„Wspólniczka zrobiła mnie na kasę i zrujnowała biznes. To jednak nie było najgorsze, co miała na sumieniu”
„Zaczęłam dostrzegać drobne sygnały, które wcześniej umykały mojej uwadze. Odpowiedzi Sylwii stały się bardziej wymijające. Moje zaufanie, które dotąd było niepodważalne, zaczęło kruszeć. Czy naprawdę wszystko było tak, jak mówiła?”.

- Redakcja
Zawsze wierzyłam, że praca w agencji PR to nie tylko mój zawód, ale i pasja. Razem z Sylwią udało nam się stworzyć firmę, która cieszyła się renomą i zaufaniem klientów. Ja zajmowałam się kreacją kampanii, a wspólniczka dbała o relacje z klientami. Codzienne życie w agencji bywało chaotyczne, ale kochałam ten zgiełk, energię ludzi wokół mnie, możliwość tworzenia czegoś nowego. Jednak ostatnio coś zaczęło się psuć. Pracownicy przestali otrzymywać wynagrodzenia na czas. Sylwia tłumaczyła się opóźnieniami w płatnościach od klientów, co na początku wydawało mi się sensowne. Jednak gdy dni mijały, a sytuacja się nie poprawiała, poczułam narastającą presję. Czułam, jak ciężar odpowiedzialności przygniata mnie coraz bardziej.
Zaczęłam dostrzegać drobne sygnały, które wcześniej umykały mojej uwadze. Odpowiedzi Sylwii stały się bardziej wymijające. Moje zaufanie, które dotąd było niepodważalne, zaczęło kruszeć. Czy naprawdę wszystko było tak, jak mówiła? Czy rzeczywiście mieliśmy tylko problemy z płynnością finansową? To były pytania, które nie dawały mi spokoju. Wiedziałam, że muszę je zadać, ale czy byłam gotowa na odpowiedzi? Czy chciałabym się dowiedzieć, co naprawdę kryje się za uśmiechem Sylwii, którą uważałam za przyjaciółkę i sojuszniczkę w biznesie?
Moje serce waliło jak oszalałe
– Znajdziesz dla mnie chwilę? – zaczęłam, wchodząc do jej gabinetu bez pukania.
Moje serce waliło jak oszalałe, a dłonie lekko się trzęsły. Sylwia oderwała wzrok od ekranu komputera, a na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
– O co chodzi? – zapytała, próbując brzmieć beztrosko, ale widziałam napięcie w jej oczach.
– Pracownicy wciąż nie dostali pieniędzy. To już trzeci tydzień z rzędu – powiedziałam bez ogródek, starając się, by mój głos był stanowczy.
– Wiem, wiem... – zaczęła się tłumaczyć, machając ręką, jakby próbowała odgonić natrętną muchę. – Mamy opóźnienia w płatnościach od klientów. Powinniśmy dostać wszystko w przyszłym tygodniu.
Wpatrywałam się w nią przez chwilę, próbując ocenić, czy mówi prawdę. W jej głosie brakowało pewności, której zawsze oczekiwałam od mojej wspólniczki.
– Coś jest nie tak. Czuję to – rzuciłam, oczekując reakcji, jakiejkolwiek, która rozwieje moje wątpliwości.
Wspólniczka wzruszyła ramionami, unikając mojego spojrzenia.
– W biznesie zdarzają się trudne momenty. To normalne.
Moje myśli wirowały. Jej odpowiedzi wydawały się coraz mniej przekonujące. Próbowałam sobie przypomnieć momenty, kiedy Sylwia była równie wymijająca, ale żaden taki przypadek nie przyszedł mi do głowy. Czy to możliwe, że ukrywała coś przede mną? W środku czułam narastającą niepewność i frustrację. Teraz nie wiedziałam, co o tym myśleć. Moje podejrzenia zaczęły zatruwać naszą relację.
Musiałam dowiedzieć się prawdy
Nie mogłam już dłużej ignorować swoich wątpliwości. Musiałam działać. Zaczęłam od rozmów z pracownikami, by dowiedzieć się, czy otrzymali jakiekolwiek informacje od Sylwii.
– Masz chwilę? – zapytałam, podchodząc do jednego z bardziej doświadczonych pracowników.
– Jasne, co się dzieje? – odparł, przerywając swoje zajęcia.
– Co Sylwia wam mówiła o opóźnieniach w wypłatach? – zapytałam Marka, starając się, by mój głos nie zdradzał niepokoju.
Mężczyzna spojrzał na mnie z nutą rozgoryczenia w oczach.
– Mówiła to samo, co tobie, że klienci nie płacą na czas. Ale szczerze mówiąc, zaczynamy tracić cierpliwość. Niektórzy już rozważają odejście.
Jego słowa uderzyły mnie mocniej, niż się spodziewałam. Nie mogłam pozwolić na to, by zespół się rozpadł. Musiałam dowiedzieć się prawdy. Postanowiłam przeanalizować dokumenty finansowe. Przeglądałam faktury, przelewy, wszelkie możliwe rachunki. Z każdym dokumentem moje podejrzenia rosły. Coś zdecydowanie się nie zgadzało. W międzyczasie rozmawiałam z innymi pracownikami. Każdy z nich wyrażał swoje niezadowolenie, obawy o przyszłość i frustrację z powodu braku klarownych informacji. Czułam się, jakbym była kapitanem statku na pełnym morzu, który nagle znalazł się w środku sztormu.
Zastanawiałam się, jak mogłam doprowadzić do takiej sytuacji. Czy to możliwe, że Sylwia rzeczywiście coś ukrywała? A może po prostu nasza agencja przechodziła przez kryzys, jakiego jeszcze nie doświadczyliśmy? Musiałam znaleźć odpowiedzi. Dla dobra mojego zespołu, dla dobra firmy i, co najważniejsze, dla siebie.
Nie mogłam w to uwierzyć
Po długiej analizie dokumentów finansowych odkryłam coś, co mroziło mi krew w żyłach. Fałszywe faktury i przelewy na konto Sylwii. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Jak to możliwe, że osoba, którą uważałam za przyjaciółkę, była zdolna do czegoś takiego? Postanowiłam działać dyskretnie, zanim zdecyduję się na konfrontację. Kiedy Sylwia prowadziła telefoniczną rozmowę z klientem, przystanęłam pod drzwiami jej gabinetu. Słysząc ją, jak mówiła do telefonu, wszystko zaczęło się układać w całość.
– Tak, tak, wszystko idzie zgodnie z planem. Nie martw się, klienci przejdą do mnie, gdy tylko założę nową firmę – usłyszałam jej głos, pełen pewności i samozadowolenia. – Dorota niczego się nie domyśla. Załatwimy to po cichu.
Poczułam, jak cały świat wali mi się na głowę. Sylwia planowała odejść z agencji, zabierając ze sobą klientów i prawdopodobnie środki firmy. Każde jej słowo było niczym nóż wbijany w moje plecy. Cała ta sytuacja przypominała kiepski film sensacyjny, ale to było moje życie – moja agencja, mój zespół. Moje serce biło mocno, a w głowie miałam mętlik. Wiedziałam, że muszę się z nią skonfrontować, ale jak zmierzyć się z osobą, którą uważałam za swoją bliską przyjaciółkę? Wiedziałam jednak jedno – nie mogłam dłużej milczeć. Czekała mnie najtrudniejsza rozmowa w moim życiu.
Czułam się zdradzona
Czekałam na Sylwię w jej gabinecie, gotowa stawić czoła prawdzie. Kiedy weszła, zobaczyłam, jak na chwilę znieruchomiała na mój widok, ale szybko przybrała swoją zwykłą maskę opanowania.
– Co się stało? – zapytała, próbując ukryć nerwowość.
– Znalazłam fałszywe faktury. Wiem o przelewach na twoje konto – powiedziałam bez wahania, starając się utrzymać głos stabilny.
Jej twarz zmieniła się w jednej chwili. Zniknął uśmiech, a w jego miejsce pojawiło się coś, co mogło być zarówno złością, jak i rezygnacją.
– Nie musisz się unosić. Chyba już zrozumiałaś, że agencja stoi na krawędzi – odpowiedziała chłodno.
– Na krawędzi? Czy to tłumaczy twoje działanie? Jak mogłaś mnie oszukać? Myślałam, że jesteśmy w tym razem! – krzyknęłam, nie mogąc powstrzymać emocji.
Sylwia wzruszyła ramionami, jakby to wszystko nie miało znaczenia.
– To biznes. Każdy dba o swoje interesy. Czasem trzeba myśleć o sobie.
Te słowa były jak cios prosto w serce. Jak mogła być tak bezwzględna? Czułam, jak gniew i rozczarowanie mieszają się we mnie.
– A co z naszymi pracownikami? Co z ludźmi, którzy oddali nam część swojego życia, wierząc, że tworzymy coś wyjątkowego? – spytałam, desperacko szukając w jej oczach cienia skruchy.
– Poradzą sobie – odparła krótko.
Nie potrafiłam znaleźć słów. Sylwia nie była tą osobą, za którą ją uważałam. Stałam tam, czując się zdradzona i opuszczona. Przyszłość agencji stanęła pod znakiem zapytania, a ja nie wiedziałam, czy będę w stanie ją ocalić.
Musiałam być szczera
Po rozmowie ze wspólniczką czułam się, jakby grunt osunął mi się spod stóp. Jednak wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na upadek. Musiałam wziąć się w garść i zająć się tym, co najważniejsze – naszym zespołem. Zorganizowałam spotkanie, by wyjaśnić sytuację. Gdy wszyscy zebrali się w sali konferencyjnej, czułam ciężar ich spojrzeń. Widziałam w nich złość, niepewność i strach o przyszłość. Musiałam być szczera, choć każde słowo przychodziło mi z trudem.
– Wiem, że ostatnio sytuacja w agencji była trudna. Przykro mi, że nie otrzymaliście wynagrodzeń na czas i że nie mieliście pełnej informacji. To wszystko przez działania Sylwii, która... planowała odejść i założyć własną firmę, podbierając naszych klientów – powiedziałam, czując, jak ciężar słów spływa z moich ramion.
Zapanowała cisza, przerywana jedynie szmerem zaskoczenia. Ktoś w końcu przerwał milczenie.
– Co teraz? Co z nami? – zapytała Marta.
– Chcę, żebyście wiedzieli, że zrobię wszystko, by uratować agencję – zapewniłam, choć wewnątrz czułam się krucha i niepewna.
Marek podniósł rękę.
– Wiemy, że to dla ciebie trudny czas. Jesteśmy i będziemy z tobą, ale musisz być z nami szczera na każdym kroku. Razem damy radę – powiedział, a w jego głosie usłyszałam coś, co dodało mi otuchy.
Ta rozmowa była niezbędna, byśmy mogli ruszyć naprzód. Czułam wdzięczność za to, że zespół był gotowy wspierać mnie w tej trudnej chwili. Wiedziałam, że droga przed nami jest długa i wyboista, ale miałam nadzieję, że z ich pomocą uda nam się odbudować agencję.
Dorota, 39 lat
Czytaj także:
- „Dla kochanka moja sypialnia była jak tanie wakacje all-inclusive. Gdy zobaczyłam to zdjęcie, sielanka się skończyła”
- „Chciałam dorobić do emerytury i dałam się nabić w butelkę. Za naiwność zapłaciłam 40 tysięcy”
- „Teściowa chce serwować Oli obiadki ze słoiczków i ciągle mnie krytykuje. Jestem dla niej matką gorszego sortu”