Reklama

Śnieg skrzypiał pod naszymi butami, gdy szliśmy w stronę schroniska. Tomek, jak zawsze, pewnym krokiem, ja – ostrożnie, próbując nadążyć. Mróz szczypał w policzki, ale on zdawał się tego nie zauważać. W jego oczach błyszczało podekscytowanie, które kiedyś tak bardzo mnie przyciągało. To miał być nasz wyjątkowy wyjazd, prezent na walentynki. Oderwanie się od codzienności, kilka dni tylko dla nas. Czułam, że tego potrzebujemy – ostatnio było między nami inaczej, jakby coś się rozluźniło, jakby Tomek… odpływał.

Reklama

– Dobrze, że przyjechaliśmy – powiedział, zerkając na mnie. – Trochę nam się to należało, prawda?

Kiwnęłam głową, choć wcale nie byłam pewna. W ostatnich tygodniach był dziwnie nieobecny.

– Jutro zjadę ze szczytu sam – oznajmił nagle.

– Sam? – zdziwiłam się.

– Muszę trochę pobyć ze sobą.

Coś ścisnęło mnie w żołądku.

Czułam niepokój

Tomek wstał wcześnie, zanim zdążyłam się dobudzić. Kiedy wrócił do pokoju, pachniał kawą i zimnym powietrzem.

– Wciąż chcesz zjechać sam? – spytałam, siadając na łóżku i przecierając oczy.

– Tak, to tylko jeden zjazd. Spotkamy się na dole – uśmiechnął się lekko, jakby próbował mnie uspokoić.

Patrzyłam, jak dopina kurtkę i sprawdza wiązania w nartach. Tomek zawsze był pewny siebie, ale dziś wydawał się… inny.

Uważaj na siebie – powiedziałam, czując niepokój, którego nie potrafiłam nazwać.

Cmoknął mnie w czoło i wyszedł. Minęła godzina. Potem druga. Stok zaczynał się zapełniać, a ja wciąż stałam przy barierce, wypatrując jego sylwetki. Sprawdzałam telefon – żadnej wiadomości. Serce zaczęło mi bić szybciej. Wróciłam do naszego schroniska.

– Przepraszam, nie widział pan mojego narzeczonego? Wysoki, niebieska kurtka…

Pan Marek, jeden z pracowników schroniska, pokręcił głową.

Może zboczył ze szlaku. Dziś rano kilku narciarzy poszło poza trasę.

Zimno wpełzło mi pod skórę.

Muszę zgłosić jego zaginięcie.

Jeszcze nie wiedziałam, że prawda, którą odkryję, będzie gorsza niż wypadek.

Serce podskoczyło mi do gardła

Godziny mijały, a Tomek wciąż się nie pojawiał. Schronisko zaczęło się zapełniać, narciarze wracali po całym dniu na stoku. Wciąż stałam przy oknie, ściskając w dłoni telefon. Dzwoniłam do niego raz za razem. „Abonent jest niedostępny”.

Powiadomiliśmy ratowników – powiedział pan Marek, podchodząc do mnie. – Wyruszą na poszukiwania, ale warunki się pogarszają.

Spojrzałam przez okno. Śnieg zaczął sypać gęsto, a wiatr wzmagał się z każdą minutą.

– Nie mógł tak po prostu zniknąć… – szepnęłam.

Ratownicy ruszyli w góry. Czekałam na informację, krążąc nerwowo po schronisku.

– Spokojnie, znajdą go – pan Marek próbował mnie uspokoić.

Ale ja czułam, że coś jest nie tak. Nie bałam się, że Tomek leży pod lawiną. Bałam się, że wcale nie chce być znaleziony. Przed północą jeden z ratowników wrócił.

Przeszukaliśmy trasę, żadnego śladu – oznajmił. – Ale dostaliśmy informację, że jakiś mężczyzna w niebieskiej kurtce był widziany w innym schronisku, kilka kilometrów stąd.

Serce podskoczyło mi do gardła.

– Muszę tam jechać – powiedziałam, chwytając kurtkę.

Pan Marek złapał mnie za rękę.

– Proszę poczekać, zawiozę panią na miejsce.

Świat wokół mnie zawirował

Schronisko, do którego prowadził trop, było mniejsze, przytulniejsze niż nasze. Przez okna widać było ciepłe światło kominka i kilka osób siedzących przy drewnianych stołach. Śnieg sypał coraz mocniej, a wiatr świstał wśród drzew. Mimo to czułam, jak po plecach spływa mi zimny pot.

– To tutaj? – zapytałam cicho, ale pan Marek tylko skinął głową.

Weszliśmy do środka. Ciepło buchnęło mi w twarz, a w powietrzu unosił się zapach gorącej herbaty z rumem. Rozejrzałam się nerwowo po sali, serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe. I wtedy go zobaczyłam. Tomek siedział w rogu, owinięty kocem, z kubkiem w dłoni. Ale nie był sam. Przytulała się do niego kobieta o ciemnych włosach, szeptała mu coś do ucha, a on… uśmiechał się. Świat wokół mnie zawirował. Czułam, jak serce rozrywa mi się na kawałki.

– Tomek?! – głos mi zadrżał.

