Reklama

Nazywam się Monika. Mam trzydzieści jeden lat i teoretycznie wszystko, czego można by sobie życzyć: stabilną pracę w dziale HR dużej firmy, mieszkanie w nowym bloku i męża, Jarka. Spokojny facet, cichy, nigdy nie zrobił mi krzywdy, nie podniósł głosu. Przychodzi do domu, zjada kolację, siada z laptopem i coś tam stuka – podobno się dokształca, żeby w końcu dostać awans. A ja?

Reklama

Ja leżę obok, przeglądam media społecznościowe i próbuję nie czuć tej dziwnej pustki, która siedzi we mnie od miesięcy. Kiedyś byłam z niego dumna. Mój Jarek – ambitny, lojalny, wierny. Tylko że to wszystko z czasem zaczęło mnie nudzić. Wiem, jak to brzmi. Sama czuję się potwornie, myśląc w ten sposób.

Aż któregoś dnia pojawił się Robert. Szef Jarka. Czterdziestoparoletni, z charyzmą, uśmiechem jak z reklamy i tym spojrzeniem, którym mógłby stopić stal. Kiedy pierwszy raz mnie zagadał na firmowej imprezie, pomyślałam: „Nie, Monika, nie pchaj się w to”. Ale nie mogłam przestać o nim myśleć.

Wszystko samo się potoczyło

Na firmowej kolacji integracyjnej wszystko było jak zwykle – szwedzki stół, wino, krótkie, uprzejme pogawędki i sztuczne uśmiechy. Jarek był zaproszony, bo to miało być spotkanie „kierownictwa i kadry zarządzającej”. Siedziałam przy stole z działem finansowym, zerkając co chwilę w telefon. Jarek krążył gdzieś ze współpracownikami. Wtedy przysiadł się Robert.

– Monika, czemu tak siedzisz sama? Twój uśmiech zasługuje na lepsze towarzystwo – rzucił półgębkiem.

Zamrugałam zaskoczona.

A twoje towarzystwo? – próbowałam żartować, ale głos mi lekko zadrżał.

– Jestem tu właśnie po to, żeby je zaproponować.

Robert mówił to takim tonem, że nie wiedziałam, czy żartuje, czy flirtuje. Nasz dialog był podszyty czymś więcej niż firmową kurtuazją. Robert był mistrzem słodkich słówek.

– Twój mąż zdaje sobie sprawę, jaką ma wspaniałą kobietę? – spytał po chwili, wlepiając we mnie wzrok.

Nie zdążyłam odpowiedzieć. Na telefonie przyszła wiadomość od Jarka: „Wracam do domu, ale jak chcesz, to zostań. Miłego wieczoru”.

Zostałam. Z Robertem. W hotelowym lobby wypiliśmy kolejne wino. Śmiałam się głośniej, niż powinnam. W jego spojrzeniu było coś niebezpiecznego, ale nie potrafiłam się odsunąć. W pewnym momencie zbliżył się i musnął moje usta. Odwzajemniłam gest. Serce waliło mi jak oszalałe. Potem tylko: taksówka, szybki prysznic i milczenie w łóżku obok śpiącego Jarka.

Następnego dnia spotkałam się z Sylwią. Ledwo usiadłam, popatrzyła mi w oczy i bez ceregieli rzuciła:

Zrobiłaś to, prawda?

Nie zaprzeczyłam. Nie potrafiłam. Zawsze miała nosa do tego, co się u mnie działo.

Romans kwitł wraz z karierą męża

Robert pisał do mnie rano, w trakcie pracy, czasem w nocy. Jego wiadomości były krótkie, ale wypełnione napięciem. Czasami jedno słowo wystarczyło, żebym poczuła ciepło w brzuchu i odruchowo zamykała laptopa, by nie pokazać uśmiechu koleżankom z open space’a.

Spotykaliśmy się coraz częściej. Na początku to były niewinne kawy, potem szybkie wypady po pracy do hotelu niedaleko firmy. Robert wszystko organizował. Pokoje rezerwował na inne nazwiska, płacił z prywatnej karty. Znał ten układ. Miał to przećwiczone. Nie pytałam. Nie chciałam wiedzieć.

W tych chwilach byłam zupełnie inna – śmielsza, bardziej zmysłowa. Robert potrafił obudzić we mnie coś, co dawno w sobie pogrzebałam. Po każdym spotkaniu obiecywałam sobie, że to ostatni raz. A potem dzwonił, a ja... po prostu jechałam.

W domu Jarek coraz częściej mówił o pracy. Miał błysk w oku, którego dawno nie widziałam.

– Moni, chyba mnie w końcu zauważyli. Robert dał mi projekt strategiczny. Mówi, że widzi we mnie potencjał – opowiadał wieczorami, pełen energii.

Siedziałam na kanapie, bawiąc się telefonem, zerkając na jego twarz, której nie umiałam już tak dobrze czytać. Czułam się jak oszustka.

– Super, kochanie – odpowiadałam i w tym samym czasie kasowałam SMS-a od Roberta: „Myślę o tobie. Widzimy się jutro?”.

Czasem leżeliśmy z Jarkiem w jednym łóżku, ale dzielił nas mur. On marzył o uznaniu, ja o kolejnym dotyku kochanka. W pewnym momencie zaczęłam się bać. Że Jarek się domyśli. Że ktoś nas zobaczy. Że Robert się znudzi.

To nie może trwać wiecznie – rzuciłam kiedyś Robertowi po naszym spotkaniu.

Milczał chwilę, potem pocałował mnie w szyję i odpowiedział:

– Wiem. Ale póki trwa… nie chcę przestawać.

Dostał awans dzięki mnie?

Jarek wrócił do domu z torbą z zakupami, których nie planowaliśmy. W jego oczach coś się tliło, jakaś dziwna energia, jakby miał zaraz wybuchnąć. Ja akurat mieszałam zupę i nawet nie zauważyłam, że wszedł.

– Monika! – zawołał nagle. Odwróciłam się. Stał z szerokim uśmiechem, cały rozpromieniony.

– Co się stało? – spytałam, zaskoczona jego entuzjazmem.

– Robert... – Jarek zamilkł, jakby szukał słów. – Szef dał mi awans! Oficjalnie! Kierownik działu! A od przyszłego miesiąca... podwyżka, służbowy samochód, nowy zespół!

Serce mi stanęło. Zamrugałam. Czułam, że robi mi się gorąco. Ręce zadrżały, łyżka wpadła do garnka.

To... wspaniale – wydusiłam. Ale uśmiech nie przychodził. Tylko myśl: „Czy Robert zrobił to przeze mnie?”.

Jarek mówił dalej, wzruszony jak dziecko, które pierwszy raz coś wygrało.

– On naprawdę we mnie wierzy, wiesz? Powiedział, że mało kto tak haruje, że zauważył, jak się staram. Monika... to znaczy, że wszystko ma sens! Te miesiące siedzenia po nocach, te kursy... W końcu ktoś to docenił.

Słuchałam, patrząc na jego ręce, które drżały z emocji. I czułam, że to wszystko ma ze mną wiele wspólnego. Nie umiałam oddychać. Jego szczęście wbijało mnie w ziemię.

Wieczorem leżał obok mnie, wtulił się jak kiedyś. Ale ja tylko patrzyłam w sufit. „To moja wina. To wszystko moja wina” – powtarzałam w myślach. Czułam, że właśnie przekroczyłam granicę, zza której nie będzie już powrotu.

Przyjaciółka była szczera do bólu

– Jarek dostał awans – powiedziałam bez wstępu, siadając naprzeciw Sylwii w kawiarni, w której zwykle spotykałyśmy się na szybkie plotki i kawę.

Popatrzyła na mnie z ukosa, odłożyła filiżankę, jakby coś poczuła.

– Serio? No to gratulacje. Chyba jesteś z siebie dumna.

– Co?

– Przestań udawać. Myślisz, że nie rozumiem, co się wydarzyło? – spojrzała mi prosto w oczy. – Spałaś z jego szefem, a teraz mąż dostaje awans. Zbieg okoliczności? Nie rozśmieszaj mnie.

Zrobiło mi się słabo.

– Nie masz prawa tak mówić – syknęłam.

Mam prawo mówić, co widzę. A widzę kobietę, która brnie w bagno i udaje, że chodzi po chmurach. Chcesz usłyszeć brutalną prawdę?

Milczałam. Sylwia pochyliła się, jej głos stał się chłodny jak lód.

– Albo mu powiesz, albo przestań się użalać. Bo jeśli to była tylko chwilowa jazda, emocje, nuda – to skończ to i wróć do życia. Ale jeśli nie potrafisz... to bądź uczciwa.

– Myślisz, że to takie proste?

– Nie. Ale wiem jedno. Jak dalej będziesz się tak szarpać, to rozwalisz wszystko i jeszcze zgrywasz ofiarę. A prawda jest taka, Monika, że ty podjęłaś decyzję. Teraz żyjesz w jej konsekwencjach.

Nie powiedziałam już nic. Patrzyłam przez okno kawiarni, udając, że nie chce mi się płakać. W środku wrzało.

Wracałam do domu z pytaniem, które mnie dusiło: czy Jarek naprawdę nie wie? Czy może tylko udaje? A jeśli wie... to dlaczego milczy?

Bałam się, że to powie

Zadzwoniłam do Roberta z duszą na ramieniu. Umówiliśmy się na neutralnym gruncie – w podziemnym parkingu jednego z centrów handlowych. Miałam poczucie, że to miejsce oddaje dokładnie to, co dzieje się w moim życiu: duszno, ciemno, wszystko skryte pod powierzchnią.

Czekał już przy samochodzie, elegancki jak zawsze, spokojny. Uśmiechnął się, ale ja nie odwzajemniłam gestu.

Musimy sobie coś wyjaśnić – powiedziałam, podchodząc bliżej.

– Jasne. Słucham – odpowiedział, opierając się o maskę auta.

Zacisnęłam dłonie w pięści, by zapanować nad nerwami.

– Czy awans Jarka... miał coś wspólnego z nami? – spytałam cicho, ale wyraźnie.

Robert spojrzał na mnie uważnie, milczał przez chwilę, po czym westchnął.

– Twój mąż jest dobry w tym, co robi. Ciężko pracował, zasłużył. Jeśli szukasz drugiego dna...

– Po prostu chcę wiedzieć – przerwałam mu. – Czy ta decyzja miała jakikolwiek związek z naszym romansem?

– Powiem tak – odparł spokojnie. – Cenię Jarka. I cenię ciebie. Może niektóre decyzje podejmuje się z sympatii. Ale to nie znaczy, że były niezasłużone.

– Czyli to... nagroda? – spytałam z goryczą.

Robert pokręcił głową, zbliżając się o krok.

– Monika, nie wszystko musi być układem. To, co się wydarzyło między nami, było prawdziwe. Przynajmniej ja tak to odbierałem. Ale rozumiem, że masz swoje czarne myśli.

– To była pomyłka – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Uśmiechnął się smutno.

Nie wyglądasz na przekonaną.

Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się, by odejść. A jego słowa dogoniły mnie jeszcze zanim dotarłam do wyjścia.

– Jeśli naprawdę chcesz zamknąć ten rozdział, zacznij od bycia szczerą... najpierw sama ze sobą.

Nigdy mu nie powiem

Nie powiedziałam Jarkowi prawdy. Nie umiałam. A może po prostu się bałam. Że nie wybaczy. Że odejdzie. Że cały ten dom, ten porządek, ta cisza – znikną, a ja zostanę z niczym. Z relacji Robertem też się wycofałam. Przestałam odpisywać. Zmieniłam trasę do pracy. Odcięłam się, jak potrafiłam najlepiej.

Zaczęłam bardziej starać się w domu. Gotować to, co lubi mąż. Przytulać go bez okazji. Słuchać o jego projektach. Ale nie byłam już tam, z nim. Coś we mnie się zmieniło i nie wróciło na miejsce. Udawałam normalność coraz lepiej. Tylko czasem łapałam się na tym, że przyglądam się Jarkowi z ukosa – jak śpi, jak ziewa, jak poprawia okulary – i zastanawiam się, czy zasłużył na taką żonę jak ja.

Ostatniej nocy stałam przy łóżku, patrząc, jak spokojnie oddycha. Tak ufnie, tak bezbronnie. A w mojej głowie krążyła tylko jedna myśl: „Co ja zrobiłam?”.

Monika, 31 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama