„Weekend w Kazimierzu ze znajomymi był walką o przetrwanie. Żałowali kasy nawet na obiad w podrzędnym barze mlecznym”
„Okazało się, że zrobiliśmy objazd tylko po to, by mogli dolać paliwo po niższej cenie. Dotarliśmy na miejsce parę minut po pierwszej. Dziewczynki były głodne, więc stwierdziłam, że najrozsądniej będzie iść prosto na obiad”.
Mieliśmy okazję poznać Magdę i Konrada, kiedy kilka lat temu nasze pociechy trafiły do jednej klasy. Najpierw spotykaliśmy się na placu zabaw, potem córki zaczęły wpadać do siebie w odwiedziny, no i siłą rzeczy my, starzy, też zaczęliśmy częściej gadać.
Córka była podekscytowana
Po przeprowadzce do nowego miasta brakowało mi koleżanek do pogadania, więc z radością skorzystałam z okazji, że moja mała się z kimś zakolegowała i zaprzyjaźniłam się z Magdą. Mój Wiktor też polubił Konrada, więc co jakiś czas robiliśmy sobie większe spotkania w szerszym gronie. Kiedy więc Magda z Wiktorem rzucili pomysł, żebyśmy się dokądś razem wybrali, nie wahałam się ani chwili.
Lena najwyraźniej słyszała całą naszą dyskusję, bo wbiegła do pomieszczenia podekscytowana, gdy tylko zgodziłam się na pomysł naszych przyjaciół.
– Mamuś, a mogę razem z Amelią nocować w tym samym pokoju? Będziemy bawiły się do rana!
– Oczywiście, że tak, kochanie!
– To może zaczniemy się szykować, co? – zapytała, a my parsknęliśmy śmiechem.
– Bez pośpiechu, kochanie. Jedziemy dopiero za dwa tygodnie – odparła Magda. – Mamy jeszcze mnóstwo czasu. Teraz musimy wszystko dokładnie zaplanować.
Zdecydowaliśmy się na Kazimierz Dolny. Ja akurat nigdy tam nie byłam, a słyszałam, że to przepiękna miejscowość.
Chcieli oszczędzać na spaniu
Niestety, pojawiła się pierwsza przeszkoda w naszych planach. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się przenocować w jakimś przyzwoitym hotelu, może nie z najwyższej półki, bo na taki luksus nie mogliśmy sobie pozwolić, ale liczyłam na zakwaterowanie w miejscu o niezłym standardzie, gdzie będziemy mogli odpocząć w dobrych warunkach.
Wiktor dobrze zarabiał, pracując dla firmy reklamowej, a i ja dokładałam swoją cegiełkę do naszych wspólnych finansów. Kwestie pieniężne nigdy nie były tematem naszych rozmów z Magdą i Konradem, ale wiedziałam, że on ma niezłą posadę w banku. Raczej nie borykali się z problemami finansowymi, a tu nagle Magda wyskoczyła z prośbą, żebym szukała noclegu w hostelach albo ewentualnie w małych, prywatnych pensjonatach.
– Dlaczego mamy przepłacać? – powiedziała, a ja przytaknęłam, bo miała rację.
Gdy w końcu nastał dzień podróży, Lena była tak przejęta, że nie mogła zmrużyć oka. Co chwilę dopytywała, czy na pewno pamiętamy o niej i czy obudzimy ją rankiem, żeby nie zaspała. Wyruszyliśmy tuż po siódmej. Mimo że jechaliśmy w dwóch autach, to przez cały czas rozmawialiśmy przez telefon.
– Trzeba będzie zboczyć z drogi – dobiegł mnie w telefonie głos Magdy. – Paliwo nam się kończy, musimy zatankować.
– Ale dopiero co widziałam drogowskaz, że stacja benzynowa jest za dziesięć kilometrów – przypomniałam jej.
Co za centusie!
– Nie tankowałabym na stacjach przy autostradzie. Wiesz, jakie tam mają ceny?! Zdzierstwo normalnie! – zbulwersowała się Magda. – Skręcamy w pierwszą dróżkę.
Zrelacjonowałam Wiktorowi całą rozmowę, a on ze zdziwienia aż podniósł brwi pod sam czubek czoła.
– Serio?! Mamy się tułać po jakichś wiochach tylko po to, żeby oni mogli za grosze zalać bak?
No i faktycznie, udało nam się wypatrzyć polecaną stację benzynową. Raptem jakieś czterdzieści kilosów od szosy! No i musieliśmy z powrotem wbić na autostradę…
Okazało się, że zrobiliśmy taki objazd tylko po to, żeby oni mogli dolać paliwo po niższej cenie. Dotarliśmy na miejsce parę minut po pierwszej. Dziewczynki były już głodne jak wilki, więc stwierdziłam, że najrozsądniej będzie zostawić walizki i iść prosto na obiad.
– Okej – Magda przez chwilę się zastanawiała. – Dzisiaj chyba nie zaszkodzi, nijak nie zdążymy nic ugotować – w końcu doszła do wniosku.
– Ugotować? – parsknęłam nieco zestresowana. – Planujesz coś gotować?
– Nie mam zamiaru zostawić tu całej kasy! – rzuciła, robiąc bezradną minę. – Wiesz przecież, jak zdzierają w knajpach!
Gdy tylko to usłyszałam, to aż zęby mnie zabolały ze złości. Myślałam, że cały sens wyjazdu polega na tym, żeby zaznać trochę luksusu i zapomnieć o tej całej harówie, którą mamy na co dzień.
Nie mam zamiaru harować
Chodzi przecież nie tylko o to, żeby zobaczyć jakieś fajne miejsca, ale też żeby choć przez chwilę nie musieć się martwić o takie rzeczy jak gotowanie, sprzątanie i inne pierdoły. Totalnie nie widziałam siebie stojącej przy kuchni na urlopie!
Ja i Wiktor nigdy nie byliśmy jakoś specjalnie rozrzutni, ale wydawało mi się, że jak człowiek jest na wakacjach, to chyba normalne, że je się obiady w knajpie. I w sumie to nawet nie chodziło o to, żeby iść do jakiejś wypasionej restauracji! Zawsze chodziliśmy do takich miejsc, gdzie serwują domowe jedzenie.
Jakieś parę kilometrów dalej rzuciła mi się w oczy reklama restauracji. Obiad składający się z zupy i drugiego dania wyceniono na dwadzieścia osiem złotych. To chyba niezbyt wygórowana cena. Magda z Konradem i tak marudzili, że za drogo, a jedzenie do bani. Kiedy przyszedł czas zapłacić dziewięćdziesiąt złotych za posiłek, widziałam ich niezadowolone miny. Magda wyglądała jakby ją ktoś zdenerwował tym, że w ogóle musi płacić.
– Coś ich męczy? – szepnęłam do Wiktora, kiedy już położyliśmy się spać. Starałam się mówić cicho, żeby nasi goście za ścianą nas nie podsłuchali. – Raczej nie brakuje im kasy. Po co tak liczą każdy wydany grosz?
– Wiesz, co niektórzy wolą odłożyć trochę kasy na wszelki wypadek, zamiast trwonić wszystko od razu – Wiktor trochę wykręcał się od odpowiedzi.
Nie rozumiałam ich
– Trwonić? Myślisz, że niecałe dziewięć dych za posiłek dla trzech osób to jakieś wielkie wydatki? – zapomniałam się i powiedziałam to trochę za głośno.
– Ćśśś – mój mąż dał mi znak. – Jasne, że nie. Zresztą niech sobie robią, co chcą, to ich biznes!
Gdy się przebudziliśmy kolejnego poranka, z sąsiedniego pomieszczenia docierały do nas dźwięki porannego rozgardiaszu Narzuciłam na siebie ciuchy i opuściłam sypialnię, by dowiedzieć się od Magdy i Konrada, co zamierzają robić tego dnia.
– Co powiecie na wizytę w Muzeum Nadwiślańskim? – rzuciłam pomysłem, a oni przystali na to po chwili namysłu.
Kiedy jedliśmy śniadanie w naszych pokojach, w myślach planowałam już kolejne etapy naszej wyprawy. Po posiłku byliśmy gotowi do drogi. Byłam szczęśliwa, że Lenka pozna nowe miejsca i zdobędzie nową wiedzę, jednak entuzjazm szybko wyparował, gdy tylko Magda z Konradem rzucili okiem na ceny w cenniku.
– Każde muzeum wymaga oddzielnego biletu? To rozbój w biały dzień! – Konrad nie krył swojego wzburzenia.
– Oj tam, wiesz jak to jest, trzeba jakoś opłacić konserwację zbiorów! A jeszcze zarobki dla załogi, rachunki… – próbowałam tłumaczyć, ale mi przerwał w pół słowa.
– Poradzicie sobie beze mnie. Jak chcecie, to zwiedźcie sami, a ja przyjadę później – oznajmił. – Przejdę się lepiej brzegiem Wisły. Póki co za to nie kasują, choć kto wie, może i to się niedługo zmieni! Taki mamy klimat, gdzie nie spojrzysz tam chcą cię oskubać…
Zaniemówiłam kompletnie
Zerknęłam na męża, ale on także nie miał pojęcia, co zrobić.
– Eee, skoro już tu dotarliśmy razem, to razem pójdziemy nad rzekę – zdecydował po chwili Wiktor, a ja przytaknęłam mu energicznie.
Po posiłku popołudniowym sytuacja wcale się nie poprawiła. Obiad zjedliśmy w restauracji, natomiast nasi kompani posilili się w pokoju hotelowym. Wtedy wpadliśmy na pomysł, żeby wyskoczyć na jakiegoś browarka. Chłopaki planowali wypić trochę procentów, a ja z Magdą miałyśmy zamiar raczyć się sokami ze względu na obecność dzieci.
Gdy opuściliśmy piąty z kolei bar, ponieważ ceny były za wysokie, nerwy mi już puszczały. Okej, rozumiem całą tę ideę oszczędzania, ale bez przesady. Ich zachowanie ocierało się już o zwyczajne sknerstwo!
Po przeszło godzinnym spacerze, podczas którego przemierzyliśmy niemal trzy kilometry, trafiliśmy w końcu na knajpkę, która przypadła im do gustu. Mnie z kolei przywodziła na myśl podrzędny lokal z blokowiska. Faceci zamówili sobie po kuflu złocistego trunku, stwierdzając, że na więcej „szkoda kasy”. Potem ruszyliśmy z powrotem do naszej kwatery.
Nigdy więcej!
– Jeżeli będziecie mieli chęć, to możemy się spotkać wieczorkiem na dole! Powiem Konradowi, żeby skoczył do sklepu po browary i razem je wypijemy – zaproponowała Magda.
Ale nie mieliśmy na to żadnej ochoty. Najmniejszej. Dobrze, że to był tylko krótki, czterodniowy wyjazd. Gdyby trwał dłużej, chyba musieliby odwieźć mnie stamtąd prosto do wariatkowa!
Kazimierz to faktycznie urocza miejscowość, jednak od tej pory będzie mi się jednoznacznie kojarzyć z tą parą. Myślałam, że dogadujemy się świetnie, ale okazało się, że byłam w błędzie. Magda i Konrad to spoko ludzie, z którymi można od czasu do czasu wypić kawę albo powygłupiać się z dzieciakami na placu zabaw. Jednak perspektywa kolejnego wspólnego wyjazdu zdecydowanie mnie przeraża.
– No to kiedy planujemy kolejny wspólny wypad z ekipą? – z rozbawieniem w głosie zagadnął mnie Wiktor, gdy już siedzieliśmy w aucie, wracając do domu.
– Nigdy w życiu!
Po namyśle stwierdziłam, że jednak najbardziej komfortowo czujemy się tylko w naszym małym gronie. Dobrze znamy swoje nawyki i nie musimy pod nikogo się podkładać – tak jest nam dobrze. Natomiast ten trip z Magdą i Konradem totalnie namieszał i wywrócił wszystko do góry nogami.
Beata, 32 lata