Reklama

Kiedy mąż zaproponował wyjazd do Hiszpanii, dość sceptycznie podchodziłam do tego pomysłu. „No dalej, zgódź się, nam też się coś od życia należy” – zachęcał tak gorliwie, że w końcu się zgodziłam. Pomyślałam, że w sumie fajnie będzie trochę odpocząć i wygrzać się w słońcu. Byłam zmęczona i czułam, że muszę podładować baterie. Wybór padł na Malagę.

Reklama

Zamierzałam potraktować ten wyjazd jako szansę dla naszego małżeństwa, które od kilku miesięcy przechodziło poważny kryzys. Sądziłam, że takie rzeczy zdarzają się raczej po spędzeniu razem co najmniej dekady, a nie niespełna czterech lat. Miałam nadzieję, że coś drgnie i zmieni się na lepsze. Propozycję ze strony Andrzeja uznałam za przejaw dobrej woli. Jednakże nie byłam do tego tak w stu procentach przekonana.

Dzisiaj, patrząc na to z perspektywy czasu, wiem doskonale, że tak właśnie miało się stać i wcale nie żałuję. Nie stoję już dłużej pod ścianą, zastanawiając się, czy walić głową w mur, czy ruszyć w którąś stronę. Wybrałam tę drugą opcję – okazała się strzałem w dziesiątkę.

Wcale nie zależało mu na małżeństwie

Do Malagi wylecieliśmy w niedzielę rano. Nasz hotel znajdował się w bardzo urokliwym miejscu. Z okien i tarasu rozciągał się fantastyczny widok na morze. Pogoda była piękna. Zrekompensowała mi to, co wydarzyło się podczas lotu – mój mąż bezczelnie flirtował ze stewardessami. Kiedy zapytałam go, co to w ogóle było, odpowiedział, że po prostu był uprzejmy, a ja standardowo przesadzam. Po rozpakowaniu się i odświeżeniu chciałam pójść na spacer, by przy okazji trochę pozwiedzać.

– No co ty – obruszył się Andrzej – nie po to tu przyjechałem, żeby oglądać jakieś ruiny.

– To co w takim razie chcesz robić? – spytałam, ale wszystko już się we mnie gotowało.

– Jak to co? Oczywiście iść na plażę.

– Wiesz, ja chyba nie mam na to teraz nastroju.

– To w takim razie siedź w hotelu, bo ja nie zamierzam.

Stanęło na tym, że on poszedł na plażę, a ja wyruszyłam na miasto. Było mi bardzo przykro, bo nie w taki sposób to sobie wyobrażałam. Po co pojechaliśmy razem na wakacje, żeby je spędzać osobno?

Szukał sobie atrakcji

Wieczorem czekała na mnie kolejna niespodzianka. Podczas plażowania Andrzej poznał jakąś parę, którą zaprosił na wspólną kolację. Rzecz jasna nie raczył zapytać mnie o zdanie. Zachowywał się tak, aby całą uwagę skupić na sobie. Opowiadał wyłącznie o swoich osiągnięciach i o tym, jaki jest wspaniały, odpowiednio upiększając i koloryzując te historie. O mnie nie wspomniał ani razu. Dopiero gdy nasza towarzyszka zapytała, czym się interesuję, nie omieszkał wtrącić pięciu groszy. Odparłam zgodnie z prawdą, że fotografią.

– Ona robi takie zdjęcia, których nikt nie ogląda – w jego mniemaniu miał to być znakomity żart, ale ja znowu poczułam dziwne ukłucie w okolicach serca.

On tymczasem rechotał, jakby opowiedział najzabawniejszy dowcip na świecie. Pozostali również zaczęli się śmiać, a ja dosłownie płonęłam żywcem ze wstydu. Patrzyłam na Andrzeja i się zastanawiałam, jak w ogóle doszło do tego, że wzięliśmy ślub. Pomijam już to, że mizdrzył się jak idiota do siedzącej z nami przy stole kobiety, mając w głębokim poważaniu to, że ona jest ze swoim mężem.

