„Wmówiłem sobie, że nie nadaję się na męża. Ta idiotyczna myśl niemal kosztowała mnie utratę miłości”
„Zerwałem się nagle z krzesła i wybiegłem przez otwarte drzwi. Obawiałem się, że jeśli Agata odejdzie zbyt daleko, to może już nigdy nie będę miał okazji jej zobaczyć. Nie umiałem znaleźć właściwych słów, więc po prostu złapałem jej piękną twarz w swoje dłonie i ją pocałowałem”.

- Marcin, 32 lata
To we mnie był problem?
Czy to kwestia pecha, czy coś jest ze mną nie tak? Sam nie wiem, ale zawsze miałem problemy w relacjach z kobietami. Zazwyczaj po dwóch, trzech miesiącach zaczynało się coś psuć w związku i choć czasem ten trwał jeszcze jakiś czas, to raczej działo się to na zasadzie inercji. Obie strony na przekór logice myślały, że jakoś dojdziemy do porozumienia – zamiast dojść do wniosku, że jeżeli coś od początku nie działa, to nie ma sensu tego próbować naprawiać. Zaczynałem nawet sądzić. Ba. Byłem pewien, że stały związek z dziewczyną, po prostu nie jest dla mnie.
Widziałem u siebie coraz to więcej nawyków typowych dla starych kawalerów i coraz bardziej zaczynałem zdawać sobie sprawę, jak mogą utrudnić mi nawiązanie stabilnego w związku z kimkolwiek. Dlatego też, kiedy mój dobry przyjaciel zaproponował mi randkę w ciemno z koleżanką swojej żony, tylko się uśmiechnąłem i grzecznie mu podziękowałem. Po co mam tracić czas na coś, co i tak skończy się prędzej czy później katastrofą. Ale Krzysiek nie dawał za wygraną, bo jego żona była pewna, że tajemnicza Agata to super kobietą i powinienem spotkać się z nią, choć ten jeden raz. W końcu, dla zachowania spokoju i żeby uniknąć dłuższej dyskusji, zgodziłem się na to spotkanie.
Gdy tylko się z nią spotkałem, pomyślałem, że Agata została zmuszona do tego spotkania dokładnie w ten sam sposób, co ja. Była naprawdę uroczą kobietą, ale wyglądała na bardzo przestraszoną i zakłopotaną całą tą sytuacją. Chociaż wybraliśmy się na bardzo zabawną komedię do kina, nie była w stanie w pełni się rozluźnić i siedziała raczej sztywno, uśmiechając się tylko od czasu do czasu. Później, kiedy byliśmy w restauracji, nasza rozmowa zupełnie się nie kleiła. Oboje czuliśmy się niekomfortowo, starając się wymyślić łączące nas tematy do rozmowy i ciągle spoglądając na zegar zawieszony w kącie sali.
Gdyby nie niespodziewana otwartość Agaty, prawdopodobnie nasze ścieżki rozeszłyby się po tym jednym spotkaniu:
– Słuchaj, Damian, nigdy mi nie wychodziło z chłopakami – przyznała się nagle. – Chciałam, żebyś o tym wiedział.
– Hej, ja też mam z tym problem! Totalnie nie ogarniam tych związków – odpowiedziałem, czując, że zaczynam czuć sympatie do tej dziewczyny.
– Czy ty też masz wrażenie, że już nigdy nie uda ci się stworzyć pary z kimś innym? Że na zawsze zostaniesz samotny? – zapytała, patrząc mi prosto w twarz po raz pierwszy tego wieczoru.
Nasze wymuszone spotkanie, niespodziewanie przekształciło się w terapię grupową, gdzie oboje otworzyliśmy się przed sobą. Zaczęliśmy rywalizować, kto powie więcej o swoich niepowodzeniach i nieszczęśliwych romansach.
Nie mogło nam się udać
Kiedy kończyliśmy kolacje, byliśmy przekonani, że żadne z nas nie nadaję się na partnera dla drugiego. Ale na przyjaciela – jak najbardziej, bo mieliśmy ze sobą więcej wspólnego, niż nam się na początku wydawało. Nie zdecydowaliśmy się na kolejne randki. Za to zaczęliśmy regularnie spędzać razem czas, w nieco luźniejszej atmosferze. Marta z Krzyśkiem byli przekonani, że jesteśmy parą, ale my z Agatą jedynie uśmiechaliśmy się, obserwując ich pełne podejrzeń spojrzenia.
Dobrze wiedzieliśmy, jak wygląda nasza relacja. Ta przyjaźń, która z każdym miesiącem stawała się coraz mocniejsza, dawała nam coraz więcej satysfakcji. Jednak jak się okazało, tylko do pewnego momentu...
Tego listopadowego wieczoru oglądaliśmy razem jakąś romantyczną komedię. Doskonale się bawiliśmy, szczególnie kiedy robiliśmy sobie żarty z typowych dla tego gatunku schematów i oczywiście z nieuniknionego szczęśliwego zakończenia, które jest obowiązkowe w przypadku filmów tego typu. Finalnie jednak film wprowadził nas w dziwny nastrój. Skłonił do przemyśleń. Przez ostatnie kilkadziesiąt minut, siedzieliśmy w milczeniu, co jeszcze nam się dotąd nie zdarzyło.
Kiedy chciałem się pożegnać, jak zwykle – przyjaznym pocałunkiem w policzek, ona delikatnie przesunęła swoją twarz. Nie na tyle, aby nasze usta znalazły się dokładnie naprzeciwko siebie, ale wystarczająco blisko, abym mógł zrobić drobny ruch i pocałować moją przyjaciółkę. Mogłem to zrobić, ale nie zdecydowałem się na ten krok. Tylko delikatnie dotknąłem jej policzka ustami.
– Do zobaczenia, Agatko – pożegnałem ją i poczekałem, aż drzwi klatki się za nią zamkną, po czym powoli skierowałem się w stronę domu.
Ale z każdym moim krokiem oddalającym mnie od Agaty, miałem coraz większe obawy, że to „do zobaczenia” może już nigdy nie nastąpić. Wyraźnie zauważyłem, że coś się zmieniło w jej zachowaniu wobec mnie. Nasze przyjaźń wisiała na włosku, między nami zapanowało niepokojące i dziwne milczenie. Zdarzało się oczywiście, że nie rozmawialiśmy ze sobą przez siedem czy nawet czternaście dni, ale teraz ten brak kontaktu oznaczał coś więcej niż tylko brak czasu. I trwał dużo dłużej, bo aż przez prawie trzy tygodnie.
Myślałem, że już więcej jej nie spotkam
Agata jako pierwsza zdecydowała się przerwać ciszę, która panowała między nami – pewnego wieczoru zapukała do mojego mieszkania.
– Wiesz, przechodziłam tu obok i pomyślałam, że wpadnę... – powiedziała z niepewnym uśmiechem. – Chyba nie przeszkadzam?
– Ależ skąd, wejdź, proszę.
Zrobiłem herbatę i usadowiliśmy się przy stole w przestronnym salonie. Nastrój naszej rozmowy przypominał ostatnie spotkanie. Poczułem się znów komfortowo i bezpiecznie. Podobnie jak poprzednio, Agata nagle zmieniła temat:
– Pewnie sądzisz, że chciałam cię pocałować – powiedziała nagle.
– A chciałaś? – odparłem pytaniem na pytanie.
– Nie... Czyli... To wszystko przez ten film! Działał na mnie w jakiś dziwny sposób. Tak, pamiętam, że się z niego śmiałam, mówiąc, że jest naiwny i przewidywalny. Ale wiesz... – rzuciła mi wystraszonym spojrzeniem. – Chyba chciałam, żeby mnie coś z tego przewidywalnego scenariusza spotkało. Chociażby na moment – dodała prędko.
– Więc tylko na moment? – zapytałem, szukając potwierdzenia w jej oczach. – Wiesz, zawsze miewałem problemy z dziewczynami... A ty z chłopakami...
– Rozumiem – powiedziała, podnosząc się. – Muszę już iść.
Siedziałem nieruchomo jak przyklejony do krzesła. Słuchałem, jak Agata powoli podchodzi do drzwi, otwiera je i zamyka bez pośpiechu, jakby liczyła na to, że ją powstrzymam. A co robiłem ja? Siedziałem jak sparaliżowany, pozwalałem odejść dziewczynie, która była dla mnie ważniejsza niż jakakolwiek inna do tej pory.
– Chryste, jakim ja jestem durniem! – powiedziałem do siebie. – Co za głupiec ze mnie! Przecież to chyba oczywiste człowieku. Teraz albo nigdy. To z pewnością jest twoja ostatnia okazja!
Zerwałem się nagle z krzesła i wybiegłem przez otwarte drzwi. Obawiałem się, że jeśli Agata odejdzie zbyt daleko, to może już nigdy nie będę miał okazji jej zobaczyć. Na moje szczęście musiała iść bardzo powoli. Mimo że minęło już sporo czasu od chwili, kiedy wyszła z mojego mieszkania, nie była dalej niż sto metrów od mojego bloku.
– Agata! – zawołałem.
Nagle stanęła w miejscu, a ja niemal natychmiast pojawiłem się u jej boku. Byłem trochę zadyszany i nie umiałem znaleźć odpowiednich słów, więc po prostu przytuliłem jej piękną twarz w dłoniach i ją pocałowałem. To było lepsze niż jakiekolwiek wyznanie. Zresztą i tak nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć.
– Czy jesteś pewny, tego co zrobiłeś? – zapytała, kiedy po mniej więcej dwóch minutach odsunąłem się od niej, aby złapać nieco powietrza.
– Tak, jestem pewny!
Uśmiechnęła się szeroko.
– Wiesz co, to mi przypomina finał tej głupiej romantycznej komedii...
– A może ta komedia nie była aż tak głupia?
– Może... – odpowiedziała niepewnie. – W każdym razie, nasza romantyczna komedia dopiero się zaczyna. Może także nam w tym przypadku coś wyjdzie? Jak sądzisz?
– No... Nasze doświadczenia nie były do tej pory zbyt pozytywne, ale może dlatego, że żadne z nas nie trafiło na tę jedyną, właściwą osobę? Bo z tą jedyną wszystko musi się udać.