Reklama

Babcia zasypywała mnie mądrościami

Niedawno odkryłem, że jestem uzależniony. Nie uwierzycie, od czego. Jednych kręcą narkotyki, inni nie mogą przeżyć dnia bez wypicia choćby jednego kieliszka. Są też tacy, co to myślą tylko o jednym… Wiecie o czym. A ja… Ja przez cały dzień rozglądam się i czytam znaki, które los mi przesyła, wskazując, że wkrótce coś mi się uda lub że spadnie na mnie nieszczęście. A wszystko zaczęło się dawno temu, gdy byłem w przedszkolu, a moim wychowaniem zajęła się babcia.

Reklama

– Pamiętaj, że nie wolno wstawać z łóżka lewą nóżką – upominała monotonnym głosem – gdyż może ci się przez to przydarzyć w ciągu dnia nieszczęście. Stawiaj zawsze prawą na ziemi, a wszystko będzie się dobrze układało. Amen.

Każdą taką złotą myśl babcia kończyła słowem „amen”, co miało podkreślić wagę wypowiedzianych mądrości.

– Zanim rano otworzysz oczy, skup się i posłuchaj, czy w którymś uchu ci nie dzwoni. Jeśli to ucho lewe, otrzymasz dobrą nowinę, która sprawi ci wielką radość. Natomiast gdyby dzwoneczek odezwał się w prawym, to znaczy, że ktoś za twoimi plecami już od dawna obrabia twoje dobre imię, czyli robi ci koło pióra, amen.

Na wieczór też miała wskazówki:

Zobacz także

– Jeśli przed snem podejdziesz do okna i zobaczysz na ciemnym niebie tylko rożek księżyca, to już wkrótce może spotkać cię coś złego i powinieneś podwoić uwagę, żeby zmniejszyć moc uderzającego nieszczęścia. Ale jeśli taki rożek księżyca zobaczysz nie z domu, a w otwartej przestrzeni, to wróżyć ci będzie dobrobyt i posypie szczęściem niczym z rogu obfitości. Amen.

Kiedy rano wreszcie wstawałem z łóżka prawą nogą, uradowany, że nie usłyszałem w uszach żadnego dzwonienia, ostrożnie wychodziłem do przedpokoju.

– Zapamiętaj, kochanieńki – podpowiadała babcia. – Zwróć uwagę na mijanego po drodze kota lub psa. Jeśli kot się myje, a pies leży z nosem skierowanym w stronę drzwi wyjściowych, to już wiesz co?

– Że wieczorem przyjdą do mnie nieproszeni goście. Amen.

Miała wytłumaczenie na wszystko

Byłem pojętnym dzieciakiem i bardzo przejmowałem się wciskanymi mi do głowy ciemnotami. Może dlatego nigdy nie chciałem mieć zwierzaka, gdyż stale zaprzątałby moją uwagę, gdy zaspany jeszcze lunatykowałem w stronę łazienki.

Ale jak nie kijem go, to pałką.

– Kiedy będziesz siadał do śniadania i za oknem zaskrzeczy… No kto…?

– Sroka, babciu.

– Zaskrzeczy sroka lub zaswędzi cię lewa dłoń, znaczy się goście przyjdą i od tego najścia nijak już się nie wywiniesz, amen.

Kiedy swędziała mnie lewa dłoń, wszystko inne traciło znaczenie, gdyż zaraz kombinowałem, czy zaswędzi mnie również prawa – to oznaczało liczenie pieniędzy. A wiadomo, liczy się pieniądze wówczas, kiedy ich nam ubywa, i musimy wyznaczyć sobie ścisłe limity wydatków.

Myślicie, że to koniec? O nie, zabawa dopiero się zaczyna.

– Co oznacza, wnusiu, jeśli włożyłeś bieliznę na lewą stronę?

Całodzienny totalny pech, który może objawić się nawet zdradą narzeczonej! Oczywiście pomijam znaną wszystkim kwestię, że nie należy przyszywać na sobie guzika przy koszuli, który odpadł ci, gdy wkładałeś ją w pośpiechu, żeby nie spóźnić się na autobus. Jeśli spróbujesz go przyszyć, nie ściągając koszuli z ramion, to na bank nic ci się już nie powiedzie, słowem, jesteś totalnie ugotowany. I tak dalej…

Babcine nauki miały nade mną władzę do ukończenia szkoły podstawowej. Babcia zmarła, ja poszedłem do ogólniaka i powoli uznałem, że to były głupie przesądy. Na studiach wydawało się, że już całkowicie uwolniłem się od tej tresury. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że mój mózg stale pracował i rejestrował przypadki, kiedy jakaś „przepowiednia” się potwierdziła.

Choć nie byłem tego świadomy, mój wzrok penetrował kąty przedpokoju, zawsze gdy szykowałem się do wyjścia.

– Gdy zobaczysz pająka, który snuje pajęczynę z góry do dołu, to już wkrótce do twoich kieszeni wpłynie spora gotówka, amen.

Czasami jednak w drugim kącie pajęczy konkurent rozwieszał drugą pułapkę na muchy. Ale tym razem drań snuł nić z dołu do góry. W takim wypadku miałem przechlapane. Żadna forsa nie przypłynie, co więcej, mogłem być pewien, że los łupnie mnie po kieszeni. No i kilka razy taki los mnie spotkał. Totalna klapa finansowa i długotrwałe pustki w portfelu. Mój mózg rejestrował owe przypadki i chował je do podświadomości, jakby zbierając dowody do przyszłej walki z moim niedowiarstwem.

Pamiętam wszystkie wskazówki babci

Jednak przez długi czas nie przywiązywałem do wróżb żadnej wagi. Nawet gdy wracałem się do domu po coś, czego zapomniałem zabrać, nie przysiadałem w przedpokoju (na chwilkę, koniecznie odrywając nogi od ziemi) ani nie zerkałem w lustro – żeby odegnać pech. Ot, beztrosko pędziłem do autobusu, i nie przejmowałem się zupełnie tym, że zobaczyłem agrafkę, a potem kota na dachu, co według słów babci znaczyło pewny przypływ gotówki. Amen.

Nie wiem dlaczego, ale kiedy moja żona była w trzecim miesiącu ciąży z pierwszym dzieckiem, nagle wszystkie te znaki znowu zyskały na wadze. Niemal z dnia na dzień. Może uszczęśliwiony tym, że zostanę ojcem, nagle zacząłem się bać, że nieznany los szykuje mi jakąś przykrą niespodziankę. Tyle wokół jest przecież nieszczęść. A – jak mówiła babcia – strzeżonego pan Bóg strzeże. Wiedza to władza. Przezorny zawsze ubezpieczony… i tak dalej.

No więc nagle okazało się, że pamiętam doskonale każde słowo babci, każdą jej uwagę, wskazówkę, naukę. I te wszystkie podświadomie zebrane dowody na spełnianie się wróżb i przesądów nagle zalały mnie niepowstrzymaną falą. Nie minęły dwa miesiące, a moja żona zaczęła narzekać, że stale we wszystkim widzę wskazówkę lub przestrogi losu.

– Na miłość boską, Stefan, co się z tobą stało? Zamieniasz się we własną babcię? Mamy XXI wiek, a nie środek średniowiecza – złościła się.

Nie rozumiała, że przecież nie trzeba być nie wiadomo jak przesądnym, aby wiedzieć, że jak wyjdziesz, człowieku, z klatki schodowej, a na twojej drodze dozorca akurat zmiata rozbite butelki, to lepiej się cofnąć. Jeśli bowiem przejdziesz nad szkłem, to umarł w butach i tego dnia nic ci się nie powiedzie. Wszystko będzie się tłukło, pękało i łamało. Każdy to wie, nie? Amen.

Mnie zawsze udawało się omijać takie zasadzki i uczyłem żonę, żeby postępowała roztropnie. Obserwowała, wyciągała wnioski i reagowała odpowiednio. Dawałem jej przykłady ze swojego życia i z jej. Że jak wróciła do domu po zapomniane klucze i nie przysiadła, to potem złamała obcas. Ona jednak z czasem zaczęła wyzywać mnie od wariatów i po urodzeniu drugiego dziecka zażądała rozwodu.

Przewidziałem, że tak sprawy się potoczą. Dzień przed ostatnią awanturą, kiedy biegłem do pracy, zauważyłem na przystanku kobietę z wiadrem pełnym wody. Kobieta myła wystawową szybę. „Dobra nasza – uradowałem się w duchu. – Znaczy się, niedługo los napełni mi konto w banku. Amen”. Ale chwilę potem ukazała się kobieta z wiadrem pustym, co wskazało, że zamiast przypływu pieniędzy, doznam bolesnej straty.

Dodatkowo pojawiły się dwie zakonnice i kominiarz. Zanim zdążyłem złapać za guzik, zezowata dziewczynka spojrzała na mnie złym wzrokiem. Wtedy wiedziałem, że mogę kłaść się do trumny. Na koniec przed wejściem do firmy drogę przebiegł mi czarny kocur. „Jeśli taki czarnuch przetnie ci ścieżkę, to jakbyś otarł się o śmierć. Lepiej, żebyś się nigdy nie narodził, amen” – usłyszałem w myślach głos babci.

No i potwierdziło się wszystko. Godzinę później dostałem telefon od żony z informacją, że właśnie idzie do sądu, żeby złożyć pozew o rozwód.

– Ale kochanie… – próbowałem zaapelować do jej miłości. – Przecież jesteśmy sobie przeznaczeni, sama mówiłaś to przed ślubem. No i ta kukułka, pamiętasz, wróżyła nam szczęśliwe lata…

– Odwal się ode mnie. Nie mam zamiaru dalej żyć z wariatem.

Stałem wtedy przy oknie i zobaczyłem księdza, który się potknął. Co obserwował facet bez nogi, któremu wypadła z ręki butelka i roztłukła się z trzaskiem o chodnik. Wiedziałem już, że to koniec i nie mam co żonie tłumaczyć. Na szczęście był wtorek, bo gdybym zobaczył księdza w poniedziałek, to cały tydzień miałbym w plecy.

Opowiedziałem to wszystko psychologowi. Trafiłem do niego z nakazu sądu po tym, jak przez dwa tygodnie nie wychodziłem z domu i sąsiedzi wezwali policję. Lekarz obiecał mi pomóc. Na razie wymógł na mnie, żebym spalił zdjęcie babci.

– No i kiedy usłyszy pan znowu w myślach jej głos, proszę krzyknąć, żeby przestała mieszać panu w głowie – powiedział.

Reklama

Mija trzeci miesiąc kuracji. Jest coraz lepiej. Dziś rano, idąc na kolejną sesję, znalazłem nowiutkie pięć złotych. To wróży, że jednak poradzę sobie ze swoimi fobiami i uzależnieniem od wróżebnych znaków losu. Amen.

Reklama
Reklama
Reklama