Reklama

Wspomnienia z dzieciństwa to dla mnie przede wszystkim tata. Miał postawną sylwetkę, był przystojniakiem i ciągle się uśmiechał. Uwielbiał spędzać ze mną czas na zabawie. Do dziś mam przed oczami, jak podrzucał mnie pod sam sufit, jeździliśmy razem na sankach i zwiedzaliśmy każdy zakamarek mojego rodzinnego miasta.

Reklama

Nie wiedziałam o co chodzi

W naszych stronach niewielu było lekarzy, więc ojciec zasuwał w pracy jak mało kto. W domu pojawiał się od święta. Ale jak już się pojawiał, to była to nie lada gratka! Robił zakupy, gotował, dopytywał, co trzeba zrobić w najbliższym czasie. Mamusia nie mogła powiedzieć na niego złego słowa.

Mój tata odszedł z tego świata gdy miałam zaledwie sześć lat. Przegrał walkę z nowotworem. Wciąż mam w pamięci obraz, jak razem z mamą, zalane łzami, uczestniczyłyśmy w pogrzebie na cmentarzu.

Potrzebowałam sporo czasu, by się pozbierać. Mama pogrążyła się w niemym smutku. Dawałyśmy sobie nawzajem siłę, a codzienne zajęcia pomagały nam przetrwać ten trudny okres. Poszłam do pierwszej klasy, a mama zatrudniła się w pobliskim szpitalu. Mimo wszystko dni płynęły dalej swoim rytmem. Gdy byłam w czwartej klasie, podczas lekcji nagle usłyszałam swoje imię:

– Agnieszka!

To nauczycielka mnie wywołała. Podniosłam się z krzesła, a za plecami dało się słyszeć rechot i docinki naszego klasowego chojraka:

– To ta, co nic nie wie!

– Spokój! – zdenerwowała się nauczycielka.

Odkąd pamiętam, zawsze byłam ciekawskim i bystrym dzieckiem. W czasie przerwy zagadnęłam Jurka, prosząc go o wytłumaczenie tego, co powiedział.

– Jak to, wszyscy dookoła wiedzą, a ty nie? Pogadaj z mamą, to ci powie.

Chciałam znać prawdę

Oddalił się pośpiesznie, pokładając się ze śmiechu. Opowiedziałam tę sytuację mamie, domagając się, by mi to objaśniła. Zrobiła się cała czerwona na twarzy.

– Agniesiu, czy to teraz takie ważne? Jesteś za mała, żeby to zrozumieć. Opowiem ci, jak podrośniesz trochę.

– Jurek jest w tym samym wieku co ja i wie! Chcę tylko wiedzieć, z jakiego powodu ze mnie kpią.

– Okej. Słuchaj uważnie. Tata nas kochał, ciebie i mnie. Nosisz jego nazwisko. Ale nigdy nie byłam jego żoną.

– Czemu?

– Bo miał już żonę i dziecko… i je także bardzo kochał. Masz przyrodnią siostrę, ma na imię Iza.

– Nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, żeby kochać dwie kobiety jednocześnie.

Matka głęboko odetchnęła, a w kącikach jej oczu pojawiły się krople łez.

– Przecież ostrzegałam cię, że to jeszcze nie pora, abyś zaprzątała sobie tym głowę. Nawet ja nie do końca wiem, co o tym myśleć…

Mama szlochała, a mnie ogarnęło poczucie winy. Przytuliłam ją mocno i błagałam, żeby nie miała do mnie pretensji.

Nie mogłam w to uwierzyć

Zdecydowałam, że w przypadku, gdy ktoś będzie mi dogryzać lub zadawać niestosowne pytania, nie odezwę się ani słowem. Parę razy zdarzyły się różne sytuacje i dwuznaczne komentarze, ale zawsze pozostawałam niewzruszona. Zazwyczaj wtedy ludzie odpuszczali i przestawali drążyć temat.

Z biegiem czasu dowiadywałam się coraz więcej. Okazało się, że rodzice mieli romans, z którego zrodził się stały związek, a ja byłam jego efektem. Ojciec dzielił życie między dwa światy – jawny i ten sekretny. Utrzymywał obie rodziny. Mieszkańcy miasteczka byli żywo zainteresowani tą historią i plotki krążyły w najlepsze, jednak w końcu oswoili się z takim stanem rzeczy.

– A co z jego żoną, mamusiu?

– Zdaję sobie sprawę, że to był dla niej ogromny cios. Parę razy próbowałam zakończyć nasz związek, ale nie potrafiłam. Strasznie tęskniłam za nim. Potem pojawiłaś się ty na świecie.

– Mamusiu, a czy one mieszkają gdzieś w pobliżu, żona taty i moja przyrodnia siostra?

– Gdy tata odszedł, przeniosły się do Wrocławia albo Poznania, nie mam pewności. Później obiło mi się o uszy, że Iza planowała iść na medycynę. Agnieszko, mimo wszystkich przeciwności byłam naprawdę szczęśliwa z tatą, ale nikomu nie życzyłabym takiego scenariusza.

Wreszcie ją zobaczyłam

Dni szybko mijały. Zdałam egzamin dojrzałości i dostałam się na studia lekarskie w Poznaniu. Chyba rodzice przekazali mi jakieś medyczne zdolności. Szybko przyzwyczaiłam się do nowego środowiska, całkowicie pochłonęła mnie nauka. Nie znałam zbyt dobrze ludzi z mojego roku, a co dopiero z całej uczelni. Brakowało mi na to czasu.

Ledwo udało mi się zaliczyć jeden egzamin z anatomii, a już czekał następny. W końcu dałam się przekonać, żeby pójść na imprezę andrzejkową w klubie dla studentów. Gdy tańczyłam, kolega z wyższego roku zapytał:

– Iza to ktoś z twojej rodziny? Wiesz, nasza najlepsza studentka z piątego roku. Widzisz ją? Siedzi tam, w rogu. Nawet trochę jesteście do siebie podobne.

Długonoga blondyna zmierzyła mnie nieprzychylnym spojrzeniem. Ruszyliśmy w jej stronę.

– Skąd wziąłeś tę rudą, Maciek? – warknęła.

– Ma takie samo nazwisko jak ty, sądziłem, że to jakaś twoja krewna.

– Nie mam w tym mieście żadnych krewnych.

Domyśliła się, kim jestem, zanim Maciej nas sobie przedstawił. Moje płomienne, marchewkowe loki były identyczne jak u ojca. No cóż, nie spodziewałam się, że rzucimy się sobie w objęcia. Jej reakcja mnie nie zaskoczyła. Kto wie, może gdybym była na jej miejscu, zareagowałabym podobnie.

Nie chciała mnie znać

Przez cały okres studiów nie odezwałyśmy się do siebie ani słowem. Docierały do mnie pogłoski, że Iza osiąga świetne wyniki w nauce i wszyscy przepowiadają jej oszałamiającą karierę. Ja skupiłam się na zgłębianiu wiedzy, ona zaczęła staż, a następnie specjalizację. Planowałam podążyć tą samą ścieżką i wybrać identyczną specjalizację.

Kiedy po ukończeniu studiów jako najlepsza studentka na roku usłyszałam plotki, że Izabela stanęła na ślubnym kobiercu, a potem została mamą dwójki dzieci, byłam zaskoczona. Pracowała z pasją i cieszyła się sympatią pacjentów.

Ja natomiast wyszłam za mojego kolegę ze studiów i urodziłam córeczkę. Czas mijał nieubłaganie. Nasze środowisko nie jest zbyt duże, więc byłam na bieżąco z tym, czym zajmuje się Iza. Stała się cenionym fachowcem w swojej dziedzinie, publikowała w specjalistycznych czasopismach i uczestniczyła w konferencjach naukowych.

Ja z kolei pracowałam w innej placówce medycznej. Przełożeni i pacjenci nie szczędzili mi pochwał. Wielokrotnie proponowano mi wyjazdy na naukowe sympozja. Na jednym z nich wpadłam na Izę, ale przeszłyśmy obok siebie bez słowa. Jakoś odechciało mi się nawiązywać siostrzane relacje. Uznałam, że to nie dla mnie.

Los nas zetknął

Obie miałyśmy swoje mieszkania w stolicy Wielkopolski, a nasze dzieci uczęszczały do szkoły średniej. Tuż przed przerwą letnią moja córka Blanka wspomniała mi o planowanym przez szkołę wyjeździe za granicę.

– Postawiliśmy na oryginalne lokalizacje, gdzie nie ma zbyt wielu wczasowiczów. Mamuś, koniecznie musi z nami jechać lekarz, a może nawet dwóch, bo ekipa jest spora i…

– I sugerujesz, że powinnam to być ja?

– A czemu nie? Od dawna nie miałaś okazji porządnie wypocząć!

Przystałam na tę propozycję. Plan zakładał odwiedzenie Czech, Słowacji, Rumunii, Węgier, Bułgarii oraz części Chorwacji. Gdy dotarłam na zbiórkę, dostrzegłam Izę. Byłam pewna, że tylko odprowadza swoje dziecko. Jej syn Paweł chodził do tego samego ogólniaka co moja Blanka.

Kiedy okazało się, że Iza to ten drugi lekarz w naszej ekipie, o mały włos nie zrezygnowałabym w ostatnim momencie z tego wyjazdu. „No nic, zignoruję ją. Tylko kontakty zawodowe” – zadecydowałam w końcu.

Byłyśmy na siebie skazane

Gdy zatrzymaliśmy się po raz pierwszy w czeskim schronisku, jednemu z kolegów Blanki zrobiło się słabo. Pofatygowałam się do niego i zdiagnozowałam symptomy zmęczenia. Kończyłam oględziny, gdy do pomieszczenia wparowała Iza.

– Słyszałam, że…

– Zrobiłam, co trzeba – odpowiedziałam.

– A sprawdziłaś ciśnienie?

– No jasne, za kogo ty mnie masz?

Wtedy dostrzegłam w spojrzeniu Izy jakiś przebłysk zrozumienia. A potem, ku mojemu zdziwieniu, delikatnie się uśmiechnęła:

– Całkiem nieźle się złożyło, co? Tata byłby zadowolony, widząc nas razem – na jej twarzy pojawił się uśmiech.

– Słucham? Czy ty właśnie powiedziałaś, że łączy nas ten sam ojciec?

– Wiesz, skoro nasze dzieci się polubiły, to może my również mogłybyśmy w końcu jakoś…

– Może skoczymy na kawkę? Wakacje za pasem, różne rzeczy mogą się wydarzyć.

– Ruda, ja stawiam.

Reklama

Agnieszka, 46 lat

Reklama
Reklama
Reklama