Reklama

Nasz ogródek był naprawdę niewielki, ale zarówno my, jak i nasze maluchy w ogóle nie zwracaliśmy na to uwagi. Antoni z Tośką potrafili spędzić całe godziny, bawiąc się w piaskownicy albo testując, ile wody są w stanie wlać do doniczek z kwiatami, co zazwyczaj wiązało się z koniecznością przebrania ich w suche ciuszki.

Reklama

Żyliśmy jak w raju. Nasz nowy dom wtulony był pomiędzy inne budynki w szeregowcu, a granice podwórek oddzielały ogrodzenia udające wiejskie płotki oraz krzewy dające prywatność. Sąsiedzi byli tuż obok, ale ledwo ich kojarzyliśmy i nikt nikomu nie wchodził w drogę. Po prostu cieszyliśmy się życiem, dopóki nie zdałam sobie sprawy z tego, że ktoś mnie obserwuje. Początkowo nie zwracałam na to uwagi, skupiając się na istotniejszych kwestiach, jednak niepokój we mnie rósł i nie potrafiłam się go pozbyć.

Byłam zaniepokojona

– Wiesz co, Tadzik? Mam takie dziwne przeczucie, że jestem pod czyjąś obserwacją – rzuciłam niby od niechcenia, chcąc obrócić to w żart. – Odnoszę wrażenie, jakby ktoś non stop mnie śledził i patrzył, co robię.

Gdy tylko te słowa padły z moich ust, od razu tego pożałowałam. Sama usłyszałam, jak głupio to zabrzmiało.

– Kiedy to spostrzegłaś? – zapytał z powagą mój małżonek.

– Parę dni temu, sama nie jestem pewna, co o tym sądzić. Chyba mi się wydawało.

– Jakby cię cokolwiek zaniepokoiło, natychmiast mi powiedz.

– Nie strasz mnie tak – machnęłam ręką. – To niemożliwe, żyjemy pod miastem, ale pośród sąsiadów, na naszym osiedlu. Kto miałby mnie śledzić?

– Lepiej nie snuć domysłów, różne rzeczy się zdarzają – mruknął Tadzik. – Przez większość dnia przebywasz sama z dziećmi, chciałbym mieć pewność, że nic wam nie zagraża.

– Przez twoje słowa tylko bardziej się stresuję – podniosłam się z sofy.

– Nie potrafię czynić cudów – Tadek się roześmiał, – A do tego lepiej dmuchać na zimne. Daj mi znać, jeśli poczujesz na sobie czyjeś spojrzenie, wyrwę się z pracy i zaczaję się na tego zboczeńca. Mogę nawet wziąć szpadę albo hantle. Nimi też da się nieźle przyłożyć.

– Dzięki, mój rycerzu – wpiłam się w jego usta i nagle dotarł do mnie głos Tosi.

Nasze pociechy posiadały niesamowity szósty zmysł, z pozoru grzecznie spały, ale potrafiły wyczuć nawet najdrobniejszy przejaw czułości między rodzicami i skutecznie go udaremnić.

– Pójdę ją położyć – Tadeusz poszedł uśpić naszą małą księżniczkę, a ja zerknęłam przez okno.

Na zewnątrz panowała ciemność, a w pokoju było jasno, więc moim oczom ukazała się tylko czarna tafla szkła i moje odbicie. Znowu nawiedziło mnie to dziwne przeczucie, jakby ktoś mnie obserwował. Wzdrygnęłam się i zaciągnęłam firany. Były lekko prześwitujące, ale okna wychodziły na ogród, więc nie było konieczności zasłaniania ich roletami, moim zdaniem bez nich okna prezentowały się o wiele lepiej.

Poczułam, że ktoś mnie obserwuje

W ostatni weekend odwiedzili nas znajomi – Zosia i Olek wraz z dziećmi, dzięki czemu udało mi się choć na chwilę zapomnieć o dręczących mnie obawach. Aura dopisała, więc Tadeusz wpadł na pomysł, żeby wynieść stół na podwórko i ustawić go w pobliżu ogrodzenia. Podczas gdy maluchy hasały w najlepsze, my rozsiedliśmy się wygodnie, żeby pogadać o tym i owym.

Niespodziewanie ogarnęło mnie przedziwne wrażenie. Czyjeś spojrzenie wbijało się we mnie intensywnie, niczym laser wypalający dwa punkty pomiędzy moimi łopatkami.

– Tadek, w tej chwili – wyszeptałam ledwo dosłyszalnie, nie chcąc wystraszyć osoby, która nas obserwowała.

– Co w tej chwili? – mój mąż najwyraźniej nie załapał aluzji, a przecież dosłownie przed momentem sam mówił, żebym go informowała o swoich odczuciach!

Ktoś na nas patrzy – powiedziałam już głośniej, poirytowana, że muszę zdradzić się przed obserwującym jegomościem i resztą towarzystwa.

– Przecież nie robimy niczego interesującego – parsknął śmiechem Olek, sięgając po miskę z sałatką.

Z wolna podniosłam się z siedzenia i poszłam w stronę ogrodzenia. Tylko tam mógł zaczaić się ten, kto nas obserwował, nie było innej opcji. Tadzio przystanął tuż przy mnie i obydwoje zastygliśmy w bezruchu, wyczekując nie wiadomo czego. Zośka, Aleksander, a także dzieciaki mocno zaciekawili się naszym zachowaniem, więc dołączyli do nas.

Nasze spojrzenia skupiły się na ogrodzeniu i roślinności za nim. Próbowałam przeniknąć wzrokiem przez listowie, gdy nagle podskoczyłam, dostrzegając ruch gałęzi i parę oczu wpatrujących się w naszą stronę. Uff, to nie zwierzę tylko człowiek.

To sąsiadka, podgląda nas – wyszeptał ledwo słyszalnie Tadeusz.

Ta kobieta była bezczelna

Nie musiał wcale mówić szeptem, babka była tak blisko, że gdyby nie była kompletnie głucha, to na bank wyłapywała każdą sylabę. Ale nie miała zamiaru sobie pójść. Zaczęła sobie podlewać grządki i tkwiła przy nas niczym jakiś szpieg na nasłuchu. Byłam przekonana, że robi to z premedytacją. Stanęła tuż przy ogrodzeniu, zaraz obok naszego stołu, jakby była dodatkowym gościem na imprezie.

– Olejmy ją – Tadzik gadał jedno, a robił drugie, szeptał tak cicho, że ledwo go było słychać.

Zastosowaliśmy się do jego słów, a nasza sąsiadka nadal stała za ogrodzeniem, pewnie z uchem przytkniętym do płotu. Nawet nie zamierzała się stamtąd ruszyć.

– Lepiej wejdźmy do środka, na zewnątrz jest zbyt mało miejsca dla nas wszystkich – oznajmiłam donośnie.

Każdy, nawet najmniej spostrzegawczy, zrozumiałby aluzję i sobie poszedł, ale ona nic. Zawzięła się, by nam dotrzymywać towarzystwa, jakby nie miała nic lepszego do roboty.

– Martwię się, że ta kobieta nie tylko podsłuchuje, ale jeszcze podgląda – powiedział Tadeusz, podchodząc do okna i dokładnie je zamykając, gdy tylko przekroczyliśmy próg domu.

Poczułam irytację.

– Skąd ona się tu w ogóle wzięła? Byłam przekonana, że obok mieszka rodzina z dzieckiem!

– Bo rzeczywiście tam mieszkają, a ta specjalistka od szpiegowania sąsiadów chyba jest u nich tylko z wizytą – odrzekł Tadek.

– Miejmy nadzieję, że nie przeprowadzi się na stałe – parsknął Aleksander. – A ja głupi zazdrościłem wam domu z kawałkiem zieleni. Teraz dochodzę do wniosku, że mieszkanie w wieżowcu jednak ma swoje plusy.

Wydaje mi się, że się nudzi i po prostu jesteśmy dla niej ciekawi – stwierdziłam. – Zagadam do niej jutro, powiem jak mam na imię, kto wie, może to wystarczy, żeby dała nam spokój.

– Ja bym nie był o to taki spokojny – odpowiedział Olek, ledwo ukrywając zadowolenie z siebie.

– Zobaczysz, że się mylisz. Każdego da się ugłaskać, ona też w końcu pojmie, że nie przepadamy za byciem na podsłuchu.

Chciałam ją poznać

Nasza nowa sąsiadka nazywała się Teresa. Wspomniała, że przeprowadziła się do swojej córki, ale nie czuła się dobrze w nowych okolicznościach. Gdy ją zachęciłam, zaczęła mówić jak najęta.

– Nie mam tu żadnych znajomych, a tam, gdzie mieszkałam, wystarczyło wyjść przed dom i od razu był ktoś do pogadania. Tutaj ludzie prowadzą inne życie, nie widzą, że dobry sąsiad to prawdziwy skarb… Wesprze, posłucha, zawsze jest gdzieś w pobliżu. Powinniśmy żyć zawsze razem.

Słońce grzało niemiłosiernie, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. "Zawsze razem z Teresą" zabrzmiało w moich uszach jak wyrok skazujący.

Po krótkiej rozmowie z sąsiadką wróciłam do swoich dzieci. Musiałam przygotować obiad, więc na jakiś czas wyleciała mi z głowy ta wścibska baba z sąsiedztwa. Nagle usłyszałam ze strony podwórka jakieś krzyki – moje dzieciaki znowu się o coś sprzeczały. Wyszłam do ogrodu, żeby je uspokoić i rozdzielić. Antka odesłałam do pokoju, niech sobie przemyśli, co narozrabiał, a sama zaczęłam pocieszać Tosię, która się rozbeczała.

Zdenerwowała mnie

Teresa ani na chwilę nie spuszczała nas z oczu zza ogrodzenia, z wyraźnym zaciekawieniem przyglądając się naszym poczynaniom. Mimo że starałam się ją ignorować, czułam rosnącą irytację.

– Hej! Zostaw ten garnek! Odsuń się od kuchenki! Prawdziwa udręka z tymi gówniarzami – wrzask sąsiadki sprawił, że momentalnie się wzdrygnęłam.

Choć nie wiedziałam, o co jej chodzi, chwyciłam Tosię na ręce i popędziłam do środka. W progu zderzyłam się z Teresą. Czyżbym zapomniała pozamykać bramkę? Baba przekroczyła wszelkie granice.

– Nie dotykaj tego, słyszysz?! – wrzasnęła, przepychając się obok mnie do mieszkania.

Przerażony Antek skulił się w rogu, gdy jako pierwsza dopadła go ta baba. Chłopczyna patrzył na nią z przestrachem w oczach, bojąc się, co może mu zrobić. Miarka się przebrała, nie było już miejsca na grzeczności. Moje dobre maniery poszły w diabły, a Tereska w końcu miała okazję posłuchać, co tak naprawdę o niej sądzę. Nie przebierając w słowach, wygarniałam jej wszystko, co mi leżało na wątrobie. Na koniec kazałam jej wynosić się z domu. No i z podwórka przy okazji.

Musiałam ją przeprosić

Antek, przerażony kłótnią, zaniósł się płaczem. Tośka, jak zwykle naśladując braciszka, poszła w jego ślady. Jednak dopiero gdy Tereska się rozpłakała, byłam totalnie zbita z tropu.

– Dlaczego mnie tak traktujesz? – pociągnęła nosem. – Zauważyłam, że mały sięgał do rondla w kuchni, więc popędziłam, żeby go uratować. Mieliśmy taki przypadek u nas, że dzieciak zwalił na siebie gar z gotującą się wodą i ledwo go odratowali. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, jeśli chodzi o dzieciaki…

No cóż, ostatnie zdanie wybrzmiało nieco uszczypliwie. Ślady łez zniknęły równie prędko, co się pojawiły. Teresa przeżywała swój moment chwały i miała tego pełną świadomość. Jedyne, co mogłam zrobić, to ją przeprosić i wyrazić wdzięczność.

Antek wyznał, że próbował skosztować rosołu, dlatego nie mogłam oskarżyć Teresy o mijanie się z prawdą. Bez względu na to, jak by na to nie spojrzeć, uratowała naszego syna przed oparzeniami. Gdy nastał zmrok, Tadzik zauważył poruszenie u sąsiadów na podwórku i poświatę odbitą od szyb.

– Obserwatorka zajęła pozycję. Wyposażona w lornetkę, będziemy zmuszeni rozważyć montaż rolet – oznajmił rozbawiony.

Nasza sąsiadka już się nie krępuje i otwarcie nas obserwuje. W końcu pokazała, że trzeba wiedzieć, co się dzieje u sąsiadów. Kupiłam rolety, takie porządne, żeby nic nie przepuszczały. Nie chcę pozbawiać Teresy jej hobby, nie byłabym w stanie odebrać jej widoku na nasze życie, ale my też czasem potrzebujemy trochę prywatności. I te rolety nam ją dadzą.

Reklama

Karolina, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama