„Wspólnie z przyjaciółką wychowuję jej dziecko. Wszyscy faceci, z naszego życia, do niczego się nie nadawali”
„Możemy na siebie liczyć. Nie byłam w stanie zostawić Kaśki, kiedy tak bardzo mnie potrzebowała. Była sama, a do tego w ciąży. To ja byłam przy niej, gdy rodziła, to ja wstaję, aby zająć się naszym malutkim księciem. Stałam się etataową ciocią i naprawdę nie mam z tym problemu”.
- Martyna, 31 lat
Zawsze była moim oparciem
Kiedy moi rodzice się rozwodzili, ja chodziłam do liceum i mocno to na mnie wpłynęło. Kiedy byłam nastolatką, musiałam zmierzyć się z wieloma problemami. Dojrzewanie, szalejące hormony, nauka do matury, a do tego nagle dowiedziałam się, że tata wyprowadza się z domu. Moim jedynym źródłem wsparcia była moja najlepsza przyjaciółka. Na Kasię zawsze mogłam liczyć. Ona nigdy mnie nie zawiodła, nie oszukała. Zawsze mnie pocieszała, rozśmieszała, miała dla mnie miłe słowo i miejsce w swoim pokoju i łóżku, kiedy nie chciałam wracać do domu. Wtedy postanowiłam, że zawsze będę dla niej wsparciem. A jeszcze jedno... że nigdy nie zamierzam wychodzić za mąż.
Już siedemnaście lat minęło, a ja dotrzymałam obietnicy w każdym aspekcie. Kaśka zawsze miała otwarte drzwi, kiedy chciała przyjść i się wygadać. Byłam singielką bez dzieci, pracującą na stanowisku menadżerskim w dużej firmie. Posiadałam mieszkanie z trzema pokojami, które spłacałam kredytem na dwadzieścia lat. Oprócz mojej sypialni i salonu, był tam jeszcze jeden pokój – gościnny. Właśnie tam zasypiała Kaśka, po naszych wspólnych wieczorach pełnych plotek i lampek wina. Nie mieszkał ze mną żaden facet, więc mogłyśmy bez przeszkód spać do południa, bez kogokolwiek, kto by nam przeszkadzał.
Nie jest tak, że unikałam mężczyzn. Bardzo ceniłam ich obecność, czasami bywało interesująco, ale z żadnym nie zdecydowałam się na poważniejszy, trwały związek. Po kilku spotkaniach umawiałam się z kolejnym lub robiłam sobie przerwę od spotkań towarzyskich.
Niezbyt dobrze trafiła
Kaśka poznała tego jedynego i szybko wzięła ślub. Jeszcze szybciej zrozumiała, że jej mąż oczekiwał od niej bycia matką i kochanką jednocześnie, a nie partnerką, którą powinno się szanować i traktować jak przyjaciółkę. Bez słowa potrafił zniknąć na kilka dni, a potem wracał, jak gdyby nigdy nic nie było, z walizką pełną brudnych ubrań, którą wręczał Kaśce.
Niesamowicie bezwstydny facet. Ale co mogłam zrobić, kiedy ona ciągle dawała mu kolejne szanse? To była jej decyzja. Nie mogłam na siłę przekonać jej do rozwodu, mogłam tylko pomagać, trwać przy niej, przytulać, oferować schronienie i... czekać. W końcu Kaśka sama doszła do wniosku, że to koniec i nagle znów stała się singielką. Aby zapomnieć o nieudanym związku i rozwodzie, zaczęła prowadzić szalone życie. Kluby nocne stały się jej drugim domem. Tańczyła z wieloma nieznajomymi.
Pewnego dnia przyszła do mnie cała we łzach. Była tak przygnębiona, że natychmiast podałam jej czekoladę z orzechami, najlepsze lekarstwo na złamane serce. I wino. Białe, półwytrawne, jej ulubione, ale tylko pokręciła głową.
– Nie otwieraj tego, nie powinnam pić alkoholu.
– Coś się stało? Zrozumiałaś, że przeginałaś z imprezowaniem?
– Jestem w ciąży! To jest problem! – krzyknęła i zaczęła płakać, jakby usłyszała, że ma tylko dwa tygodnie życia i nie może w tym czasie spożywać alkoholu.
To nie mogło dobrze się zakończyć...
Muszę przyznać, że ta wiadomość również mnie zaskoczyła, ale patrząc na jej ostatnie zachowanie, można było przewidzieć coś takiego.
– Z kim jesteś w ciąży?
Zaczęła płakać jeszcze głośniej, a potem wydmuchała nos i powiedziała:
– No właśnie... nie jestem pewna. Było kilka osób ostatnio, niektórych nawet nie pamiętam dobrze... Jakbym była ostatnią szmatą...
Zrezygnowałam z moralizatorskich gadek. Czy to coś da? Moja kumpela płakała, ja parzyłam kawę i zastanawiałam się, co dalej. Najważniejsze było, aby najpierw uspokoić Kaśkę i postawić ją na nogi. Tym razem czekolada nie poskutkowała, bo jej zapach sprawił, że pobiegła do łazienki i zwymiotowała. Więc przygotowałam dla niej kąpiel z bąbelkami i gorzką herbatę.
– Możesz urodzić i wychować to dziecko – proponowałam różne możliwości do przemyślenia. – Przecież zastanawiałaś się nad dzieckiem, pamiętasz?
Przypomniałam jej o kilku dyskusjach, które odbyły się, zanim doszło do rozwodu, kiedy wyznała, że marzy o tym, by w jej domu pojawił się maluch. Niestety, później wszystko się posypało, a wraz z tym jej plany związane z byciem matką.
– Masz też możliwość urodzenia dziecka i pozostawienia go w szpitalu. Nowo narodzone dzieci łatwiej trafiają do nowych domów i kochających rodzin. A zawsze możesz po prostu zażyć tabletki...
– Ale pragnę, żeby to dziecko przyszło na świat i chcę się nim opiekować! Zawsze marzyłam o byciu matką, nadal tak jest. Tylko teraz... strasznie się boję... Jak sobie poradzę? Co będzie po urlopie macierzyńskim? Skąd wezmę pieniądze na życie?
– Czy to jest twoje zmartwienie? – uśmiechnęłam się z litością. – Bez sensu. W końcu masz mnie. Jeśli pragniesz tego dziecka, to niech się urodzi. Ja ci pomogę. W tej sprawie nic się nie zmieniło. Zawsze, niezależnie od sytuacji, możesz na mnie polegać. Stanę się najlepszą ciocią na świecie!
Zamieszkała ze mną
Kaśka ponownie zaczęła płakać, ale tym razem ze szczęścia. Przez cały czas trwania ciąży, jej nastroje były jak na karuzeli – raz była w siódmym niebie, a raz w dołku. Myślałyśmy, że to wszystko przez hormony i typowe dla przyszłych mam wahania nastroju. Jednak pewnego dnia przyszła do mnie bardzo zdenerwowana i smutna.
Facet, od którego wynajmowała lokum, powiedział, że nie przedłuży jej umowy. Oficjalnie tłumaczył to tym, że jego córka wraca z zagranicy i potrzebuje miejsca do zamieszkania. Nieoficjalnie – zrozumiał, że Kaśka niedługo będzie pod ochroną prawa jako najemca, i mimo że zawsze płaciła na czas, postanowił na wszelki wypadek uniknąć problemu. Z tego powodu zmieniłam mój pokój dla gości w pokój gościnno–dziecięcy. Usunęłam z niego półki z książkami (które przeniosłam do salonu) i łóżko. Zamiast tego umieściłam rozkładaną sofę, dzięki której w ciągu dnia było więcej przestrzeni, mały, ale komfortowy fotel do karmienia, szafę dla mamy i niewielką szafkę na ubrania dla dziecka.
Następnie obie, pełne entuzjazmu, przemierzałyśmy sklepy z akcesoriami dla dzieci i nabywałyśmy różnego rodzaju urocze przedmioty, niekiedy zupełnie niepotrzebne, ale nie mogłyśmy sobie odmówić. Ja byłam z tego powodu bardziej podekscytowany niż ona.
To ja właśnie byłam obecna u boku mojej przyjaciółki Kasi, w momencie kiedy zaczęły się porodowe skurcze. To właśnie ja czekałam pod salą operacyjną, gdy zabierali ją na cesarskie cięcie, ponieważ tętno jej dziecka zaczęło spadać. I to ja jako pierwsza zobaczyłam małego Szymka, gdy pojawił się na świecie, zawinięty w kocyk i leżący w łóżeczku.
