Reklama

Jestem Adam i, cóż, nie jestem typem, który przyciąga uwagę. Raczej przeciętny ze mnie chłopak z liceum. Zazwyczaj przemieszczam się korytarzami, próbując nie zwracać na siebie niczyjej uwagi. Z Robertem, moim jedynym prawdziwym przyjacielem, spędzamy większość przerw, rozmawiając o grach czy muzyce.

Reklama

Dni w szkole mijają mi na czekaniu na dzwonek kończący lekcje, a resztę czasu staram się unikać kontaktu wzrokowego z innymi. Takie życie outsidera. Pewnego dnia jednak coś się zmieniło. Zacząłem zauważać, że ludzie patrzą na mnie inaczej, szepczą coś między sobą, a niektórzy nawet próbują zagadywać.

Kompletnie nie wiedziałem, o co chodzi, aż w końcu ktoś zapytał mnie wprost.

– To prawda, że twój ojciec to Henryk P.?

Zostałem synem milionera

Byłem kompletnie zdezorientowany. Skąd się wzięła ta plotka? Nie miałem pojęcia, dlaczego nagle miałbym być synem tego znanego z telewizji i rankingów bogaczy milionera. Próbowałem to wyjaśniać, powtarzając raz za razem:

– Nie, to nieprawda, mój tata jest zwykłym pracownikiem biurowym.

Nikt jednak nie chciał słuchać. Co więcej, zaczynałem zauważać, że sytuacja działa na moją korzyść. Ludzie zaczynali mnie inaczej traktować, a dziewczyny, które wcześniej nie zwracały na mnie uwagi, teraz zaczynały się przymilać. Po jednej z rozmów z Robertem, która miała miejsce na przerwie, zaczynałem się zastanawiać, czy nie lepiej po prostu zostawić to tak jak jest.

– Stary, to dziwne, że tak się stało, ale, przyznaj, podoba ci się to, prawda? – Robi spojrzał na mnie z nieco złośliwym uśmiechem.

– Może trochę... Ale czy to jest w porządku wobec innych? No wiesz, tak moralnie – zastanawiałem się na głos.

– A co cię obchodzi, co myślą inni? – kumpel wzruszył ramionami. – Ciesz się tym. Nie wiadomo jak długo to potrwa.

Zacząłem analizować swoją sytuację. Całe życie byłem ignorowany, pomijany, a teraz nagle stałem się ważny. Czy to naprawdę takie złe, że pozwalam ludziom myśleć, co chcą?

Miałem szansę wreszcie być "kimś"

Moje życie w szkole zaczęło się diametralnie zmieniać. Marta, najładniejsza dziewczyna w liceum, zaczęła ze mną flirtować, co było dla mnie totalnym zaskoczeniem. Któregoś dnia podeszła do mnie na korytarzu. Jej oczy błyszczały wspaniale jak zawsze.

– Dlaczego nigdy nie mówiłeś, że masz takiego znanego tatę – zauważyła, lekko się uśmiechając.

– To nic takiego... – odparłem, próbując zachować spokój.

– Wiesz, zawsze lubiłam skromnych chłopaków – powiedziała, zerkając na mnie z iskrą w oku.

Te słowa mnie rozłożyły na łopatki, ale jednocześnie przyprawiały mnie o dreszcze. Marta nigdy wcześniej by się mną nie zainteresowała. Wiedziałem to, ale nie chciałem stracić tej szansy. Czułem, jak nauczyciele zaczęli mnie traktować z większym szacunkiem. Nawet dyrektor N. był bardziej uprzejmy i zaczął zasięgać mojej opinii na różne tematy. Trochę mnie to zaczynało nawet śmieszyć.

Czułem jakbym w końcu miał szansę być "kimś". Ale gdzieś głęboko we mnie tkwiła obawa, że to wszystko to tylko kłamstwo, które mogło szybko wyjść na jaw. Nie moje kłamstwo, ale jednak kłamstwo.

Czułem jakbym się dusił

Wieści o moim "bogatym ojcu" rozeszły się po szkole niczym błyskawica. Nadszedł dzień, kiedy dyrektor N. zorganizował specjalne zebranie na temat zbliżającej się aukcji charytatywnej. Siedziałem w auli z uczuciem narastającego niepokoju, kiedy dyrektor zaczął przemawiać.

– Drodzy uczniowie i nauczyciele – zaczął z ekscytacją. – W tym roku mamy szczególną okazję, aby podnieść naszą aukcję na wyższy poziom dzięki uprzejmości jednego z naszych uczniów, który zgodził się nas hojnie wesprzeć.

Poczułem zimny pot na plecach, kiedy zdałem sobie sprawę, że mówi o mnie. Wszyscy patrzyli na mnie z oczekiwaniem, a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię.

– To wspaniałe, że możemy liczyć na twoje wsparcie, Adamie! Może coś symbolicznego… 50 tysięcy? – powiedział z uśmiechem dyrektor, zwracając się do mnie.

– Yyy…, przepraszam, ale muszę to skonsultować z ojcem… – próbowałem się jakoś wymigać. Czułem jak moje serce bije w jakimś dziwnym, mocno przyspieszonym rytmie.

– Oczywiście, ale bądźmy szczerzy – twój tata na pewno nie będzie miał z tym problemu, prawda? – naciskał pan N., niemal pewien swego.

Wszystko wymknęło się spod kontroli. Czułem jakbym zaczynał się dusić.

Chciałem uciec, zanim będzie za późno

Znalazłem się w sytuacji bez wyjścia. Chciałem krzyknąć, że to wszystko kłamstwo, ale bałem się strasznie konsekwencji. Zamiast tego, postanowiłem porozmawiać z Robertem. Wiedziałem, że mogę na niego liczyć, nawet jeśli w tej chwili byłem najgorszym człowiekiem na ziemi.

– Wiedziałem, że się wkopiesz – powiedział Robi, kiedy opowiedziałem mu o wszystkim. Jego ton był dziwny, trochę kpiący, ale widziałem, że nie życzy mi źle.

– Co mam teraz zrobić? – zapytałem z desperacją w głosie.

– Masz dwie opcje: powiedzieć prawdę albo… ukraść te pieniądze – odpowiedział, żartobliwie unosząc brwi.

– Nie pomagasz – odparłem z kwaśnym uśmiechem.

– A co, myślałeś, że to się samo rozwiąże? – rzucił, przybierając poważniejszy ton. – Musisz coś z tym zrobić, bo inaczej się z tego nie wykaraskasz.

Wiedziałem, że ma rację. Rozważałem nawet możliwość ucieczki, zmiany szkoły, ale to było przecież niemożliwe. To nie film kina akcji. Cała ta sytuacja przypominała mi kulę śnieżną, która coraz większa toczyła się coraz szybciej i nie sposób było jej zatrzymać. Wiedziałem, że muszę stawić czoła prawdzie, ale jak miałem to zrobić, skoro wplątałem się w coś takiego?

W głowie miałem najróżniejsze scenariusze, ale każdy wydawał się gorszy od poprzedniego. Może jednak prawda była jedynym rozwiązaniem? Z jednej strony chciałem zatrzymać to "nowe życie", z drugiej – chciałem być znowu sobą, bez fałszywej tożsamości. Czas uciekał, a ja byłem coraz bardziej przytłoczony. Aukcja zbliżała się nieubłaganie. Co zrobię, gdy stanę przed wszystkimi? Jakie słowa padną z moich ust? Wiedziałem, że muszę coś zrobić, zanim będzie za późno.

Musiałem wyznać prawdę

W dniu aukcji aula była pełna ludzi, wszyscy czekali też na moje wystąpienie. Stałem za kulisami, ściskając kartkę z notatkami, które przygotowałem na wypadek, gdybym musiał jednak coś powiedzieć. Czułem, jak moje serce wali szaleńczo, a dłonie drżały z nerwów. Musiałem podjąć decyzję – czy kontynuować to kłamstwo, czy wreszcie wyznać prawdę.

Kiedy wywołano moje imię, wiedziałem, że to moment, w którym wszystko się rozstrzygnie. Wyszedłem na scenę, oświetlony reflektorami, z tłumem ludzi czekających na moje słowa. Wziąłem głęboki oddech i próbowałem się uspokoić.

– Witam wszystkich – zacząłem, starając się, by mój głos brzmiał pewnie. – Jestem tutaj, aby wesprzeć tę wspaniałą inicjatywę…

Wszyscy patrzyli na mnie z nadzieją i oczekiwaniem. Czułem, jak ciężar tego kłamstwa przygniata mnie coraz bardziej. Nie mogłem już dłużej tego znieść. Wiedziałem, że czas wyznać prawdę.

– Muszę coś wyznać – powiedziałem, odstawiając notatki na bok. – Nie jestem synem milionera. Mój tata jest zwykłym pracownikiem biurowym i... nigdy nie obiecałem takiej darowizny.

Szok przeszedł przez salę jak fala. Widziałem, jak Marta, siedząca w pierwszym rzędzie, rozgląda się na boki. Nauczyciele patrzyli na mnie z niedowierzaniem, a dyrektor N. po prostu zaniemówił.

– Przepraszam, że nie wyprowadziłem nikogo z błędu. Ale ta plotka pojawiła się nie wiem skąd – dodałem cicho, spuszczając wzrok.

Nie było już odwrotu, ale poczułem, jak ciężar spada mi z ramion. Z jednej strony wracałem do punktu wyjścia, ale zyskałem coś znacznie cenniejszego – autentyczność i wewnętrzny spokój. Przynajmniej mogłem znowu być sobą.

Byłem znowu outsiderem

Po moim wyznaniu atmosfera w szkole zmieniła się diametralnie. Ludzie patrzyli na mnie inaczej, jakby nie wiedzieli, co ze mną zrobić. Przez kilka pierwszych dni czułem się jak duch, niewidoczny dla wszystkich wokół. Marta i jej przyjaciółki przestały mnie zauważać. Nauczyciele, którzy wcześniej traktowali mnie jak przyszłą gwiazdę, teraz odnosili się do mnie z obojętnością. Dyrektor N., choć rozczarowany, podszedł do mnie po lekcjach i powiedział tylko jedno słowo: "Dziękuję".

Byłem znowu outsiderem, ale teraz z nowym bagażem doświadczeń. Robert, jak zawsze, był przy mnie, gotów wesprzeć mnie swoim nieco sarkastycznym poczuciem humoru. Nasze rozmowy znów kręciły się głównie wokół gier i muzyki, a on zadawał pytania, które pomagały mi poukładać wszystko w głowie.

– Wiesz, może to była głupia decyzja, żeby pozwolić temu kłamstwu się rozwinąć, ale przynajmniej czegoś się z tego nauczyłeś – powiedział pewnego dnia na przerwie.

– No, wyciągnąłem swoje wnioski na pewno – przyznałem, wpatrując się w płytki korytarza. – Czasem trzeba zaryzykować, żeby zrozumieć, kim się naprawdę jest.

Mimo że to nie było łatwe doświadczenie, pogodziłem się z tym, co się stało. Zrozumiałem, że popularność oparta na kłamstwie nie ma żadnej wartości, a prawdziwe relacje buduje się na zaufaniu i szczerości. Może nie byłem już w centrum uwagi, ale przynajmniej mogłem żyć w zgodzie ze sobą.

Każdego dnia na nowo odkrywałem, że bycie sobą jest cenniejsze niż jakiekolwiek pozory. Teraz kiedy kłamstwo było za mną, mogłem skupić się na budowaniu prawdziwych relacji i cieszyć się małymi rzeczami, które wcześniej mi umykały. Miałem nadzieję, że moja historia będzie przestrogą dla innych.

Reklama

Adam, 18 lat

Reklama
Reklama
Reklama