepnęła. – Zaraz jak przyjechaliście.

Zamarłam. Świat się zatrzymał. Muzyka zniknęła, śmiechy zamilkły. Usłyszałam tylko własny oddech.

Oliwia odsunęła się, ale zaraz wróciła, jeszcze bliżej.

– I jeszcze jedno: jestem w ciąży.

Nie wiem, jak długo siedziałam bez ruchu. Minuta? Godzina? Serce waliło mi w uszach. Wstałam powoli, nie mówiąc ani słowa. Przeszłam przez salę, potykając się o krzesło. Zatrzasnęłam drzwi łazienki i oparłam się o umywalkę. Spojrzałam w lustro – twarz blada, oczy szkliste.

„To prowokacja” – próbowałam się przekonać. „To jakiś głupi żart”. Ale coś we mnie już się zmieniło.

Chodziłam jak we śnie

Wracałam na salę powoli, jakby każdy krok miał mnie uratować przed tym, co usłyszałam. Zatrzymałam się przy lustrze w korytarzu, poprawiłam włosy. Musiałam wyglądać normalnie. Nie chciałam, żeby Kamil wiedział, że coś jest nie tak. Jeszcze nie.

Usiadłam z powrotem przy stole. Kamil od razu spojrzał na mnie podejrzliwie.

Długo cię nie było. Wszystko w porządku?

– Nie wiem. Może później porozmawiamy – odpowiedziałam, patrząc gdzieś w bok.

Coś się stało?

– Kamil, proszę cię. Daj mi chwilę.

Zamilkł. Wrócił do jedzenia, ale widziałam, że czasem zerkał na mnie ukradkiem. Ja z kolei nie spuszczałam z niego wzroku. Każdy jego gest, każde spojrzenie, każdy uśmiech wydawał się nagle podejrzany. Czy spojrzał w stronę Oliwii? Czy jej unikał?

Zaczęłam analizować ostatnie tygodnie. Jego nagłe wieczorne wyjścia „z chłopakami”, te momenty, kiedy nie miał ochoty na seks, jakby był zmęczony... Czy to było wtedy? Dwa tygodnie temu? Wtedy, gdy powiedział, że musi pójść popracować w spokoju?

Zerknęłam w stronę Oliwii. Tańczyła właśnie z mężem. Uśmiechnięta. Tryskająca szczęściem. Jakby nic się nie stało. Nie jakby właśnie zniszczyła komuś życie.

Gdy wróciliśmy do apartamentu, czułam się jak bomba z opóźnionym zapłonem. Kamil rzucił się na łóżko i przeciągnął z westchnieniem.

– Fajne wesele, nie?

– Ty naprawdę nie widzisz, że coś jest nie tak? – zapytałam, nawet nie próbując ukryć tonu.

– No właśnie widzę, że coś z tobą nie tak. Co się dzieje?

Może ty mi powiesz?

– Co niby mam powiedzieć? Sara, ja nie jestem jasnowidzem.

Patrzyłam na niego przez chwilę. Był taki spokojny. Zbyt spokojny. Milczałam. Nie miałam jeszcze siły usłyszeć prawdy. Odwróciłam się do ściany na łóżku.

Niczego się nie wyparł

Nie spałam. Leżałam w ciemności, słuchając miarowego oddechu Kamila. Spał spokojnie, jakby świat się nie zawalił. Jakby nie był winny niczego.

W końcu wstałam. Usiadłam na krawędzi łóżka, potem wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju. W końcu podeszłam do jego strony łóżka.

– Kamil – szepnęłam, choć drżałam cała. – Obudź się.

– Hmm? Co się stało? – przewrócił się na plecy, przecierając oczy.

Muszę coś wiedzieć.

– Teraz? Sara, jest środek nocy…

– Odpowiedz mi. Spałeś z Oliwią?

Zamilkł. To była chwila. Ułamek sekundy. Ale wystarczył.

– Nie wiem, co ci powiedziała, ale… to był błąd.

Zrobiło mi się niedobrze.

– Więc to prawda.

Nie planowałem tego. Byliśmy na plaży, piłem… ona też piła. Zaczęło się od żartu, od rozmowy. Potem jakoś tak…

– Jakoś tak? – mój głos brzmiał obco, sucho. – Ty to nazywasz „jakoś tak”?

Kamil wstał. Był boso, w samych bokserkach. Wyglądał żałośnie. Nie było w nim tej pewności, która tak mnie kiedyś pociągała.

– Nie wiem, co mam ci powiedzieć. To był jeden raz. Nic nie znaczył.

Ona twierdzi, że jest w ciąży.

Znów cisza.

– Co?

– Nie zaprzeczysz niczemu?

Sara, ja… nic nie wiem. Może. Miałem zabezpieczenie, ale… nie jestem pewien.

Usiadłam na łóżku. Ręce mi się trzęsły.

Jak mogłeś? Jak mogłeś spojrzeć mi w oczy i przyjechać tutaj, do niej, do niej na ślub?! Po tym wszystkim?

Kamil usiadł obok, próbował złapać mnie za dłoń. Cofnęłam się.

– Sara, błagam…

Nie mów do mnie „błagam”. Po prostu... zostaw mnie na chwilę.

Nie zapłakałam. Jeszcze nie. Siedziałam w milczeniu, wpatrzona w ścianę, z pustką tam, gdzie kiedyś była miłość.

