„Wczasy w Jastarni miały być odskocznią od facetów. Ale gdy spotkałam nadbałtyckiego Adonisa, przepadłam z kretesem”
„Patrzyłam na niego i myślałam, że śnię. Z mięśniami wyrzeźbionymi niczym Herkules, piękny jak Adonis, szedł przez plażę z szerokim uśmiechem – zupełnie jak ci aktorzy z reklam zagranicznych turnusów – prosto na mnie!”.

- listy do redakcji
Nic mi nigdy nie wychodziło. Zawsze to ja byłam tą gorszą – jako dziecko zawsze w cieniu starszej, utalentowanej siostry, na studiach nigdy nie w czołówce wyników na testach, a gdzieś równo pośrodku, w dorosłym życiu z pracą poniżej moich możliwości.
Czułam się gorsza
Uczyłam się marketingu po to, by pracować w jakieś poważnej agencji reklamowej albo chociaż większej korporacji, co dawałoby sporo pieniędzy. Z jakiegoś powodu na setki moich aplikacji nie odpowiedział nikt. No dobrze – raz zaprosili mnie na rozmowę do malutkiej agencyjki, ale osoba prowadząca spotkanie była tak niemiła i zupełnie mną niezainteresowana, że nawet się nie łudziłam, że coś z tego wyjdzie.
Ostatecznie zatrudniłam się w osiedlowym sklepiku – a przyjęli mnie tam tylko dlatego, że jego właścicielem był brat mojej przyjaciółki. Wcześniej rozsyłałam CV dosłownie wszędzie, ale bez rezultatu – jakbym co najmniej była przeklęta. Łapałam jakieś marne zlecenia na tworzenie treści w Internecie, ale ani nie było z tego pieniędzy, ani pożytku. Właśnie dlatego zdecydowałam się na etat w sklepie. Nie znosiłam pracy przy wykładaniu towaru, mycia podłóg i przekonywania marudnych babć, że owoce są świeże i nikt nie chce ich oszukać.
Marnowałam się
Pół roku po tym, jak ustabilizowałam swoją sytuację zawodową (jeśli można tak powiedzieć, gdy w wieku trzydziestu pięciu lat rozpoczyna się pracę za najniższą krajową), poznałam Olka. Wydawał mi się idealnym facetem – rozumiał moje potrzeby, doskonale się dogadywaliśmy, a sam pracował jako asystent w biurze projektowym, więc nie przeszkadzała mu moja niska pensja.
Mogliśmy ze sobą porozmawiać o wszystkim, tak mi się przynajmniej na początku wydawało. Nie zależało mu co prawda na małżeństwie, ale i ja nie miałam szczególnej ochoty na formalizację naszego związku.
Problem pojawił się półtora roku później, gdy dostał awans i został kierownikiem swojego dotychczasowego działu.
– Przykro mi, Marcelina, ale ja tak dalej nie mogę – oświadczył kiedyś, kiedy wróciłam do domu po całym dniu harówki. Zauważyłam, że w przedpokoju stoją spakowane walizki. – Wiesz, jestem teraz na kierowniczym stanowisku, a ty… ciągle w tym sklepie. – Skrzywił się z niesmakiem. – Nie masz żadnych ambicji, perspektyw… Nie pasujemy do siebie. Szkoda to dłużej ciągnąć.
Rozstaliśmy się
Byłam kompletnie oszołomiona tym, co zaszło. Bo nawet nic na to nie wskazywało. Wcześniej ani przez moment się nie zdradził, że coś mu nie pasuje, że uważa moją pracę za coś uwłaczającego.
– Tak po prostu uznał, że nie jestem go warta – oświadczyłam koleżankom, gdy wpadły do mnie w kolejną sobotę. – Z dnia na dzień przestał mnie kochać.
– Ach, faceci – Ania machnęła ręką. – Z nimi to nigdy nic nie wiadomo.
– Dobrze, że przynajmniej mieszkanie masz po babci – dorzuciła szybko Lidka. – To przynajmniej kwestie lokalowe masz z głowy.
Prychnęłam z irytacją.
– Daj spokój – mruknęłam. – Jakbym co najmniej kochała tę pracę w sklepie. A teraz poczułam się, jakbym była nic niewarta. Kompletnie bez sensu i bez przyszłości.
– Przez jakiegoś faceta? – Karolina wytrzeszczyła na mnie oczy. – No co ty, Marcelina! Tak nie można!
– Powinnaś się odstresować – zasugerowała Ania.
– No, no – podchwyciła natychmiast Lidka. – Wyjedź gdzieś. Masz przecież sporo zaległego urlopu.
– Mój wujek ma gospodarstwo w pobliżu Jastarni – rzuciła natychmiast Karolina. – Jak chcesz, załatwię ci tam pobyt w najbliższym czasie.
Namówiły mnie
Z początku nie byłam przekonana, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że w sumie co mi szkodzi? Na miejscu i tak nie miałam co robić, a uznałam, że jeśli spędzę kolejny tydzień na wykładaniu towaru, to zwariuję. I tak właśnie wylądowałam nad morzem.
Lubiłam Bałtyk. W dzieciństwie bywałam nad morzem co roku razem z rodzicami – zbierałam muszelki, bursztyny, lepiłam zamki z piasku i marzyłam o dorosłym życiu. Wtedy, wychodząc pierwszego dnia na pobliską plażę, oddałabym wszystko, żeby powrócić do tego beztroskiego okresu. Te wszystkie naiwne myśli… Miałam ochotę śmiać się sama z siebie.
Podczas spaceru starałam się wyciszyć. Nie mając nic lepszego do roboty, przyglądałam się leniwie innym turystom. W większości były to całe rodziny, zwykle z rozkrzyczanymi, roześmianymi dziećmi. Gdzieniegdzie przewijały się też oczywiście pary – zakochane, zapatrzone w siebie, sprawiające, że czułam się jeszcze gorzej. I wtedy gdzieś między nimi wszystkimi pojawił się on: samotny przystojniak.
Patrzyłam na niego i myślałam, że śnię. Z mięśniami wyrzeźbionymi niczym Herkules, piękny jak Adonis, szedł przez plażę z szerokim uśmiechem – zupełnie jak ci aktorzy z reklam zagranicznych turnusów – prosto na mnie! Rozejrzałam się, ale obok nie stał nikt więcej. Dopiero dalej jakaś rozchichotana grupka małolat obcinała go wzrokiem. Tak jak ja!
Byłam oszołomiona
Zatrzymał się na wyciągnięcie ręki i posłał mi magnetyzujące spojrzenie najbardziej błękitnych oczu, jakie kiedykolwiek widziałam. Próbowałam się uszczypnąć, ale nie wyszło.
– Przepraszam, to może trochę głupio zabrzmieć – zaczął z pewną nieśmiałością – ale właśnie utopiłem telefon. – Pokazał smartfon, który dosłownie ociekał wodą. – Wyraźnie nie polubił się z morzem. Czy… mógłbym skorzystać z pani telefonu? Tylko na chwilę. Zapłacę!
– Ja… – Zawiesiłam się na moment. – No jasne. Mam darmowe połączenia, więc nie trzeba nic płacić. Proszę.
Podałam mu telefon. Pewnie, że mógł go zwinąć i dać nogę, ale coś mi podpowiadało, że tego nie zrobi. No i się nie pomyliłam. Zaczął wybierać numer z pamięci.
– Żona będzie się niepokoić? – zgadywałam.
Skrzywił się lekko.
– Mama – rzucił. – Żony już nie mam, a była się mną nie interesuje. No, chyba że chodzi o kasę.
Potem jego mama odebrała, więc przerwaliśmy wymianę zdań. Mimo to w tamtej chwili pojawiła się we mnie nadzieja, że może jednak tak szybko się ta nasza znajomość nie skończy.
Był szarmancki
Całe szczęście, że Adam, bo tak naprawdę miał na imię mój Adonis i Herkules w jednym, podzielał moje zdanie. Na początku uparł się, że koniecznie musi mi się jakoś odwdzięczyć za to użyczenie telefonu, chociaż ja nie widziałam takiej potrzeby. No ale kawy wcale nie zamierzałam odmawiać.
No i tak jakoś, od słowa do słowa, zdecydowaliśmy się na kolejne spotkanie. Ostatecznie skończyło się na tym, że spędziliśmy ze sobą całe dziesięć dni. Cieszyliśmy się swoją obecnością, chodziliśmy na długie wieczorne spacery, zwiedzaliśmy okoliczne miejscowości i korzystaliśmy z pięknej pogody. Bo ta wyjątkowo rozpieszczała nad morzem.
Okazało się, że Adam rozwiódł się pół roku wcześniej i wciąż jeszcze nie do końca się pozbierał. Żona podobno zostawiła go dla jakiegoś biznesmena – dużo starszego, ale za to dzianego. On pracował na siłowni i wcale nie narzekał na swoje wynagrodzenie. Nie popatrzył też na mnie krzywo, gdy powiedziałam, że sama sprzedaję w osiedlowym sklepiku.
Oczarował mnie
– No, to już wiem, gdzie wpadnę po prowiant, jak będę u ciebie w mieście – puścił mi oko. – Chociaż chętnie zajrzałbym też do twojego domu.
– A zapraszam, zapraszam – powiedziałam mu wtedy. – Na pewno wszystko ci pokażę.
Urlop dobiegł końca, a ja wróciłam do domu. Mimo to w pamięci wciąż mam szeroki uśmiech Adama. Wymieniliśmy się telefonami, adresami, a teraz nieustannie piszemy do siebie.
On odgraża się, że poszuka pracy gdzieś w mojej okolicy, żeby być bliżej mnie. Mam nadzieję, że to nie są tylko puste słowa i że zależy mu na tej relacji tak samo mocno, jak mnie. Kto wie – może czeka nas piękna przyszłość?
Marcelina, 34 lata
Czytaj także:
- „Mój mąż chodził na jagody, ale wracał spocony i z pustym koszykiem. Nie miałam pojęcia, co wyprawia na mchu w lesie”
- „Wróciłam z wakacji z niespodzianką w brzuchu. Wstyd mi przyznać, czyje oczy będzie miało moje dziecko”
- „Mąż stracił pracę i nie zamierza szukać nowej. Zablokowałam mu dostęp do konta, bo nie będę utrzymywać darmozjada”