Reklama

Kiedy Ela zadzwoniła, wiedziałam, że coś się stało.

Reklama

– Nie, w sumie nic takiego – usiłowała zaprzeczać, ale i tak wyciągnęłam z niej prawdę.

– Wiesz, Tamara zgubiła tego konika na szyję i wpadła w czarną rozpacz. Uważała, że przynosił jej szczęście, a teraz ma egzamin na prawo jazdy i panikuje, że nie zda. To bzdura, bo jest świetnie przygotowana, miała dwadzieścia jazd dodatkowych!

Wciągnęłam głęboko powietrze. Problem był poważniejszy, niż wydawało się mojej pragmatycznej synowej. To ja powiedziałam siedmioletniej wówczas Tamarce, że główka konia ze srebra wkomponowana w podkowę to magiczny talizman, który sprawi, że będzie bez problemu radziła sobie w szkole i wszystko będzie jej się udawało. Zrobiłam to zupełnie spontanicznie, kiedy nie mogłam poradzić sobie z wnuczką, którą miałam zaprowadzić na jej pierwsze w życiu rozpoczęcie roku szkolnego.

– Ja się boję! Nie chcę tam iść! Nienawidzę szkoły! – krzyczała Tamara, a ja stałam bezradnie z jej bucikami i nie wiedziałam, co zrobić.

Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że mała cierpi na zespół Aspergera. Była nim dotknięta w lekkim stopniu i nie wpływało to mocno na jej codzienne funkcjonowanie, a jej dziwne, niezrozumiałe zachowania tłumaczyliśmy sobie wybuchowym charakterem czy reakcją na stres. Wtedy także myślałam, że wnuczka po prostu boi się nowej sytuacji, jak każde dziecko mające po raz pierwszy przekroczyć progi podstawówki. Uciekłam się więc do podstępu i powiedziałam, że mam coś, co sprawi, że wszystko będzie dobrze.

Uwierzyła w magiczną moc naszyjnika

Srebrny konik w podkowie był zwykłym wisiorkiem, który dawno temu kupiłam dla jakiejś przyjaciółki córki na urodziny, ale potem okazało się, że dziewczyny się pokłóciły, tamta odwołała zaproszenie dla Basi i w efekcie niedoszły prezent został u mnie w szkatułce na biżuterię.

– Co to jest? – zapytała Tamara kiedy położyłam przed nią wisiorek.

– Talizman – powiedziałam z uroczystą miną. – Przynosi szczęście i powodzenie każdemu, kto go nosi. Chciałam ci go dać na dziesiąte urodziny, ale myślę, że już czas. Założysz?

Oczywiście siedmiolatka bez zastrzeżeń uwierzyła w magiczną moc naszyjnika. Dla mnie czystą magią była zmiana jej zachowania, kiedy tylko zapięłam jej go na szyi. Mała momentalnie się uspokoiła, a do szkoły szła wręcz z ciekawością i ekscytacją.
Wiedziałam, że nie zdjęła tego wisiorka przez kolejnych jedenaście lat. Nie lubiła zmian, więc nigdy nawet nie przymierzyła łańcuszków, korali czy naszyjników, które dostawała na różne okazje. Była niezwykle inteligentną młodą osobą, utalentowaną matematyczką marzącą o studiach na politechnice, ale jeśli ktoś usiłował żartować z rzekomych mocy jej talizmanu, wpadała we wściekłość.

Wszyscy wiedzieliśmy, że jej sukcesy w nauce to efekt nieprzeciętnej inteligencji oraz setek godzin spędzanych nad książkami i zeszytami, ale kiedy Tamara powtarzała po kolejnym sukcesie na olimpiadzie matematycznej albo dostaniu się do elitarnego liceum, że nie osiągnęłaby tego bez swojego talizmanu, kiwaliśmy poważnie głowami. Osoby z zespołem Aspergera czasami są trudne do zrozumienia, nauczyliśmy się więc po prostu akceptować to, co wydawało nam się „dziwne”. Mówiąc „my” mam na myśli siebie, mojego męża i syna, czyli ojca Tamary. Bo Ela chyba nigdy do końca nie pogodziła się z faktem, że jej dziecko jest nieco inne i wiecznie starała się wymusić na córce „normalne” zachowanie.

Synowa panikowała

– Porozmawiasz z nią? – poprosiła teraz. – Powiedz jej, że to nie był jakiś prawdziwy talizman, tylko kawałek srebra i że wymyśliłaś to, żeby poszła do szkoły bez histerii.

– Zwariowałaś?! – miałam przyjacielskie relacje z synową, byłyśmy na „ty” i wiele nas łączyło, ale czasami musiałam nią potrząsnąć. – Nie mogę jej tego powiedzieć! Dla niej to był prawdziwy amulet! I naprawdę jest przerażona, że teraz spotka ją coś złego! Musimy jej pomóc znaleźć tego konika!

Ale kiedy zadzwoniłam do Tamary, okazało się, że wisiorek przepadł gdzieś na mieście. Był nie do odnalezienia… A moja wnuczka właśnie wpadała w spiralę paranoi i lęku.

– Nie zdam tego egzaminu ani żadnego innego – powtarzała jak zacięta płyta. – On mi przynosił szczęście. Nie zdam matury, nic nie zdam… Już zawsze będę miała pecha w życiu.

Pojechałam do niej bo miałam przeczucie, że Ela nie da sobie rady z sytuacją. Tamara już odmówiła pójścia na egzamin i synowa usiłowała ją przekonać, że to „irracjonalne oraz głupie”.

– Zapłaciłam za jej kurs, za jej dodatkowe jazdy i za ten cholerny egzamin, a ona nie pójdzie bo nie! – denerwowała się synowa. – Powiedz jej coś! Ona ciebie słucha bardziej niż nas!

Może dlatego, że ja też jej bardziej słucham? – pomyślałam, ale nic nie powiedziałam. Po prostu bardziej akceptowałam odmienność Tamary niż jej rodzice, a ona to czuła.

Weszłam do pokoju wnuczki i zrozumiałam, że nic jej nie przekona do zmiany zdania. Znałam to nieobecne, a jednocześnie uparte spojrzenie, ten gest obejmowania się ramionami i miarowe stukanie prawą stopą. Tak się zachowywała, kiedy czuła się zagrożona. Wszelkie próby wytłumaczenia jej, że „nie ma się czym przejmować” tylko pogarszały sprawę.

Nie mogłam patrzeć na rozpacz wnuczki

– Wiesz co? Znajdę twój talizman – oznajmiłam pod wpływem impulsu. – Mam takie przeczucie. I wiem, że jeśli ma cię dalej chronić, to mi się uda. Powiedz mi, gdzie mogłaś go zgubić.

To ją nieco wyrwało ze stanu przypominającego letarg. Zaczęła mi szczegółowo opowiadać, gdzie była i jak mogło dojść do zerwania łańcuszka. Musiałam się pospieszyć, bo egzamin miał się odbyć następnego dnia. Niestety, nie udało mi się znaleźć wisiorka do tego czasu i Tamara nie poszła zdawać. Ela była wściekła, Robert zawiedziony, a Tamara coraz bardziej odcinała się od kontaktów z rodzicami i pogrążała w swoim świecie.

Znalezienie konika w podkowie zajęło mi więcej czasu, niż oczekiwałam, bo aż cztery dni. Przyznam, że nogi bolały mnie już od chodzenia, a oczy od uważnego przyglądania się. Całe szczęście, że miałam duży portret wnuczki, na którym konik był dobrze widoczny i wiedziałam, czego szukać.

Zwróciłam jej skarb

– Kochanie, znalazłam go! – powiadomiłam Tamarę w momencie, kiedy odwiedziłam jedno z ostatnich miejsce, gdzie, jak mi powiedziano, mam szansę na niego trafić. – Już do ciebie jadę!

Kiedy położyłam konika na dłoni wnuczki, podniosła na mnie wzrok, a potem się przytuliła. Stałam wzruszona do głębi, bo Tamara nie znosiła bliskiego kontaktu i nawet jej rodzice nie mogli liczyć na uściski.

– Dziękuję, babciu – szepnęła mi do ucha. – Teraz znowu wszystko się ułoży!

I rzeczywiście, zdała egzamin na prawo jazdy bez problemu i zaliczyła prawie na sto procent test semestralny z matematyki. Robert i Ela odetchnęli z ulgą, bo bali się, co będzie z maturą Tamary, jeśli jej poczucie lęku wzrośnie.

– Jakim cudem go znalazłaś, mamo? – zapytał syn, kiedy wnuczka poszła do koleżanki, co było kolejnym sukcesem, bo ciężko ją było namówić na spotkania z rówieśnikami.

– Po prostu długo szukałam – odpowiedziałam.

To takie małe oszustwo

To była prawda. No, może część. Bo rzeczywiście długo szukałam konika w podkowie: najpierw w pracowni jubilerskiej, gdzie kupiłam go dawno temu, ale oczywiście nie było już tego wzoru. Potem u producenta biżuterii, do którego skierował mnie sprzedawca, kiedy opowiedziałam mu całą historię. A na koniec po kolei obdzwaniałam sklepy jubilerskie w całym województwie, by znaleźć ten, w którym jakimś przypadkiem ostał się jeszcze jakiś egzemplarz tego wisiorka od wskazanego producenta.

Trzy razy pojechałam na darmo, bo okazało się, że jest wprawdzie główka konika w podkowie, ale nieco inna niż ta, którą zgubiła Tamara. Ale w końcu dopięłam swego, a może uśmiechnęło się do mnie szczęście i znalazłam identyczny naszyjnik w malutkim sklepiku w miasteczku, do którego jechałam godzinę pociągiem.

Reklama

Tak, to nie był ten sam talizman, tylko identyczny jak tamten. Czy oszukałam wnuczkę? Ktoś może tak pomyśleć. Czy źle zrobiłam? Nie sądzę. Dla Tamary liczą się drobiazgi, które dla normalnie funkcjonujących ludzi są zupełnie bez znaczenia. Dla niej ten amulet ma prawdziwą moc, uspokaja ją dotknięcie go i pozwala jej lepiej radzić sobie w świecie, który dla niej najeżony jest trudnościami, o jakich nam się nie śniło. Oddałam jej więc nie kawałek srebra, tylko poczucie bezpieczeństwa i kontroli, które straciła. Zrobiłam to, bo ją kocham i wydaje mi się, że także rozumiem. Jeśli uważa, że ten talizman ją chroni, to dopilnuję, żeby miała go przy sobie przez całe życie. Jeśli znowu go zgubi, jestem skłonna jeździć po całej Polsce, by znaleźć identyczny!

Reklama
Reklama
Reklama