Reklama

Wiedziałem, że kiedyś przyjdzie. Przyszedł. Wiedziałem, że zapyta. Zapytał, a raczej chciał zapytać, tylko nie umiał zacząć.

Reklama

– Panie Kazimierzu, przepraszam, że przeszkadzam, ale czy znalazłby pan dla mnie trochę czasu?

Uśmiechnąłem się. Tak bardzo mi przypominał mnie samego sprzed trzydziestu lat. Ja wtedy też miałem mnóstwo pytań i też szukałem sposobu, żeby znaleźć na nie odpowiedź.

W czym mogę ci pomóc? – spytałem życzliwie młodego człowieka, który – byłem tego pewien – szaleńczo zakochał się w mojej córce, Kasi. Uśmiechnąłem się, żeby dodać mu odwagi. Widział, że wyszedłem do kuchni i znalazł pretekst, żeby podejść.

Nie chce, żeby Kasia domyśliła się, że ze mną rozmawia

– Może tutaj pogadamy?

– Nie, nie tutaj. Nie teraz. Może innym razem, jak znajdzie pan czas… – zaczął się plątać, zupełnie tak samo jak ja kiedyś. Domyślałem się, o co mu chodzi, ale nie chciałem mu nic ułatwiać. Uznałem, że jeśli chce się czegoś dowiedzieć, sam musi się postarać.

– Kasia umówiła się z matką jutro na spotkanie, może wpadniesz i wtedy porozmawiamy?

– Jutro? Tutaj? – spłoszył się. – Może być jutro, ale chyba nie tu. Wolałbym, żeby Kasia o niczym nie wiedziała. Ani jej mama…Może jakoś dyskretnie, na mieście… Da się to jakoś urządzić?

Kiwnąłem głową, kryjąc uśmiech.

– Co proponujesz w takim razie? Może knajpkę w centrum?

– Knajpkę? – zdziwił się. – Raczej myślałem o jakimś kościele… – powiedział i nagle zamilkł.

– O kościele? – zakrztusiłem się z wrażenia wodą, a Krzysztof rzucił się na ratunek. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę (płócienną, słowo daję, płócienną!) i zaczął mnie chaotycznie wycierać. Pochyliłem się nad nim i szepnąłem z przerażeniem.

– Ty naprawdę myślisz? – skinął głową, a ja zobaczyłem w jego oczach wyraz paniki.

– Sprawy zaszły dalej, niż przewidywałem – westchnąłem. Wyjąłem mu chustkę z rąk i zmiąłem ją w palcach. – Późnym wieczorem wychodzę z psami. Idę wzdłuż parku, dochodzę do stawu, okrążam go od południowej strony, potem wracam. Zajmuje mi to ze dwie godziny. I zawsze chodzę sam. Jak chcesz, możesz dołączyć…

Złapałem go za łokieć i poprowadziłem do pokoju.

– Kochanie, pociesz chłopaka. To nie była jego wina. Sama wiesz, jaki ze mnie niezgrabiasz – rzuciłem w stronę córki i wymknąłem się do gabinetu. Wyjąłem z szafy czysty sweter i powoli zacząłem go wkładać. – Ten chłopak naprawdę jest przerażony – z niedowierzaniem kręciłem głową. – Boi się, ale się nie poddaje. To będzie bardzo długi spacer – westchnąłem.

W tej rodzinie nie wchodzą w grę żadne tajemnice, pamiętaj

Wieczorem wyszedłem przed dom. Nie zobaczyłem ani żywej duszy. Spuściłem psy ze smyczy i spokojnym krokiem ruszyłem za nimi. Po kilku minutach usłyszałem radosne posapywanie i zduszone poszczekiwania.

Nie schował się zbyt daleko – uśmiechnąłem się pod nosem. Poczekałem, aż wyzwoli się z psich uścisków i dołączy do mnie.

Myślisz, że one są czarownicami? Dlatego chciałeś się spotkać na poświęconej ziemi? Przecież ja z matką Kasi brałem ślub kościelny – zerknąłem na Krzyśka. Miał głupią minę. – Nie wiedziałeś. Kasia ci nie powiedziała – domyśliłem się. – Jakbyś się jej oświadczył, to byś się dowiedział.

No właśnie… Ja właśnie chciałem… – wybąkał.

– Chciałbyś, a boisz się! – zachichotałem. – Spokojnie. Możesz się z nią ożenić. Nie masz się czego bać. Ona nie jest czarownicą.

– To kim jest? Bo przecież… – Krzysiek nie umiał znaleźć właściwego słowa.

– Nie jest normalna? – podpowiedziałem mu. – Ano nie jest. Jest taka jak wszystkie kobiety z jej rasy. Niezwykła. Cudowna i godna największej miłości, więc jeśli kochasz Kasię, to się nie zastanawiaj, tylko się żeń.

– Tak jak pan z jej matką?

– Dokładnie – schyliłem się, podniosłem z ziemi patyk i rzuciłem daleko przed siebie. Psy puściły się biegiem. – W tej rodzinie nie wchodzą w grę żadne tajemnice ani żadne niespodzianki, ale o tym wiesz już przecież. No więc kupiłem pierścionek i przyszedłem do jej rodziców, poprosić o rękę Anny. Bohatersko zniosłem spotkanie ze wszystkimi babkami, ciotkami i kuzynkami. Nie wiedziałem, że aż tyle ich się zleci… – wzdrygnąłem się na samo wspomnienie armii kobiet, które nie spuszczały ze mnie wzroku, kiedy ukląkłem przed Anną i prosiłem ją o rękę. Czułem na sobie ich spojrzenia i oblewałem się potem ze strachu na samą myśl o tym, co by mi zrobiły, gdybym kiedykolwiek sprzeniewierzył się słowom przysięgi. – Nie było tak strasznie, jak się spodziewałem.

– Mówi pan o Kasi i jej krewnych jakby należały do innej rasy. Do innego gatunku ludzi – zerknął na mnie pytająco.

– Bo należy. Ma cechy, które dziedziczą tylko kobiety. To chyba jakaś wyjątkowo silna kombinacja genów, która od stuleci przechodzi z pokolenia na pokolenie. Ten klan, do którego należą Kasia i jej matka, jest największym klanem w Europie. Nie wiadomo, dlaczego uchował się właśnie tutaj. Może dlatego, że przed wiekami, w Polsce, bardzo rzadko płonęły stosy? – chrząknąłem. – W innych krajach żyją małe grupki takich kobiet. Matka, córka, wnuczka…

Trzymają się razem i żyją w miejscu, gdzie rzucił je los

– Kim są? – Krzysiek nie dawał za wygraną.

– Kochasz Kasię i nie wiesz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, ale sam byłem ciekaw, co mi powie.

– Kocham. Bo jest taka… Niezwykła? – teraz on rzucił coś psom i w milczeniu patrzył, jak znikają w krzakach. – Mam wrażenie, jakbyśmy się znali od zawsze. Jakby wszystko o mnie wiedziała, wszystko rozumiała. Jest spełnieniem moich najskrytszych marzeń. Jest mądra. Przenikliwa. Dowcipna. Ale… Mam wrażenie, że czasem czyta w moich myślach. Umie przewidzieć przyszłość. Odnaleźć to, co zgubiłem. Kończy zdanie, zanim zdążę je wypowiedzieć. Zna moje sny. Potrafi sprawić, że znika największy ból głowy. Przy niej w ogóle nic mnie nie boli… Trochę to niepokojące, nie sądzi pan?

Kiwnąłem w milczeniu głową.

Niepokojące ale cudowne, prawda? Gdybyś umiał sobie wyobrazić, jaką Kasia ma wiedzę. O wszystkim. O dawnych wiekach, ludziach, starych zwyczajach, wierzeniach, zabobonach, przesądach. Nikt jej tego nie uczył. Ona ma to w sobie. Taka jest. Taka, jak one wszystkie. Mówią, że są strażniczkami pamięci. Że świat będzie istniał, dopóki one zdołają tę pamięć przechować. Pewnie gdyby mogły, żyłyby same, gdzieś na końcu świata. Ale wtedy ta pamięć zniknęłaby razem z nimi. Żyją między zwykłymi ludźmi, bo chcą mieć dzieci. A dzieci to przyszłość…

– Dlatego wychodzą za mąż? – Krzysiek był oszołomiony. – Udają miłość, żeby znaleźć byka rozpłodowego, który zapewni im potomstwo!? A jeśli nie będą mogły go namówić do małżeństwa, rzucą na niego urok? Dadzą jakiś eliksir?

– Nie rzucają uroków! – podniosłem głos. – W ogóle nie robią nic złego! Nic takiego, co znajdziesz w bajkach o podłych wiedźmach i czarownicach. Dzielą się dobrem i pięknem, które w nich jest. Oczekują w zamian jednego – miłości. I dziecka, które jest jej konsekwencją. Wiesz, ja sam się na to zgodziłem! Z własnej woli! Wybrałem szczerość, miłość i dobro, a nie to popapranie, jakie widzę u tych niby normalnych kobiet. Zawiść, zazdrość, złość. I jestem szczęśliwy!

– Ale na rozmowę ze mną umówił się pan w tajemnicy przed Kasią. I przed żoną – Krzysiek próbował się uśmiechnąć.

– Męska solidarność – klepnąłem go po ramieniu. – A ty myślisz, że one się tego nie domyślają? Myślisz, że nie wiedzą, gdzie jesteśmy i o czym gadamy? Jestem pewien, że siedzą u jubilera i zastanawiają się, jaki pierścionek wybierzesz…

– O cholera! – Krzysiek potrząsnął głową jak szczeniak, który wyskoczył ze strumienia. – No to skoro już ustaliliśmy, że wiemy, że one wiedzą… To może opowie mi pan coś więcej? Żebym był przygotowany na najgorsze! – zaśmiał się.

– A tak przy okazji, skąd ja będę wiedział, który pierścionek chcę kupić?

Reklama

Dowiesz się. Dowiesz…

Reklama
Reklama
Reklama