„Wpadłam sidła namiętności i zaszłam w ciążę z teściem. Nie wiem, czy powiedzieć mężowi, że urodzę mu brata”
„Wtedy spojrzał na mnie inaczej. Nie jak na synową. Nie jak na partnerkę swojego syna. Jak na kobietę. Nie odwróciłam wzroku. Nie powinnam była tego robić. Chwilę później jego palce musnęły moją dłoń”.

- Redakcja
Gdy miałam dwadzieścia kilka lat, wyobrażałam sobie, że małżeństwo to będzie moja przystań. Że będziemy nierozłączni, a każdej nocy będę zasypiać w jego ramionach. Wtedy wierzyłam, że miłość to coś, co wystarczy pielęgnować, żeby nie zwiędło.
Po kilku latach zaczęłam się zastanawiać, kiedy to wszystko się skończyło. Tomek nie jest złym człowiekiem. Po prostu stał się nieobecny. Nawet jeśli siedział obok mnie, uciekał myślami. Moje ciało tęskniło za dotykiem.
Jego palce musnęły moją dłoń
Wszystko zaczęło się niewinnie. To był jeden z tych wieczorów, kiedy miałam nadzieję, że mąż wróci wcześniej. Mieliśmy zjeść kolację razem, porozmawiać, spędzić czas razem. Włożyłam sukienkę, którą kiedyś lubił, przygotowałam jego ulubioną potrawę. Godziny mijały, a on nie odbierał telefonu. W końcu przyszła wiadomość:
„Nie czekaj na mnie. Spotkanie się przedłuża”.
Nie czekałam. Zadzwoniłam do teścia. Był wdowcem i też często samotnie spędzał wieczory.
– Nie masz ochoty na kolację? – zapytałam, starając się brzmieć lekko, jakby to nie było nic wielkiego.
– Sam miałem coś ugotować, ale wiesz, jak to ze mną jest – zaśmiał się po drugiej stronie. – Będę za piętnaście minut.
I rzeczywiście, przyjechał punktualnie. Wszedł do mieszkania, strzepując z ramion deszcz. Miał na sobie ciemny płaszcz, w rękach trzymał butelkę wina.
– Nie wypada przychodzić z pustymi rękami – rzucił, z uśmiechem, ale w oczach miał coś innego. Coś, co sprawiło, że na moment zabrakło mi tchu.
Usiedliśmy przy stole. Rozmowa płynęła swobodnie.
– Wiesz, czasem wydaje mi się, że jestem gościem we własnym domu – powiedział teść, obracając w dłoniach kieliszek z winem.
– A ja czuję się jak duch w swoim – odpowiedziałam, nawet nie myśląc nad tymi słowami.
Przez chwilę milczeliśmy. Wtedy spojrzał na mnie inaczej. Nie jak na synową. Nie jak na partnerkę swojego syna. Jak na kobietę. Nie odwróciłam wzroku. Nie powinnam była tego robić. Chwilę później jego palce musnęły moją dłoń. Poczułam ciepło, którego tak bardzo mi brakowało. Było mi dobrze. Za dobrze. Przesunęłam dłoń, jakbym się sparzyła, ale nasze spojrzenia mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa. Byliśmy na granicy. I oboje wiedzieliśmy, że to dopiero początek.
Czułam wyrzuty sumienia
Wieczorem byłam pewna, że to był tylko moment słabości, złudzenie, coś, co nie miało prawa się zdarzyć. Ale kiedy następnego dnia teść zadzwonił i zapytał, czy chciałabym się spotkać, nie odmówiłam. Poszliśmy na spacer. Było zimno, w powietrzu czuć było nadchodzącą jesień. Wiktor narzucił na mnie swoją kurtkę, a ja poczułam jego zapach.
– Chciałem ci podziękować za wczoraj – zaczął cicho, zatrzymując się przy jednej z ławek.
Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Delikatnie dotknął mojej dłoni, jakby chciał się upewnić, że nie wycofam jej tym razem. Nie wycofałam. To był nasz pierwszy pocałunek. Był inny niż wszystkie pocałunki, jakie pamiętałam. Tomek całował mnie mechanicznie, jakby odhaczać kolejne obowiązki. Jego ojciec całował mnie tak, jakby to był pierwszy i ostatni raz w jego życiu.
Nie spałam tej nocy. Czułam ekscytację, ale i wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że to niewłaściwe, że wkraczam na terytorium, z którego nie ma odwrotu. Następnego dnia dostałam wiadomość:
„Tęsknię. Spotkajmy się”.
Nie zawahałam się ani chwili. Tym razem spotkaliśmy się w hotelu na noc.
Znalazłam się w potrzasku
Pewnego dnia mąż nagle oznajmił, że chce mieć dziecko, a ja prawie zakrztusiłam się herbatą.
– Co? – wydusiłam, odstawiając kubek na stół.
– Myślałem o tym od jakiegoś czasu – mówił spokojnie, jakby to była najbardziej naturalna rozmowa na świecie. – Wiem, że byłem ostatnio nieobecny. Moja praca, stres, to wszystko… ale zdaję sobie sprawę, że to nie jest w porządku wobec ciebie. Może dziecko by nam pomogło?
Patrzyłam na niego w osłupieniu. Nagle chciał odbudować nasze małżeństwo? Po latach zaniedbań, pustych wieczorów i zimnych nocy nagle doszedł do wniosku, że chce zostać ojcem? Nie wiedział, że dziecko już było w drodze. Tylko że nie jego dziecko. Serce waliło mi w piersi, ale udało mi się zachować kamienną twarz.
– To… to poważna decyzja. Naprawdę tego chcesz? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał stabilnie.
– Chcę spróbować – odpowiedział, biorąc mnie za rękę.
Miałam wrażenie, że podłoga usuwa mi się spod nóg. Jeszcze kilka dni temu zastanawiałam się, jak powiedzieć teściowi, że jestem w ciąży. Teraz wszystko się skomplikowało.
– Jeśli nie jesteś gotowa, rozumiem…
– Nie, to nie to – przerwałam mu szybko, odwracając wzrok. – Po prostu… to wszystko dzieje się tak nagle.
Tomek uśmiechnął się lekko i pocałował mnie w czoło, jakby wszystko było już ustalone. Czułam, że znalazłam się w potrzasku. Ale nie protestowałam. Nie odmówiłam także wtedy, gdy objął mnie wieczorem w sypialni.
Moje serce biło jak oszalałe
Nie mogłam dłużej żyć w tym kłamstwie, czułam, że dusi mnie ono od środka. Teść otworzył drzwi i uśmiechnął się lekko, ale wystarczyło jedno spojrzenie na mnie, by zrozumiał, że coś jest nie tak.
– Coś się stało? – zapytał ostrożnie, zamykając drzwi.
Nie czekałam, aż usiądziemy. Nie czekałam na odpowiedni moment.
– Jestem w ciąży.
Wiktor wpatrywał się we mnie przez kilka długich sekund. Jego twarz była nieruchoma, ale w oczach błysnęło coś, czego nie potrafiłam odczytać. Zaskoczenie? Szczęście? Strach? W końcu wypuścił powietrze i powoli usiadł na kanapie.
– To… to znaczy, że możemy być razem – powiedział cicho, niemal z niedowierzaniem.
Patrzyłam na niego, a moje serce biło jak oszalałe. To była jego pierwsza reakcja. Nie panika, nie ucieczka, tylko szczera radość. Ale ja nie byłam tego taka pewna.
– Nie mogę tego zrobić Tomkowi – szepnęłam, spuszczając wzrok.
Wiktor zmarszczył brwi.
– Co masz na myśli?
– On chce dziecka. Myśli, że to mogłoby nas naprawić.
Teść przez chwilę milczał.
– I co chcesz zrobić? – zapytał w końcu.
– Nie wiem – przyznałam, a łzy napłynęły mi do oczu.
Podszedł do mnie i chwycił mnie za ramiona.
– Musisz wybrać. Nas albo jego.
Poczułam, jak świat wali mi się na głowę. Nie było już odwrotu.
Zrobiło mi się słabo
Odkładałam tę rozmowę tak długo, jak mogłam. Oszukiwałam siebie, że znajdzie się inne rozwiązanie, jakieś cudowne wyjście, które sprawi, że nie będę musiała podejmować tej decyzji. Ale nie było żadnej drogi ucieczki. Mąż zaczął zauważać, że coś jest nie tak. Był bardziej uważny niż zwykle, dłużej przyglądał się mojej twarzy, częściej pytał, czy dobrze się czuję. I wtedy, pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy kolacji, spojrzał na mnie uważnie i zapytał:
– Coś się dzieje?
Zamarłam z widelcem w dłoni.
– Co masz na myśli? – zapytałam, próbując zabrzmieć obojętnie.
Tomasz odchylił się na krześle, splatając ręce na piersi.
– Od jakiegoś czasu jesteś inna. Nieobecna. Unikasz mojego wzroku. – Zawahał się, jakby bał się wypowiedzieć kolejne słowa. – Czy to… czy to chodzi o kogoś innego?
Poczułam, jak robi mi się słabo. Mąż patrzył na mnie z napięciem, w oczach miał coś, czego nie widziałam od dawna – prawdziwy lęk. Lęk, że może mnie stracić. Miałam szansę powiedzieć prawdę. Mogłam to zakończyć, wyznać wszystko i pozwolić, by rozsypało się to, co już dawno było tylko atrapą małżeństwa. Ale zamiast tego uśmiechnęłam się blado i skłamałam.
– Nie. Po prostu… ostatnio dużo myślę.
Nie odpowiedział od razu. Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, a potem skinął głową, jakby chciał sobie wmówić, że mi wierzy. Tego wieczoru leżałam obok niego w łóżku, słuchając jego spokojnego oddechu, i czułam, że coś we mnie umiera. Wybrałam. Zostanę w tym małżeństwie. I będę żyła z tym kłamstwem do końca życia.
Serce mi stanęło
Czasami wydaje mi się, że wszystko to wydarzyło się w innym życiu. Że tamta Oliwia, która wplątała się w coś tak niemożliwego, już nie istnieje. A jednak każdego ranka patrzę w lustro i widzę w swoich oczach cień tamtej kobiety – kobiety, która kochała niewłaściwego mężczyznę i podjęła decyzję, która miała ją prześladować do końca życia.
Tomek uwierzył. A może chciał uwierzyć. Gdy powiedziałam mu, że jestem w ciąży, na jego twarzy malowało się szczęście, jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. W tamtej chwili naprawdę chciałam w to uwierzyć. Chciałam uwierzyć, że może jednak los się do mnie uśmiechnął, że może uda mi się pokochać to życie, które wybrałam. Ale były momenty, kiedy ta iluzja się rozpadała. Każde spojrzenie teścia było dla mnie przypomnieniem. Nigdy nie zapytał, nigdy nie nalegał. Wiedział. I zaakceptował, że wybrałam kłamstwo.
Pewnego dnia, kilka miesięcy po narodzinach naszego syna, spotkałam teścia na ulicy. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, jak obcy ludzie, którzy kiedyś znali się zbyt dobrze.
– Ma twoje oczy – powiedział cicho, patrząc na dziecko śpiące w wózku.
Serce mi stanęło. Chciałam coś powiedzieć, ale nie było słów, które mogłyby naprawić to, co się stało. Teść uśmiechnął się lekko, jakby chciał mnie uspokoić i odszedł bez słowa. Patrzyłam za nim, trzymając w dłoniach rączkę wózka, zrozumiałam, że moje życie już na zawsze będzie podzielone na to, co się wydarzyło, i to, co musi się wydarzyć dalej. Nie było już odwrotu.
Oliwia, 30 lat