Czara goryczy się przelała

Na drugi dzień Andrzej z samego rana pobiegł na siłownię. Było to o tyle dziwne, że do tej pory trzymał się z daleka od tego typu aktywności. Wrócił po kilku godzinach cały rozanielony i z jakimś numerem telefonu zapisanym na kartce.

– Co to za numer? – zapytałam.

– A jednej takiej nowej koleżanki, którą właśnie poznałem – wyszczerzył zęby w promiennym uśmiechu.

– Koleżanki? – nie kryłam zdumienia.

– To już porozmawiać nie wolno? – obruszył się. – Rozmowa to nie zdrada.

Nie skomentowałam tego, lecz wtedy zaczęłam się mu przyglądać jak zupełnie obcemu człowiekowi, jakby coś we mnie się przełamało. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam. Udałam się na bardzo długi spacer, po drodze zatrzymałam się na kawę i obiad. Miałam wrażenie, że z serca spadła mi tona gruzu. Nie było smutku, tylko lekkość. Nagle porozrzucane puzzle ułożyły się w jedną całość.

On zawsze taki był, a ja żywiłam naiwne przekonanie, że moja miłość go uzdrowi. Nie miałam już najmniejszej ochoty kogokolwiek ratować. Funkcjonowałam w jego cieniu, bo w naszym małżeństwie to on był gwiazdą świecącą najjaśniej na firmamencie. Miałam tego dość i nie chciałam, aby reszta mojego życia tak wyglądała.

Rozwodzę się z tobą – oznajmiłam po powrocie do hotelu.

– No cóż, to było do przewidzenia, że dłużej się tego ciągnąć nie da – wzruszył ramionami, a jego obojętność jedynie utwierdziła mnie w słuszności podjętej decyzji.

Resztę urlopu spędziliśmy osobno. On przepadał na całe dnie, a ja zwiedzałam, fotografowałam, delektowałam się pysznym jedzeniem. Po raz pierwszy od bardzo dawna odnalazłam spokój, którego tak mi brakowało.

Przestałam się oszukiwać

Po przylocie do Polski nie zwlekałam ze złożeniem pozwu rozwodowego. Pragnęłam mieć to jak najprędzej za sobą. Na rozprawie Andrzej pojawił się w towarzystwie bardzo młodej kobiety. Nie wiem, na co liczył. Wzbudzenie zazdrości? Zirytowanie mnie? Nie byłam tym wcale poruszona, zależało mi wyłącznie na formalnym zakończeniu naszego małżeństwa.

Obecnie mieszkam sama w wynajętej kawalerce. Nie jest to może superluksusowe mieszkanie, ale najważniejsze jest to, że czuje się w nim w pełni swobodnie i po prostu dobrze. Mój system wartości przeszedł rewolucję. Zaczęłam odkrywać siebie na nowo i powróciłam do fotografowania. Jedno z moich zdjęć, zrobione zresztą w Maladze, zdobyło wyróżnienie w ogólnopolskim konkursie.

Pojęłam, że nie muszę być w związku, żeby czuć się dowartościowania i spełniona. Andrzej miał świętą rację mówiąc, że z tej mąki chleba nie będzie. Cieszę się, że nasze drogi się rozeszły. Od wspólnego znajomego słyszałam, że mój eks mąż zmienia kobiety niczym rękawiczki i jest bardzo nieszczęśliwy. Co za ulga, że nie mogę powiedzieć tego o sobie. Tak naprawdę nigdy nie pasowaliśmy do siebie, ale ja za wszelką cenę chciałam wcisnąć nas w pewne schematy, żeby tylko było „normalnie, bo tak wypada”. Dziś jestem mądrzejsza i wiem, że nie było warto.

Małgorzata, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama