Reklama

Miałam siedemnaście lat, kiedy moje życie stanęło na głowie. Ciąża? To było coś, o czym nigdy nie myślałam. Zawsze wydawało mi się, że macierzyństwo to coś, co zdarza się innym ludziom – dorosłym, odpowiedzialnym, gotowym na takie wyzwania. Ale nie mnie. Kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod stóp. Przerażenie nie opuszczało mnie nawet na chwilę. Rodzice dowiedzieli się o wszystkim stosunkowo szybko, i choć byli w szoku, wspierali mnie od samego początku. To oni zaczęli przekonywać mnie, że adopcja będzie najlepszym rozwiązaniem, zarówno dla mnie, jak i dla dziecka.

Reklama

Byłam przekonana do adopcji

Decyzję o adopcji podjęliśmy wspólnie z rodzicami. Miałam siedemnaście lat, byłam w ostatniej klasie liceum, a mój cały świat kręcił się wokół szkoły, znajomych i planów na przyszłość. Ciąża wszystko zmieniła. Nagle poczułam, że moje marzenia mogą zniknąć. Nie mogłam być matką. Nie byłam gotowa na tak ogromną odpowiedzialność. Rodzice widzieli moje zmagania i obawy. Próbowali mi pomóc, ale ich rozwiązanie wydawało się jednoznaczne: adopcja.

– Lena, to będzie dla ciebie najlepsze – powiedziała mama, siadając obok mnie na kanapie. Jej głos był ciepły, ale czułam, że też jest przerażona tym, co nas czeka. – Wiesz, że nie jesteś gotowa na wychowywanie dziecka. A Marta i Robert... oni od lat marzą o dziecku. To naprawdę dobra decyzja.

– Wiem, mamo, ale... to wszystko jest takie trudne. Nie wiem, jak mam być pewna, że robię dobrze – odpowiedziałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Wydawało mi się, że wszyscy dookoła wiedzą lepiej ode mnie, co powinnam zrobić. Ale ja sama? Czułam się zagubiona.

Wychowanie dziecka to ogromna odpowiedzialność. Ty masz przed sobą całą przyszłość. Musisz skończyć szkołę, iść na studia... A oni dadzą temu dziecku wszystko, co najlepsze – dodał tata. Zawsze był spokojny i opanowany, ale widziałam, że i on przeżywa to wszystko głęboko.

Rodzice starali się mnie wspierać, ale jednocześnie nie ukrywali, że oczekują, iż zgodzę się na adopcję. Było to dla nich oczywiste rozwiązanie. A ja? Chciałam wierzyć, że mają rację, ale w środku miałam coraz więcej wątpliwości. Kilka tygodni przed porodem spotkałam Martę i Roberta, parę, która miała adoptować moje dziecko. Byli idealni. Starsi ode mnie, stabilni finansowo, pełni ciepła i wdzięczności. Na początku spotkania czułam, że to właściwa decyzja – to oni powinni być rodzicami tego dziecka. Ja nie byłam gotowa na tę odpowiedzialność, a oni czekali na ten moment całe życie.

– Nie możemy ci wystarczająco podziękować za to, co robisz. To dla nas największy dar – powiedziała Marta, patrząc na mnie z wdzięcznością.

– Cieszę się, że moje dziecko trafi do was. Wiem, że dacie mu wszystko, czego ja teraz nie mogę – odpowiedziałam niepewnie, próbując uśmiechnąć się, choć w środku czułam coraz większy chaos.

Robert, który dotąd milczał, spojrzał na mnie z troską.

– Rozumiemy, że to dla ciebie trudne. Ale obiecujemy, że twoje dziecko będzie miało z nami wszystko, co najlepsze. Zrobimy wszystko, by było szczęśliwe – dodał spokojnie.

Siedziałam tam, słuchając ich, i nagle zdałam sobie sprawę, że to się dzieje naprawdę. Za kilka tygodni moje dziecko trafi w ręce tych ludzi. I chociaż wydawało się, że to idealne rozwiązanie, coś we mnie zaczynało pękać.

Po porodzie dopadły mnie wątpliwości

Kiedy nadszedł dzień porodu, byłam przerażona. Fizyczny ból był trudny, ale emocjonalne cierpienie, które czułam, było nieporównywalnie gorsze. Po godzinach walki przyszedł na świat mały chłopiec. Kiedy położna podała mi go na ręce, wszystko, co wcześniej wydawało się takie jasne, zaczęło się rozmywać. Patrzyłam na jego maleńką twarz i nagle zrozumiałam, że to nie jest tylko decyzja o adopcji. To moje dziecko.

– Nie wiem, co robić – powiedziałam przyjaciółce, która przyszła mnie odwiedzić w szpitalu. Ewa była zawsze blisko, odkąd dowiedziała się o ciąży. Teraz patrzyła na mnie z troską, nie wiedząc, jak mi pomóc.

