Reklama

Albo nie śnię wcale, albo w kolorach… Gdybym miała talent malarski, może by mi się udało zatrzymać obrazy, które przychodzą do mnie we śnie: kolorowe kwiaty, ptaki, łąki w żółci i zieleni, szmaragdowe morze. Ale nie mam takiego talentu, więc zostaje tylko wspomnienie świata istniejącego w mojej wyobraźni. Za to wiele razy przekonałam się o tym, że te sny coś zapowiadają.

Reklama

Gdy widzę barwy fioletowe, liliowe, amarantowe, to wiem, że czeka mnie jakiś kłopot. Pastelowe róże i seledyny to miłe wydarzenia. Ciemnoniebieski oznacza, że dostanę list z jakiegoś urzędu, a brązy we wszystkich odcieniach przynoszą chorobę.

Mój partner Grzegorz (byliśmy razem cztery lata, ale ślubu nie mieliśmy) śmiał się z tego, dopóki się nie przekonał, że nie kłamię i nie wymyślam głupot.

– Całą noc śniłam, że spaceruję po parku, a wszędzie są tylko kasztanowe aleje – opowiadałam pewnego razu. – Pod nogami mam pełno kasztanów, ale już bez kolczastych łupinek. Są błyszczące, podobne do kawałków czekolady, więc pochylam się i próbuję jeden kasztan rozgryźć, żeby się przekonać, czy naprawdę jest słodki. Nie jest! Na języku czuję piekącą gorycz, jakbym się najadła pieprzu!

– Pewnie twój refluks się przypomniał? – pokpiwał ze mnie Grzegorz. – Ja też tak mam, kiedy za późno zjem kolację!

Przestał się wyśmiewać, gdy dwie godziny później złamałam nogę. Poślizgnęłam się na równej drodze, więc co to było, jeśli nie ostrzeżenie w brązowym kolorze?

Nigdy nie śniłam w czerni ani szarości. Dopiero od jakiegoś czasu moje sny jakby straciły kolory, wypłowiały, stały się niczym te stare filmy z niewyraźnymi, porozmazywanymi obrazami. Od razu się zorientowałam, że to coś znaczy.

Oczywiście wiem, że sen polega na zniesieniu świadomości i na zmianie częstotliwości fal mózgowych w ośrodkowym układzie nerwowym. Dużo czytałam na ten temat! Wiem również, że w czasie snu niektóre rejony mózgu są bardziej wykorzystywane niż w czasie czuwania. Może u mnie jakieś zwoje odpowiadające za kolory intensywniej pracują, kiedy śpię? Nie przeszkadza mi to, przeciwnie; uważam, że jestem uprzywilejowana i wyróżniona tą szczególną właściwością.

Jeden z tych burych snów był jednak nadzwyczaj męczący i niemiły. Pojawiała się w nim twarz Grzegorza, potem znikała i znowu wracała, ale wykrzywiona w jakimś grymasie, niechętna, zła. Czasami miał taką minę, kiedy się kłóciliśmy, ale szybko mu przechodziło. Ja mam zgodny charakter, więc udawało mi się go ugłaskać, i znowu było dobrze.

Nie ma ludzi bez wad, ale Grzesiek ma chyba tę najgorszą – lubi baby! Jak się tylko jakaś pojawi na horyzoncie, od razu wciąga brzuch, prostuje się, uśmiecha, oczy mu się śmieją, jakby trafił w totka! Nieważne – ładna czy brzydka, młoda, czy już trochę niemłoda, jemu wszystko jedno! Zaczyna tokować jak napalony cietrzew!

Muszę ci się podobać, kochanie – mówił

Nigdy go nie przyłapałam, ale ręki bym sobie nie dała obciąć za to, że mnie nie zdradził. Ma taką pracę, że trudno go przypilnować, bo jest konduktorem na dalekobieżnych liniach kolejowych. Komórki nie odbierał? Twierdził, że nie było zasięgu. Wrócił zmarnowany jak po balandze?

– Kurs był straszny, kochanie – tłumaczył. – Tłok, awantury, sporo pijanych kibiców… Muszę odespać.

Jakbym się postarała, mogłabym wyśledzić, co w trawie piszczy. Wystarczyłoby kupić bilet jakiejś koleżance, której on nie zna, i miałabym relację z pierwszej ręki. Ale mama mnie uczyła, że czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal! Więc przez te wszystkie wspólne lata mu wierzyłam.
Często tak jest, że kobieta dostaje wyraźne sygnały. Ot, jego telefon zwykle leżący na widoku, nagle znika. Albo jest u niego w kieszeni, albo w jakimś innym miejscu tak zmyślnie ukryty, że znaleźć go nie sposób. Co jakiś czas on dyskretnie sprawdza wiadomości i połączenia, ale robi to tak, żeby nikt nie widział.

Do tej pory trzeba go było gonić do kąpieli, nagle szoruje się pod prysznicem, jakby skórę chciał sobie zedrzeć! Bierze przybornik do manikiuru i cążkami do skórek obcina paznokcie u nóg. Używa dezodorantu i wody kolońskiej. Myje zęby, zmienia bieliznę i skarpetki bez żadnego napominania. On, który kochał swoją starą, wyświechtaną kurtkę i nie chciał słyszeć o nowej, nagle oznajmia:

– Chyba trzeba będzie pomyśleć o czymś dla mnie na jesień i wiosnę. Tylko nie jak dla jakiegoś dziadka! Coś eleganckiego i markowego by się przydało!

Cieszysz się, że nareszcie zaczął o siebie dbać, że się stara.

Muszę ci się podobać, kochanie – tłumaczy z uśmiechem, a ty szczęśliwa i durna lecisz do najlepszych butików, wydajesz ciężką kasę; nawet ci przy tym nie drgnie powieka, choć na sobie oszczędzasz, bo „po co takie drogie, kiedy w szmateksach są podobne i za grosze!”.

Kiedy już taki odstawiony, wymyty, wypachniony, gładki i modny staje przed tobą, normalnie pękasz z dumy!

„To mój facet! Mój książę! – myślisz.

– Niech mi go inne zazdroszczą!”.

Właśnie weszłaś na kruchy lód. Trzeszczy pod tobą, ugina się, pęka, ale ty idziesz dalej. Kupisz mu jeszcze nowe koszule, tiszerty, gatki, zaciągniesz za łeb do swojego dentysty, kupisz mu karnet do siłowni, żeby sobie wyrzeźbił brzuszny kaloryfer, zamiast tłustej piłki plażowej.

No i jak już to wszystko zrobisz, on powie, że na ciebie nie zasługuje. Że jesteś za dobra. Że nie ma sumienia cię nadal oszukiwać, bo poznał inną. Tamta jest wprawdzie podła i wyrachowana, nie sięga ci do pięt, ale on się w niej zakochał. Musi to przeżyć. Ma prawo do szczęścia!
Wszystko przerobiłam na własnej skórze, z wyjątkiem przyznania się do zdrady, ale czułam, że i to mnie czeka!

Odnawiałam swoje mieszkanie, ale nie sama

Więc wynajęłam tę koleżankę do szpiegowania. Do głowy mi nie przyszło, że dzięki mnie koleje państwowe zyskują nową pasażerkę, która będzie towarzyszyła pewnemu konduktorowi na wszystkich jego trasach!

Powiedziała mi, że nie mam się czego bać. Kłamała bezczelnie, bo wtedy już ze sobą sypiali, ale widocznie nie była pewna jego uczuć, więc wolała jeść ten miód łyżkami, ale po cichu… Nie wiedziała bidula, że on ma jeszcze jedną kochankę – pulchną czarnulę z obfitym biustem, pracującą w tym samym składzie konduktorskim.

Moja koleżanka musiała coś podejrzewać, bo specjalnie wsiadła na małym peronie, w połowie drogi do stacji docelowej. Słusznie myślała, że Grzegorz poczuje się bezpiecznie i straci czujność.

Tak się dobijała do służbowego przedziału, że wreszcie otworzyli. Od razu poznała, co robili, szczególnie po tej cycatej, bo nie zdążyła się pozapinać, więc miała ułatwione zadanie i pogoniła biuściastą po całym wagonie, wrzeszcząc, i drąc jej majtki i biustonosz. Podobno jeden z pasażerów powiedział, że chętnie dopłaci za działalność rozrywkową!

Grześka wywalili z roboty. Tamtą przenieśli na inne trasy, więc spadła na cztery łapy. Ja się o wszystkim dowiedziałam na końcu i też chciałam pogonić Grzegorza, ale tak mnie błagał, tak prosił, że się zgodziłam dać mu jeszcze jedną szansę…

Szarobure sny nadal mnie dręczyły co noc. Na przykład widziałam Grześka z bukietem kwiatów. Na początku to były kolorowe frezje, róże, lewkonie, gerbery, ale po jakimś czasie jeden po drugim więdły, schły, robiły się z nich smętne badyle. Raniły mi palce jak zdrewniałe osty! Na bezrobociu Grzegorz wysypiał się do południa. Leżał w skotłowanej pościeli i czekał, aż wrócę z pracy i ugotuję obiad. Mówił, że to wszystko przeze mnie, bo gdybym nie wysłała tej koleżanki na przeszpiegi, wszystko byłoby normalnie.

– Znaczy jak? – pytałam.

– Zwyczajnie! Czegoś ci brakowało? Może w łóżku było ci mało? Może forsy?

– Forsa taka sobie i łóżko też średnie – odgryzałam się, bo byłam na niego wściekła. – Szukaj roboty, bo cię pogonię!

Miesiąc temu, późnym wieczorem, zapukała do mnie sąsiadka

– Masz jakieś pieczywo? – zapytała.

– Zapomniałam kupić, a przyjechał mój brat. Nie mam nic na kolację.

– To bierz – odpowiedziałam. – Mam bagietki, wędlinę i pomidory. Wystarczy?

– Jasne. Jutro oddam.

– Nie musisz. A skąd ten brat?

– Z Wrocławia. Chcesz go poznać?

– Zastanowię się. Jaki jest?

– Miły. Przystojny. Po przejściach. Aktualnie bez pary – rekomendowała.

Grzegorz znowu wrócił przed północą. Śmierdział piwskiem, więc kazałam mu spadać na kanapę, a rano pakować manatki. Strasznie się obraził! Parę dni trwało, zanim go wreszcie wykopałam.

Pierwsza samotna noc przyniosła mi kolejny sen: odnawiałam mieszkanie, malowałam ściany i meble we wszystkie kolory tęczy. Czułam się jak na majowej łące – lekka, wolna, młoda, ładna. W tym remoncie pomagała mi sąsiadka i jakiś nieznajomy facet, do którego ona mówiła: Antek.
Obudziłam się wypoczęta i zadowolona. Świeciło słońce, wstawał pogodny, jasny dzień. Na parkingu spotkałam sąsiadkę. Zanim wsiadłyśmy do swoich samochodów, zapytałam:

– A ten twój brat jak ma na imię?

– Antoni – odpowiedziała trochę zaskoczona. – Czemu pytasz?

– Nic, nic, tak sobie… Wiesz, chyba się zgodzę na tę wspólną kolację. Zapraszam do siebie. Może jutro?

Reklama

Wyglądała na zaskoczoną, ale co tam! Nie będę jej przecież opowiadała, że wierzę w sny! Szczególnie w te moje kolorowe, w których każda barwa coś znaczy.

Reklama
Reklama
Reklama