Reklama

Czasem myślę, że zrobiłabym to jeszcze raz, bez wahania. To uczucie, kiedy po latach wracasz do domu, siadasz na kanapie i nie myślisz o tym, co cię czeka jutro. Gdy byłam nauczycielką, nawet w takich chwilach nie mogłam zaznać spokoju. Zawsze było coś do zrobienia, coś do poprawienia, ktoś do wychowania. A potem widziałam wypłatę, która, szczerze mówiąc, ledwo starczała na rachunki i zakupy. Zamiast dziękować za moje poświęcenie, miałam wrażenie, że życie mnie rozliczało za każde złudzenie, że praca w szkole ma sens.

Reklama

Miałam dość pracy w szkole

Nie zawsze tak było. Kiedy zaczynałam, uczyłam z pasją. Kochałam te dzieciaki, to, jak chłonęły wiedzę. Uważałam, że mam misję. Ale lata mijały, a moja pasja topniała. Było coraz więcej obowiązków, rosnący brak szacunku ze strony rodziców i przełożonych. A pensja? Cóż... starczyła, by przeżyć, nie żeby żyć.

Jednak pewnego dnia coś we mnie pękło. Było późne popołudnie, zbliżałam się do końca zmęczonego dnia, kiedy zobaczyłam w internecie ogłoszenie: „Kasjerka w markecie potrzebna od zaraz. Premie, nadgodziny.” Zatrzymałam się, wpatrując w ekran jak zahipnotyzowana. Nagle pojawiła się we mnie myśl: "A gdyby to zrobić? Gdyby zacząć od nowa, w miejscu, gdzie nikt nie wymaga od ciebie cudów za grosze?"

I teraz jestem tu – na kasie w markecie. Może to i dziwne, ale po raz pierwszy od dawna czuję, że oddycham.

Nie żałowałam decyzji

– Wiesz, Marta, naprawdę nie żałuję tej decyzji – powiedziałam, przesuwając kolejne produkty po skanerze. Z drugiej strony kasy stała Marta, moja dawna przyjaciółka jeszcze ze szkolnych czasów. Zawsze była tą bardziej rozsądną, z misją na ustach i wiarą, że praca nauczycielki to największe powołanie. Ja kiedyś też tak myślałam.

Zobacz także

Marta patrzyła na mnie z niedowierzaniem. – Justyna, ale przecież ty kochałaś uczyć! Zawsze mówiłaś, że praca z dziećmi to twoja życiowa misja. A teraz... teraz co? Skanujesz produkty, wydajesz resztę? – Jej głos drżał od emocji, które ledwo powstrzymywała.

– Tak, dokładnie. I wiesz co? Przynajmniej nie czuję się jak idiotka, która każdego dnia musi walczyć z systemem, z biurokracją i jeszcze z pretensjami rodziców – spojrzałam jej prosto w oczy. – Może to nie brzmi tak wzniośle, ale teraz przynajmniej nie boję się, czy wystarczy mi na rachunki.

Teraz mam pieniądze

Marta uniosła brwi.

– Naprawdę myślisz, że stanie przy kasie to coś, z czego można być dumnym? Praca w szkole była trudna, ale wartościowa! A teraz... Justyna, ty stałaś się kimś innym. Jak możesz się cieszyć taką zmianą?

– A jak mam się cieszyć z czegoś, co mnie niszczyło każdego dnia? Marta, zarabiam więcej na kasie, niż zarabiałam w szkole po dziesięciu latach pracy. Wiesz, ile dostawałam? Ledwo na wynajem mieszkania. A tutaj mam premie, dodatki za nadgodziny. Praca na kasie może nie jest misją, ale przynajmniej nie czuję się jak wrak człowieka.

Marta westchnęła, ale już nie miała argumentów. Wiedziałam, że w głębi duszy chce mnie zrozumieć, ale po prostu nie potrafi.

– Słuchaj, Marta, może to nie jest dla wszystkich. Ale ja mam dość bycia tą, która zawsze walczy. Wreszcie mam trochę spokoju. Czy to takie złe?

Marta odwróciła wzrok, jakby szukała odpowiedzi gdzieś daleko poza naszym rozmową.

– Nie wiem, Justyna. Po prostu nie wiem...

Patrzyłam na nią i miałam wrażenie, że mówię do kogoś, kim sama byłam jeszcze niedawno. Kogoś, kto nie chce zrozumieć, że życie to coś więcej niż prestiż i wielkie hasła. To czasem po prostu walka o spokój.

Mama była przeciwna

Gdy weszłam do domu, mama już czekała w kuchni. Nie musiałam nic mówić – wystarczyło, że na mnie spojrzała.

– Justyna, co ty sobie myślisz? – zaczęła od razu, nie siląc się na wstęp. – Pracujesz na kasie w markecie? Tyle lat studiów, tyle wysiłku... I na co to wszystko? Teraz ludzie pytają, dlaczego nie uczysz, a ja nawet nie wiem, co im odpowiadać!

Z westchnieniem rzuciłam torbę na krzesło. – Mamo, naprawdę to dla ciebie takie ważne, co ludzie powiedzą? To moje życie. Nie musisz tłumaczyć się za mnie.

– Ale praca nauczyciela to prestiż! – uniosła się. – Byłaś kimś, teraz co? Kasjerką? Czy naprawdę tego chcesz?

– Prestiż? Co mi po nim, skoro w szkole ledwo wiązałam koniec z końcem? – Spojrzałam na nią ostro. – Chcę żyć normalnie, a nie zastanawiać się, czy wystarczy mi na rachunki. Może to praca bez prestiżu, ale przynajmniej nie muszę udawać, że jestem szczęśliwa, kiedy nie jestem.

Mama pokręciła głową, wciąż nie rozumiejąc. Ale ja wiedziałam, że zrobiłam to dla siebie.

Lubiłam tę pracę

W pracy było spokojnie. Klienci przewijali się w miarę regularnie, a ja skanowałam produkty, starając się nie myśleć o rozmowie z mamą. Czasem naprawdę czułam się osądzana z każdej strony. Ale gdy widziałam wypłatę na koncie, wiedziałam, że to była dobra decyzja.

Pan Wojciech, kierownik sklepu, przysiadł się do mnie w przerwie. Zawsze miał dla mnie ciepłe słowo, jakby rozumiał, przez co przechodzę.

– Justyna, jak się trzymasz? – zapytał, patrząc na mnie znad swojego kubka kawy.

– Dobrze, chyba... Tylko wszyscy wkoło mają pretensje. Mama nie może się pogodzić z tym, że pracuję w markecie. Przyjaciele też nie rozumieją. Jakby to, co robię teraz, nie miało wartości.

Pan Wojciech uśmiechnął się delikatnie. – Każda praca ma swoją wartość. A ty teraz masz coś, czego wielu brakuje – spokój. Nie zabierasz stresu do domu. Może nie wszyscy to zrozumieją, ale najważniejsze, że ty wiesz, co dla ciebie najlepsze.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Jego słowa przypominały mi, że to była moja decyzja i miałam do niej prawo.

Miałam mętlik w głowie

Po pracy wróciłam do pustego mieszkania. Usiadłam na kanapie, włączając telewizor, ale obraz przesuwał się przed oczami, nie zostawiając w głowie niczego. Myśli krążyły wokół tego, co powiedział Pan Wojciech. Spokój… Tylko czy ten spokój na dłuższą metę mnie zadowoli?

Spojrzałam na swoje odbicie w oknie. Zawsze myślałam, że będę nauczycielką – że to moja misja. Ale czy misje nie mają sensu, kiedy przynoszą coś pozytywnego? W szkole czułam się zmęczona, wykończona, wracałam do domu zła i sfrustrowana. Ale czy teraz byłam naprawdę szczęśliwa? Czy żyjąc bez stresu, można być spełnionym?

Wzdychając, wstałam i zaczęłam krzątać się po kuchni, przygotowując kolację. Z każdą chwilą, gdy kroiłam warzywa i gotowałam makaron, powracało pytanie: co dalej? Czy naprawdę chcę spędzić resztę życia za kasą?

Znalazłam chwilę spokoju, ale gdzieś w głębi wciąż czułam, że wciąż czegoś szukam.

To tylko przystanek

Kiedy po kilku dniach spotkałam się z Martą na kawie, nie wytrzymałam. Musiałam z kimś porozmawiać o tym, co siedziało mi w głowie.

– Wiesz, Marta, czasami zastanawiam się, czy to była właściwa decyzja – zaczęłam, mieszając cappuccino. – W pracy jest spokój, mam więcej czasu dla siebie, ale… nie wiem, czy na dłuższą metę mnie to uszczęśliwi.

Marta spojrzała na mnie z troską.

– A jednak coś cię gryzie. Tęsknisz za szkołą?

– Tęsknię za poczuciem, że robię coś ważnego. Ale z drugiej strony, nie tęsknię za tym stresem, za tym, jak wracałam wykończona i bez grosza. W markecie czuję się… stabilnie, ale czy to wszystko?

Marta zastanowiła się przez chwilę, a potem powiedziała: – Może to tylko przystanek, Justyna. Może potrzebowałaś przerwy, żeby się zregenerować. Nie musisz podejmować ostatecznej decyzji. Może za jakiś czas wrócisz do nauczania, ale już inaczej, w nowym miejscu, z innym podejściem.

Wypiłam łyk kawy, patrząc na nią. Może miała rację. Może nie wszystko musi być ostateczne.

– Masz rację. Może to tylko początek czegoś nowego, a nie koniec.

Póki co to mi pasuje

Kiedy wróciłam do domu po spotkaniu z Martą, poczułam ulgę. Może nie muszę mieć wszystkich odpowiedzi od razu. Życie to seria przystanków, a praca w markecie była jednym z nich – miejscem, które dało mi coś, czego przez lata mi brakowało: stabilność. Może nie dawało mi to spełnienia, ale pozwalało żyć bez ciągłego martwienia się o pieniądze.

Spojrzałam na wyciąg bankowy, który przyszedł pocztą. Wyższa pensja, premie za nadgodziny – to teraz miało znaczenie. Po raz pierwszy od lat nie musiałam zastanawiać się, czy będę miała na czynsz, rachunki i podstawowe wydatki. Mogłam kupić sobie coś nowego bez wyrzutów sumienia, odłożyć na przyszłość. Poczułam, jak napięcie, które nosiłam w sobie od dawna, stopniowo ustępuje. Spokój, który teraz miałam, był na wagę złota.

Może kiedyś wrócę do nauczania albo znajdę coś nowego. Ale teraz... teraz cieszyłam się tym, że w końcu nie muszę walczyć o przetrwanie. Byłam w miejscu, które dawało mi to, czego potrzebowałam – poczucie bezpieczeństwa. I to wystarczyło.

Reklama

Justyna, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama