„Winnym wypadku mojej mamy uszło na sucho. Ojciec dał mi znak, bym wziął sprawiedliwość we własne ręce”
„Kiedy wyszła po zakupy i przechodziła przez ulicę, nadjechał pędem samochód i uderzył w nią. Zginęła na miejscu. Auto odjechało. Tata widział zdarzenie, akurat wracał do domu z apteki. Mówił potem policji, że za kierownicą siedział nasz sąsiad M. Był tego pewien”.

- Jerzy, 39 lat
Puzzle znalazłem na strychu. Robiłem porządki przed remontem. Domek był niewielki, zawsze brakowało w nim miejsca, a ojciec nigdy nie pozwalał na zagospodarowanie strychu, bo trzymał tam pamiątki rodzinne. Ja sentymentalny nigdy nie byłem, i gdy tata zmarł, postanowiłem na strychu urządzić pokoje i łazienkę dla naszych dwóch synów.
Znalezisko na strychu
W jednym z kartonów znajdowały się stare ubrania mojej mamy. Tata po jej śmierci przez kilka lat niczego nie ruszał w jej pokoju, a potem wszystkie jej rzeczy wyniósł na strych. Mama. Choć gdy zginęła miałem już trzydzieści siedem lat, to poczułem się, jakbym był osieroconym dzieckiem.
Po pogrzebie postanowiłem, że wyniesiemy się z bloku, w którym przez kilka lat wynajmowaliśmy mieszkanie, i zamieszkamy z ojcem. By nie był sam.
Nagle dostrzegłem lniany worek zawiązany żółtą wstążką. Otworzyłem go i zobaczyłem puzzle. „Skąd się tu wzięły?” – zdziwiłem się. Nieważne, od razu chciałem sprawdzić, jaki powstanie obrazek. Od dziecka jestem fanatykiem puzzli. Jedni czytają, inni kopią piłkę, a ja układam puzzle.
Poszedłem do garażu, gdzie zamiast auta stał duży stół, na którym mogłem układać nawet kilka tysięcy elementów. Wysypałem elementy z woreczka. Na oko było tego ze trzy tysiące. Bez obrazka ułożenie zajmie mi z miesiąc. Byłem podekscytowany. Układanie bez obrazka to jak odkrywanie starożytnych wykopalisk.
Puzzle mnie pochłonęły
Obramowanie udało mi się ułożyć w trzy godziny. Tego dnia nie mogłem zrobić nic więcej, bo obowiązki wzywały. Następnego dnia zacząłem układać począwszy od górnego lewego rogu. Nie planowałem tego, ale te kawałki jakoś same mi się znajdowały.
Spędzałem w garażu kolejne wieczory. Okazało się, że układanka składa się z kilku obrazków. Na oko trzech lub czterech. Pierwszy ułożyłem po tygodniu. Kiedy włożyłem ostatni kawałek, cofnąłem się i spojrzałem z daleka. To był jakby namalowany obraz, nie fotografia. Niezbyt wyraźny. Skupiłem się na zrozumieniu, co przedstawia. I kiedy już wiedziałem, zrobiło mi się tak jakoś dziwnie.
Ujrzałem schody w kamienicy. Na szczycie stała ciemna postać z wyciągniętą dłonią. Na dole na podeście leżała kobieta z czerwoną plamą krwi dokoła głowy. Kobieta była martwa, a ten facet ją popchnął.
Popatrzyłem na resztę kawałków i aż zadrżałem z niecierpliwości, by dowiedzieć się, co jest na pozostałych obrazkach. Byłem tak przejęty, że w nocy układanka mnie nie opuszczała i przyśniła mi się scena z pierwszej układanki. Kobieta, która mi kogoś przypominała, schodziła ze schodów. Odwróciła się, a potem straciła równowagę i z krzykiem runęła w dół.
Kolejny obrazek, tym razem lewy dolny, ułożyłem w przeciągu kolejnego tygodnia.
– Wiem, że układasz puzzle, ale mógłbyś tak bardzo nie okazywać niezadowolenia – powiedziała do mnie żona, kiedy wracaliśmy autobusem z obiadu u teściów. – Czasami zachowujesz się jak narkoman.
Zrobiło mi się głupio. Faktycznie, nie powinienem był warczeć na teściową, gdy zaproponowała kawę i wyjmować z ręki Kasi kawałek ciasta, bo chciałem jak najszybciej wrócić do domu.
– Wybacz, kochanie, ale po prostu on mnie intryguje – próbowałem wyjaśnić.– Pierwszy obrazek przedstawia zabójstwo. Jestem ciekaw, co będzie dalej. A poza tym – pocałowałem żonę w policzek – już dawno nie układałem i trochę jestem wyposzczony.
Byłem ciekaw kolejnych fragmentów
Kasia tylko westchnęła i w ogóle nie protestowała, gdy po powrocie do domu zniknąłem w garażu. Zostało mi tylko kilka puzzli, by ułożyć drugi obrazek. O północy się udało. Cofnąłem się, by popatrzeć na swoje dzieło.
Warsztat samochodowy. Na środku samochód, pod nim widać od połowy ciało mechanika. Czerwone plamy wokół ciała sugerują, że samochód spadł z podnośnika, zabijając człowieka. Z boku widać stojącą niewyraźną postać mężczyzny. Jak rozumiem, morderca uderzył po raz drugi.
We śnie ujrzałem scenę z garażu. Morderca usunął podnośnik i samochód opadł całym ciężarem na niczego niespodziewającego się mechanika.
Ogarnęła mnie gorączka. Musiałem jak najszybciej ułożyć trzeci obrazek. Moja cudowna żona zrozumiała, że będę nie do życia, dopóki tego nie zrobię, więc dała mi tydzień wolnego. Zaraz po pracy zamykałem się w garażu i szukałem puzzli. Teraz było łatwiej, kawałków było mniej.
Trzeci obrazek miałem gotowy po dwóch dniach. Z lewej strony znajdowała się jakaś kamienica. Z ciemnymi wyrwami w połowie. Przed budynkiem stał wóz strażacki. Obok strażacy lali wodę w te wyrwy. Na pierwszym planie na ziemi leżały dwa plastikowe worki na ciała. Z zawartością. Obok nich znów niewyraźna postać mężczyzny, czyli to kolejne jego ofiary.
Przyjrzałem się obrazkowi. Te trzy ułożone kawałki jakby otaczały czwarty, znajdujący się na środku. Owalny. Rozwiązanie? Zapewne. Nie zostało dużo puzzli, więc pewnie w jeden wieczór sobie poradzę. Jutro, pomyślałem, ponieważ było już bardzo późno.
Zasnąłem i tradycyjnie miałem sen o tym, jak zabójca w nocy odkręca w mieszkaniu gaz, a potem podnosi do góry zapalniczkę. Huk był tak głośny i wyraźny, tak rzeczywisty, że mnie obudził. Usiadłem na łóżku z bijącym sercem. Pomyślałem, że to dobrze, że już kończę, ponieważ robi się trochę za nerwowo.
Nie mieściło mi się to w głowie
Nazajutrz koło południa, kiedy kończyłem wprowadzanie danych klienta, zadzwoniła do mnie żona.
– Jurek, to niesamowite – powiedziała podekscytowanym głosem. – Wyobraź sobie, że nasz dawny dom jest przeklęty!
– Jak to, przeklęty?
– Zadzwoniła do mnie Małgośka. Nie pamiętasz jej? Nasza sąsiadka z trzeciego piętra…
– Ach tak, pamiętam – mruknąłem niechętnie, bo wolałem nie wspominać tych kilku lat, kiedy tam mieszkaliśmy. Nie były to dobre wspomnienia.
– Powiedziała, że dzisiaj w nocy był wybuch gazu w mieszkaniu K. na drugim. Oboje zginęli. Inne mieszkania cudem ocalały. A kilka dni temu w garażu zginął M.
I… – wzięła głośno powietrze w płuca, jakby wreszcie zrozumiała, co mówi – wcześniej S. spadła ze schodów. Skręciła sobie kark – Kasia zamilkła.
– Jurek… – wyszeptała po pewnej chwili – myślisz, że to przypadek?
Odetchnąłem głęboko.
– Na pewno – powiedziałem. – Pogadamy w domu. Szef mnie woła.
Odłożyłem słuchawkę. Miałem gęsią skórkę, wszystkie włosy stały mi na ciele. To nie był przypadek!
Wziąłem wolne i pojechałem do domu. Nikogo nie było, żona w pracy, dzieci w szkole. Zamknąłem się w garażu. Usiadłem przy puzzlach.
Zginęły cztery osoby, które były wplątane w śmierć mojej mamy.
Oni byli winni śmierci mamy
Była zima. Kasia chorowała, chłopcy też. Mama przyjechała, by nam pomóc. Kiedy wyszła po zakupy i przechodziła przez ulicę, nadjechał pędem samochód i uderzył w nią. Zginęła na miejscu. Auto odjechało. Tata widział zdarzenie, akurat wracał do domu z apteki. Mówił potem policji, że za kierownicą siedział nasz sąsiad M. Był tego pewien.
Jednak nagle okazało się, że byli inni świadkowie. Sąsiadka S., czyli kochanka kierowcy, i mieszkający na drugim piętrze K., którym M. pożyczał pieniądze, o czym wszyscy w kamienicy wiedzieli. Dali mu alibi, że w tym czasie był z nimi. Że to nie on prowadził, i w ogóle to nie był jego samochód. Tata walczył z sąsiadami i z policją kolejne lata, ale przegrał.
Kiedy ostatecznie sąd stwierdził, że sprawca pozostaje nieznany, załamał się i pół roku później odszedł. A teraz wygląda, jakby się zemścił. Zza grobu. I taka będzie pewnie wersja dla innych, sąsiadów z kamienicy, mojej żony i dzieci. Ale nie dla mnie.
To był znak od ojca
Mój ojciec, kiedy zrozumiał, że prawo mu nie pomoże, powiedział do mnie na kilka tygodni przed śmiercią:
– Jurek, jestem stary już i schorowany. Wymierzenie sprawiedliwości należy do ciebie.
– Tato – odparłem. – To nie średniowiecze. Teraz nie idzie się z mieczem na winnego. Musimy przełknąć tę żabę, choć jest obrzydliwa.
– Miękki jesteś, synu. Tchórzliwy. Ale i tak nie masz wyjścia. Zmuszę cię. W końcu staniesz się mężczyzną. – odparł.
Nie rozumiałem, o czym mówił, aż do tej chwili, gdy kończyłem układanie czwartego obrazka. To była twarz mordercy. Byłem tego pewien. Włosy, kształt głowy, uszy. Broda. To mogła być twarz mojego ojca. Albo moja.
Trzymałem w dłoni dwa ostatnie kawałki układanki. Wiedziałem, że gdy je ułożę, zdobędę pewność i coś się w moim życiu zmieni. Ja się zmienię. Świat wokół się zmieni.
Siedziałem nad stołem nieruchomo, próbując się wreszcie przemóc i dokończyć pracę, aż usłyszałem trzask drzwi wejściowych. Do domu wracała Kasia z chłopakami. Nie włożyłem tych dwóch puzzli na miejsce. Nie odważyłem się. Zniszczyłem układankę, włożyłem kawałki do worka i spaliłem w piecu. Zemsta ojca dokonała się, więc da mi spokój. I na tym niech się to zakończy.