Reklama

Mój ostatni związek rozpadł się tuż przed sylwestrem. Filip był dobrym chłopakiem – w teorii. W praktyce był jak telefon, który nie ładuje się do końca. Zawsze czegoś mu brakowało. A to czasu, a to zainteresowania, a to umiejętności słuchania. Od tamtej pory minęło kilka miesięcy i, choć zarzekałam się, w końcu uległam. Zainstalowałam aplikację randkową. Na początku wszystko traktowałam półżartem. Zjeżdżanie w lewo i prawo było jak gra. Dopóki nie pojawił się Robert.

Reklama

Nie zagadywałam pierwsza. Napisał. Wymiana zdań była jak rozmowa z kimś, kogo zna się od lat. Bez tanich tekstów, bez przesady. Spotkaliśmy się po kilku dniach w jego ulubionej kawiarni. Zjawił się punktualnie. Czarne spodnie, ciemna koszula, płaszcz. Starszy, wyraźnie. Nie zapytałam o wiek. On też nie. Z każdym kolejnym spotkaniem czułam się przy nim... spokojna. Nie było w nim tej nerwowości, którą znałam od chłopaków w moim wieku. Nie musiał się popisywać. Po prostu był.

Było mi z nim dobrze

Mieszkanie było przytulne, ale wyraźnie męskie. Ciemne drewno, dużo książek, zero niepotrzebnych ozdób. Robert krzątał się w kuchni, gdzie parzył herbatę miętową „na potem”. W tle grał Miles Davis.

Masz ochotę na coś jeszcze? – zapytał, wychylając się zza kuchennego blatu.

– Nie, dzięki. Chyba nie powinnam pić więcej... – zaśmiałam się cicho.

Przysiadł obok, wziął łyk herbaty i spojrzał na mnie uważnie.

– Jesteś trochę... zamyślona.

Wzruszyłam ramionami.

– Mam taki sam styl bycia – odpowiedziałam pół żartem, pół serio.

– Nie sądzę. To raczej styl przetrwania – odpowiedział spokojnie.

– Psycholog-amator? – zapytałam z przekąsem.

– Nie – powiedział i uśmiechnął się ciepło. – Jednak z wiekiem, człowiek zaczyna widzieć więcej. Spokojnie, nie będę cię analizował.

Zamilkliśmy na moment. Z głośników popłynęły delikatne dźwięki trąbki.

Czujesz się samotna? – zapytał w końcu.

Nie wiedziałam, czy to pytanie było zbyt osobiste, czy po prostu... zbyt trafne.

– Trochę – odpowiedziałam szczerze. – Może bardziej zagubiona niż samotna. Wszyscy się spieszą, mają narzeczonych, dzieci, plany, a ja... wciąż nie wiem, co dalej.

Witaj w klubie. Tylko że ja mam czterdzieści pięć lat i nadal nie wiem – powiedział, dopijając herbatę.

– Masz córkę, prawda?

– Mam. Dorosłą. Studiuje w innym mieście. Mało się widujemy, ale... trzymamy kontakt. Matka się nią bardziej zajmuje. Po rozwodzie to się jakoś naturalnie ułożyło.

Nie zapytałam o więcej. Nie znałam jej imienia. Nie chciałam. Kiedy wracałam do domu, siedząc w taksówce i wpatrując się w światła miasta, myślałam tylko o jednym: to nie była randka. To było intymne spotkanie z nieznajomym, który zna mnie lepiej niż ja sama.

Nie mogłam w to uwierzyć

Była sobota. Wstałam późno, przeciągnęłam się w łóżku, sprawdziłam pogodę, wiadomości, a potem zaczęłam przeglądać media społecznościowe. Kolejne śniadanie z awokado, kolejne zaręczyny na Santorini, kolejne dziecko w śpioszkach z kokardą. I nagle… Zamrugałam. Cofnęłam. Kliknęłam jeszcze raz. Weronika. Moja kumpela z liceum. Od miesięcy nie miałyśmy kontaktu, ale kiedyś byłyśmy blisko. Na zdjęciu – ona i jakiś mężczyzna. Elegancki, z siwiejącymi włosami przy skroniach, ubrany w granatową koszulę, obejmujący ją lekko ramieniem. Zdjęcie zrobione w jakimś ładnym bistro. Podpis:

„Z tatą. Najlepszy facet na świecie”.

Zamarłam. To był Robert. Mój Robert. Siedziałam w milczeniu, z telefonem w dłoni. Nagle światło w kuchni wydało się zbyt jaskrawe. Odłożyłam telefon na stół, odsunęłam się, jakby sam ekran miał mnie oparzyć. Zaczęłam szybciej oddychać.

– Nie. To nie może być on. To przypadek – powiedziałam na głos, jakby miał mnie ktoś usłyszeć.

Znów spojrzałam na zdjęcie. Ten sam uśmiech. Te same dłonie. Te same oczy, które patrzyły na mnie ze spokojem i troską. Po godzinie wpatrywania się w sufit napisałam do Pauliny.

– Hej, pamiętasz Weronikę? Co u niej?

Paulina odpisała szybko.

– Jasne. Ma się dobrze. Studiuje w Gdańsku. A czemu pytasz?

– Tak z ciekawości. Kojarzę jej ojca?

– Chyba nie. Rzadko go pokazywała. Niezły przystojniak, nie?

Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Nie miałam już wątpliwości. Nie miałam zielonego pojęcia, co z tym zrobić.

Zdobyłam się na szczerość

Nie czekałam długo. Napisałam do Roberta, że musimy się spotkać. Odpisał od razu:

„Przyjedź dziś. Będę czekał”.

Kiedy otworzył drzwi, uśmiechnął się, ale ja nie odwzajemniłam uśmiechu. Zdjął mi płaszcz, zaprosił do salonu. Usiadłam na skraju kanapy, sztywna jak nigdy wcześniej. Usiadł naprzeciw.

– Coś się stało? – zapytał.

– Tak. Znam twoją córkę.

Zmarszczył brwi. Milczał.

– Znam ją z liceum. Chodziłyśmy razem do klasy. Weronika.

Otworzył usta, ale nie wydobył głosu. Jakby nagle zabrakło mu powietrza.

– Nie wiedziałam. Naprawdę. Dopiero wczoraj zobaczyłam wasze wspólne zdjęcie.

Wstał, podszedł do okna. Patrzył na ulicę przez dłuższą chwilę, zanim się odezwał.

– Też nie wiedziałem. Przysięgam.

– Teraz już wiemy.

Odwrócił się. W jego oczach było coś, czego wcześniej nie widziałam. Strach?

– To przypadek... – powiedział cicho. – Dla mnie to nie był błąd.

Pokręciłam głową.

Nie wiem, co mam myśleć. Naprawdę cię lubię, ale teraz… To wszystko wydaje się złe. Nie fair wobec niej. Wobec mnie.

Siedzieliśmy w ciszy.

Poczułam mdłości

Trzymałam telefon w ręce przez dobre dwadzieścia minut, zanim odważyłam się zadzwonić. Serce biło jak oszalałe.

– Halo? – Weronika odebrała jak zawsze, pewnym głosem.

– Hej, tu Klara… Długo nie gadałyśmy... – zaczęłam, siląc się na lekkość.

– No hej! No serio, dawno. Co tam?

– Jesteś może u taty? Możemy się spotkać? Pogadać?

– Jasne. Jutro? W „Karmelu”? O 17?

– Pasuje. Dzięki.

Rozłączyłam się i z miejsca poczułam mdłości. Następnego dnia przyszłam pierwsza. Zajęłam stolik przy oknie, zamówiłam herbatę z imbirem i siedziałam jak na szpilkach. Weronika przyszła punktualnie, uśmiechnięta. Miała na sobie długi szal i płaszcz z guzikiem.

– Cieszę, że się odezwałaś – rzuciła, siadając naprzeciwko. – Co tam?

Zawahałam się. Wszystko we mnie krzyczało, żeby tego nie mówić. Przyszłam tu z zamiarem szczerości.

– Jest coś, co musisz wiedzieć. I... nie wiem, jak to powiedzieć, żeby... nie zabrzmiało źle.

Patrzyła na mnie uważnie.

– No mów, już mnie stresujesz.

Wzięłam głęboki oddech.

Umawiam się z twoim ojcem.

Cisza. Długa, lodowata cisza. Weronika nie powiedziała ani słowa. Patrzyła na mnie jak na obcą osobę. W końcu wstała, bez słowa. Wzięła torebkę, zarzuciła szal i... wyszła.

Miałam chaos w głowie

Pojawiłam się u niego bez zapowiedzi. Wyglądał na zdziwionego. Weszłam i od razu usiadłam na kanapie. Tym razem nie czułam się jak gość.

Byłam z Weroniką na kawie – powiedziałam bez wstępu.

Robert przysiadł ostrożnie na fotelu naprzeciw.

– Domyślam się, jak się skończyło.

– Nie powiedziała ani słowa. Po prostu wstała i wyszła. I wiesz co? Miała rację. Ja też bym tak zrobiła.

Milczał.

– Nie wiem, jak do tego doszło.

– Nie udawałem. To, co było między nami... to było ważne. Dla mnie nadal jest. I wiem, że to wszystko skomplikowane, ale... to nie był błąd.

Spojrzałam na niego. Był spokojny. A ja czułam chaos.

– Może nie był. Tylko że ja już nie potrafię już w to wejść z czystym sercem. Twoja córka mnie nienawidzi.

Z czasem zrozumie.

– Może, ale ja... Musimy to zakończyć.

Pokiwał głową. Nie próbował mnie zatrzymać.

– Rozumiem.

Wyszłam bez pożegnania.

Było mi z tym ciężko

Minęło kilka miesięcy. Wystarczająco, żeby kurz opadł, ale nie na tyle, by przestało boleć. Nie rozmawiałam z Weroniką od tamtego dnia. Nie próbowałam. Nie dlatego, że mi nie zależało. Po prostu... nie wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Że to był przypadek? Że nie wiedziałam? Że to była miłość? A może właśnie dlatego – bo się zakochałam. Robert zniknął z mojego życia tak, jak się pojawił – nagle. Nie pisaliśmy, nie dzwoniliśmy. A jednak... jego numer wciąż miałam w telefonie. Czasem na niego patrzyłam. Raz nawet zaczęłam pisać wiadomość, ale jej nie wysłałam. Usunęłam.

Myślę o nim czasem. O tym, jak potrafił słuchać. Jak patrzył na mnie, jakby naprawdę widział. O jego dłoniach, które pachniały kawą. Nie wiem, czy był „tym jedynym”. Może był po prostu kimś, kto miał mi przypomnieć, że mogę czuć. Teraz wiem, że nie wszystko da się naprawić. I może nie wszystko trzeba. Zostałam z ciszą. Z milczeniem. Jak wspomnienie jazzowego wieczoru, który już nie wróci.

Klara, 24 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama