Reklama

– Dzieci nie powinny mówić do Ani po imieniu, to brak szacunku do starszych – zwróciła nam uwagę babcia Wojtka. – Jaka jest, taka jest, ale to ich ciocia.

Reklama

– Babciu! – jęknął Wojtek.

– No, co? – obruszyła się. Spojrzała na nasze dzieci i moją siostrę bawiących się zgodnie na dywanie i zmiękła. – Przepraszam, wyrwało mi się, nie jestem przyzwyczajona do osób takich jak Ania.

– Wystarczy, babciu – tym razem Wojtek podniósł się, zamykając jej usta. – Popełniasz gafę za gafą, a to dlatego, że za rzadko do nas przyjeżdżasz – złagodził ostrą wypowiedź.

Babcia właśnie zastanawiała się, czy powinna się obrazić, ale zanim podjęła decyzję, z dywanu podniosła się Ania, kierowana nadzwyczajną empatią i intuicją, którą trudno było racjonalnie wytłumaczyć. Wyczuła zmieszanie starszej pani i idąc za prostym odruchem serca, postanowiła ją pocieszyć. Nie lubiła, kiedy ludzie się smucili.

Zobacz także

– Nie martw się, wszyscy cię kochają – zajrzała jej w oczy i przyłożyła dłoń do policzka.

Babcia Danuta drgnęła zaskoczona. Stanowczo nie była przyzwyczajona do tak bezpośrednich objawów sympatii.

– Nie bój się, ludzie są dobrzy – uśmiechnęła się do niej Ania i wróciła do zabawy z Adasiem i Zosią, która pochłaniała ją nie mniej niż dwójkę jej siostrzeńców.

– Pójdę teraz odpocząć. Jakoś słabo się poczułam, to pewnie zmęczenie po podróży – zmieszana i zaskoczona babcia zrejterowała do pokoju dzieci, który dla niej przeznaczyliśmy.

Ania podniosła głowę znad układanki, nad którą mozoliła się wspólnie z dziećmi, poszukała mojego wzroku i spytała.

– Odeszła przeze mnie?

Jej miła buzia nie odzwierciedlała uczuć, ale wiedziałam, że siostra się zmartwiła. Nie chciała być przyczyną niesnasek, kochała cały świat i ze wszystkich sił pragnęła, by ludzie również ją lubili, ale zdążyła się już przekonać, że nie zawsze tak bywa. Urodziła się z zespołem Downa i chociaż była urocza, ciepła i towarzyska, ludzie różnie na nią reagowali. Nawet na mnie kiedyś się zawiodła, ale kochające serce Ani wybaczało z zawstydzającą łatwością.

Jest inna, ale nie gorsza

Kiedy się urodziłam, Ania miała już cztery lata. Uwielbiała mnie, nie odstępowała na krok, próbując się mną opiekować. Robiła to niezdarnie, lecz bardzo delikatnie. Do dziś pamiętam kojący dotyk jej ręki przyłożonej do rozgrzanego, zapłakanego policzka. Działał jak balsam, niósł pocieszenie. Wiele dziecięcych tragedii stawało się nic nieznaczącymi błahostkami, gdy starsza siostra była obok mnie. Nie lubiłam się z nią rozstawać, co oznajmiałam wielkim krzykiem, gdy Ania znikała z pola widzenia. Babcia zajmująca się mną pod nieobecność mamy nie mogła sobie poradzić z awanturniczą wnuczką.

– Wróci twoja Ania, wróci – mówiła śpiewnie, starając się mnie uspokoić. – Pojechała na rehabilitację, uczy się tam różnych przydatnych w życiu umiejętności. Ciężko pracuje, by umieć to co inne dzieci.

To było objawienie. Rehabilitacja! To tam znika Ania!

– Ja też chcę na rehabilitację! – zażądałam twardo, na chwilę rezygnując z wojowniczych okrzyków.

– Ty nie musisz, sama się wszystkiego nauczysz – wyjaśniła babcia. – Ania jest inna, nie lepsza, nie gorsza od ciebie, po prostu inna.

Zamilkłam, przetrawiając uzyskaną informację. Inna? Była taka sama jak ja, tylko starsza. Zadałam babci wiele pytań, na które ona nie umiała odpowiedzieć tak, bym zrozumiała, uciekła się więc do jedynego wyjaśnienia, jakie przyszło jej do głowy.

– Widzisz, Martynko, Ania urodziła się trochę inna, bo pan Bóg tak chciał. Ma on swoje nieodkryte zamiary, nie nam pytać, dlaczego tak się stało. Ania jest kochaną dziewczynką, ma w sobie tyle miłości, że mogłaby obdzielić pół świata i jeszcze by zostało. Przyjmuje ludzi takimi, jakimi są, i kocha ich, nie oceniając. To niebywale trudna umiejętność. My jej nie posiadamy, Ania dostała ją w darze.

Słuchałam babci z otwartymi ustami, ale mimo wysiłków dotarło do mnie tylko tyle, że Ania jest inna, bo lepsza od nas. Od razu zapragnęłam jej dorównać, a może nawet prześcignąć, ale silne postanowienie rozpłynęło się po kilku minutach. A potem siostra wróciła do domu, co całkowicie mnie zadowoliło, pozbawiając nadmiernych ambicji.

Byłyśmy nierozłączne, rozdzieliła nas dopiero szkoła. Ania poszła do niej wcześniej, ja później, po czym z rozczarowaniem odkryłam, że to nie jest to samo miejsce, siostry tam nie było. A tak marzyłam, by do niej dołączyć! Wróciłam do domu zła jak osa i oznajmiłam, że nie dam się oszukać, chcę chodzić tam gdzie siostra. Wtedy drugi raz wypłynęła sprawa „inności”, padły nawet słowa „zespół Downa”. Byłam zbyt mała, by zrozumieć, powoli jednak docierało do mnie, że nie mogę mieć zawsze siostry przy sobie. Pogodziłam się z tym, bo czekała na mnie w domu, stęskniona, kochająca, chodząca za mną krok w krok.

– Martynka dobrze znosi nadmierną atencję Ani, nawet jest z niej zadowolona – usłyszałam kiedyś słowa mamy. – Z czasem stała obecność bardzo przywiązanej siostry może stać się dla niej męcząca i kłopotliwa. Ania jest bardzo wylewna, lubi okazywać uczucia i trudno ją pohamować, ale tym będziemy się martwić później. Na razie cieszmy się, że między dziewczynkami tak dobrze się układa.

Nie pozwolę tak o niej mówić!

W miarę jak rosłam, zaczęłam dostrzegać, że Ania nie jest taka jak ja. Nie przeszkadzało mi to, a towarzystwo na podwórku poszło za moim przykładem. Dzieci szybko przyjęły Anię na łono podwórkowej społeczności, nie dziwiąc się niczemu i traktując ją zwyczajnie, bez rozczulania się i taryfy ulgowej.

Siostra biegała za mną, a jeśli komuś się to nie podobało, musiał się zmierzyć z moim oburzeniem. W ruch szły twarde słowa, a jak to nie wystarczyło, mocniejsze argumenty. Przekonał się o tym niejaki Karol (pozdrawiam!), który śmiał nazwać Anię „downem”. Mogłabym puścić mu to płazem, gdyby nie ton, jakiego użył, który ubódł mnie do żywego. Napadłam na niego z zaskoczenia, co dało mi pewną przewagę, ale mój nos ucierpiał w pojedynku. Spuchł i zwrócił uwagę rodziców, którzy zaniepokoili się i zaczęli domagać prawdy, nie wierząc, że przewróciłam się na chodniku.

Zwykle starałam się nie kłamać, ale sytuacja wydawała mi się wyjątkowa. Rozważałam w duchu wszystkie „za” i „przeciw”. Jeśli przyznam się, że rzuciłam się na Karola jak wściekła kotka, będę musiała wytłumaczyć, dlaczego tak zrobiłam. Nie zamierzałam o tym mówić, stanęłam w obronie siostry, i co z tego? Normalka, każdy by tak postąpił. Nie byłam jednak przekonana, co powiedzą na to rodzice, a ponieważ nie miałam ochoty na dwutygodniowy szlaban, przezornie postanowiłam zachować szczegóły w tajemnicy. Ukrycie zajścia nie byłoby trudne, gdyby nie Ania, która zawsze mówiła prawdę, nie umiała inaczej. Spojrzałam na nią błagalnie, nie robiąc sobie wielkich nadziei, że zrozumie, o co proszę. Wtedy stało się coś dziwnego.

Zapytana przez tatę, zamiast entuzjastycznie opowiedzieć o wszystkim, co widziała, zrobiła dziwną minę, otwierając usta, jakby nie rozumiała, co się do niej mówi. Tata natychmiast zrezygnował ze śledztwa i zostawił ją w spokoju. Nie mogłam uwierzyć, że zrobiła to dla mnie.

– Dzięki, siostra – szepnęłam, opędzając się przed współczującą ręką próbującą dotknąć mojego poszkodowanego nosa. Uśmiechnęła się w odpowiedzi, ale czy zrozumiała, jak bardzo jestem jej wdzięczna? Wyczuwała wszystkie moje nastroje, znała mnie na wylot, jednak różniłyśmy się i było to coraz bardziej widoczne.

Z czasem ciągłe zainteresowanie, które okazywała mi Ania, stało się uciążliwe. Byłam już nastolatką, zależało mi na opinii rówieśników, zaczęłam wstydzić się siostry. Ona nie rozumiała, co się stało, dlaczego nie chcę zabierać jej ze sobą i spędzać z nią czasu. Pytała, kim są moi nowi przyjaciele i dlaczego jej z nimi nie zapoznałam. Miewałam z tego powodu przejściowe wyrzuty sumienia, lecz życie było tak absorbujące, że nie miałam głowy do zajmowania się siostrą.

Spychałam Anię na margines, a ona bez protestu obywała się okruchami dawnej przyjaźni, czekając wiernie, aż ją dostrzegę, więc między nami wciąż było dobrze. Popsuło się, gdy o istnieniu Ani dowiedziała się Lena, nowa przyjaciółka i najpopularniejsza dziewczyna w szkole. Była gwiazdą, a ja czułam się zaszczycona i szczęśliwa, że przyjęła mnie do bliskiego kręgu dziewczyn. Nie zamierzałam wyskakiwać z siostrą, która urodziła się z zespołem Downa, żeby nie zepsuć sobie towarzyskich szans, ale wydało się.

Lena zareagowała wstrętnie, dziś to wiem, ale wtedy uważałam, że odkryła przede mną straszliwą tajemnicę dotyczącą mojego istnienia.

– Współczuję ci, Martyna – powiedziała powoli, robiąc dramatyczną pauzę. – Spadnie na ciebie obowiązek opiekowania się siostrą. Zastanawiałaś się kiedyś, czy aby nie dlatego pojawiłaś się na świecie? Stanowisz zabezpieczenie dla Ani, twoi starzy wszystko dobrze przemyśleli.

Myśl była robaczywa, ale bez trudu zalęgła się we mnie. Urodziłam się, by służyć Ani, bez niej nie jestem ważna, nie byłoby mnie na świecie, gdyby siostra nie potrzebowała w przyszłości opiekunki.

Wściekłam się. Na rodziców, a przede wszystkim na Anię. Siostra, widząc, co się ze mną dzieje, schodziła mi z drogi, nie rozumiejąc, co takiego zrobiła, że się od niej odwróciłam. Gasła w oczach, przestała się śmiać i dużo mówić, a to oznaczało, że jest bardzo smutna.

Nie obchodziło mnie to. Poświęciłam wszystkie siły na oderwanie się od Ani, pokazanie, że przejrzałam sprytne rachuby rodziców i nie zamierzam się dostosować. Nic z tego, mam swój plan na życie i nie ma w nim miejsca dla siostry z zespołem Downa.

Od razu polubiła Wojtka

Kiedy potrzebujemy pomocy, dostajemy ją, a ja tonęłam, chociaż nie zdawałam sobie z tego sprawy. Deskę ratunku dostałam w postaci książki mówiącej o zaburzeniach, na które cierpiała Ania. Czyjaś ręka położyła ją przy moim łóżku, długo jej nie tykałam, ale w końcu postanowiłam przejrzeć.

Najpierw zrobiło mi się głupio, potem przykro i wstyd. Jak mogłam uwierzyć Lenie, przecież w głębi serca wiedziałam, że to nieprawda. Nie zostałam urodzona na opiekunkę Ani, choćby dlatego, że niestety, i jeszcze raz niestety, osoby z zespołem Downa rzadko dożywają późnego wieku. Nie zdawałam sobie sprawy z takiego niebezpieczeństwa, byłam wstrząśnięta, jakbym już straciła siostrę. Jeszcze niedawno uważałam ją za niesprawiedliwie narzucony ciężar, teraz zrobiłabym wszystko by zatrzymać ją jak najdłużej.

Znów między nami było jak dawniej. Ania od razu puściła w niepamięć moje wyskoki, nie potrafiła chować urazy. Tym również się różniłyśmy, babcia miała rację, mówiąc, że moja siostra została hojnie obdarowana i dlatego może dzielić się miłością. Ja tak nie potrafiłam, ona naprawdę była inna.

Chłopaka, w którym poważnie się zakochałam, długo nie zapraszałam do domu. Bałam się, czy on i Ania będą potrafili się porozumieć. Odwlekałam ich spotkanie, jak długo mogłam, jednak w końcu musiałam się zmierzyć z wyzwaniem.

Ania wybiegła do przedpokoju i zatrzymała się niepewnie, widząc rosłego, nieznajomego faceta.

– Cześć, jestem Wojtek – wyciągnął do niej rękę. – Od dawna chciałem cię poznać. Martyna dużo o tobie opowiadała.

Zastygłam, czekając na jej reakcję. Uśmiechnęła się, potrząsnęła wylewnie dłonią Wojtka, i spytała: – Jesteś narzeczonym mojej siostry?

– Jeszcze nie, na razie chodzimy ze sobą – odparł Wojtek, nie dziwiąc się jej bezpośredniości.

Dogadali się. Wojtek traktował ją zwyczajnie, ona odpowiedziała po swojemu, natychmiastową sympatią. Kiedy rok później pokazałam jej pierścionek zaręczynowy, rzuciła mi się na szyję, ale zamiast jak zwykle paplać, milczała.

– O czym myślisz? – zakołysałam nią.

– Cii, nie przeszkadzaj. Proszę Go, żebyś była szczęśliwa – odparła niewyraźnie.

Wzruszyłam się. Była taka kochana, czasami wydawało mi się, że na nią nie zasługuję.

Po ślubie wynajęliśmy z Wojtkiem mieszkanie i wtedy rozstałam się z Anią. Cierpiała, nie mogąc mnie odwiedzać tak często, jak by chciała, przyjeżdżała tylko w towarzystwie rodziców. Miała 32 lata, ale wymagała opieki.

– Właściwie dlaczego tak jest? – zastanowił się Wojtek. – Mówiłaś, że Ania sama jeździła do szkoły, więc mogłaby i do nas.

– To było wiele lat temu i ona liczyła wtedy przystanki. Nauczyła się, ale teraz… dawno tego nie robiła, nie wiem, czy dałaby sobie radę – odparłam niepewnie.

Wojtek wymyślił, że ją nauczymy. Byłam przeciwna, bałam się o bezpieczeństwo siostry, ale sama zainteresowana zareagowała entuzjastycznie. No i zaczęły się podróże urozmaicone głośnym liczeniem przystanków. Po kilku lekcjach Ania już wiedziała, gdzie ma wysiąść. Miło było patrzeć na jej rozradowaną, wciąż dziecinną, okrągłą buzię.

Bała się, że nam się znudzi

Dwa lata później urodziłam synka. Ania przyszła z rodzicami z pierwszą wizytą, a Wojtek podał jej śpiącego Adasia.

– Zostałaś ciocią – powiedział.

Wstrzymałam oddech, bojąc się, że siostra upuści dziecko. Ania się spłoszyła, przez moment walczyła z nieśmiałością, a potem wyciągnęła ręce. Wojtek umieścił na nich dziecko, asekurując je.

– Adaś. Tak – powiedziała uroczyście Ania, wpatrując się w twarzyczkę siostrzeńca.

To była miłość od pierwszego wejrzenia. Siostra miała w sobie jej tyle, że wystarczyło również dla kolejnej siostrzenicy, Zosi. Bardzo kochała dzieci, ale o dziwo, wcale nie bywała u nas często. Spytałam ją, czy boi się jeździć sama autobusem czy też może straciła ochotę na wizyty.

– Ani jedno, ani drugie – odparła rezolutnie. – Tylko nie chcę wam się znudzić.

Wyznanie było tak zadziwiające i niepodobne do dawnej, chodzącej za mną krok w krok Ani, że zażądałam wyjaśnień.

– Ale nie powiesz nikomu? – upewniła się siostra. – Bo ja podsłuchałam rozmowę rodziców. Byli zmartwieni, mówili, że jak nauczyłam się sama jeździć autobusem, to będę u was przesiadywała i wam się znudzę. A ja nie chcę, bo was kocham. A szczególnie ciebie, więc nie. Nie przyjeżdżam, tylko czasem.

Życie bywa skomplikowane, nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Możesz bywać u nas, kiedy chcesz, zawsze jesteś mile widziana – zapewniłam.

Parsknęła śmiechem, przymrużając skośne oczy.

– Zawsze wiem, kiedy mówisz nieprawdę – zawołała triumfalnie, bardzo z siebie zadowolona.

– Rób, jak chcesz, ale wiedz, że czekam na ciebie – wzruszyłam bezradnie ramionami.

Nie mogłam jej stracić

Chyba miałam przeczucie, chcąc spędzać z nią jak najwięcej czasu, choć wtedy nie wiedziałam, że zostało nam go bardzo niewiele. Wiadomość o nieuleczalnej chorobie Ani spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie mogłam uwierzyć, białaczka? Dlaczego właśnie ją to spotkało? Buntowałam się, wściekałam, miotałam między nadzieją a całkowitym zwątpieniem, ale wiedziałam jedno. Nie mogę jej powiedzieć, że jest ciężko chora. Cała rodzina starała się utrzymać Anię w dobrym nastroju, więc musiałam udawać, że wszystko jest w porządku. Tylko że siostry nigdy nie udało mi się oszukać.

– Jesteś smutna? – Ania bezbłędnie wyczuła, co się ze mną dzieje. Swoim zwyczajem dotknęła mojego policzka. Przytrzymałam jej rękę, by być z nią jak najdłużej, dzielić chwile, które nam pozostały. – Płaczesz – stwierdziła Ania, gwałtownie rzucając mi się na szyję.

– Wcale nie – łzy płynęły, ale starałam się mówić spokojnie, żeby jak najdłużej ją chronić.

– Nie martw się, zajmę ci tam fajne miejsce – siostra nadal mnie obejmowała, kołysząc się wraz ze mną. Wydawała się spokojna. – Babcia powiedziała, że dobre dziewczynki trafiają do nieba, więc na pewno do mnie dołączysz. Tam będziemy takie same i nie rozdzielą nas, jak w szkole.

Ania wiedziała! Dowiedziała się od babci, że umrze?! Tak się zdenerwowałam, że łzy obeschły i dostałam dreszczy. Jak ona mogła to zrobić, czy ta kobieta nie ma serca?

– O, już nie płaczesz, teraz się zezłościłaś – zachichotała siostra, odbierając bez problemu mój nastrój. – Ale nie na mnie? – upewniła się, chociaż nie musiała, wiedziała o mnie wszystko.

– Nie mogłabym złościć się na ciebie – zapewniłam ją szybko.

– To fajnie. Wolę jak jesteś zła niż smutna – ucieszyła się siostra.

Taka właśnie była. Dała mi do zrozumienia, że wie, co się z nią dzieje, ale przekazała mi tę wiadomość w formie pocieszenia. Będzie na mnie czekała, zajmie mi dobre miejsce. Nawet w takiej chwili myślała o mnie, nie o sobie.

– Bardzo cię kocham, wszystko będzie dobrze – Ania lubiła tak mówić, ale tym razem usłyszałam w jej słowach coś więcej, czystą, płynącą z serca prawdę. Patrzyła na mnie, jak to ona, wiernym wzrokiem, jednak dopiero teraz zobaczyłam w nim wielką siłę siostrzanej miłości.

Reklama

Taką ją zapamiętałam, inną niż wszyscy, obdarzającą bezwarunkowym uczuciem, czystym i silnym jak górski potok. Opowiadam o niej dzieciom. Adaś i Zosia najbardziej lubią historyjki z naszego dzieciństwa, więc wplatam w nie prawdę o Ani, najlepszym człowieku, jakiego miałam zaszczyt znać.

Reklama
Reklama
Reklama