Reklama

Związek z Filipem był dla mnie jak długo wyczekiwany oddech po burzy. Po kilku mocno nieudanych relacjach w końcu trafił się ktoś, kto zdawał się mnie rozumieć bez słów. Był troskliwy, uśmiechnięty i opiekuńczy – dokładnie taki, jakiego sobie wyobrażałam. Zamieszkaliśmy razem po trzech miesiącach. Wszystko szło jak po maśle, choć czasem miałam wrażenie, że cień jego przeszłości wciąż gdzieś się unosi. Zwłaszcza gdy raz na jakiś czas wyczuwałam jakiś dziwny dystans albo znajdowałam rzeczy, które nie do końca pasowały do naszego wspólnego życia. Nie spodziewałam się jednak, że prawdziwe rozczarowanie dopiero przede mną.

Nasze początki były jak z bajki

Wprowadziłam się do Filipa w ciepły, wrześniowy weekend. Miał dwupokojowe mieszkanie na czwartym piętrze bloku z windą – nic szczególnego, ale przytulnie. Od razu powiedział, żebym czuła się jak u siebie, więc zaczęłam wnosić swoje książki, kosmetyki, ubrania i nawet kubek po babci, bez którego poranna kawa nie smakowała tak samo. Filip był pomocny, śmiał się, kiedy próbowałam samodzielnie wkręcać półkę w łazience, a potem podał mi śrubokręt i pocałował w czoło.

– Pasujesz tutaj – powiedział wtedy, obejmując mnie od tyłu. – Wreszcie nie jest pusto.

Przytuliłam się do niego mocniej. Potrzebowałam tej bliskości, bo w poprzednich związkach wszystko kończyło się zbyt szybko, zbyt gwałtownie. A z Filipem czułam się bezpiecznie. Byliśmy razem zaledwie kilka miesięcy, ale to wystarczyło, żeby uwierzyć, że mogę zacząć coś trwałego. Praca, zakupy, wspólne wieczory z pizzą i serialem – codzienność z nim była zwyczajna, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Kiedy kupił mi moją ulubioną herbatę, o której mówiłam zaledwie raz czy dwa, pomyślałam: „On naprawdę mnie słucha”.

Nawet jego drobne dziwactwa, takie jak fakt, że nie znosił wyrzucać starych rzeczy, uznawałam za urocze. Mówił, że wszystko może się jeszcze przydać, a ja przymykałam na to oko, chociaż sama nie lubiłam zbieractwa. Nie wiedziałam tylko wtedy, że to „wszystko” nie obejmuje tylko przedmiotów.

Zaczęłam zauważać czerwone flagi

Pierwszy raz coś mnie zaniepokoiło, gdy sprzątałam szafkę nocną. Szukałam jego ładowarki, bo moja gdzieś się zapodziała. Otworzyłam dolną szufladę Filipa – tę, której nigdy nie ruszałam. W środku leżała mała, czerwona kopertówka i dwa lakierowane pudełka na biżuterię. Nie były moje. Zawahałam się, ale nie chciałam być wścibska, więc ich nie ruszałam. Potem jednak długo mnie to trzymało za gardło i trudno było udawać, że nic się nie wydarzyło.

– Filip, czyja to torebka? – zapytałam w końcu wieczorem, starając się, żeby mój ton brzmiał naturalnie.

Spojrzał na mnie z kanapy: – A to zostawiła moja była. Kiedyś chciała to zabrać, ale chyba zapomniała. Schowałem i zapomniałem, że to tam jest.

Kiwnęłam głową, choć coś zakuło mnie w żołądku. Skoro to zapomniane rzeczy, to czemu wyglądały na tak starannie ułożone? Jakby ktoś je regularnie dotykał. Od tego momentu zaczęłam widzieć więcej. Na komodzie stała jakaś świeczka o zapachu białych kwiatów, której nigdy nie kupowaliśmy. W szafce kuchennej od dawna był kubek z inicjałami, a w szufladzie łazienkowej walały się pojedyncze damskie kosmetyki, wcześniej nie zauważałam.

Filip mówił, że wszystko to tylko pozostałości i nic nie znaczą. Nie protestowałam, bo nie chciałam być paranoiczna. Nie chciałam być tą dziewczyną, która doszukuje się sensacji w każdym drobiazgu, więc próbowałam przymknąć na to oko i wmówić sobie, że to tylko historia i przecież to ja jestem jego teraźniejszością.

– Przeszłość to przeszłość – powtarzał z przekonaniem. – Liczysz się ty.

Bardzo chciałam w to wierzyć. Tylko że przeszłość wcale nie zniknęła. Ona mieszkała z nami właśnie w tych wszystkich drobnych rzeczach.

W święta pękłam

Grudzień przyszedł z pierwszym śniegiem i planowaniem świąt. To miały być nasze pierwsze wspólne – tylko we dwoje. Uzgodniliśmy, że nie będziemy się szaleńczo obdarowywać, ale kupimy sobie po jednym prezencie, tak z serca. Filip od razu się zgodził, a ja zaczęłam planować niespodziankę – zamówiłam mu zegarek, o którym wspominał we wrześniu.

Pewnego dnia, kiedy szukałam ozdób choinkowych w pawlaczu, natknęłam się na duże pudło. Nie wyglądało na nic świątecznego, ale było opisane „dekoracje”. Otworzyłam je i zamarłam. Na wierzchu leżała oprawiona fotografia – Filip z kobietą, najwyraźniej swoją byłą. Oboje uśmiechnięci, przytuleni, w jakimś egzotycznym miejscu. Pod spodem zaś koperty z bilecikami, drobne notatki z serduszkami i bransoletka z serduszkiem, która wyglądała na prezent...

Zamknęłam pudło i odłożyłam je na miejsce, jakby parzyło mnie w dłonie. Nie potrafiłam zrozumieć, po co to wszystko trzymał. Może nie miał siły wyrzucić? Może wciąż coś czuł? W głowie zaczęły mi się kłębić pytania, których nie chciałam zadawać. Wieczorem patrzyłam, jak Filip pakuje prezenty. Robił to z taką uwagą, że przez chwilę poczułam ciepło. Może przesadzam, może to normalne, że ludzie trzymają stare rzeczy? Ja sama mam pudełko z listami z liceum i jakimiś biletami lotniczymi z wakacji. Ale czy trzymanie zdjęcia z byłą to jest to samo?

– Wszystko w porządku? – zapytał, siadając obok.

– Jasne – odpowiedziałam, zmuszając się do uśmiechu.

Skłamałam, bo nie chciałam kłótni przed świętami. Jeszcze nie wtedy.

Wigilia miała być piękna

Filip ugotował barszcz, ja ulepiłam pierogi, a do stołu usiedliśmy odświętnie ubrani. Było ciepło, pachniało choinką i cynamonem. Przez chwilę naprawdę poczułam się szczęśliwa. Nawet złożyliśmy sobie życzenia tak serdecznie, jakby nic między nami nie wisiało.

– Cieszę się, że jesteś – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Nigdy wcześniej nie czułem się tak... domowo.

Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Chciałam mu wierzyć. Chciałam, żeby ten wieczór był dobrym wspomnieniem, nie początkiem czegoś, co będę potem analizować latami. Pod choinką czekały dwa starannie zapakowane prezenty. Podałam mu mój – rozpakował go z entuzjazmem i zachwycił się zegarkiem. Rzucił mi się na szyję i pocałował w policzek.

– Skąd wiedziałaś? Marzyłem o nim od dawna.

Potem przyszła kolej na mnie. Sięgnął pod drzewko i wręczył mi niedużą, granatową paczuszkę. Odwinęłam papier i zobaczyłam niewielkie pudełko. A w nim – srebrny naszyjnik z zawieszką w kształcie serca. Był piękny, ale coś mnie tknęło. Gdy podniosłam wieczko, zauważyłam zarysowaną powierzchnię i delikatne przetarcia, jakby nie był nowy. Wtedy przyjrzałam się mu uważniej, a na łańcuszku widniały ledwie widoczne inicjały: M.D.