Oderwał się od kobiety i spojrzał na mnie z mieszaniną szoku i… nie, to nie było poczucie winy. To było niezadowolenie. Jakby moje pojawienie się było dla niego kłopotem, a nie ulgą.

– Natalia… – zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.

Co tu się, do cholery, dzieje?! – wyrzuciłam z siebie, ignorując łzy napływające do oczu.

Kobieta obok niego wstała.

– Może najpierw usiądziesz i pozwolisz mu wyjaśnić? – powiedziała spokojnie.

Miałam ochotę uciec, ale musiałam poznać prawdę.

Spojrzałam na niego ostro

Patrzyłam na Tomka, czekając na jakieś wyjaśnienie, jakąkolwiek sensowną odpowiedź. Ale on milczał. Nie wyglądał na winnego. Nie wyglądał nawet na zaskoczonego. Raczej jak ktoś, kto nie wie, od czego zacząć.

– No dalej, powiedz coś – wyrzuciłam z siebie, czując, jak złość rozlewa się po moim ciele.

Odstawił kubek na stół, powoli zdjął koc, jakby chciał pokazać, że nie ma nic do ukrycia.

– To nie tak, jak myślisz… – zaczął, ale prychnęłam, przerywając mu natychmiast.

– Och, serio? – skrzyżowałam ręce na piersi. – Bo wygląda dokładnie tak, jak myślę.

Kobieta obok niego westchnęła i spojrzała na mnie z czymś w rodzaju… litości?

– Natalia, prawda? – zapytała. – Mam na imię Julia.

Nie obchodziło mnie jej imię. Obchodziło mnie to, dlaczego Tomek obejmował ją przy kominku, podczas gdy ja całą noc umierałam ze strachu, myśląc, że on leży gdzieś w śniegu.

Kim ty dla niego jesteś? – zapytałam chłodno.

Tomek zacisnął szczękę.

– Spotkaliśmy się przypadkiem…

Julia odwróciła się do niego i uniosła brwi.

– Naprawdę? Przypadkiem? Tomek, nie brnij w to, proszę.

Zamarłam. W jej głosie było coś, co sprawiło, że poczułam ucisk w żołądku.

O czym ona mówi? – spojrzałam na niego ostro.

Tomek spuścił wzrok.

– Natalia… ja i Julia… znamy się od dawna.

Czułam, że za chwilę pęknę.

Byłam tylko zapchajdziurą

– Od dawna? – powtórzyłam głucho, jakbym nie była w stanie przyswoić tych słów. – Co to znaczy „od dawna”?

Tomek otworzył usta, ale to Julia pierwsza odpowiedziała:

– Byliśmy razem. Przed tobą.

Świat zawirował. Spojrzałam na Tomka, szukając zaprzeczenia, choć w głębi serca już wiedziałam, że go nie usłyszę.

– Dlaczego nigdy o niej nie wspomniałeś? – zapytałam cicho.

Tomek westchnął, przecierając twarz dłońmi.

– Bo to było dawno temu. Nie miało znaczenia.

Julia prychnęła.

Nie miało znaczenia? – powtórzyła. – To dlaczego napisałeś do mnie tydzień temu? Dlaczego prosiłeś, żebym tu przyjechała?

Zamarłam. Spojrzałam na niego, czując, jak powoli dociera do mnie, co się stało.

– Napisałeś do niej… przed naszym wyjazdem? – wyszeptałam.

Tomek unikał mojego wzroku.

– To nie tak…

– Nie tak?! – warknęłam, czując, jak moje ciało zalewa fala gniewu. – Powiedz mi jedno: czy ty mnie w ogóle kochałeś, czy byłam tylko zapchajdziurą, dopóki nie mogłeś z nią porozmawiać?!

– Nie, to nie tak! – Tomek w końcu na mnie spojrzał. – Chciałem… Chciałem zrozumieć, co czuję.

– I teraz rozumiesz?! – krzyknęłam.

Nie odpowiedział. To wystarczyło. Wszystko było jasne.

Coś we mnie pękło

Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Tomek nie miał już żadnych wymówek, a ja żadnych złudzeń. Coś we mnie pękło – nie byłam już wściekła, nie chciało mi się krzyczeć. Po prostu czułam pustkę.

– Wiesz co? – odezwałam się cicho. – Dziękuję ci.

Zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał.

– Za co?

Uśmiechnęłam się gorzko.

Za to, że pokazałeś mi prawdę, zanim zrobiłam coś głupiego. Jak na przykład ślub z tobą.

Julia odwróciła wzrok, a Tomek zacisnął usta. Nie czekałam na odpowiedź. Wyszłam, zostawiając go przy tym kominku, gdzie spędził noc, podczas gdy ja martwiłam się o jego życie. Śnieg padał coraz gęściej, ale czułam się dziwnie lekka. Pod schroniskiem czekał na mnie pan Marek.

– I co? – zapytał ostrożnie.

Otarłam łzy z policzka i spojrzałam na niego z nową pewnością.

Wracam do domu.

Tomek mógł tu zostać. Z Julią, ze swoimi niedokończonymi sprawami. Ja nie miałam już na to czasu.

Reklama

Natalia, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama