„Wnuk przyjechał do mnie na wakacje i już od progu miał nadąsaną minę. Po tym, co zrobiłam, wcale nie chciał wyjeżdżać”
„Po pięciu minutach Janek wszedł do kuchni. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest nie w sosie. Jednak nic sobie z tego nie robiłam. Usiedliśmy do stołu. Wnuczek jak zwykle jadł, wpatrując się w talerz. Chyba się na mnie nieco boczył”.

- Redakcja
Byłam wniebowzięta, gdy syn poprosił mnie, żebym zaopiekowała się wnuczkiem. Janek miał spędzić u mnie pierwszy miesiąc wakacji. W ciągu roku szkolnego nie mamy wiele okazji do spotkań. Mieszkają daleko, a przecież mają swoje życiem pracę, obowiązki.
– Pod warunkiem że to nie będzie dla ciebie problem – powiedział Andrzej, a w jego głowie słychać było troskę. – Ostatnio narzekałaś na kolana, nie chciałbym, żeby Janek był dla ciebie utrapieniem – dodał ze śmiechem.
– Damy sobie radę, w końcu Janek to nie niemowlak, a ja nie z pierwszym nastolatkiem mam w życiu do czynienia. A pewnie mi jeszcze w pracy w ogrodzie pomoże, może grządki przekopie – powiedziałam, przekonana, że właśnie tak będzie. – Odpocznijcie sobie. Zaproś Weronikę na romantyczną kolację, wam też się coś od życia należy, prawda?
– Mamo, jesteś wspaniała. Cieszę się, że zawsze mogę na ciebie liczyć – Andrzejek nie krył zadowolenia. – Od tak dawna nigdzie razem nie wychodziliśmy…
– Nie masz za co dziękować, przecież sama wiem, jak to jest. Też miałam dzieci – odpowiedziałam ze śmiechem. –A Janek będzie miał zajęcie. Pewnie do Ziutka też wnuki zjadą, niedaleko ma do kuzynostwa. Czy może być coś lepszego niż zabawa na świeżym powietrzu?
Zadowolona zakończyłam rozmowę. W końcu są nie tylko rodzicami, ale też małżeństwem. Dobrze wiem, że od czasu do czasu każda para potrzebuje czasu dla siebie. Doskonale rozumiałam, że powinni zadbać o swoje szczęście. Tak jak i ja dbałam o nie z moim świętej pamięci mężem. Inaczej prędzej czy później skończy się tragedią albo nawet rozwodem. A Janek? To już przecież kawaler. Sam chodzi do szkoły, to i z opieką będzie łatwo. Pobiega po podwórku, pobawi się z dzieciakami, które przecież zna, zawoła, jak będzie głodny, a jak nie to podje sobie czereśni. To sama przyjemność gościć wnusia.
Byłam zaskoczona
Ustaliłam z Andrzejkiem, że przywiezie wnusia zaraz po zakończeniu roku szkolnego. Nie zostało mi wiele czasu, więc od razu zaczęłam przygotowania. Posprzątałam dawny pokoik dzieci, pościerałam kurze, zmieniłam firany, przewietrzyłam pościel i oblekłam w świeżo wykrochmalone poszewki. Na dzień przed przyjazdem syna z rodziną upiekłam ciasto z rabarbarem, zrobiłam truskawki w galaretce i nalepiłam pierożków, tych, które syn tak lubił w dzieciństwie. Chciałam, żeby cześć jedzenia zabrali ze sobą, do miasta, bo jak to tak z pustymi rękami wypuszczać gości. Wieczorem byłam padnięta, ale szczęśliwa. Nie mogłam się doczekać, aż wyściskam ich wszystkich.
Gdy koło południa zobaczyłam nadjeżdżający samochód Andrzeja, nie kryłam radości. Jednak kiedy zobaczyłam Janka… Nie mogłam oderwać wzroku od tego chłopca. Wyrósł, teraz już by wyższy od swojej matki. Nie to jednak było największym zaskoczeniem. Miał rozczochrane włosy, takie dość długie jak na chłopaka, a do tego… pofarbowane na niebiesko. Spodnie jakieś takie dziwne, opuszczone do kolan, jakby miały mu zaraz spaść z tyłka. A koszulka? Czarna w trupie czaszki. Aż mnie dreszcz przeszedł na sam widok. Nie przeczuwałam jednak, że to może być zwiastun kłopotów. Pomyślałam, że to pewnie taka moda. Młodzi przecież zawsze lubią szokować.
Nakryłam do stołu, synowa pomogła mi w kuchni i już po trzynastej zasiedliśmy do wspólnego posiłku. Miałam nadzieję, że spędzimy miło czas, porozmawiamy. Po cichu liczyłam, że lepiej poznam wnuczka, który przecież przez ostatnie pół roku zmienił się nie do poznania. Jednak Janek nie miał za wiele do powiedzenia. Bez słowa zjadł podwójną porcję pierogów z omastą, co mogłam odczytać jako komplement. A potem bez słowa wstał od stołu, założył słuchawki na uszy i położył się na hamaku. Trochę mi się go żal zrobiło. Pewnie był zmęczony. Rośnie, pewnie w domu ma wiele obowiązków, szkła, zajęcia po szkole, treningi. Szybkie tempo życia odbija się na dorosłych, a co dopiero na dziecku.
Martwiłam się o niego
Późnym popołudniem pożegnałam dzieci. Synowa machała nam na pożegnanie, a ja z Jankiem staliśmy w drzwiach.
– Pokażę ci twój pokój. Będziesz spał w dawnym pokoju ojca. Może nie jest jak w hotelu, ale czysto i schludnie.
– A jakie jest hasło do Wi-Fi? – zapytał beznamiętnym głosem.
– Do czego?
– No do internetu?
– Nie ma. Bo nie ma internetu – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Ale są gry planszowe, książki, kredki i koledzy za płotem.
– To słabo. Nie ma co robić.
– Sąsiad ma młode kózki. Może to ci się spodoba? Są naprawdę urocze i pocieszne.
– Nie sądzę – mruknął, nałożył słuchawki na uszy i zamknął się w pokoju.
Pomyślałam, że miesiąc z wnusiem może nie być aż tak bezproblemowy, jak sądziłam. Wstałam rano, przygotowałam śniadanie, obeszłam podwórze, a Janek się nie pojawił w kuchni. Poczekałam jeszcze chwilę, rozwiązałam ze trzy krzyżówki, ale gdy minęła dziewiąta, uznałam, że powinnam zajrzeć do pokoju. Martwiłam się o niego. Zaniepokojona zapukałam i cicho otworzyłam drzwi. Janek leżał w łóżku, jeszcze bardziej rozczochrany niż wczoraj. Na uszach miał słuchawki i wzrok wlepiony w telefon. Nawet nie zauważył, że weszłam do pokoju. Położyłam mu rękę na ramieniu i powiedziałam:
– Zrobiłam ci śniadanie, takie jak lubisz. I kakao. Chodź, zjemy razem.
– Zaraz – powiedział niemal mechanicznie.
Spojrzałam nieco zdziwiona, ale nic więcej nie powiedziałam. Zeszłam do kuchni i czekałam. Coś we mnie zaczęło się buntować. Młodość ma swoje prawa, ale w zachowaniu wnuczka było coś dziwnego. To, co się dzieje dookoła niego, nie miało żadnego znaczenia. To było niepokojące, ale postanowiłam zaczekać, aż jaśnie pan sam łaskawie zejdzie na śniadanie.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem
Koło godziny jedenastej łaskawie zasiadł przy stole. Bez słowa zjadł śniadanie, wypił kakao, ale nawet nie odstawił brudnych naczyń do zlewu. Kocham wnusia, ale jego zachowanie powoli zaczynało mnie irytować. Mimo wszystko dałam mu szansę. Miałam nadzieję, że w końcu odłoży ten telefon i zacznie zachowywać się jak człowiek.
– Janek, widziałeś już młode kózki – zapytałam, gdy siadaliśmy do obiadu.
Wiedziałam, że nie, ale chciałam zagaić rozmowę.
– Nie – powiedział, patrząc w telefon. – I nie jestem głodny.
Jasne, że nie był. Przed chwilą zjadł śniadanie.
– To zjesz, jak zgłodniejesz – powiedziałam.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Czy to możliwe, że aż tak bardzo się zmienił przez te kilka miesięcy? Wszystko rozumiem. Sama byłam kiedyś młoda, swoje dzieci odchowałam. Taki wiek, niewdzięczny. Dorośli przestają być jakimkolwiek autorytetem. Jednak jeśli myślał, że będę przez miesiąc skakać dookoła niego, to się grubo mylił. Żadnego „dziękuję”, żadnego „może ci pomóc, babciu”, żadnego ani me, ani be, ani kukuryku. Wiedziałam, że teraz dla młodych telefon jest jak trzecia ręka. Nawet przeszła mi myśl, że jestem staroświecka. A potem coś we mnie pękło. Nie. Może i u siebie w domu Janek zachowywał się jak mruk, może teraz chciał mnie przetestować i postawić na swoim. Ale ja się na to nie zgadzam. To nie żadne życie. Nie u mnie.
Popatrzył mnie zdziwiony
Następnego dnia wstałam wcześnie, ale już nie robiłam śniadania dla wnuczka. W końcu już dawno przestał być przedszkolakiem. Zapukałam do pokoju i już od wejścia oznajmiłam:
– Pobudka, wstajemy! Śniadanie się samo nie zrobi!
Jasiek coś tam pomamrotał pod nosem.
– Wstajemy, wstajemy! Piękna pogoda za oknem, szkoda życia na spanie.
– Babciu, ale ja mam wakacje…
– Dobrze, w takim razie zacznij się nimi cieszyć. Bo jak na razie tylko wegetujesz.
Popatrzył mnie zdziwiony. Miałam wrażenie, że chyba nikt wcześniej nie powiedział mu tak dosadnie, co myśli o jego zachowaniu. Pomruczał pod nosem, ale wstał.
– Za chwilę widzę cię na dole – powiedziałam pewnym tonem, chociaż w głębi duszy chciało mi się śmiać.
Wiedziałam jednak, że nie mogę pokazać po sobie, że mam dystans do tej sytuacji. Wtedy byłabym od razu na przegranej pozycji. Po pięciu minutach Janek wszedł do kuchni. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest nie w sosie. Jednak nic sobie z tego nie robiłam. Usiedliśmy do stołu. Wnuczek jak zwykle jadł, wpatrując się w talerz. Chyba się na mnie nieco boczył.
– Myślałem, że miło spędzę to czas, a nie…
–I tak będzie, sam się przekonasz. Co nie znaczy, że będziesz całymi dniami siedział w pokoju.
– No to, co mam robić, jak to nie ma nic ciekawego?
– To się jeszcze okaże – powiedziałam z uśmiechem.
Miałam nadzieje, że mój plan wypali. Bo szczerze mówiąc, nie miałam żadnej alternatywy.
Byłam dumna z wnuka
Gdy wieczorem wracaliśmy do domu, Jasiek miał wypieki na twarzy. Z daleka było wiać, że te „nudne” i „wiejskie” atrakcje sprawiły mu wiele przyjemności. Może nawet otworzyły mu oczy na świat i pokazały, że relacje z drugim człowiekiem, odpowiedzialność na zwierzęta mogą być źródłem szczęścia.
– Wiesz co babciu, nie sądziłem, że będę miał dzisiaj tyle frajdy. W szkole wszyscy będą mi zazdrościć.
– A widzisz, czasem warto dać coś od siebie.
– I wiesz co? Nie chciałem tu przyjeżdżać. Koledzy mówili, że to wstyd spędzać wakacje na wsi, ale teraz wiem, dlaczego tak mówili. Bo sami nigdy nie byli na wsi.
Objęłam ramieniem Janka i uśmiechnęłam się szczerze. A jednak jest jeszcze szansa, że jasiek wyrośnie na porządnego człowieka.
Barbara, 65 lat
Czytaj także:
- „W Chorwacji mój ukochany dał się ponieść gorącej atmosferze. Na moich oczach pokazał swój popisowy numer”
- „Ksiądz palnął coś takiego na naszym ślubie, że nie mogłam powiedzieć – tak. To jedno słowo rozbiło mój świat na kawałki”
- „Mąż haruje dla mojego dobra, a interesy dobija z kochankami na plaży. Następną delegację będzie miał do sądu”