„Wszyscy mi mówili, że rozwód to porażka dla każdej kobiety. Dziś wiem, że to była moja najlepsza decyzja”
„Patrzyłam na niego i myślałam o tym, że kiedyś potrafił być inny. Kiedy całował mnie w czoło i mówił, że mam najładniejsze oczy. A teraz? Byłam dla niego jak robot, który ma działać i się nie psuć”.

- Redakcja
Gdy powiedziałam przyjaciółkom, że zamierzam się rozwieść, patrzyły na mnie jak na wariatkę.
– Rozwód?! Ale przecież... przecież macie kredyt, dom, auto. Ludzie zabijają za taki standard życia!
– A ty, jesteś pewna, że nie będziesz tego żałować? – dopytywała inna z troską, ale i z nutką oceny w głosie.
A ja tylko się uśmiechałam. Nie dlatego, że byłam spokojna. Tylko dlatego, że pierwszy raz od dawna miałam niezachwianą pewność, że robię dobrze.
Miałam dość
– Spóźnisz się! – usłyszałam zza drzwi łazienki.
Marek był rozdrażniony. Jakby fakt mojego istnienia od rana działał mu na nerwy.
– Już wychodzę – odpowiedziałam cicho, choć wcale się nie spieszyłam.
Malowałam ostatnią kreskę eyelinerem. W kuchni, jak zwykle, czekała zimna kawa. Nawet nie podniósł wzroku, gdy weszłam.
– Znowu się guzdrzesz – mruknął. – Nie ogarniasz, że rano liczy się każda minuta?
– Mhm – odpowiedziałam, ignorując zaczepkę.
Nalałam sobie herbaty. Nie usiadłam.
– Wczoraj nie zapłaciłaś rachunku za prąd. Mam ci przypominać o takich rzeczach? Przecież masz czas, nie pracujesz po godzinach – dodał, unosząc brwi z pretensją.
– Wysłałam przelew wieczorem – odpowiedziałam spokojnie.
– No świetnie, cud, że coś zrobiłaś – westchnął teatralnie. – Mogłaś powiedzieć. Komunikacja to podstawa. Może kiedyś się nauczysz.
Patrzyłam na niego i myślałam o tym, że kiedyś potrafił być inny. Kiedy całował mnie w czoło i mówił, że mam najładniejsze oczy. A teraz? Byłam dla niego jak robot, który ma działać i się nie psuć. Wyszłam bez słowa. Zanim zamknęłam za sobą drzwi, usłyszałam jeszcze, jak mruczy pod nosem:
– I znowu trzasnęła. Jak baba z bazaru…
Zamiast się złościć, uśmiechnęłam się pod nosem. Pierwszy raz nie zabolało.
Coś we mnie zgasło
Telefon zadzwonił, kiedy stałam w kolejce po kawę. Spojrzałam na wyświetlacz – Magda.
– No, wreszcie – odezwała się, gdy tylko odebrałam. – Żyjesz? Czy Marek cię zjadł na śniadanie?
– Dzisiaj tylko pogryzł – odpowiedziałam z wymuszonym śmiechem.
– Jak ty to znosisz? Codziennie to samo. Odkąd pamiętam, masz z nim więcej kłótni niż wspólnych obiadów.
– Nie wiem. Może się przyzwyczaiłam – westchnęłam.
– Do bycia pomiataną?
Zamilkłam. Bo co miałam jej powiedzieć? Że nie wiem, kiedy ostatni raz Marek spojrzał na mnie jak na kobietę, a nie jak na usterkę w mieszkaniu?
– Nie chcę ci truć – dodała ciszej – ale przecież to nie musi tak wyglądać. Możesz się jeszcze zakochać. Nawet w tym wieku...
– W tym wieku? – parsknęłam. – Dzięki za przypomnienie, że już czas na krem na zmarszczki.
– Oj nie zaczynaj. Mówię poważnie. Ty jesteś fajna. Tylko stłamszona. On cię gasi. Wiesz, jak gasną oczy, kiedy człowiek przestaje wierzyć, że coś się jeszcze zmieni?
Spojrzałam w lustro przy automacie do kawy. Rzeczywiście, coś we mnie zgasło. Milczałam, ale serce zabiło mi szybciej.
Przestałam udawać
Wróciłam do domu później niż zwykle. Celowo. Przeszłam się po centrum, weszłam do księgarni, kupiłam sobie czekoladę. Siedziałam na ławce jak nastolatka, która nie chce wracać do mieszkania z dwiema sypialniami i jedną wielką ciszą.
– Gdzie byłaś? – usłyszałam, ledwo przekroczyłam próg.
Marek siedział przy stole z laptopem w dresie. Nawet nie spojrzał.
– W mieście. Poszłam się przejść – odpowiedziałam.
– Przejść? W październiku? Po ciemku? A może chcesz, żebym cię szukał po rowach?
– Nie trzeba mnie szukać. Jeszcze się nie zgubiłam.
– Ale chyba zgubiłaś rozsądek – warknął, zamykając laptopa. – I obiad pewnie też.
– Nie ugotowałam – odparłam spokojnie.
Spojrzał na mnie. Pierwszy raz tego dnia.
– Słucham?
– Miałam ochotę na zupę dyniową, ale potem stwierdziłam, że mam większą ochotę nie gotować w ogóle.
– Czy ty się dobrze czujesz? – zapytał z niedowierzaniem. – Bo zachowujesz się… dziwnie.
– Może po prostu zaczynam zachowywać się normalnie. – Zdjęłam płaszcz i powiesiłam go spokojnie. – Normalnie, jak na osobę, która przestaje udawać, że wszystko jest w porządku.
Wstał. Zmieszany.
– O co ci chodzi?
– O to, że chyba już czas, żebyś sam zrobił sobie kolację. I może się zastanowił, czemu żona woli zmarznąć na ławce niż siedzieć z tobą przy jednym stole.
Po raz pierwszy nie zareagował od razu. Stał w miejscu, a ja poczułam, że wygrałam małą bitwę.
Spojrzałam na niego uważnie
Nazajutrz wrócił wcześniej z pracy. Sygnał ostrzegawczy. Marek nigdy nie kończył o siedemnastej, chyba że miał do załatwienia „ważne sprawy”. Podejrzewałam, że dzisiaj tą „ważną sprawą” byłam ja.
– Usiądziesz na chwilę? – zapytał, gdy tylko zdjęłam buty.
– Aż tak źle? – uniosłam brew, ale usiadłam.
Ciekawość wzięła górę nad zmęczeniem.
– Nie rozumiem, co się z tobą dzieje – zaczął, splatając dłonie. – Od kilku dni jesteś nie do poznania. Milczysz, kąsasz. To przez coś?
– Przez wszystko – odpowiedziałam cicho.
Zamilkł. Chyba spodziewał się, że zaprzeczę, uśmiechnę się i powiem, że przez złą pogodę.
– Wiesz, że staram się, jak mogę – dodał po chwili. – Utrzymuję dom, nie piję, nie biję. Czy naprawdę masz aż tyle powodów do niezadowolenia?
– Nie pijesz i nie bijesz. Wspaniale. A może jeszcze medal mam ci za to dać?
– No przepraszam, ale… jak tak dalej pójdzie, to...
– To co? – przerwałam. – Wyprowadzisz się?
Zamilkł. Patrzył na mnie tak, jakby nie poznawał.
– To nie ja się zmieniłam. To ty przestałeś mnie dostrzegać. Od dawna. Po prostu wreszcie przestałam udawać, że mi to nie przeszkadza.
– Więc co teraz? – zapytał już ciszej.
Spojrzałam na niego uważnie.
– Teraz to ja się zastanawiam, co dalej. Tylko tym razem – dla odmiany – pomyślę najpierw o sobie.
Odzyskałam siebie
Minął tydzień, odkąd powiedziałam Markowi, że muszę się zastanowić nad swoim życiem. Przestał się odzywać. Nie dopytywał. Nie próbował mnie zatrzymać. Nawet nie udawał, że go to ruszyło. Najtrudniejsze już było za mną. Reszta to tylko formalność. Wieczorem spakowałam walizkę. Niewielką. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
– Wyjeżdżasz gdzieś? – rzucił Marek, mijając mnie w przedpokoju. Ani śladu zdziwienia w głosie.
– Tak. Do Magdy. Na jakiś czas. Chcę pomyśleć, gdzie i jak chcę dalej mieszkać.
– Rozumiem. – Wzruszył ramionami. – Tylko nie zostawiaj mi rachunków do zapłacenia.
Zatrzymałam się w pół kroku.
– Serio? Tyle lat razem i jedyne, co masz mi do powiedzenia, to żeby ci nie zostawiać rachunków?
– A co miałem powiedzieć? – burknął. – Że będzie mi smutno? Że żałuję? Bo nie żałuję.
– Wiem. I właśnie dlatego odchodzę.
Wyszłam. Bez łez. Bez trzęsących się rąk. Było mi po prostu… spokojnie. A gdy siedziałam już w tramwaju, napisałam do Magdy:
„Jedziemy do notariusza. Chcę złożyć papiery”.
Odpisała od razu:
„Jestem z ciebie dumna. Witaj wśród żywych”.
I tak się właśnie czułam. Jakbym wracała do życia. W końcu.
Nie żałowałam
Minęły trzy miesiące. Mieszkam teraz w kawalerce na trzecim piętrze bez windy, z widokiem na plac zabaw i budkę z kebabem. Kiedyś pewnie by mnie to przygnębiało. Dziś cieszy. W końcu miałam swoje miejsce. Swój bałagan. Swoje światło w kuchni, które mogłam zostawić zapalone całą noc, jeśli tylko miałam na to ochotę. W piątek wieczorem Magda wpadła z winem i pizzą.
– Na co masz ochotę? – zapytała. – Oglądamy coś czy robimy wielkie podsumowanie życia?
– A można jedno i drugie?
Zaśmiała się i usiadła po turecku na łóżku.
– Wiesz, kiedy cię poznałam, myślałam, że jesteś z tych kobiet, co wszystko wytrzymają. Bez względu na wszystko. Że za bardzo boisz się zmian, żeby coś zrobić.
– Też tak myślałam. Aż pewnego dnia… przestałam się bać. A może zaczęłam bać się czegoś innego – że całe życie przeżyję obok siebie.
Magda nalała mi wina do kubka z napisem „Szefowa wszystkich szefowych”.
– No to za twoją odwagę.
– I za twoją cierpliwość – dodałam.
Wypiłyśmy toast. Gdy położyłam się później spać, przez chwilę patrzyłam w sufit. Nie było romantycznej historii. Księcia z bajki. Ani nawet szczególnej dramy. Było za to coś ważniejszego. Odzyskałam siebie.
Katarzyna, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż skarżył się na moje zimne kotlety i chodził na obiady do teściowej. Doszło do mnie, że muszę zakończyć tę farsę”
- „Na emigracji zarobiłam na lepsze życie, lecz nie miałam do czego wracać. Mąż i dzieci widzą we mnie bankomat”
- „Na śmietniku znalazłam stary zeszyt z przepisami. To, co było napisane na ostatniej stronie, zmieniło moje życie”