Reklama

– Skarbie, co powiesz na to, żebyśmy... No sama rozumiesz? – mój małżonek Paweł przysiadł na skraju łóżka, delikatnie muskając dłonią moje udo.

Reklama

– Przepraszam, kochanie, ale kompletnie opadłam z sił... Może w weekend poczuję się lepiej i wtedy da się coś zadziałać.

– Nie uważasz, że trochę przesadzasz? – facet, któremu odmówi się wspólnych igraszek, zazwyczaj robi się dość nieprzyjemny. – Przecież nawet nie chodzisz do pracy. Non stop przebywasz z maluchami w mieszkaniu.

Sądził, że tylko leżę na kanapie

No i wtedy ja opadłam na krzesło, dosłownie z hukiem. Zdarzało nam się już przeprowadzać podobne dyskusje i nie chciałam do tego wracać. Streściłam mu pokrótce, że pilnowanie naszych dziewczynek i czworonoga, ogarnięcie chałupy, przyrządzanie żarcia i wieszanie ciuchów na suszarce to nie to samo, co plażing pod palmą.

– Poza tym mamy dziś czwartek – dorzuciłam. – Chyba pamiętasz, że w każdy piątek moja siostra zabiera nasze córeczki do swojego domu, żebym mogła spokojnie iść popływać na basenie. A dziś Ola i Janka wpadły do nas z wizytą. Wyobraź sobie, że przez pół dnia musiałam się zajmować piątką małych dziewczynek – wymyślać im jakieś ciekawe zabawy, robić jedzenie i sprzątać cały ten bałagan, który zostawiły. I ty masz czelność twierdzić, że nie wolno mi być zmęczoną po czymś takim?

Zobacz także

Myślał, że żartuję

Mój mąż już więcej nie dyskutował, tylko poszedł do łóżka wyraźnie nadąsany. Natomiast ja położyłam się spać z uczuciem kompletnego braku zrozumienia i goryczy. Kolejnego dnia zwierzyłam się mojej siostrze, że Paweł odnosi się do mnie tak, jakbym nic nie robiła, a non stop się nad sobą użalała. Ona rozumiała mnie jak mało kto, ponieważ jej mąż również czasem rzucał podobne sugestie.

– Koniecznie wypróbuj ten pomysł i pozwól mu zasmakować, jak to jest opiekować się całą piątką naszych pociech. Chodzi o to, żebyś po prostu wyszła z domu, odcięła się od świata, a on niech kombinuje, co dalej. Jak już wrócisz pod wieczór, zagadnij go czy ma ochotę na małe co nieco.

Ten plan wydawał mi się całkiem sensowny, więc udając niewiniątko, parę dni później zagadnęłam męża czy dałby radę przypilnować nasze córeczki, bo ja po prostu muszę skoczyć do mojej mamy i pewnie zajmie mi to cały dzień.

– Moja mama czuje się źle i prosi mnie o przyjazd. Pewnie dasz radę wziąć jeden dzień wolnego, no nie? Ale jak nie możesz... Wiesz, to nie byle co, będziesz padnięty po całym dniu. O ile w ogóle podołasz… – zagrałam mu na nosie, jak to się mawia.

– Daj spokój, przecież to tylko dzieciaki! – parsknął. – Leć do niej i się nie przejmuj. Zrobię małym parę kanapek i pogramy w jakieś gry. To będzie całkiem przyjemne popołudnie.

Odwróciłam się plecami, żeby nie zobaczył mojego uśmiechu. Już sobie wyobrażałam te małe babskie tornado, jak podjada kanapeczki i siedzi grzecznie przy planszówce. Niezły kawał!

Nie wiedział, co go czeka

Kiedy w czwartek wpuściłam do domu mojego szwagra wraz z jego córkami – czterolatką Janeczką i pięciolatką Olą, moje bliźniaczki w tym samym wieku, Ania i Dorotka, momentalnie zaczęły wokół nich podskakiwać niczym nakręcone figurki na baterię. Mała trzyletnia Wiki, wyszła z salonu. Prowadził ją na smyczy nasz radośnie podrygujący bokser, machając radośnie ogonem na wszystkie strony.

– Dzień dobry, kochane dziewczynki – oznajmił radośnie mój małżonek, a na jego twarzy zagościł promienny uśmiech. – Wujek dziś się wami zaopiekuje. Prawda, że to wspaniała wiadomość?

Siostrzenice zerknęły na nasze córki, jednak one bez chwili wahania potwierdziły, że z tatusiem będą miały fantastyczną zabawę. Ta deklaracja w zupełności wystarczyła, aby całe pięć dziewczynek zaczęło biec truchtem w stronę pokoju dziennego, wykrzykując radośnie i przepychając jedna drugą. Paweł krzyknął w stronę dzieci, żeby porządnie wymyły dłonie przed posiłkiem. Posłusznie przerwały zabawę i pobiegły do toalety. Mąż zerknął na mnie z satysfakcją wypisaną na twarzy. W tym spojrzeniu widziałam przekaz: „I co teraz powiesz? Zapanowanie nad nimi to żaden wyczyn”.

Mąż był bardzo pewny siebie

Mrugnęłam porozumiewawczo i wsunęłam stopy w obuwie. Chciałam się ewakuować, zanim zacznie się niekontrolowany rozgardiasz, wieczne pretensje, donosy i figle na sofie. Oznaczało to, że zostały mi góra cztery minuty.

Dasz sobie radę bez telefonu – stwierdził wielkodusznie Paweł. – Nie musisz go zabierać.

– Wolę go mieć przy sobie, ale go wyłączę – oznajmiłam. – Nigdy nie wiadomo czy nie będę potrzebowała złapać taryfy albo coś w tym stylu. Możesz do mnie pisać, to później przeczytam.

Niecałe piętnaście minut po podjęciu decyzji byłam już w drodze do miasteczka, gdzie od lat mieszka moja mama. Zawsze chętnie ją odwiedzałam. W takich małych miejscowościach czas zdaje się zwalniać, a człowiek może po prostu usiąść sobie na ławeczce w parku i cieszyć oczy pięknymi, jesiennymi kolorami liści na drzewach.

W tle słyszałam krzyki i piski

Chciałam się wybrać z mamą na przechadzkę, poszukać trochę kasztanów, które ona później wrzuci do szufladki pod łóżkiem („dobrze działają na reumatyzm”) i pogadać w spokoju, zajadając się naszymi ulubionymi makowymi paluchami z pobliskiej piekarni. Jazda zajęła mi godzinkę, a zanim dotarłam do maminego mieszkania, pomyślałam, żeby odsłuchać wiadomości na poczcie głosowej.

„Hej. Wszystko u nas gra. Zjedliśmy podwieczorek i w spokoju gramy w Memory. Pozdrów mamę ode mnie” – usłyszałam swojego męża. W tle dało się słyszeć okrzyki dziewczynek, które nie do końca potwierdzały informacje o spokojnej imprezie. Po raz kolejny wyłączyłam telefon. Około szóstej wieczorem, dwie godziny później, jeszcze raz odsłuchałam wiadomości. Tym razem w głosie Pawła dało się wyczuć lekkie zdenerwowanie.

Hej, czy ty kiedykolwiek wyprowadzałaś ze sobą całą tę gromadkę, gdy szłaś z psem na spacer? Bo to jakiś obłęd, żeby każdą z nich ubierać we wszystkie te kurteczki, płaszczyki i buciki... Zanim skończę z ostatnią, to pierwsza będzie już cała mokra od potu... Cóż, może pies jakoś to zniesie, dopóki twoja siostra nie zabierze swoich córek.

Wybrałyśmy się z mamą do piekarni, a potem wstąpiłyśmy jeszcze do przytulnej kafejki. Zajadałyśmy się tam ciepłą szarlotką i delektowałyśmy spienionym cappuccino. Spotkałam tam zupełnie przypadkiem moją kumpelę z klasy, więc od razu zaczęłyśmy sobie wesoło gawędzić.

Później mamusia uznała, że chce wrócić do mieszkania, aby obejrzeć swoją ulubioną telenowelę, natomiast ja skorzystałam z propozycji przyjaciółki, by wpaść do niej na lampkę grzańca. W końcu minęło chyba z pół dekady odkąd ostatni raz się spotkałyśmy! Sącząc ten rozgrzewający napój, ponownie sprawdziłam wiadomości w poczcie głosowej. Tym razem w tonie głosu Pawła dało się wyczuć lekką panikę.

„Iwona, jeśli to usłyszysz, bardzo cię proszę o kontakt. Te dziewczyny urządziły sobie zabawę w stylu balu! Ganiają wszędzie z twoimi chustami na głowach, a ja totalnie nie mam pojęcia czy mogą tak robić. Twierdzą, że Ty na to pozwalasz, ale zrobiły potworny bałagan w szafach, cała zawartość wylądowała na wierzchu... Błagam, skontaktuj się ze mną!”.

Liczyłam, że da radę

Postanowiłam zignorować połączenie. W końcu ja nigdy nie prosiłam go o wsparcie, gdy w każdy czwartek zostawałam z dzieciakami sama jak palec. Celowo wrzuciłam komórkę do torby i zanurzyłam się w debacie o tym czy lepsze są rolety, czy może żaluzje. Później pogadałyśmy o najświeższych modowych trendach i wymieniłyśmy się newsami o ludziach, których razem znamy. Serio, super jest od czasu do czasu poczuć się po prostu kobietą, a nie wyłącznie mamą. Na dodatek grzaniec był totalnie mega i gdy koło ósmej wieczorem kolejny raz słuchałam wiadomości od mojego faceta, puściłam je przez głośnik.

Kochanie, włącz wreszcie komórkę, bardzo cię proszę! Piesek zrobił siku na dywanie, Ola z Anią bez przerwy na siebie donoszą, Dorota założyła twoją piżamę i wylała na nią porzeczkowy nektar, a Wika jest tak wykończona, że marudzi, ale przy tym hałasie nie mogę jej utulić do snu. A, no i Janka podpuszcza je, żeby zbudować…

Dalszą część wiadomości stanowiła zbiorowa wrzawa pięciu małych buź, które upierały się, by postawić im szałas z narzut.

Miej litość dla faceta i chociaż SMS-a pocieszyciela mu wyślij – doradziła kumpela. – Chłopina ledwo ogarnia, pokaż ludzką twarz!

Zdecydowałam, że wykażę się wielkodusznością wobec swojego małżonka, więc wystukałam do niego wiadomość z cenną wskazówką:

Gry w królewny za każdym razem je wyciszają. Gdy wcielam się w rolę monarchini, są posłuszne moim poleceniom. Śmiało sięgnijcie po moje kreacje.

Później padł mi telefon i nie otrzymywałam już żadnych doniesień z domowych zmagań. Gdy mój autobus dojechał wreszcie do miasta, zegar wskazywał grubo po jedenastej wieczorem. Moja siostra zazwyczaj zabierała swoje maluchy około godziny dwudziestej pierwszej, więc liczyłam na to, że kiedy przekroczę próg domu, moje córeczki będą smacznie spały, a Pawłowi uda się ogarnąć cały bałagan po ich harcach. O wypraniu zalanego przez czworonoga dywanu, nie wspominając.

Wkroczyłam na pole bitwy

Weszłam do mieszkania po cichu, otwierając drzwi i wkradając się na palcach do korytarza. W środku panowała głucha cisza i mrok. Już na samym początku zahaczyłam stopą o górę ciuchów wywalonych przed szafą. Macając rękami ściany i meble, trafiłam wreszcie do łazienki. W środku, w wannie pełnej piany, moczył się w najlepsze dywanik, którego postrzępione brzegi smętnie zwisały na zewnątrz.

Krótko pokiwałam głową, szybko opłukałam dłonie i na paluszkach ruszyłam w stronę sypialni moich bliźniaczek. Zobaczyłam, że jedna z nich smacznie śpi na dywanie, wciąż mając na sobie kostium księżniczki, który założyła na karnawałowy bal przebierańców. Druga leżała na łóżku, okryta kołdrą, ubrana w moją letnią sukienkę.

Zajrzałam do pokoju Doroty i przełożyłam ją na łóżko, następnie okryłam Anię i już nieco zirytowana skierowałam się do Wiktorii. Ona jako jedyna leżała w swojej pościeli, ubrana w piżamkę. Ale gdy zbliżyłam się, żeby dać jej całusa na dobranoc, moim oczom ukazał się widok jej buzi całej umorusanej kosmetykami – moim rozmazanym na policzkach różem oraz błyszczykiem rozsmarowanym po pozostałych fragmentach twarzy.

– Cholera – cichutko przeklęłam pod nosem, łapiąc się za czoło, po czym ruszyłam w stronę salonu, żeby zrugać mojego ślubnego. No bo jak to tak, do jasnej anielki, facet nie potrafi nawet przemyć buźki najmłodszej latorośli i zapakować swoich pociech do ich własnych wyrek? Litości, czy to naprawdę jest aż tak skomplikowane?!

Wszyscy padli ze zmęczenia

Gdy wkroczyłam do środka, momentalnie cały gniew ze mnie wyparował. Obrazek, jaki ujrzałam, prawdopodobnie skruszyłby nawet najbardziej rozgoryczone serce u płci pięknej. Otóż mój ukochany smacznie drzemał, a to rzadko się u niego zdarzało przed dwunastą w nocy.

Jakby tego było mało, mój mąż smacznie chrapał w fotelu, a pod nim, zwinięty w kłębek, leżał nasz czworonożny przyjaciel, który najwyraźniej miał wyrzuty sumienia. Zarówno jeden, jak i drugi sprawiał wrażenie totalnie skonanych, a co więcej, obaj mieli na sobie… Damskie ciuchy. Paweł, z rozchylonymi wargami, pochrapywał ubrany w moją błękitną sukienkę dla ciężarnych, a na szyi miał zawiązaną apaszkę w kropki. Tymczasem nieszczęsny Puc zerkał na mnie błagalnie, mając na karku wielgachną, puchatą kokardę.

Biedny pieszczoch tkwił w dziwacznej kreacji, która kiedyś należała do bliźniaczek. Ktoś wpadł na pomysł, żeby w paru miejscach obwiązać fatałaszek lśniącymi wstążkami. Pechowy bokserek chyba sądził, że to jego kara za zrobienie kałuży na dywanie, bo nawet nie silił się, żeby jakoś wydostać z tego kretyńskiego wdzianka.

Może wreszcie zrozumie

– Koniec psot – zawołałam do czworonoga, uwalniając go z bałaganu ciuszków. – Sądząc po strojach, mieliście niezłą imprezę w księżniczkowym klimacie. Twój pan chyba został królową balu, a tobie przypadła rola damy dworu, mam rację?

– O kurczę, co jest grane? – mój małżonek nagle rozwarł powieki. – Iwonka, jak dobrze Cię widzieć! Zaraz, zaraz, a gdzie dzieciaki?! Czemu taka cisza? Dosłownie na moment przymknąłem oczy, padnięty jak długi byłem… Czyżby one…

Ledwo udawało mi się opanować chichot.

– Leżą w swoich łóżeczkach – powiedziałam, z trudem powstrzymując chichot na jego widok. – I mają na sobie balowe sukienki oraz pełen makijaż, gwoli ścisłości.

– Serio? Pewnie same poszły spać... Sorry, chyba dałem plamę, ale te dworskie pląsy totalnie mnie wymęczyły...

– Czekaj, moment… Tańczyłeś w tej sukience? – ledwo powstrzymywałem chichot, który cisnął mi się na usta, gotowy wybuchnąć w każdej chwili.

– Tak, no… Przecież miałem być królową, zgodnie z tym, co mówiłaś. I rzeczywiście, trochę to pomogło. Ale dziewczyny wciąż chciały się bawić, no i jakoś tak… Tego… Usiadłem i…

– Nie przyszło ci do głowy, że może tobie jest sądzone zostać władcą? – parsknęłam śmiechem, nie kryjąc rozbawienia. – Widzisz, skarbie, przynajmniej już doskonale wiesz, co znaczy zorganizować rozrywkę dla pięciu małych dziewczynek.

– Błagam, ani słowa więcej... – wymamrotał żałośnie, powłócząc nogami w kierunku kanapy, na którą padł bez sił, nawet nie zdejmując z siebie sukienki.

Musiałam mu to wynagrodzić

Położyłam się tuż przy nim i delikatnie podrażniłam płatek jego ucha czubkiem języka, po czym zalotnie zaproponowałam:

– Skarbie, co powiesz na małe sam na sam, hm?

– Daj spokój, innym razem… – wybąkał przez sen i odpłynął w objęcia Morfeusza.

Pomyślałam sobie, że też skorzystam z okazji i się zdrzemnę, ale przedtem cyknęłam jeszcze parę fotek komórką. Nigdy nie zaszkodzi zaopatrzyć się w solidne dowody, gdyby następnym razem stwierdził, że opieka nad dzieciakami od rana do wieczora to przecież pestka i wcale nie powinna mnie tak wykańczać...

Reklama

Iwona, 34 lata

Reklama
Reklama
Reklama