„Wierzyłam, że po rozwodzie odetnę się od męża grubą kreską. Nigdy w życiu tak bardzo się nie pomyliłam”
„Wierzyłam, że więcej mnie nie uderzy, nie skopie, nie zastraszy i nie wyzwie? Zawsze gorzko żałowałam swojej naiwności, a jednak zostałam. Nie wiem czemu przyszło mi do głowy, że może jednak były mąż opamiętał się w swojej wściekłości”.

Chciałam dać mu szansę
Uwierzyłam, że chce się dogadać w sprawie opieki nad dziećmi. Zignorowałam wszystkie światła ostrzegawcze w swojej głowie i przyjechałam do domu teściowej. „Przecież ostatnio Mirek tak bardzo się zmienił. Płaci alimenty, regularnie spotyka się z Roksaną i Olesiem, zafundował im nawet kolonie nad morzem. Dzieci chyba nawet przestały się go bać” – pocieszałam się, przyciskając dzwonek przy furtce. Ale w środku nie zastałam teściowej. Wyjechała na weekend na działkę.
– Przyjechałaś porozmawiać, to porozmawiajmy – zaproponował Mirek, kiedy zbladłam na wieść, że jesteśmy sami.
Zawahałam się. Ileż razy dawałam mu szansę? Wierzyłam, że więcej mnie nie uderzy, nie skopie, nie zastraszy i nie wyzwie od dziwek? Zawsze gorzko żałowałam swojej naiwności, a jednak zostałam. Nie wiem, czemu przyszło mi do głowy, że może jednak były mąż opamiętał się w swojej wściekłości. Zapytał, czy chcę kawy, odmówiłam. Nie chciałam też herbaty ani ciasta.
– Zmieniłem się – zaczął. – Pracuję nad sobą, nasz rozwód dał mi wiele do myślenia. Nie sądziłem, że kiedykolwiek do tego dojdzie, że mnie opuścisz, ale zasłużyłem sobie na to. Tak bardzo cię zawiodłem. Siebie zresztą też. Wszystko przez tę cholerną robotę i alkohol. Gdyby nie to, byłbym innym człowiekiem…
– Czemu mi to mówisz? – wciąż byłam czujna. – Po co teraz?
– Bo wciąż cię kocham i nie umiem zapomnieć tych wszystkich wspólnie przeżytych lat – odparł Mirek. – Nie powiesz mi, że nie było nam ze sobą dobrze.
– Chyba tylko wtedy, gdy mnie nie biłeś i nie szantażowałeś – westchnęłam. – Za dużo bólu, Mirek… Nas nie da się już uratować, ale możemy być dobrymi rodzicami.
– Nawet nie przyjaciółmi? – zapytał, powoli wstając z kanapy.
Po chwili poczułam uderzenie. Po raz kolejny moja naiwność dała o sobie znać.
Żałowałam swoich decyzji
– Nie zapominaj, że jako twój mąż mam czystą kartotekę, a rozstaliśmy się za porozumieniem stron. Nigdy nie wezwałaś policji, nie złożyłaś na mnie doniesienia, nie zrobiłaś nawet obdukcji, wariatko.
– Bo mnie o to prosiłeś! Mówiłeś, że za agresję wyrzucą cię z pracy, że stracisz pieniądze dla rodziny! Rozwiodłam się, jak chciałeś, po cichu. Czego jeszcze ode mnie chcesz?
– Ciebie… – odpowiedział.
Teraz dopiero zrozumiałam, że wszystko sobie dokładnie zaplanował. No może oprócz pozwu rozwodowego, którym go zaskoczyłam po ucieczce z dziećmi do moich rodziców. Najpierw nas nachodził i groził, kiedy jednak zrozumiał, że nie ustąpię – złagodniał. Przystał na wszystko, byleby nie zaszkodzić swojej pozycji.
Był do szpiku zły
Po wyroku milczał przez kilka miesięcy, aż nagle pojawił się uśmiechnięty, z bukietem róż i zabawkami dla dzieci. Mówił, że leczy się z agresji, pracuje nad sobą. Zapłacił zaległe alimenty. Starał się. Był na każde moje zawołanie – tylko po to, żeby przygotować tę pułapkę.
– Boże, za co? – jęknęłam.
– Boga tutaj nie ma – syknął przesiąkniętym od wódki oddechem.
Kątem oka zobaczyłam stojący w kubku obok jego pędzelka i szczotki do włosów grzebień teściowej do tapirowania. Z pozoru przypominał zwyczajny grzebyk, ale zamiast rączki miał dwa ostre szpikulce służące do układania włosów. Mirek przysunął mnie do siebie, a ja niewiele myśląc, chwyciłam grzebyk i odwracając się gwałtownie, wbiłam mu go w dłoń.
Spojrzał na mnie wściekły i zdezorientowany, lecz ja, nie czekając na jego reakcję, popchnęłam go z całej siły na podłogę. Upadł na podłogę i uderzył się w głowę, tracąc przytomność. W pośpiechu ubrałam się i wybiegłam z domu teściowej. Wiedziałam, że skoro nikt inny nie jest w stanie obronić mnie i moich dzieci, sama muszę to zrobić.
Tylko to mogłam zrobić
Gdybym nie miała dzieci, pewnie uciekłabym za granicę albo zaszyła się gdzieś w Polsce, ale nie mogłam skazać Roksany i Olesia na życie w niepewności. Nie po tym wszystkim, co przeszliśmy. Dlatego mokra, opuchnięta i w podartej sukience pojechałam do szpitala poprosić o obdukcję.
Jakimś cudem, mimo zeznań teściowej i kolegów Mirka, sędzia uznał, że miałam powody, żeby się bronić przed agresywnym byłym mężem. Ten zwyrodnialec dostał sądowy zakaz zbliżania się do mnie i do moich dzieci. Postanowiłam wyprowadzić się z miasta i wyjechać na drugi koniec Polski, w miejsce, o którym nikt nie wie.
Skupiam się na dzieciach. Widzę, że Roksanka i Oleś sobie radzą. Czeka mnie mnóstwo pracy, muszę odbudować zaufanie dzieci i zrobić wszystko, żeby nie powieliły moich błędów. Zaczęliśmy nowe życie, całkowicie od podstaw.