Reklama

Przez te wszystkie lata ja i moja siostra byłyśmy całkiem same z problemem alkoholowym matki. Nikt nam nie pomógł, nie powiedział, co robić.

Reklama

Zawsze kochałam matkę

Mama była zawsze dla mnie najwspanialszą osobą na świecie, kimś, komu ufałam i na kim mogłam polegać. Wychowała mnie i moją siostrę w poczuciu bezwarunkowej miłości, chociaż na pewno nie było jej lekko. Po śmierci taty została przecież sama z dwiema dorastającymi córkami i musiała się utrzymać z marnej, rodzinnej renty.

Niestety, trudy codzienności, tęsknota za tatą i dojmująca samotność załamały ją w końcu. Mama zaczęła pić. Na początku to były sporadyczne przypadki. Gdy dopadała ją chandra, chcąc ukoić ból, popijała sobie po kryjomu. Z czasem zaglądała do kieliszka coraz częściej.

Byłam młoda, miałam zaledwie szesnaście lat (moja siostra o dwa mniej) i nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mama powoli popada w uzależnienie. Jej nieoczekiwane napady złości, dziwne, jakby nieprzytomne spojrzenie i niewyraźne słowa tłumaczyłam sobie chorobą. Bo mama była sprytna. Narzekała na serce, na głowę, na kolana; kłamała, że połyka wielkie ilości środków przeciwbólowych. Nie miałam powodów, żeby jej nie wierzyć. Nie znałam się zresztą na objawach alkoholizmu.

Odkryłam jej nałóg

Pewnego razu znalazłam w kredensie pustą butelkę po wódce i wtedy otworzyły mi się oczy; te dziwne choroby, na które cierpiała mama, to był alkoholizm. Zetknięcie z prawdą było dla mnie szokiem, który szybko przerodził się w złość, a potem wstyd i rozczarowanie. Czułam się głęboko zraniona i oszukana przez najbliższą mi osobę.

Nie mogłam zrozumieć, jak to mogło się stać. Dlaczego ta cudowna, dobra kobieta, która mnie wychowała i naprawdę była dobrą mamą, teraz krzyczy, zachowuje się, jakby nienawidziła swoich dzieci? Dlaczego przestała dbać o siebie i o dom, czemu odsunęła się ode mnie?

Okropnie się wstydziłam i nikomu nie pisnęłam ani słowa o tym, co mnie dręczyło. Czułam się gorsza od moich koleżanek. Chodziłam do liceum w innym mieście i na szczęście nikt w klasie nie wiedział o chorobie mojej mamy. Mimo to i tak znajomi zauważyli, że stałam się nerwowa i zamknięta w sobie. Kochałam swoją mamę, a jednocześnie jej nienawidziłam.

Wstydziłam się własnej matki

Matka z czasem przestała ukrywać, że pije. Robiła to coraz częściej i coraz bardziej się uzależniała. Próbowałam z nią rozmawiać, lecz zaprzeczała, że to faktycznie był problem. Robiła mi awantury, wytykała, że musi mnie utrzymać, a nawet wyzywała.

Marzyłam o tym, żeby wyrwać się z domu. Nie mogłam tam wytrzymać, widziałam współczujące, czasami drwiące twarze sąsiadów. Nikt nam nie pomógł. Nikt nie zainteresował się naszym problemem i nie podpowiedział, co należało zrobić.

Moja siostra bardzo wcześnie wyszła za mąż. Ja zaraz po ukończeniu liceum wyjechałam do Włoch do mojej kuzynki. Było mi ciężko, nie znałam języka i czułam się źle w obcym kraju, ale z drugiej strony cieszyłam się, że nikt nie wie o mojej mamie. Wreszcie nie musiałam się jej wstydzić… Mimo to gdzieś w środku tkwił we mnie żal i dręczyło mnie pytanie: dlaczego mama mnie zawiodła? Do tego dochodziły wyrzuty sumienia, że zostawiłam ją samą.

Zaczęłam nowe życie

We Włoszech poznałam Roberta, mojego obecnego męża. Na początku naszej znajomości nie powiedziałam mu o mamie, bałam się, że mnie zostawi. Ale gdy po kilku miesiącach poprosił mnie o rękę, musiałam to zrobić.
Wierzcie mi, nie było łatwo! Robert jednak okazał się wspaniałym człowiekiem, pełnym zrozumienia i współczucia. Wkrótce wzięliśmy skromny ślub w polskim kościele w Rzymie. Mamy nie było, rodziców Roberta też. Jego mama nie żyła od dawna, a ojciec był już zbyt stary i schorowany na taką podróż.

Gdy po kilku latach wróciliśmy do Polski, zamieszkaliśmy w rodzinnym domu męża, ponad dwieście kilometrów od mojej rodzinnej miejscowości. Żyjemy sobie szczęśliwie i spokojnie, a ja nie muszę się nikogo wstydzić, bo nikt tutaj nie wie, że jestem córką alkoholiczki.

Modlę się o cud, żeby mama przestała pić. Ma już sześćdziesiąt cztery lata, jest po zawale, lecz nadal popija. Może już nie tak dużo jak dawniej, ale jednak. Odwiedzam ją dwa razy do roku i zawsze wracam ze złamanym sercem. Nie mogę patrzeć na jej upadek. Ta kiedyś wspaniała, dobra, piękna kobieta zamieniła się we wrak człowieka…

Jestem szczęśliwą żoną i mamą, uśmiecham się do ludzi. Jednak nikt nie ma pojęcia, ile jest we mnie żalu i smutku. Nikt nie wie, jak bardzo czuję się zawiedziona i zraniona. Bo mimo wszystko bardzo kocham swoją mamę. Pamiętam jaka była cudowna, zanim zmarł tata.

Reklama

Codziennie też obiecuję sobie, że ja moich dzieci nie zawiodę. Zawsze będę się starała być dla nich podporą i zrobię wszystko, aby były ze mnie dumne.

Reklama
Reklama
Reklama