Nie było mi jej szkoda

Wyszłam z apartamentu bez słowa. Była może trzecia w nocy. Powietrze było ciężkie od wilgoci, pachniało solą i zbutwiałymi wodorostami. Miasteczko spało. Tylko kilka neonów świeciło się jeszcze na deptaku. Szłam bez celu. W sandałach, w sukience, w której jeszcze kilka godzin temu czułam się ładna. Teraz uwierała mnie jak obcy kostium.

W głowie kłębiły się obrazy. Kamil i Oliwia. Na plaży, może w jej domu. Może nawet w tym samym apartamencie, w którym teraz próbowałam oddychać. Pamiętałam, że mówił coś wtedy o tym, że „późno wróci”. Kłamał mi prosto w oczy.

Szłam wzdłuż nabrzeża. Zobaczyłam światło na końcu molo. Ktoś siedział. Przez chwilę chciałam zawrócić, ale potem rozpoznałam sylwetkę. To była Oliwia.

Siedziała w sukni ślubnej, ze zdjętymi butami, nogi miała zanurzone w wodzie. Usłyszała moje kroki, ale się nie odwróciła.

Wiedziałam, że cię spotkam – powiedziała cicho.

Zatrzymałam się za nią.

Po co to wszystko? – zapytałam. – Po co mi to mówiłaś?

Odwróciła głowę. Jej makijaż był rozmazany. Wyglądała jak aktorka po dramatycznej scenie.

– Bo nie mogłam inaczej. Bo… chciałam go dla siebie. Ale teraz… sama nie wiem, czy chcę tego dziecka.

Milczałam. Patrzyłam na nią z góry i czułam, jak we mnie kotłują się sprzeczne emocje. Wstręt. Żal. Może nawet współczucie. Ale nie powiedziałam nic.

Po chwili odwróciłam się i odeszłam. Nie chciałam już widzieć ani jej, ani jego. Chciałam tylko ciszy. Dla siebie.

Myślał, że mu wybaczę

Wróciłam nad ranem. Słońce dopiero przecierało się przez chmury. W apartamencie było cicho. Kamil siedział przy stole, jakby nie spał ani chwili. Wyglądał na zmęczonego, zgaszonego. Na stole stał kubek po kawie, zimny.

Nie spojrzałam na niego. Poszłam prosto do walizki i zaczęłam pakować swoje rzeczy.

Sara… nie rób tego – powiedział w końcu. – Pogadajmy. Proszę cię.

– Nie ma o czym – odpowiedziałam bez emocji.

– Wiem, że zawaliłem. Ale… chcę to naprawić.

Zatrzymałam się. Odwróciłam w jego stronę. Widziałam jego twarz – zmęczoną, pełną lęku. Ale już mnie to nie ruszało.

– To wszystko przez jeden błąd… – powiedział, rozkładając ręce.

– Nie – przerwałam. – To przez wszystkie te małe rzeczy, których nie zauważałeś. Przez to, jak patrzyłeś na mnie, jak mnie traktowałeś. To nie chodzi tylko o nią. To chodzi o wszystko.

Usiadł na kanapie i zakrył twarz rękami.

Nie chcę cię stracić – powiedział z głębi. – Błagam cię…

Podniosłam walizkę i podeszłam do drzwi. Przez chwilę się zawahałam.

Już mnie straciłeś, Kamil – odpowiedziałam. – Tylko jeszcze o tym nie wiesz.

Wyszłam. Drzwi zamknęły się za mną bez trzasku. Cicho. Tak jak nasze rozstanie. Bez dramatów. Bez krzyków.

Nigdy im tego nie zapomnę

Wróciłam sama. Podróż powrotna dłużyła się niemiłosiernie, ale czułam ulgę. Jakby ten bagaż, który ciągnęłam za sobą, był tylko namiastką tego, co zostawiłam za sobą.

W domu panowała cisza. Włożyłam walizkę do szafy, usiadłam na łóżku i zaczęłam się zastanawiać, co teraz. Co dalej? Nie miałam pojęcia. Telefon zawibrował. Wiadomość od Kamila: „Proszę, daj mi jeszcze szansę”. Nie odpisałam. Zaraz potem przyszła kolejna – od nieznanego numeru. „Wybacz” – napisała Oliwia i się podpisała. Popatrzyłam na ten jeden wyraz. Przez chwilę czułam, jakby coś ścisnęło mnie za gardło. Ale po chwili – wykasowałam wiadomość. Bez czytania. Bez odpowiedzi.

Nie wiem, czy kiedyś wybaczę. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będę potrafiła zaufać. Nie jestem jedną z tych kobiet, które podnoszą się po zdradzie z uśmiechem i idą na jogę.

Czuję się pusta. Zmęczona. Rozbita. Ale wiem jedno – nie mogę już wrócić. Ani do Kamila. Ani do tej siebie, która wierzyła, że wygodne milczenie to wystarczający fundament dla związku.

Patrzę przez okno. Ludzie idą do pracy, śpieszą się, noszą zakupy. Świat nie zatrzymał się tylko dlatego, że mnie ktoś złamał. I dobrze. Może to właśnie początek.

Może od teraz będę żyła dla siebie. Choć jeszcze nie wiem, jak to się robi. Ale chcę się dowiedzieć.

Sara, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama