„Wszyscy myśleli, że jesteśmy małżeństwem idealnym. W Sylwestra o północy dowiedzieli się, do czego zdolny jest mój mąż”
„Marek rozwiesił girlandy i sprawdził, czy świecą wszystkie lampki. Graliśmy dalej. Rola gospodyni, rola męża. Uśmiechy, podzielone obowiązki. Harmonijny duet, gotowy na występ przed publicznością”.

Tydzień przed Wigilią mój mąż Marek spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem, jakby miał za chwilę zemdleć pod ciężarem jakiegoś wielkiego wyznania. I wyznał, że mnie zdradził. Raz, jak powiedział. Tylko raz, to było bez znaczenia, taki jednorazowy błąd. Chciał być uczciwy.
Myślał, że wybaczyłam
Chciałam wiedzieć więcej: kiedy to się stało, jak długo mnie okłamywał, czy mnie dotykał i myślał o niej, czy miał nadzieję, że się nie dowiem, czy planował to zakończyć, czy po prostu nie wyszło. Nie zapytałam jednak o nic więcej. Wstałam i wyszłam do kuchni.
Zostawiłam go samego na kanapie. Nie mogłam dłużej słuchać, nagle wszystko we mnie ucichło, jakby ktoś zakręcił kurek z emocjami. Nie rozpaczałam. Otworzyłam szafkę i wyjęłam kieliszek do wina. Trzymałam go chwilę w dłoni, zanim zorientowałam się, że nic do niego nie nalałam. Usiadłam przy stole i wpatrywałam się w ścianę. Postanowiłam dalej udawać dobrą żonę. Przynajmniej przez Boże Narodzenie.
W Wigilię wszystko musiało wyglądać tak, jak zawsze: karp na dwa sposoby, pierogi lepione w domu, kompot z suszu, nawet opłatek. Wszystko tak samo, jak co roku, tylko ja już byłam kimś innym. Marek starał się zachowywać normalnie. Pomagał w kuchni, nakrywał do stołu, przy obiedzie nawet nalał wina mojej siostrze, śmiejąc się, że w tym roku może trochę więcej, bo dzieci są już duże i nie trzeba aż tak uważać.
Nie dał po sobie poznać
Czułość pojawiała się tylko przy innych. Delikatne muśnięcie mojej dłoni, ramię za moimi plecami, uśmiech, który widzieli wszyscy. I pozwalałam mu na to tylko wtedy, kiedy ktoś patrzył. W środku jednak byłam już gdzieś indziej.
Zastanawiałam się, ile kobiet udaje tak jak ja. Ile z nich zostaje dla świętego spokoju, bo są dzieci, bo mają wspólny kredyt, bo szkoda czasu i nerwów na rozwód. Najpierw trzeba zdjąć wszystkie maski, a to boli bardziej niż prawda. Zdrada to jedno, ale układanie życia od nowa w grudniu, wśród choinek i kolęd, to coś zupełnie innego.
– Jesteś szczęśliwa, córeczko? – Zapytała mama, kiedy zostałyśmy na chwilę same w kuchni.
– Pewnie, mamo. A jak inaczej? – Odpowiedziałam z uśmiechem. Nie chciałam im zepsuć Wigilii.
Przy stole zaśpiewaliśmy kolędę. Marek trzymał mnie za rękę, a ja trzymałam się w całości, żeby nikt niczego nie zauważył. Wieczór minął jak ze scenariusza. Wszyscy wyjechali zadowoleni. Wszystko się udało.
Grałam swoją rolę
W Sylwestra od rana wszystko szło jak w zegarku. Nakryłam stół w srebrno-białej tonacji, tak jak lubiłam. W lodówce czekała sałatka z granatem i pieczony schab zawinięty w folię. W szafce – idealnie wypolerowane kieliszki do prosecco. Marek rozwiesił girlandy i sprawdził, czy świecą wszystkie lampki. Graliśmy dalej. Rola gospodyni, rola męża. Uśmiechy, podzielone obowiązki. Harmonijny duet, gotowy na występ przed publicznością.
Anka i Paweł przyszli przed dziewiętnastą. Na zewnątrz był prawdziwy ziąb, więc wniesiono do przedpokoju zapach mrozu i perfum. Słychać było śmiechy, całusy na powitanie, rozpinanie kurtek. Z pokoju dobiegała muzyka z playlisty, którą ułożyłam poprzedniego wieczoru. Wtedy wszystko miało znaczenie, każdy szczegół. Łatwiej było się skupić na tym, niż myśleć, że dziś skończy się coś więcej niż tylko rok.
– Wy jesteście dowodem, że można być razem mimo wszystko – powiedziała Anka, patrząc na nas z takim rozczuleniem, że aż chciało się jej uwierzyć.
– Mimo wszystko – powtórzyłam z uśmiechem. – To dobre.
Nie mogli się domyślić, co tak naprawdę działo się we mnie.
Nie spodziewał się
Kilka minut przed północą rozdałam kieliszki, odpaliłam telewizor, żeby mieć w tle dźwięk odliczania. Zawsze to robiłam. Niby nic wielkiego, a przecież wszyscy czekają na ten moment. Dziesięć… dziewięć… osiem… wszyscy podnieśli ręce. Siedem… sześć… pięć… spojrzałam na Marka. Cztery… trzy… dwa…
– Od jutra już nie udaję. Ty możesz zostać w tym związku, ale ja z niego wychodzę – powiedziałam prosto do jego ucha.
Zabrzmiały korki szampana, ludzie się ściskali. Wybuchy fajerwerków rozbłysły za oknem. Ja odwróciłam się i wyszłam do kuchni. Zostawiłam go tam – wśród śmiechów, toastów i konfetti – z miną człowieka, który właśnie usłyszał, że coś się skończyło, tylko jeszcze nie zrozumiał co.
Nie minęła minuta, gdy usłyszałam jego kroki. Wszedł do kuchni i zatrzymał się w drzwiach. W ręku trzymał kieliszek, ale już pusty. Twarz miał napiętą, jakby szukał odpowiednich słów, które rozbroją sytuację. Ale to już nie działało.
– Co ty robisz? – zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Zaskoczyłam go
Stałam przy blacie, udając, że czegoś szukam w szufladzie.
– Wychodzę z roli – odpowiedziałam. – Mam już dość ratowania czegoś, co już się rozpadło.
Pokręcił głową, jakby nie rozumiał albo udawał, że nie rozumie. Podszedł bliżej.
– Nie możesz tego zrobić teraz, przed ludźmi. To Sylwester.
– A kiedy? Po śniadaniu? Po deserze? – Spojrzałam na niego. – Czekasz, aż będzie mniej niezręcznie? To nigdy nie będzie dobry moment, Marek. Dla ciebie nigdy nie będzie odpowiednia pora, żeby ktoś powiedział ci, że mnie straciłeś.
Milczał. Wpatrywał się we mnie z czymś pomiędzy niedowierzaniem a złością.
– Decyzję podjęłam w Wigilię – powiedziałam spokojnie. – Tego wieczoru, kiedy składałam ci życzenia, w myślach tylko liczyłam, ile jeszcze dni muszę wytrzymać, żeby nie zburzyć wszystkiego w święta. I tak już nic nie było prawdziwe, więc przynajmniej dałam wszystkim teatr z ładną scenografią.
– Ale ja się staram – rzucił w końcu. – Próbuję. Mówiłem, że chcę to naprawić.
– Naprawić? – powtórzyłam. – Co ty właściwie próbujesz naprawić? Mój spokój, który mi zabrałeś? Moje zaufanie? Czy może swój obraz w oczach innych?
To był koniec
Chciał coś odpowiedzieć, ale zamilkł. Uniósł dłoń, jakby chciał mnie dotknąć, potem jednak się rozmyślił. Wiedział, że już nie ma na to miejsca.
– Nie płaczesz – powiedział po chwili.
– Bo już nie mam siły – odparłam. – Jestem zmęczona, Marek. Zmęczona tym, że próbuję czuć coś, czego już nie ma. Codziennie budzę się obok ciebie i udaję, że jeszcze jesteśmy razem. A przecież nie jesteśmy. Ty tylko chciałbyś, żeby to tak wyglądało.
Stał chwilę, bezradny, a ja poczułam ulgę i spokój, i wiedziałam, że to już jest ostateczne.
– Wróć do gości – dodałam. – Przynajmniej przed nimi możesz jeszcze udawać.
Odwróciłam się i zaczęłam zmywać naczynia, jakby to był zwyczajny wieczór. I może właśnie tym najbardziej go złamałam. Nie wiedziałam, co dalej, gdzie będę wieczorem, za tydzień, za miesiąc, ale po raz pierwszy od dawna wiedziałam, że to ja o tym zdecyduję.
Joanna, 41 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Miały być rodzinne święta, ale mama zamieniła choinkę na palmy. Boże Narodzenie całkowicie straciło swój urok”
- „Zawsze czułem, że mogę przepisać rodzinny biznes synowi. Ufałem mu, a on pierwszego dnia wszystko sprzedał”
- „Mąż powiedział, że nie chce świątecznej szopki, ani żadnych prezentów. A potem zrobił mi awanturę, że nic nie dostał”