Od razu wypaliłam do Filipa:

– Co to za naszyjnik?

Zerknął na mnie i nagle jego twarz stężała:

– Myślałem, że ci się spodoba – odparł wymijająco. – To tylko biżuteria.

– Ale musiała być stara, po kimś? – dopytałam.

Nie odpowiedział. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę w milczeniu, a powietrze stawało się coraz gęstsze.

Nie musiał mówić nic więcej

Inicjały, przetarcia i jego milczenie – wszystko układało się w całość. Próbował mnie przekonać, że to tylko rzecz, że przecież ważne są intencje, że nie miał złych zamiarów. Ale jak mogłam w to uwierzyć?

– Oddałeś mi prezent po swojej byłej? – zapytałam cicho, jakby mówiąc ciszej mogłam zmniejszyć ciężar tej sytuacji.

– Myślałem, że nie zauważysz. Ona go zostawiła, był nowy, nawet go nie nosiła... – zaczął się tłumaczyć. – I naprawdę pasuje do ciebie.

Nagle poczułam, jakby wszystkie te wspólne miesiące, uśmiechy i pocałunki były jakąś nieudolną próbą zasłonięcia czegoś, co wciąż tu było. Nie chodziło tylko o naszyjnik. Chodziło o to, że dla niego byłam miejscem, w którym można zostawić resztki po poprzednim życiu. Nie chciałam robić scen, więc po prostu powoli wstałam od stołu i schowałam naszyjnik do pudełka.

Nie jestem śmietnikiem na rzeczy po kimś innym – powiedziałam spokojnie, choć w środku wszystko drżało.

– Przesadzasz... – rzucił z irytacją. – To tylko pamiątka. Zamiast leżeć w szufladzie, mogła cię cieszyć.

Pamiątka? Dla niego widocznie to było praktyczne, ale dla mnie bardzo bolesne. Nie chciałam w jego życiu odgrywać roli zamiennika, recyklingu emocji. Wysłałam wiadomość do siostry. Napisałam, że potrzebuję noclegu, a potem od razu spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wyszłam. On nawet nie próbował mnie zatrzymać. Może wiedział, że nie powinien, a może w jego sercu już wcześniej coś się skończyło.

To był koniec naszej historii

Po tamtej Wigilii nie wróciłam już do mieszkania Filipa. Choć zostawiłam tam połowę ubrań i wszystkie nasze wspólne zdjęcia, nie miałam w sobie siły, by wrócić i je odebrać. Poprosiłam go o spakowanie ich i zostawienie u siostry. Zrobił to bez słowa, bez przeprosin i nawet bez próby wyjaśnienia. Kilka dni później napisał, że nie rozumie, czemu wyolbrzymiam sytuację. Że naszyjnik był piękny, że nic nie znaczył, że to ja nadałam mu znaczenie. Może miał rację. Może naprawdę nic nie znaczył – tylko że dla mnie to „nic” powiedziało o nim wszystko.

Przecież w tym wszystkim nie chodziło o samą biżuterię, chodziło o szacunek. O to, że nie umiał zamknąć rozdziału, zanim otworzył nowy. Że mnie w tym nowym rozdziale potraktował jak zapchajdziurę, jak kogoś, komu można dać coś z drugiej ręki i oczekiwać wdzięczności.

Resztę świąt spędziłam niby z siostrą, ale w środku czułam pustkę. Nie była to jednak pustka, która bolała. Była czysta i spokojna, bo nie musiałam już udawać, że wszystko jest w porządku. Minęło trochę czasu, zanim przestałam analizować każdy szczegół, każde słowo. Byłam zła, że pozwoliłam komuś traktować mnie jak tło dla własnych wspomnień. Nie chcę być tłem. Chcę być czyjąś teraźniejszością. I wiem, że kiedyś nią będę – dla kogoś, kto nie będzie nosił w kieszeni serca, które dawno już powinno odejść.

Natalia, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama