„Wszyscy domownicy traktowali mnie jak służącą na pełen etat. Nawet w Wigilię nikt mi nie podziękował”
„Od lat wszystko w domu było na mojej głowie. Gotowałam, sprzątałam i dbałam, żeby każdy był zadowolony. Niestety, nikt tego nie zauważał, a ja coraz bardziej odczuwałam pustkę. Miałam wrażenie, że zrobiłam się niewidzialna i nikomu już na mnie nie zależy. Dopiero w święta coś w końcu we mnie pękło”.

- Redakcja
W Wigilię wstałam o piątej. Nie dlatego, że nie mogłam spać z ekscytacji – w tym roku nie było już w tym żadnej magii. Po prostu wiedziałam, ile pracy mnie czeka. Piekarnik zaczął chodzić jeszcze przed wschodem słońca, a ja krzątałam się po kuchni, odhaczając kolejne potrawy z listy: barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami, karp smażony, śledzie po kaszubsku, zupa grzybowa, kutia, makowiec, sernik, kompot z suszu... Dwanaście dań, dwanaście obowiązków i dwanaście powodów, żeby nikt mi nie mógł nic zarzucić. Z każdą godziną byłam coraz bardziej zmęczona. Nie fizycznie – do tego się już przyzwyczaiłam – ale wewnętrznie. Coraz częściej zadawałam sobie pytanie: dla kogo to wszystko? Dla nich? Czy ktoś jeszcze widzi we mnie człowieka, czy już tylko funkcję?
Wigilia nie miała dla mnie magii
Pamiętam, jak kiedyś dzieci czekały na tę kolację z wypiekami na twarzy. Julia nie mogła się doczekać prezentów, a Kamil podjadał kluski z makiem jeszcze przed pierwszą gwiazdką. Mój mąż Marek pomagał mi nakrywać stół, włączał kolędy, a potem znikał z dziećmi w salonie, żeby wszystko było gotowe „na sygnał”. Dziś... Julia wpadła tylko po to, żeby przynieść zakupy i zniknąć do łazienki z telefonem. Kamil, jak zwykle, z nosem w ekranie. Marek włączył telewizor i przysnął w fotelu. Sama dekorowałam stół, sama wyciągałam z piwnicy biały obrus i te głupie porcelanowe talerze, których nikt nie myje, tylko ja.
– Można już siadać – powiedziałam cicho, jakby do siebie, choć wszyscy byli w zasięgu mojego głosu. Julia przewinęła coś na telefonie, nie podnosząc wzroku. Kamil z westchnieniem wstał z kanapy, nie zdejmując słuchawek z uszu. Marek nawet się nie odezwał – po prostu wstał i przysiadł na końcu stołu, zerkając w stronę telewizora, który jeszcze przed chwilą cicho grał.
Julia rzuciła: – Możemy już jeść, udajemy, że się wzruszamy?
Kamil zaśmiał się pod nosem. Zerknęłam na ciocię Halinę, która właśnie oglądała mój stół wzrokiem krytyka kulinarnego.
– Ryba wygląda na suchą – powiedziała, podnosząc widelcem kawałek karpia. – W tamtym roku była lepsza.
Nie odpowiedziałam. Czułam, jak ściska mi się gardło. Usiedliśmy. Próbowałam zacząć rozmowę.
– Kamil, jak na uczelni, zaliczyłeś już wszystko? A jak twoja praca Julka?
Oboje tylko wzruszyli ramionami, a Julia spojrzała na mnie, jakby chciała powiedzieć „po co drążysz”. A więc zamilkłam. Patrzyłam, jak jedzą barszcz, jak przechodzą do kolejnych potraw. A potem zbierałam talerze, jeden po drugim, w ciszy. Nikt nie zaproponował pomocy.
Po kolacji zmywałam w milczeniu
Woda parzyła dłonie, ale nie chciało mi się czekać, aż ostygnie. Wolałam ten ból niż ciszę za plecami. Za drzwiami kuchni słyszałam, jak Julia śmieje się z czegoś, co pokazał jej Kamil na telefonie. Marek coś mruknął, zapewne o meczu, który zaczynał się lada chwila. A ja wciąż byłam tu. Z rękami w pianie, z głową pełną pytań.
Odwróciłam się do Marka, który właśnie wszedł do kuchni: – Zauważyłeś, że nikt dziś się do mnie nie odezwał? – powiedziałam spokojnie, ale głos i tak mi zadrżał.
Marek spojrzał na mnie zaskoczony, jakby pierwszy raz mnie widział: – Nie przesadzaj, przecież byli mili. Jedli, śmiali się… W czym problem?
– We wszystkim – odpowiedziałam i wzięłam ścierkę, żeby zająć ręce. – Nie usłyszałam ani jednego pytania. Nikt się nie zapytał, jak się czuję, co u mnie. Jakby nie było mnie przy tym stole.
Marek westchnął: – Teresa… Święta są, nie rób scen. Wszystko było pyszne, doceniliśmy to. Co ty jeszcze chcesz?
– Żebyście mnie widzieli – powiedziałam ciszej. – Żebyście zobaczyli, że nie jestem tylko stołem, przy którym jecie.
Marek wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni bez słowa, a ja stałam przez chwilę z mokrą ściereczką w ręku i z bijącym sercem.
Chciałam z kimś porozmawiać
Potem dom ucichł. Julia zamknęła się w swoim pokoju z telefonem, Kamil też – pewnie znowu grał. Marek zasnął na kanapie z pilotem w ręce. Talerze były umyte, ciasta przykryte folią, stół pusty. Zostałam sama. Usiadłam w kącie salonu, wśród niedojedzonych pierników. Pachniało cynamonem i suszem, ale zapach tylko mnie drażnił. Przypomniałam sobie, jak kiedyś czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę razem. Jak dzieci biegały wokół stołu, jak Marek obejmował mnie w pasie i mówił: „Kochanie, jak dobrze, że jesteś”. Teraz nikt już tak nie mówi. Może nawet nie zauważają, że jestem.
Sięgnęłam po telefon i otworzyłam listę kontaktów. Ewa. Moja przyjaciółka. Kiedyś dzwoniłyśmy codziennie, a teraz... prawie wcale. Serce biło mi szybciej, gdy naciskałam zieloną słuchawkę.
– Ewa? Cześć… – powiedziałam, a głos mi zadrżał.
– Teresa? Teraz nie mogę, jestem z rodziną… oddzwonię, dobrze? – jej głos był ciepły, ale szybki. Jakby chciała zamknąć temat.
– Jasne. Wesołych świąt – powiedziałam, ale ona już się rozłączała.
Odłożyłam telefon. I wtedy przyszło uczucie, które znałam aż za dobrze. To samo, które budziło się we mnie w nocy, kiedy Marek przewracał się na drugi bok bez pożegnania. To samo, które czułam, gdy dzieci wychodziły z domu, nie mówiąc nawet „pa”. Samotność. Samotność tak głośna, że aż dzwoniła mi w uszach.
Wstałam i podeszłam do starej komody, tej, która kiedyś stała jeszcze u mojej mamy. Otworzyłam dolną szufladę. Były tam różne zdjęcia. Z trudem wygrzebałam jedno – Wigilia sprzed dwudziestu lat. Ja z wałkami na głowie i świątecznym fartuszku. Marek całuje mnie w policzek, a Julia i Kamil, jeszcze mali, śmieją się przy choince. Pamiętam ten moment. Śpiewaliśmy kolędy. Piliśmy kompot z suszu. W tle leciała „Cicha noc”, a ja byłam szczęśliwa.
Zaczęłam przeglądać kolejne zdjęcia. Urodziny Kamila. Pierwsza komunia Julii. Ja – zawsze gdzieś w tle. Z tortem. Z prezentami. Z odkurzaczem. I nagle przyszła myśl. Ostra jak gwóźdź w sercu: "Czy ja kiedykolwiek naprawdę byłam ważna? Czy tylko wygodna?" Odłożyłam zdjęcia i wpatrywałam się w pusty salon. Życie mi gdzieś uciekło. Zastąpiły je przyzwyczajenia, obowiązki, milczenie. Kiedy ostatni raz ktoś mnie naprawdę zapytał: „Co u ciebie, Teresa?” – i naprawdę chciał to usłyszeć? Oparłam głowę o ramę fotela. Byłam zmęczona, ale nie fizycznie, tylko tak głęboko w środku.
Rano wstałam wcześnie
Światło poranka wdarło się do kuchni, blade i zimne. Siedziałam przy stole z kubkiem zimnej już herbaty, której nawet nie miałam ochoty pić. Noc nie przyniosła ulgi. Tylko zmęczenie. Takie, które osiada na kościach. Julia weszła pierwsza. W rozciągniętej bluzie, z włosami związanymi byle jak. Ziewnęła, wzięła telefon, odblokowała.
– Dziękuję za wczoraj, mamo – rzuciła zdawkowo, jakby mówiła do ekspedientki w sklepie. – Było okej.
– Czy wszystko było dobrze? – zapytałam, choć od razu wiedziałam, że to głupie pytanie. Ale musiałam coś powiedzieć. Musiałam spróbować zaczepić się o nią choćby na sekundę.
– Mhm – mruknęła, nie podnosząc wzroku znad ekranu.
Kamil zszedł chwilę później, przeszedł koło mnie, nawet nie zauważając, że trzymam otwarte dłonie, jakbym mogła go jeszcze jakoś zatrzymać w tym świecie, w którym istnieję.
Marek wszedł ostatni, podrapał się po głowie: – Barszcz został? – zapytał.
– Tak. W lodówce.
– To dobrze.
I wyszedł, a ja usiadłam z powrotem. Pustka we mnie miała już kształt. Była regularna, gładka, zimna jak porcelana na wczorajszym stole. Wstałam, włożyłam płaszcz. Zawiązałam szalik. Drzwi cicho kliknęły za mną. Nie zostawiłam kartki, nie powiedziałam, dokąd idę. Bo sama nie wiedziałam. Szłam przed siebie. Po raz pierwszy od lat nie zastanawiałam się, co oni zrobią beze mnie. Czy zadzwonią? Będą mnie szukać? Na ten moment mnie to nie obchodziło. Chciałam tylko wreszcie chwili świętego spokoju.
Teresa, 58 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dzieci nagle nie chciały zostawać z teściową. Gdy powiedziały, co robi babcia, nie mogłam uwierzyć”
- „Zawsze życzę wszystkim spokojnych świąt, ale niestety moje takie nie są. Teściowa dba o to, żebym się nie nudziła”
- „Córka miesiąc po stracie męża, zrobiła coś, czego nie rozumiem. Wdowa w żałobie powinna mieć w sobie więcej skromności”