– Druga matka? – zapytała położna, nie wydając się specjalnie zaskoczona takim obrotem spraw.
– Właściwie to ciocia... – odpowiedziałam wzruszona.
Ten mały nosek... Ta urocza bródka, która ledwo wystawała spod kocyka... Już wtedy czułam, że jestem w tym maluchu zakochana bez pamięci. Był to pierwszy chłopiec, któremu oddałam swoje serce bez reszty i od pierwszego spojrzenia.
Idealnie się uzupełniałyśmy
Razem z Kaśką, dbałyśmy o Szymka. W nocy zmieniałam mu pieluchy, a Kaśka go karmiła. Później podgrzewałam mu wodę na mleko. Kiedy Kaśka była zmęczona całym dniem z maluchem, zaczynała tracić siły i zasypiała, to ja przejmowałam Szymka. Tuliłam malucha, dawałam mu jeść butelką, przewijałam, śpiewałam mu piosenki i okazywałam mu miłość. Później razem dbałyśmy o bezpieczeństwo Szymka – zabezpieczałyśmy rogi mebli i gniazdka elektryczne. Biegłyśmy za nim, kiedy zaczynał raczkować. Obserwowałyśmy, jak stawia pierwsze kroki. Słuchałyśmy, jak wydaje pierwsze dźwięki i mówi pierwsze słowa...
Kaśka była gotowa do przeprowadzki, zdawała sobie sprawę, że sobie poradzi, zarówno finansowo, jak i emocjonalnie. Była w świetnym stanie. Kochała bycie matką i to było jej powołanie. Ale co ze mną? Nie chciałam, aby się przeprowadzili. Brakowałoby mi ich obecności, przyzwyczaiłam się do nich. Do tego, że Szymek, siedząc na krzesełku, spożywa ze mną rano śniadanie. Czyli, ja piję kawę, on pije swoje mleczko. Do tego, że kiedy przychodziłam do domu po pracy, oboje mnie witali. A gdy Kaśka wróciła do pracy po urlopie macierzyńskim, na zmianę zabierałyśmy Szymka ze żłobka, a potem z przedszkola.
– Gdy tylko spotkasz osobę, z którą chcesz być, od razu się wyniosę – zapewniała. – I na własny koszt odświeżę pokój dla gości.
– Już ją spotkałam… – w końcu jej o tym powiedziałam, mocno ściskając jej dłoń. – Dużo gorsze będzie, jeśli ty spotkasz kogoś i się wyniesiesz. Co ja wtedy bez was zrobię? Pewnie umrę ze smutku...
– Nie jestem pewna, czy kogoś spotkam. Nie spieszy mi się – odparła.
Zgoda. Czas zabaw i jednonocnych przygód dobiegł końca. Kaśka, jakby na skutek magii, przemieniła się w cudowną matkę, która zawsze swoje dziecko stawia na pierwszym miejscu. Lubię obserwować, jak jej oczy lśnią, gdy rozmawia z nim lub słucha nowych słów, które tylko matka jest w stanie zrozumieć.
Planujmy, że Szymek w tym roku zacznie chodzić do przedszkola. Zastanawiam się nad tym, czy przeprowadzić się do salonu i urządzić dla niego prawdziwy pokój w miejscu, gdzie teraz jest moja sypialnia. Jestem pewna, że byłby wniebowzięty, gdyby miał łóżko wyglądające jak samochód i mały stolik do rysowania i kolorowania, które uwielbia. Kaśka jest przeciwna temu pomysłowi, twierdzi, że nie powinni zajmować mojego mieszkania, ale...
To jest mój dom i mam prawo robić w nim wszystko, co mi się podoba. Nie jesteśmy jak zwykła rodzina, ale i tak jesteśmy szczęśliwi. W naszym życiu nie brakuje nam dorosłych mężczyzn. Moja przyjaciółka i jej mały syn są dla mnie jak rodzina, a ja dla nich. Nigdy nie przypuszczałam, że w moim mieszkaniu pojawią się takie rzeczy jak kosz na pieluszki czy szafka pełna mleka i kaszek dla maluchów. Naprawdę mi to odpowiada. Jesteśmy dla siebie ważni i zawsze możemy na sobie polegać. I na pewno nigdy się nie pokłócimy na dobre.