„Wiedziałam, że mąż mnie oszukuje, ale to, co odkryłam w jego telefonie, przerosło moje najgorsze koszmary”
„Więc to była układanka: nie tylko zdrada, ale i kłamstwa o pieniądzach, o pracy, o wszystkim. Patrzyłam na niego, a przed oczami przelatywały mi wspomnienia”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy zaczęłam podejrzewać, że mój mąż coś przede mną ukrywa. Może to było wtedy, gdy coraz częściej wychodził z domu bez słowa, a może wtedy, gdy przestał odbierać moje telefony wieczorami, tłumacząc, że „jest zmęczony” albo „pracuje do późna". Próbowałam wypierać te myśli, wmawiałam sobie, że jestem przewrażliwiona, że każda para przechodzi kryzys. Ale pewnej nocy, kiedy leżałam sama w łóżku, patrząc na migające powiadomienia z jego telefonu, coś we mnie pękło. Postanowiłam, że muszę poznać prawdę, choćby miała mnie zaboleć.
Podejrzenia nie dawały mi spokoju
Zaczęło się niewinnie, od drobiazgów. Zostawiał telefon w samochodzie, gdy wracał do domu. Zmienił hasło, które zawsze znałam, a kiedy pytałam, odpowiadał, że „to dla bezpieczeństwa”. Unikał mojego wzroku, kiedy pytałam, co słychać w pracy, a przecież zawsze chętnie opowiadał o biurze, kolegach, nawet o tej nowej asystentce, która jest tak młoda, że mogłaby być jego córką. Kiedyś mówił o niej żartobliwie, teraz jej imienia unikał jak ognia.
– Kochanie, co jest grane? – zapytałam pewnego wieczoru, kiedy już po raz kolejny spędził cały dzień na mieście, a wrócił późno w nocy.
– Znowu zaczynasz? – burknął, rzucając torbę na krzesło. – Przecież mówiłem, że mieliśmy szkolenie w pracy.
– Szkolenie o dwudziestej trzeciej? Naprawdę uważasz, że w to uwierzę?
Westchnął głośno i przetarł twarz dłońmi, jakby zmęczony moimi pytaniami. Ale ja nie zamierzałam odpuszczać. Coś się zmieniło, to było oczywiste. Zaciskałam zęby, patrząc, jak wyjmuje z kieszeni telefon, który natychmiast wycisza i kładzie ekranem do dołu. Nie mogłam już dłużej udawać, że niczego nie widzę. To była cisza, która wrzeszczała. Coś było nie tak. I ja to czułam całym swoim ciałem.
Tajemnicze wiadomości
Nie spałam tej nocy prawie wcale. Przewracałam się z boku na bok, wpatrzona w ciemność, nasłuchując oddechu męża, który spokojnie chrapał obok mnie, jakby nic się nie stało. A ja w głowie układałam plan. Wiedziałam, że jeśli tak dalej pójdzie, oszaleję. Kiedy nad ranem wyszedł pod pretekstem biegania, szybko wstałam i zaczęłam przeszukiwać mieszkanie. Telefonu oczywiście nie zostawił, ale na biurku znalazłam klucze do samochodu. Wiedziałam, że często zostawia go w aucie, być może nawet ładował go tam przez noc. Serce biło mi jak szalone, kiedy drżącymi dłońmi otwierałam drzwi do garażu.
Wsiadłam do auta i spojrzałam w uchwyt przy kierownicy. Leżał tam, jak się spodziewałam – jego telefon. Niby zwyczajny, a jednak wyglądał na narzędzie, które skrywa przede mną całą prawdę. Telefon był zabezpieczony hasłem. Próbowałam kilka kombinacji – datę urodzin syna, moją datę urodzin, naszą rocznicę – nic. Wtedy przypomniałam sobie, jak kilka dni wcześniej, przy kolacji, mąż niechcący wypowiedział numer, dzwoniąc do jakiegoś klienta. 2580. Spróbowałam. Zadziałało.
Zamarłam, wpatrując się w ekran, na którym pojawiły się powiadomienia z komunikatora. Zwykłe, codzienne wiadomości... a jednak coś mnie uderzyło. W jednej z rozmów, z podpisem „Kasia” i emotikonką serduszka, pojawiły się zdjęcia – selfie z uśmiechniętą kobietą, w samochodzie, na tle naszej sypialni... Mojej sypialni. Poczułam, jak w gardle rośnie mi gula, a świat zaczyna się kręcić w głowie. Mój mąż miał kochankę. I to nie była przypadkowa dziewczyna. To była Kasia, asystentka z pracy. Zrobiło mi się niedobrze.
Złamane hasło – otwarta rana
Serce waliło mi jak młot. Czułam, jak dłonie mi się pocą, a w głowie pulsowało jedno słowo: kłamstwo. Przeglądałam kolejne wiadomości, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Rozmowy były pełne czułości – „Tęsknię za tobą, nie mogę się doczekać jutra”, „Dzięki za wczoraj, było cudownie”. W jednej z nich, sprzed kilku dni, wysłał jej zdjęcie... mojego ulubionego kubka z napisem „Kocham Cię”, tego, który dostałam od niego na rocznicę. Kubek stał na naszym stole, obok dwóch filiżanek, a podpis brzmiał: „Poranek z tobą – najlepszy”. Poczułam, jak coś we mnie pęka. To było moje życie, moje małżeństwo, moja codzienność – a on wpuścił tam obcą kobietę.
Drżącymi rękami przeglądałam galerię zdjęć, a każde kolejne wbijało mi nóż w serce. Kasia w jego koszuli, w naszym salonie, na naszej kanapie. Nie mogłam tego pojąć – jak długo to trwało? Czy to wtedy, kiedy mówił, że ma nadgodziny? Czy wtedy, gdy wyjeżdżał na „szkolenia” weekendowe?
Usłyszałam kroki na schodach – to był on, wrócił z biegania. Zamarłam, telefon wypadł mi z rąk i stuknął o podłogę. Drzwi się otworzyły, a on zastał mnie siedzącą w fotelu, z telefonem na kolanach i łzami cieknącymi po policzkach. Zbladł, jakby zobaczył ducha.
– Co ty robisz? – spytał cicho, ale jego głos był pusty, bez cienia skruchy. Jakby złapanie go na zdradzie było czymś... niewygodnym, a nie tragicznym. I wtedy zrozumiałam: to nie był przypadek. To było życie, które prowadził za moimi plecami.
To nie była tylko zdrada
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo nagle zaczął mówić. Szybko, nerwowo, jakby chciał mnie zasypać słowami, zanim zdążę coś powiedzieć.
– Słuchaj, to nie tak, jak myślisz... To nie miało tak wyglądać... – zaczął, ale w jego oczach nie było żalu, tylko strach.
Patrzyłam na niego, a w głowie tłukło mi się jedno pytanie: Jak to możliwe, że tego nie widziałam?
– Ile to trwa? – zapytałam cicho, bo głos mi zamarł w gardle.
– Nie wiem, kilka miesięcy... Nie chciałem cię ranić. To... to był błąd.
Błąd. Moje małżeństwo nazwał „błędem”. Nasze życie, wspólne chwile, nasze dziecko, wspólne wakacje, święta, kolacje, to wszystko nagle stało się dla niego błędem, a ja? Ja byłam kim? Przeszkodą? Kimś, kogo trzeba oszukiwać?
– Nie tylko chodziło o Kasię, prawda? – wyszeptałam, bo serce mi podpowiadało, że to dopiero wierzchołek góry lodowej.
Wtedy spojrzał na mnie z taką miną, jakby coś w nim pękło. Usiadł ciężko na krześle, schował twarz w dłoniach i wypalił:
– Mam długi... Duże długi. Nie tylko w firmie. Kasia mi pomagała... Pożyczała pieniądze.
Zatkało mnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Więc to była układanka: nie tylko zdrada, ale i kłamstwa o pieniądzach, o pracy, o wszystkim. Patrzyłam na niego, a przed oczami przelatywały mi wspomnienia – jak kupowaliśmy dom, jak planowaliśmy wakacje, jak obiecywał, że wszystko będzie dobrze. Teraz wiedziałam, że nic nie było dobrze. I chyba nigdy nie było.
Prawda, której nie chciałam znać
Siedzieliśmy w ciszy. Tylko jego oddech, ciężki, urywany, i mój własny, cichy, jakby mi brakowało powietrza. W głowie miałam mętlik. Z jednej strony wściekłość, z drugiej niedowierzanie.
– Jak mogłeś? – wykrztusiłam w końcu, ale to pytanie było jak rzucone w pustkę, bo on patrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem, jakby to ja go zawiodłam.
– Nie wiem, jak to się stało... – mruknął cicho. – Wszystko się zaczęło sypać. W firmie źle się działo, a Kasia była... ona mnie rozumiała. Pomagała, wspierała...
– Wspierała? W czym? W kłamstwach? W tym, żebyś mnie okłamywał dzień w dzień? – krzyknęłam nagle, a mój głos odbił się echem od ścian.
On się skulił, jakby cios fizyczny go uderzył, ale mnie to już nie obchodziło. Podeszłam do stołu, gdzie jeszcze chwilę temu leżał jego telefon. Wzięłam go do ręki, patrząc na listę ostatnich połączeń. Kasia, Kasia, Kasia... Ostatnia rozmowa dwie godziny wcześniej. Nie potrafiłam opanować łez, które lały mi się ciurkiem po policzkach.
– Co jeszcze mi ukrywasz? – spytałam cicho, zrezygnowana, bo czułam, że to nie koniec.
I wtedy to powiedział. Tak po prostu, bez ostrzeżenia.
– Ona jest w ciąży.
Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam, że to jakiś głupi żart. Ale on siedział nieruchomo, patrząc na podłogę, jakby chciał w niej zapaść. Wtedy zrozumiałam, że wszystko, co do tej pory wiedziałam o naszym życiu, było kłamstwem. I że nic już nigdy nie będzie takie samo.
Cena, jaką zapłaciłam za prawdę
Patrzyłam na niego, ale to już nie był mój mąż. To był obcy człowiek. Kiedyś wierzyłam, że jesteśmy drużyną, że możemy przetrwać wszystko, razem stawić czoła problemom. Tymczasem on prowadził swoje życie za moimi plecami, jakby istniały dwa światy – ten, w którym byłam ja i nasze dziecko, i ten, w którym była Kasia, jej dziecko, jego tajemnice, długi. Nie wiem, jak długo jeszcze siedzieliśmy w tym salonie, w tej ciszy, która krzyczała głośniej niż wszystkie moje łzy. W końcu wstałam. Spojrzał na mnie wtedy z jakimś błaganiem w oczach, ale nie powiedział nic. Może wiedział, że słowa już niczego nie naprawią. Może wiedział, że za dużo zniszczył.
Spakowałam się tej nocy. Rzucałam rzeczy do walizki bez planu, bez zastanowienia, jakby każda bluzka, każdy sweter były dowodem na to, jak bardzo się pomyliłam, jak bardzo byłam ślepa. Wyszłam z domu nad ranem, kiedy jeszcze spał. Nie zostawiłam żadnej kartki, żadnych słów, które miałby przeczytać. Nie chciałam, żeby został po mnie choćby ślad.
Dziś patrzę na tamtą noc jak na koszmar, który rozdarł moje życie na pół. Nigdy już nie będę tą samą kobietą. Zrozumiałam, że prawda boli, ale jej cena bywa konieczna, by wreszcie przestać żyć w iluzji. Dziś żyję sama, z synem, krok po kroku buduję od nowa swoje życie. A jemu? Jemu życzę wszystkiego najlepszego. Z Kasią, z dzieckiem, z tym, co sobie stworzył. Ja już nie chcę być jego częścią.
Justyna, 36 lat
Czytaj także:
- „Z mężem jadłam obiadki, a z sąsiadem ćwiczyłam pilates. To miał być układ idealny, a skończyłam jako 5 koło u wozu”
- „Pilates z kolegą zamienił się w grzeszny trening. Okazało się, że mój mąż maczał palce w tych sekretnych ćwiczeniach”
- „Moja 9-letnia córka wpadła w histerię, bo na komunię dostała mniej, niż 10 tysięcy. Bo tak pokazywały influencerki”