– Lenka, to twoje dziecko. Zrozumiałe, że masz wątpliwości. Ale musisz być pewna swojej decyzji. Czy naprawdę chcesz oddać swoje dziecko? – zapytała, a ja wiedziałam, że zadaje pytanie, które i mnie nie dawało spokoju.

– Nie wiem. Myślałam, że to będzie prostsze. Ale teraz, kiedy go widzę... Boję się, że nie dam sobie rady jako matka. Ale boję się też, że nie poradzę sobie z oddaniem go – odpowiedziałam, czując, że moje serce jest rozdzierane na pół.

Trzymałam go w ramionach i czułam, jak rośnie we mnie instynkt macierzyński. To nie była już abstrakcyjna decyzja. To był mój syn. Mój mały chłopiec, który patrzył na mnie swoimi niewinnymi oczami. Przez kolejne dni, gdy spędzałam czas z dzieckiem, moje wątpliwości narastały. Każda chwila, kiedy patrzyłam na jego maleńką twarz, kiedy czułam jego ciepło, tylko wzmacniała moją niepewność co do adopcji. Z jednej strony wiedziałam, że Marta i Robert daliby mu stabilne i dobre życie, ale z drugiej strony... to było moje dziecko. Jak miałam oddać kogoś, kogo nosiłam pod sercem przez dziewięć miesięcy?

Z każdym dniem czułam, że nie jestem gotowa na adopcję. Myśli o tym, jak to będzie, gdy zatrzymam dziecko, stawały się coraz bardziej realne. Ale co z moją przyszłością? Czy dam sobie radę jako matka w tak młodym wieku? Co z moimi planami na studia, na życie? Każda decyzja wydawała się niemożliwa.

– Mamo, tato, muszę wam coś powiedzieć. Zaczynam mieć wątpliwości – wyznałam pewnego wieczoru, kiedy wróciliśmy ze szpitala. Patrzyli na mnie z niepokojem.

– Lena, ale przecież ustaliliśmy to razem. To była najlepsza decyzja dla ciebie – powiedziała mama, choć widziałam, że jej głos drżał.

– Nie możemy pozwolić, żebyś zniszczyła sobie życie. Wychowanie dziecka to ogromna odpowiedzialność – dodał tata, starając się być stanowczy, ale widziałam, że i on nie jest pewien, co zrobić.

– Wiem, ale... teraz, kiedy go widzę, nie wiem, czy jestem w stanie go oddać. To nie jest takie proste – odpowiedziałam, czując, jak łzy zaczynają mi napływać do oczu.

Czułam, że moje wątpliwości rosną z każdą chwilą, a czas na podjęcie ostatecznej decyzji zbliżał się nieubłaganie.

Podjęłam ostateczną decyzję

Ostateczna decyzja przyszła po wielu bezsennych nocach i rozmowach. Wiedziałam, że muszę wybrać – czy oddać dziecko, dać mu szansę na lepsze życie z Martą i Robertem, czy zatrzymać go, zaryzykować swoją przyszłość, ale jednocześnie podążyć za instynktem, który coraz bardziej wypełniał moje serce. Każda chwila z moim synem utwierdzała mnie w przekonaniu, że nie mogę go oddać. Kiedy Marta i Robert przyjechali, aby zabrać dziecko, wiedziałam, że muszę im powiedzieć prawdę. To była najtrudniejsza rozmowa w moim życiu.

– Przepraszam... Nie mogę oddać wam tego dziecka – powiedziałam, a łzy zaczęły mi płynąć po policzkach.

Marta patrzyła na mnie w ciszy, a jej twarz zdradzała ból.

– Rozumiemy, Lena, ale... to dla nas ogromny cios. Myśleliśmy, że wszystko jest już pewne – odpowiedziała cicho.

– Wiem. Jest mi naprawdę przykro, ale to moje dziecko. Nie mogę go oddać – powiedziałam, czując, że choć to najtrudniejsza decyzja w moim życiu, była ona też najwłaściwsza.

Decyzja o zatrzymaniu dziecka była najtrudniejsza, jaką kiedykolwiek podjęłam. Moje życie zmieniło się na zawsze. Wiedziałam, że teraz czeka mnie wiele wyzwań, wiele trudnych chwil, ale jednocześnie czułam, że podjęłam właściwą decyzję. Rodzice, choć początkowo sceptyczni, zaczęli mnie wspierać. W końcu zrozumieli, że to była moja decyzja, którą musiałam podjąć zgodnie z tym, co czułam w sercu. Czekała mnie długa droga – trudna, pełna wyzwań, ale wiedziałam, że dam radę. Każdego dnia, patrząc na mojego syna, czułam, że mimo wszystko zrobiłam to, co było dla mnie najważniejsze. Moje życie nie będzie takie, jak sobie wyobrażałam, ale teraz wiedziałam, że macierzyństwo, choć trudne, może przynieść mi radość i siłę, której wcześniej nie znałam.

Reklama

Lena, 17 lat

Reklama
Reklama
Reklama