Reklama

Wracałam do domu bez fanfar, bez zapowiedzi. Dworzec wyglądał tak samo, jak dwa lata temu, ale ja już nie. Pociąg z Niemiec przyjechał punktualnie, choć ja się spóźniłam do własnego życia. Wysiadłam z walizką, która bardziej przypominała worek z niechcianą przeszłością niż bagaż podróżny.

Wróciłam do domu

Śnieg leżał brudny i zmarznięty, jakby nikt tu nie wierzył już w białe święta. Minęłam kiosk, gdzie kiedyś kupowałam colę po szkole. Teraz nawet szyld był wyblakły. Wróciłam. Dom mamy wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam – a jednak jakby obcy.

– No, jesteś – powiedziała matka bez cienia emocji. Usta miała zaciśnięte, jakby każde słowo kosztowało ją za dużo.

– Mhm – odpowiedziałam, stawiając walizkę pod ścianą.

– Jak było tam, za granicą? – zapytała w końcu.

– W porządku – rzuciłam i spojrzałam za okno.

– Pracowałaś?

– Trochę.

– I co teraz?

Wzruszyłam ramionami. Nie miałam planu. Wróciłam, bo na święta wypadało wrócić. Dwa lata wystarczyły, by zapomnieć, ale za mało, by przestać czuć. Zamilkłyśmy. Zegar na ścianie tykał za głośno. Wróciłam ciałem, ale sercem zostało gdzieś w rozbitym lustrze tamtego dnia. W lustrze, w którym widziałam mnie i Michała. Nie miałam odwagi spytać mamy, czy wciąż tu mieszka ani czy o mnie pytał. Wróciłam tylko na chwilę.

Nie spodziewałam się go

Poszłam do osiedlowego sklepu spożywczego tylko po mleko i chleb. Zmarznięte palce ślizgały mi się po uchwycie plastikowego koszyka, a w głowie miałam plan, żeby nie patrzeć nikomu w oczy. Chciałam po prostu załatwić zakupy i wrócić do domu, zanim matka zapyta, gdzie tak długo byłam. Przechodziłam właśnie obok regału z herbatami, kiedy zobaczyłam jego twarz. Wysoki, z nieco dłuższymi włosami niż dawniej, ubrany w ciemny płaszcz. Stał przy stoisku z warzywami i wybierał pomidory.

Zanim zdążyłam się schować za półką, on podniósł wzrok. Przez sekundę patrzyliśmy na siebie, jakby świat się zatrzymał. Nie było już regałów, ludzi, świateł, dźwięku wózków, tylko on, ja i wszystko, co nigdy nie zostało wypowiedziane.

– Ola? – zapytał, jakby nie był pewien, czy to naprawdę ja.

– Michał – odpowiedziałam. Głos miałam suchy, jakbym dawno nic nie mówiła.

Uśmiechnął się, ale ostrożnie, z rezerwą. Pamiętałam ten uśmiech. Był spokojniejszy niż kiedyś, mniej pewny siebie.

– Wróciłaś?

– Na święta – rzuciłam. To jedno słowo musiało wystarczyć za wszystko: za przeszłość, za powody, za to, co się nie udało.

Myślałam o nim

Poprawił torbę na ramieniu. Cisza między nami zrobiła się niezręczna.

– Może… napijemy się kiedyś kawy? – zaproponował. – Jeśli masz czas.

Spojrzałam gdzieś w bok. Nie chciałam wracać do rozmów, do wspomnień, ale przecież już wróciłam.

– Może – powiedziałam cicho. I dodałam po chwili: – Dobrze, kawa brzmi dobrze.

Umówiliśmy się na kolejny dzień, na popołudnie, w jednej z tych kawiarni, do których kiedyś chodziliśmy razem. Usiedliśmy przy oknie, przez chwilę milcząc. Żadne z nas nie wiedziało, od czego zacząć tę rozmowę po latach.

– I co robiłaś przez te lata? – zapytał.

Upiłam łyk kawy.

– Pracowałam, trochę tu, trochę tam. Próbowałam zapomnieć.

Nie pytał o więcej. Patrzył na mnie spokojnie, jakby już nie oczekiwał wyjaśnień, a może po prostu wiedział, że ich nie dam?

– A ty? – zapytałam.

– Pracuję. Kupiliśmy z bratem małe biuro. Prowadzimy je razem. Nudne sprawy.

Uśmiechnął się, ale w jego oczach coś zaiskrzyło.

– Nie zapytałaś, czy się z kimś związałem – powiedział nagle.

Znieruchomiałam.

– To nie moja sprawa – odpowiedziałam, choć czułam, że kłamię.

– Może jednak trochę – rzucił cicho.

Znów się spotkaliśmy

Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w obrączkę kobiety przy sąsiednim stoliku, choć nie znałam jej i nie obchodziło mnie jej życie. Miał rację. Może jednak trochę obchodziło mnie, czy kogoś ma. Rozeszliśmy się bez pożegnania, bez gestów, ale gdy drzwi kawiarni zamknęły się za mną, wiedziałam, że jeszcze się spotkamy.

Nie planowałam iść na pasterkę, ale matka poprosiła. Chciała, żebym chociaż raz w roku poszła z nią, jak kiedyś. Uległam. Kościół był przepełniony, pachniało kadzidłem i starymi kurtkami. Słuchałam słów, które nic już dla mnie nie znaczyły, i myślałam tylko o tym, żeby wyjść.

Po mszy zniknęłam między ludźmi. Chciałam się wymknąć niezauważona i wtedy go zobaczyłam.

Stał pod drzewem, lekko zgarbiony, z dłońmi w kieszeniach. Śnieg osiadał mu na ramionach.

– Chodźmy na spacer – powiedział spokojnie.

Nie odpowiedziałam, ale ruszyłam obok niego. Park był cichy, latarnie rozmywały się w białym świetle.

– Zawsze lubiłaś noc zimą – powiedział po chwili.

– Bo wtedy jest cicho – odparłam.

Coś się zmieniło

Szliśmy wolno, nie patrząc na siebie. Zatrzymaliśmy się dopiero przy starym moście nad zamarzniętym stawem. Patrzyłam przed siebie.

– Miałam pojutrze wracać – powiedziałam cicho.

– Może jednak warto czasem zmienić zdanie?

Czułam, że jeśli coś teraz powiem, to się rozpadnę. I wtedy on zrobił krok bliżej i mnie przytulił. Położyłam głowę na jego ramieniu. Świat na chwilę przestał istnieć.

Spotkaliśmy się znów następnego dnia. Zadzwonił rano. Powiedział, że zanim znów zniknę, chciałby mnie jeszcze raz zobaczyć. Zgodziłam się bez wahania. Czekał na mnie przed tą samą kawiarnią, co ostatnio. Miał na sobie ten sam płaszcz, w rękach trzymał dwa papierowe kubki z kawą.

– Pomyślałem, że dzisiaj lepiej będzie pospacerować – rzucił.

Ruszyliśmy w stronę osiedla. Przeszliśmy obok parku, potem starym chodnikiem, który pękał od lat i nikt go nie naprawiał.

– Nie próbowałem cię zatrzymać, bo byłem zły i głupi – powiedział po dłuższym milczeniu.

– A ja nie potrafiłam zostać – odpowiedziałam. – Nie wiedziałam, kim jestem. Nie umiałam wtedy być z nikim, nawet ze sobą.

Potrzebowałam go

Spojrzał na mnie uważnie.

– A gdybyś została…?

Wiedziałam, jak bardzo chciał usłyszeć odpowiedź, ale jej nie miałam albo nie chciałam wypowiedzieć jej na głos.

– Chciałam – powiedziałam tylko. – Ale bałam się siebie.

Zatrzymaliśmy się przy huśtawkach, tych samych, na których kiedyś, jeszcze jako dzieci, rozmawialiśmy do późna o tym, co będzie, jak dorośniemy. I nie zrozumieliśmy wtedy, że dorosłość to nie miejsce, tylko niekończące się wybory.

– Czasem mam wrażenie, że nie da się wrócić – odezwałam się cicho.

– Może nie trzeba wracać. Może trzeba iść dalej, ale razem.

Nie odpowiedziałam, ale nie wróciłam już do Niemiec.

Ola, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama