„Wszyscy liczyliśmy na hojny spadek, ale matka zakpiła z nas zza grobu. Przez lata zmienialiśmy jej pieluchy na marne”
„Mama znała nas. Znała naszą małość, nasze potrzeby, nasze żale. Nie chciała, żebyśmy rozdzierali się o ziemię, dlatego zabrała ją wszystkim”.

- Redakcja
Nie spodziewałam się, że ostatnie dni życia matki na nowo otworzą wszystkie nasze stare rany. Choć minęło tyle lat, odkąd każde z nas poszło w swoją stronę, znów wracaliśmy do rodzinnego domu – tym razem po to, by pożegnać ją na zawsze. Rafał, najstarszy z nas, zawsze traktował ziemię jak swoje dziedzictwo. Siostra, dystyngowana pani z miasta, nie kryła pogardy dla wiejskiego życia. A Tomek... Tomek zjawił się nieoczekiwanie. Mama milczała przez ostatnie tygodnie, a jej obecność była bardziej pytaniem niż odpowiedzią. Czułam, że ten dom widział już zbyt wiele, byśmy wyszli stąd tacy sami.
Byłam zdezorientowana
Matka leżała w łóżku pod cienkim kocem, z twarzą bladą jak lniana pościel. Wokół niej zebraliśmy się wszyscy – ja, Rafał, Karina i Tomek. Cisza wypełniała pokój, przerywana tylko oddechem mamy, który stawał się coraz bardziej urywany, jakby każda kolejna próba złapania powietrza była walką. Patrzyłam na jej dłonie – pomarszczone, znajome, już bez siły.
– Widzicie, jak się kończy? – mruknął Rafał z przekąsem. – A wy tu dopiero teraz...
– Daruj sobie – syknęła Karina. – Przyjechaliśmy, prawda? Lepiej późno niż wcale.
Tomek milczał. Stał w rogu, jakby był tylko cieniem samego siebie, z rękami głęboko w kieszeniach. I wtedy matka uniosła lekko głowę. Otworzyła usta i wyszeptała:
– Niech ziemia przypadnie temu, kto ma najczystsze sumienie.
Zamarliśmy. Rafał spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.
– Mamo, co to znaczy? – zapytał ostro. – Kto ma to niby rozstrzygać?
Matka już się nie odezwała. Po chwili jej powieki opadły. Kilka chwil później usiedliśmy przy stole. Cisza znów wisiała między nami, ale tym razem była pełna gniewu i podejrzeń.
– Czyste sumienie? – prychnęła Karina. – Ciekawe, kto z nas ma najczystsze. Rafał, który myśli tylko o sobie?
– A może ty, wielka dama z miasta, co matkę zostawiła jak niepotrzebny mebel? – odbił Rafał.
– Spokojnie – przerwałam. – To chyba nie konkurs.
– Ale o coś jej chodziło. I nie zostawię tej ziemi byle komu – mruknął Rafał.
Spojrzałam na nich i po raz pierwszy poczułam, że przed nami nie tylko żałoba, ale i walka.
Musiałam zareagować
Siedzieliśmy przy kuchennym stole, który pamiętał nasze dzieciństwo, kłótnie, śmiechy i długie wieczory z herbatą. Teraz ciszę przerywały tylko uderzenia łyżeczek o porcelanę. Na stole parowała zupa ogórkowa, którą ugotowałam rano, z przyzwyczajenia, jakby normalność mogła coś ugasić.
– Gdyby nie ja, matka dawno by trafiła do domu starców – powiedział Rafał, łamiąc ciszę jak szkło.
– Tak, bo traktowałeś ją, jak obowiązek. Jak krowę do dojenia – syknęła Karina, nie patrząc na niego.
– A ty niby gdzie byłaś? Na tych swoich konferencjach? Zawsze miałaś nas za wieśniaków.
– Nie mieszkałam tu, bo chciałam czegoś więcej. To grzech?
– A kto ją odwiedzał, kiedy wy byliście zajęci sobą? – wtrącił się Tomek. – Ja przychodziłem. Może nie codziennie, ale zawsze. Nawet jak nie chciała mówić.
– I co, teraz chcesz medal za to, że z łaski przyszedłeś na herbatę? – Rafał uderzył dłonią w blat.
– Dość! – podniosłam głos, aż wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni. – Może, zamiast wyliczać, co kto zrobił, powinniśmy się zastanowić, o co naprawdę chodziło mamie.
– O moralność? – Karina prychnęła. – To może ty, jej ulubienico, powiedz, kto tu ma najczystsze sumienie?
Spojrzałam po nich. Wszyscy mieli swoje racje i swoje winy. A ja zaczynałam rozumieć, że mama nie chciała, żebyśmy tej ziemi chcieli. Chciała, żebyśmy ją przemyśleli.
Poczułam ulgę
Jako jedyna zgłosiłam się do notariusza. Może dlatego, że nikt nie chciał zawracać sobie głowy formalnościami, może dlatego, że nikt nie chciał usłyszeć prawdy. Siedziałam w chłodnym gabinecie, z dłońmi złożonymi na kolanach, jak uczennica czekająca na wyrok.
– Dzień dobry pani. Testament jest ważny i sporządzony własnoręcznie. Państwa matka zdecydowała się na dość nietypowy zapis – zaczął notariusz, przeglądając papiery.
Spojrzałam na niego pytająco.
– Ziemia została przepisana... kościołowi parafialnemu. Cytując słowa: „Niechaj ta ziemia będzie Boża. On jedyny zna nasze serca”.
Zamarłam. Poczułam, jakby powietrze nagle zrobiło się zbyt gęste, by je wciągnąć.
– To jakiś żart? – zapytał Rafał, gdy godzinę później przekazałam im treść testamentu. – Kościołowi?! Przecież to nasza ziemia! Ojciec ją orał gołymi rękami!
– Matka postradała zmysły – rzuciła Karina, rozdrażniona. – Oddała wszystko księdzu?
Tomek roześmiał się krótko, bez radości.
– No, to chyba wiadomo, kto miał najczystsze sumienie. Ksiądz.
– Nie kpij – syknął Rafał. – To dom. Nasz dom.
Siedziałam w kącie i nie odezwałam się. Bo coś we mnie drgnęło – jakby ulga. Mama znała nas. Znała naszą małość, nasze potrzeby, nasze żale. Nie chciała, żebyśmy rozdzierali się o ziemię, dlatego zabrała ją wszystkim. I może pierwszy raz czułam, że rozumiem, co naprawdę miała na myśli.
Zrozumiałam, czym jest prawda
Dzień pogrzebu był chłodny, jakby ziemia sama wstrzymała oddech. Staliśmy w rzędzie, czwórka dzieci tej samej kobiety, tak inni, a teraz zespoleni czarnym strojem i obowiązkiem. Trumna osuwała się powoli w dół, a ksiądz mówił o pokoju i wieczności. Po ceremonii wszyscy rozeszliśmy się bez słowa. Dopiero po chwili Karina podeszła do mnie.
– Myślisz, że mama naprawdę chciała nas ukarać?
– Myślę, że chciała coś nam powiedzieć.
– Co?
– Że nie jesteśmy gotowi. Ani do dziedziczenia, ani do przebaczenia.
Karina spuściła wzrok. Po chwili Rafał dołączył do nas, z zaciśniętą szczęką.
– Przepraszam, że na was naskoczyłem. Po prostu... wszystko mi się sypie. Ta ziemia... dawała mi złudne poczucie kontroli.
Tomek dołączył ostatni.
– Matka była sprytniejsza niż my wszyscy – mruknął. – Może chciała, żebyśmy wreszcie pogadali jak ludzie.
Staliśmy chwilę w ciszy, jakby szukając nowej wersji siebie. Gdy już wszyscy się rozeszli, siadłam na ławce naprzeciw grobu. Wiatr poruszał liście klonu. Patrzyłam na imię matki wykute w kamieniu i słowa, które zostawiła.
„Niech ziemia przypadnie temu, kto ma najczystsze sumienie”.
Wtedy dotarło do mnie, że nic w życiu nie jest pewne, a ziemia już nigdy nie będzie nasza.
Czułam gorycz
Wróciłam do miasta dzień po pogrzebie. Pociąg był prawie pusty, a ja nie potrafiłam skupić się na żadnej książce, ani nawet na krajobrazie za oknem. Myśli krążyły wokół jednego zdania:
„Niech ziemia przypadnie temu, kto ma najczystsze sumienie”.
Brzmiało w mojej głowie jak echo – nie jako wyrzut, ale jak zagadka, której odpowiedź była prostsza, niż się wydawało. W pracy nikt nie pytał o szczegóły. Ludzie rzucali zdawkowe „przykro mi”, ale nikt nie dociekał, nie dopytywał. I dobrze. Nie umiałabym odpowiedzieć nic bez cienia goryczy. Wieczorem usiadłam z kubkiem herbaty i zeszytem. Wciąż mam ten nawyk – pisać, kiedy nie potrafię mówić. Zaczęłam spisywać wszystko, co zapamiętałam – rozmowy, spojrzenia, tę chwilę, gdy matka zamknęła oczy. Pisząc, zrozumiałam, że ta ziemia nigdy nie miała być dziedziczona w sensie fizycznym. Miała być lustrem. I każdy z nas musiał w to lustro zajrzeć.
Rafał zamilkł. Karina wysłała wiadomość, że może kiedyś przyjedzie, porozmawiać. Tomek... Tomek wysłał mi zdjęcie trzech kubków na kuchennym stole. Jeden z nich był stary – z domu mamy. Może wziął go ze sobą. A ja? Ja nie chcę ziemi. Nie chcę niczego, co dzieli. Wolę pamięć. Spokój, że nie muszę nic udowadniać. Matka wiedziała, co robi. Może właśnie w tym był jej największy dar – zabrała ziemię, by dać nam coś więcej: szansę na prawdę o sobie.
Dorota, 39 lat
Czytaj także:
- „Gdy moja żona zamilkła jak głaz, od razu wyczułem, że coś się święci. Chodziła się wygadać komuś zupełnie innemu”
- „Chciałam poznać przyszłych teściów i teraz żałuję. To, co zobaczyłam w ich domu, przyprawiło mnie o mdłości”
- „Córka uznała, że wesele jest dla młodych. Gdy dziadek usłyszy, co wymyśliła, będzie szukał garniaka, ale do trumny”