„Wierzyłam mu, że to zwykła delegacja. Okazało się, że to tani weekend w Białce Tatrzańskiej z jego koleżanką z działu”
„Od 5 lat mieszkaliśmy razem. Michał – przystojny, wygadany, z działu marketingu. Ja – księgowa, raczej spokojna, twardo stąpająca po ziemi. Zawsze mu ufałam. Nawet gdy coraz częściej znikał na firmowe wyjazdy, a wieczorami nie było z nim żadnego kontaktu. Mówiłam sobie, że to tylko praca”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Może wtedy, gdy Michał przestał mnie całować na „dzień dobry”. Może wcześniej, kiedy coraz częściej wracał z pracy późno i nie odbierał telefonów, tłumacząc się brakiem zasięgu. Przez ostatnie miesiące żyliśmy obok siebie. Ja w naszej kuchni, gotując mu zupę. On na kanapie, z laptopem na kolanach. Zawsze miał jakieś „zaraz”. Że „zaraz” przyjdzie pogadać. Że „zaraz” wróci z delegacji. Że „zaraz” będzie jak dawniej.
Od pięciu lat mieszkaliśmy razem. Michał – przystojny, wygadany, z działu marketingu. Ja – księgowa, raczej spokojna, twardo stąpająca po ziemi. Zawsze mu ufałam. Nawet gdy coraz częściej znikał na „firmowe wyjazdy”, a wieczorami nie było z nim żadnego kontaktu. Mówiłam sobie, że to tylko praca. Że stres. Że przecież mnie kocha. Aż pewnego dnia Monika, koleżanka z pracy, postawiła mi kawę na biurku i zapytała:
– Ty naprawdę wierzysz, że on znowu jedzie na delegację?
Zamarłam. Bo w jej głosie pierwszy raz usłyszałam to, czego sama bałam się pomyśleć.
Zrobiło mi się niedobrze
– Tylko nie denerwuj się – powiedział Michał, zapinając torbę. – W piątek muszę jechać w góry do Białki Tatrzańskiej. Firmowa integracja. Dwa dni, wracam w niedzielę wieczorem.
Próbowałam się uśmiechnąć. Wyszło krzywo. Skinęłam głową i odwróciłam wzrok. Michał mnie pocałował, tak jak zawsze, ale jego usta były zimne. Pachniał nowymi perfumami. Zawsze ubierał się dobrze, ale tego ranka wyglądał jak z wybiegu. Jakby bardziej mu zależało, żeby zrobić wrażenie – tylko na kim? Tego wieczoru był dziwnie czuły. Przytulał mnie częściej niż zwykle, zrobił mi kolację, obejrzał ze mną film. Za bardzo się starał. I to właśnie mnie zaniepokoiło. Bo Michał nie był z tych, co przepraszają zawczasu.
W sobotę siedziałam na kanapie i scrollowałam coś w telefonie. Z nudów. Aż nagle coś mnie tknęło. Wpisałam „Sandra”. Koleżanka Michała z działu. Uroda modelki, wiecznie roześmiana. Na jej profilu zdjęcie: kieliszek, widok z tarasu, napis „Weekend reset” i lokalizacja – hotel w górach. W Białce. Ten sam, do którego pojechał Michał. Zamarłam. Michała na zdjęciu nie było, ale komentarz jego kumpla z pracy: „Miłego wypadu we dwoje” uderzył mnie jak cegła. Nie chciałam panikować. Wysłałam screena do Moniki i zadzwoniłam.
– Przypadek? – zapytałam prosto z mostu.
Odpowiedziała bez namysłu:
– Serio? Oni sami tam są? Nie bądź głupia, Kaśka!
Zrobiło mi się niedobrze. Próbowałam oddychać spokojnie. Może faktycznie to przypadek? Może cała ekipa tam jest? Ale coś we mnie już wiedziało, że to nie skończy się dobrze. Po raz pierwszy naprawdę się bałam. Nie tylko o Michała. Bałam się, że to wszystko, w co wierzyłam, zaczyna się sypać.
Kłamał mi w oczy jak z nut
Michał wrócił w niedzielę wieczorem, jak obiecał. Pachniał hotelowym mydłem i miał opaloną twarz. W progu pocałował mnie w policzek, rzucił torbę i powiedział:
– Ale jestem zmęczony. Nawet nie pytaj.
A ja właśnie chciałam zapytać. O wszystko.
– Kto był? – spytałam, podając mu herbatę. – Z kim byliście?
– Cały dział. I trochę ludzi z IT. Wiesz, klasyka – mruknął i usiadł na kanapie.
– A Sandra była?
Zamilkł. Nawet nie drgnął.
– Nie – odpowiedział po chwili. – Czemu pytasz?
– Bo widziałam jej zdjęcia w postach. Z tego samego hotelu.
– Przypadek. Ona z koleżankami pojechała, chyba na babski wypad.
Przypadek. To słowo już mnie nie przekonywało. Później Michał poszedł się kąpać. A ja... nie wytrzymałam. Czekałam, aż zaśnie. Wzięłam jego torbę i zaczęłam przeszukiwać. Portfel, ładowarka, bluza. I wtedy – paragon. Restauracja, kolacja dla dwóch osób, sobota wieczór. Wino, dwie przystawki, dwa dania główne. Drżały mi ręce. Jeszcze głębiej – bilet na czekoladowy masaż. Data, godzina: sobota, 11:30. Dla dwóch osób. Wróciłam do łóżka, serce waliło mi jak szalone. Patrzyłam na Michała. Spał spokojnie, jakby nic się nie wydarzyło. A we mnie coś pękło.
To był ostateczny dowód
Wiedziałam, że Michał kłamie, ale chciałam jeszcze jednego dowodu. Czegoś, co wbije gwóźdź do tej trumny. I w poniedziałek rano los mi to dał. Michał jak zwykle wyszedł do pracy pierwszy. Ja wzięłam wolne. Udawałam, że jestem chora. Potrzebowałam ciszy. I... odpowiedzi. Na stole został jego służbowy laptop. Otwarty. Zgaszony ekran, ale nie wylogowany. Z wahaniem przesunęłam palcem po touchpadzie. Zadziałało. Otwarta była galeria zdjęć. Ostatnie zdjęcie – Michał na tle gór, uśmiechnięty. Kliknęłam dalej. I wtedy zamarłam. Michał, siedzący na hotelowym tarasie. Obok niego – Sandra. Uśmiechnięta, w jego bluzie. Na kolejnym zdjęciu trzymają się za ręce. A na trzecim... całują się. W tle śnieg i słońce. Jak z reklamy. Zrobiło mi się słabo. Zamknęłam laptopa. Wieczorem Michał wrócił wcześniej. Jakby przeczuwał. Wszedł do kuchni, a ja czekałam już z jego laptopem otwartym na blacie.
– Więc nie byłeś z firmą – powiedziałam spokojnie. – Byłeś z nią.
Zbladł.
– To nie jest tak, jak myślisz...
– Zdjęcie mówi wszystko. Kiedy to się zaczęło? Ile razy mnie okłamałeś?
Nie odpowiedział. Patrzył tylko, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak. Wstałam. Podeszłam do drzwi.
– Śpisz dzisiaj u niej – rzuciłam. – A może od dawna tam śpisz?
Nie protestował. Nie powiedział słowo. I to chyba bolało najbardziej.
Nie wiedziałam, co powiedzieć
Napisałam do niej po cichu. Bez pretensji. Bez wykrzykników. „Sandra, możemy się spotkać? Nie chcę robić afery. Chcę tylko porozmawiać. Jak kobieta z kobietą”. Odpisała po godzinie. „Jasne. Kawiarnia Lira, dziś 17:00”. Była już, kiedy przyszłam. Siedziała przy oknie, nerwowo mieszała cappuccino. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się niepewnie. Usiadłam naprzeciwko niej.
– Dziękuję, że przyszłaś – powiedziałam cicho.
– Nie wiem, co powiedzieć – odpowiedziała, spuszczając wzrok.
– Może po prostu prawdę.
Milczała. W końcu westchnęła.
– Myślałam, że już z tobą nie jest. Naprawdę. Mówił, że jesteście razem tylko na papierze. Że od dawna to już tylko... przyzwyczajenie. Że czeka na odpowiedni moment, żeby ci powiedzieć. Że nie chce cię skrzywdzić…
– A skrzywdził – przerwałam jej. – Mnie. I ciebie też.
Podniosła głowę. W oczach miała łzy.
– Kasia… Ja go kochałam. Myślałam, że to coś prawdziwego. On… on mówił, że planuje wspólną przyszłość.
– Też mu ufałam. Przez pięć lat – powiedziałam. – A teraz już nie wiem, która z nas była tą „na chwilę”.
Sandra pokiwała głową, ścierając łzę z policzka.
– Przepraszam – wyszeptała.
Nie odpowiedziałam. Bo co miałam powiedzieć? Że rozumiem? Nie rozumiałam. Wyszłam z kawiarni, zostawiając ją samą przy stoliku. Po raz pierwszy od dawna nie płakałam.
A we mnie nadal była miłość
Wróciłam do mieszkania. Michała już nie było. Zabrał kilka rzeczy – ładowarkę, dwie koszule, szczoteczkę do zębów. Wszystko inne zostało, jakby nadal tu mieszkał. Jakby to był tylko kolejny wyjazd służbowy. W nocy nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, słysząc każdy dźwięk lodówki, każdy stuk kaloryfera. Pustka w łóżku obok mnie bolała mniej, niż świadomość, że nie było w niej już dla mnie miejsca. Michał dzwonił. Pisał. „Przepraszam”, „To był błąd”, „Zwariowałem”... Nie odpisałam. Nie wiedziałam już, kim jest człowiek, z którym dzieliłam łóżko przez tyle lat. Spotkałam się z Moniką. Usiadłyśmy w tej samej kuchni co zawsze, z tymi samymi kubkami, tylko ja byłam już kimś innym.
– On nie wróciłby do ciebie, gdyby Sandra go nie wyrzuciła – powiedziała bez emocji, patrząc na mnie uważnie.
– Myślisz, że mogę mu jeszcze ufać?
– Nie pytaj mnie. Pytaj siebie – odparła.
I to było najtrudniejsze. Bo we mnie nadal była miłość. I żal. I złość. Wszystko naraz. Pięć lat nie da się wyłączyć jak światła w łazience, ale jedno wiedziałam na pewno – nie chciałam być tą, do której się wraca „na wszelki wypadek”.
Katarzyna, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Jesienią całymi dniami dziergałam wełniane szaliki. Nie sądziłam, że dzięki nim na stare lata zostanę businesswoman”
- „Mąż zapędził mnie do garów, więc upiekłam sobie sukces. Kasa rośnie jak na drożdżach, a on ma kwaśną minę”
- „Mój zięć to nieudacznik i bumelant, który nie dba o rodzinę. Nie wiem, gdzie córka miała oczy, gdy brała go za męża”