„Wiosną skończyłam 40 lat i chciałam zacząć korzystać z życia. Niestety, mąż szybko pokrzyżował moje plany”
„A może by tak zrobić Staszkowi niespodziankę i zamówić wyjazd bez uzgadniania szczegółów z nim? Wiedziałam, w jakim terminie mój mąż może wziąć urlop, więc stwierdziłam, że postawię go przed faktem dokonanym. Szok przeżyłam kilka minut później, gdy weszłam na konto i zobaczyłam pustkę”.

- Listy do redakcji
Mówią, że wiek to tylko liczba, a człowiek ma tyle lat, na ile się czuje. Coś w tym jest, bo spotkałam w życiu wiele osób z niezbyt młodym peselem, które miały energię nastolatków. I odwrotnie, poznałam też osoby bardzo młode, które zachowywały się, jakby były wykończone życiem... I oczywiście dużo bardziej podobała mi się postawa tych pierwszych.
Mama była kurą domową
Moja mama była typową gospodynią domową. Wychowała trójkę dzieci, dla których gotowała, prała, prasowała i sprzątała. Całymi dniami zajmowała się domem oraz troszczyła o domowników, ze szczególnym uwzględnieniem ojca, który, jak mawiała z nabożną czcią, ciężko pracował na naszą rodzinę i po pracy miał prawo do niczym niezmąconego odpoczynku. Przy ulubionych przekąskach i napojach, szykowanych w pocie czoła przez mamę oczywiście.
O ile troskę o członków rodziny mama miała wrodzoną, o tyle nikt nigdy jej chyba nie powiedział, że sama też jest członkiem tej samej rodziny i jej troska należy się również. Z miłości do męża i dzieci harowała w domu od świtu do zmroku, tymczasem dla siebie nie potrafiła zrobić nic. Być może nikt nie nauczył jej miłości do siebie, nie wiem. W każdym razie odkąd pamiętam, była zaniedbaną szarą myszką, którą życie niszczyło coraz bardziej niemal z dnia na dzień.
Gdy tak patrzyłam na tę moją mamę i porównywałam ją z matkami moich koleżanek: osobami młodymi, energicznymi i atrakcyjnymi, nie potrafiłam zrozumieć, czemu tak jest. Czemu nie pójdzie do fryzjera, kosmetyczki, czemu nie kupi sobie fajnej kiecki i czółenek na obcasie? Obiecałam sobie wówczas solennie, że ja nigdy taka nie będę: dbałości o cudzą wygodę nie wolno przedkładać nad troskę o siebie.
Znałam swoją wartość
Jakby na przekór wzorcowi, jaki stanowiła moja matka, byłam osobą z dość wysokim poczuciem własnej wartości. Umiałam zadbać o siebie i swoje potrzeby, wiedziałam, czego chcę i dążyłam do realizacji swoich planów. W przeciwieństwie do mamy kochałam siebie, dobrze czułam się w swoim towarzystwie, a to sprawiało, że inni też się w nim dobrze czuli. I nie, nie byłam egoistką, ale po prostu wiedziałam, że żeby zadowalać innych muszę najpierw zadbać o siebie.
Gdy poznałam Stanisława, bardzo zaimponowało mi to, że szanował moje przekonania. Nie przedkładał swoich potrzeb nad moje, słuchał mnie z zainteresowaniem, pytał mnie o zdanie. Dość szybko połączyło nas coś więcej. Oczywiście, nasz związek opierał się nie tylko na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. Była też chemia. I pożądanie. Ale wiedziałam, że bliskość dwóch osób musi mieć solidne fundamenty.
Staszek zrobił bardzo dobre wrażenie na mojej rodzinie, zwłaszcza na mamie.
– Małgosiu, jaki on miły i uprzejmy! – mówiła do mnie konspiracyjnym szeptem w kuchni, szykując kawę i ciasto.
– To prawda, prawdziwy dżentelmen z tego mojego Stasia.
– A jaki wpatrzony w ciebie!
– No tak, kochamy się...
– I żenić się chce?
– Tak. Musimy poszukać wolnego terminu na wesele.
– To trafił ci się skarb!
– Tak mi się wydaje.
Połączył nas kredyt
Pobraliśmy się niemal rok później. Połączyły nas nie tylko węzły małżeńskie, ale także kredyt na mieszkanie. Na szczęście każde z nas miało dobrą pracę i dzięki całkiem wysokim zarobkom spłacaliśmy go szybciej, niż zakładała umowa kredytowa. Owszem, nie szaleliśmy z wydatkami – nie jeździliśmy na zagraniczne wczasy, nie byliśmy rozrzutni. Naszym priorytetem było szybkie pozbycie się zobowiązań wobec banku.
Nawet pojawienie się dziecka nie zmieniło za wiele w naszym życiu. Dość szybko wróciłam do pracy, a małą Karolinkę zostawiałam w żłobku (a potem w przedszkolu), albo pod opieką babci. Staszek rozumiał, że nie chcę siedzieć w domu. W końcu po coś wymyślono wsparcie dla pracujących rodziców w postaci takich instytucji, jak żłobek czy przedszkole. Poza tym dla naszych finansów lepiej było, gdy pracowałam.
Karolinka nie była kłopotliwym dzieckiem. Odnosiłam wrażenie, że charakter ma po mojej mamie. Nawet czasem musiałam ją troszeczkę buntować, bo była za grzeczna i zbyt ugodowa. Ale miałam nadzieję, że z tego wyrośnie. Trzeba nią było tylko odpowiednio pokierować. W końcu była córką swojej matki.
Miałam marzenie
Czasem jednak marzyło mi się zaszaleć, wyjechać na jakieś wczasy all inclusive.
– Kochanie, czy my naprawdę musimy być tak oszczędni? – pytałam wówczas Staszka.
– Wiesz, że im szybciej spłacimy kredyt, tym bardziej potem będziemy mogli rozwinąć skrzydła – odpowiadał.
– Ale taki jeden wyjazd zagraniczny naprawdę by nam zaszkodził? Przecież naprawdę dobrze zarabiamy.
– Gosiu, rozmawialiśmy już o tym nie raz. Spłacimy kredyt a potem zdecydujemy, co dalej.
– Ale obiecaj mi, że pojedziemy gdzieś, gdzie jest pięknie i będziemy popijać drinki z palemką... – rozmarzyłam się.
– Pomyślimy – odpowiadał wymijająco mój mąż.
Brałam więc nadgodziny w pracy, angażowałam się w dodatkowe projekty, by jak najszybciej zarobić na spłatę kredytu. Jednocześnie postanowiliśmy ze Staszkiem założyć też rachunek oszczędnościowy, na który systematycznie wpłacaliśmy ustaloną kwotę. Chcieliśmy mieć zabezpieczenie na przyszłość, chociażby na rosnące potrzeby naszej dorastającej córki. Przyjemności na razie odkładaliśmy w czasie.
Stan naszego konta sprawdzałam regularnie. Cieszyła mnie rosnąca kwota naszych oszczędności. Obiecywałam sobie, że kiedy ostatecznie spłacimy kredyt (a ten moment wciąż się zbliżał), wreszcie zaczniemy korzystać z życia. Marzyło mi się kilka przyjemności, ale zagraniczny wyjazd zdecydowanie wychodził na prowadzenie. Ufałam, że mój mąż również o tym marzy.
Przeżyłam szok
Nadszedł wreszcie ten moment, gdy spłaciliśmy swoje zobowiązania wobec banku. Miesiąc wcześniej obchodziłam czterdzieste urodziny i zapłaciliśmy ostatnią ratę naszego kredytu. Zaczęłam wierzyć, że teraz wreszcie będę mogła spełnić swoje marzenia. Powoli zaczynałam planować wyjazd na Wyspy Kanaryjskie. Oglądałam oferty biur podróży i wszystko mi się podobało: od ceny do tego, co miało nas czekać na takim wyjeździe.
Karolinka miała już zaklepany wyjazd wakacyjny na obóz, więc mogliśmy jechać na te słoneczne wyspy tylko we dwoje, by do woli zwiedzać i wypoczywać, korzystając z kąpieli w hotelowym basenie i wszelkich innych udogodnień. Pozostawało mi znaleźć odpowiednią ofertę, skonsultować ją z mężem i zamówić wycieczkę. W duchu zacierałam ręce z radości. Wręcz nie mogłam się doczekać momentu, gdy opłacę zamówienie.
A może by tak zrobić Staszkowi niespodziankę i zamówić wyjazd bez uzgadniania szczegółów z nim? Wiedziałam, w jakim terminie mój mąż może wziąć urlop, więc stwierdziłam, że postawię go przed faktem dokonanym. Szok przeżyłam kilka minut później, gdy weszłam na konto i zobaczyłam, że zniknęły całe nasze pieniądze z rachunku oszczędnościowego. Nie mogłam w to uwierzyć – na co Staszek mógł wydać tyle kasy?
Jak on mógł mi to zrobić?
Zanim mój mąż wrócił z pracy, miałam już całą teorię spiskową rozpracowaną. Ostatnimi czasy wracał do domu późno. Mówił, że jest zmęczony, nie był w ogóle głodny, szedł prosto do łazienki, po czym kładł się spać. Rano wstawał wcześniej, zbierał się bardzo szybko – i tyle go widziałam. Nie muszę wspominać, że mną nie był zainteresowany absolutnie. Co się stało z moim Staszkiem?
Kiedy połączyłam te fakty z moim najnowszym odkryciem zaczęłam podejrzewać najgorsze: ma kochankę! Czas spędza z nią, a nie ze mną, dlatego nie jest mną zainteresowany. Najwyraźniej dobrze go karmi, skoro w ogóle nie chce jeść tego, co ja gotuję. No i musi być świetna w łóżku, skoro wraca tak wyczerpany... Tylko dlaczego postanowił wydać na nią wszystkie nasze oszczędności?
Gdy wreszcie Staszek stanął w drzwiach, od razu przystąpiłam do ataku.
– Kim ona jest? – zapytałam.
– O co ci chodzi, kochanie? – odwzajemnił się pytaniem, a mnie przez głowę przemknęło, że jest świetnym aktorem.
– Zdradzasz mnie. Chcę wiedzieć, z kim.
– Co takiego? Skąd coś takiego przyszło ci do głowy?
– No jak to skąd? Nie ma cię od rana do nocy, nie jesz w domu i straciłeś mną zainteresowanie, to co mam myśleć?
– Kochanie, nie ma mnie od rana do nocy, bo pracuję...
– Nie ściemniaj, proszę. A pieniądze?
– Jakie pieniądze?
– Gdzie się podziała kasa z naszego rachunku oszczędnościowego?
– Miałem ci powiedzieć dopiero, jak wszystko wypali... Otwieram własną firmę, potrzebowałem tych pieniędzy, by zainwestować.
– I nie przyszło ci do głowy, by to ze mną skonsultować? Przecież wiedziałeś, że marzę o tym, by wreszcie móc zacząć korzystać z życia!
– I przepuścić nasze oszczędności na przyjemności...
– Ja też na te oszczędności ciężko pracowałam i chyba coś mi się należy!
Sama nie wiedziałam, czy nie wolałabym przyłapać mojego męża na zdradzie... Chyba byłabym na niego mniej wściekła. Jak mógł tak pokrzyżować moje plany?
Małgorzata, 40 lat