Reklama

Ależ ja nie lubię jeździć pociągami! Zresztą autem też nie. Najchętniej wcale nie ruszałabym się z domu. Wystarcza mi moja wieś – mam tutaj sklepy, kościół, przyjaciółki… Ale zadzwoniła do mnie Kryśka, moja kuzynka. Powiedziała, że wkrótce sprzedaje dom i przeprowadza się do córki.

Reklama

– I co, nie żal ci tego wszystkiego? – zapytałam szczerze zdziwiona.

– Pewnie, że szkoda – stwierdziła Kryśka. – Ale w mieście wszędzie jest blisko, no i będzie się do kogo odezwać.

Ja przeżyłam całe swoje życie w tej jednej wsi i zamierzałam położyć się na naszym cmentarzu na wieczne odpoczywanie.

Słuchaj, to ostatnia okazja, żebyś do mnie przyjechała – odezwała się Kryśka. – Pamiętasz, jak w dzieciństwie spędzałaś tutaj wakacje? Przyjedź, Lodzia, przypomnimy sobie stare, dobre czasy!

– No, nie wiem… Nie ma mnie kto do ciebie zawieźć, Marek jest nad morzem.

– Przecież u was staje pociąg! – niestety, przypomniała sobie Kryśka. – Nie musisz się nawet przesiadać, dojedziesz prosto do mnie.

Wyjdę po ciebie na stację

Nie udało mi się wyperswadować jej tego pomysłu. Może dlatego, że ja też miałam ochotę zobaczyć stare kąty… W dniu wyjazdu wszystko leciało mi z rąk. Zawsze się tak denerwuję przed dłuższą podróżą. Syn sąsiadów pomógł mi zanieść na stację walizkę, a ja jeszcze zdążyłam sobie kupić bilet i gazetę na drogę.

Kiedy pociąg przyjechał, wybrałam sobie pusty przedział niedaleko konduktora. Rozsiadłam się, rozłożyłam gazetę i z radością pogrążyłam się w najnowszych wiadomościach. Tytuł na pierwszej stronie głosił: „Morderca wciąż na wolności!”.

Wyczytałam, że mężczyzna zabił kochanka swojej żony, i wciąż jest bezkarny, tylko że nie wydrukowali jego zdjęcia. Na szczęście ja znam się na ludziach i rozpoznałabym takiego na kilometr!

Już miałam przejść do dalszych artykułów, kiedy drzwi otworzyły się i do przedziału wszedł dość młody mężczyzna w czapce nasuniętej na oczy. Nie miał ze sobą bagażu. Usiadł po drugiej stronie i zaczął drzemać. Przez chwilę patrzyłam na niego podejrzliwie, czy to nie jakiś złodziej, ale zaraz się uspokoiłam i wróciłam do lektury. Jakieś pół godziny później do przedziału zajrzał konduktor.

– Bilety do kontroli – rzucił.

Mój współpasażer wyjął z portfela kwitek i podał konduktorowi, a ja przeszukiwałam gorączkowo kieszenie. Byłam pewna, że włożyłam bilet do torebki, ale przepadł jak kamień w wodę!

Może pani kupić bilet teraz, wtedy nie będzie kary – powiedział konduktor, widząc, jak się miotam.

Problem w tym, że nie miałam pieniędzy. To znaczy miałam, ale w portfelu! A portfel wsunęłam na spód walizki, żeby mnie nikt nie okradł. Nie zamierzałam wyjmować majtek przy dwóch facetach!

Ja za panią zapłacę – zaoferował nagle mój współpasażer i konduktor bez słowa przyjął od niego pieniądze.

– Musi mi pan dać swój adres, to odeślę panu pieniądze – zapewniałam solennie faceta. – Jak się pan nazywa?

– Janek – podał tylko imię. – I nie musi mi pani niczego zwracać. Wyjeżdżam, nie mam jeszcze nowego adresu.

– To zrobimy tak – powiedziałam – na tej stacji, gdzie wysiadam, wyjmę portfel z walizki i wtedy się rozliczymy.

Pan Janek nie wydawał się jednak zainteresowany. Znowu zaczął drzemać.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, potrząsnęłam nim, żeby go obudzić

Pomógł mi z walizką, jednak kiedy wyszłam na peron, okazało się, że nikt na mnie nie czeka.

– Jak ja sobie dam radę z tym tobołem? – zmartwiłam się. – Gdzie ta Kryśka?

Odprowadzę panią – zaoferował się wtedy pan Janek.

– Ale przecież pociąg panu odjedzie! – nie mogłam się zgodzić.

– Będzie następny – skwitował, chwycił moją walizkę, i ruszył w stronę wsi.

Po drodze trochę się rozgadał i opowiadał mi, jak spędzał u babci wakacje…Kryśka wypadła z domu, żeby mnie powitać, kiedy tylko ujrzała mnie przez okno. W tym hałasie i zamieszaniu mój dobroczyńca oddalił się bez słowa, a ja nawet nie zauważyłam, że sobie poszedł. I nie oddałam mu tych pieniędzy!

U Kryśki rzeczywiście było cudownie, bawiłyśmy się niemal tak dobrze, jak za dawnych czasów. Chociaż wtedy nie piłyśmy tyle nalewki, za to zdecydowanie więcej biegałyśmy po okolicy. Teraz nawet chodzić już nam się nie chce.

Któregoś dnia Kryśka wybrała się do lekarza do miasta. Potem przywiozła ze sobą trochę zakupów i gazety.

Patrz, w końcu złapali tego mordercę – powiedziała, gdy wieczorem raczyłyśmy się jeżynówką i przeglądałyśmy prasę.

– Jakiego? – spytałam nie bardzo zainteresowana, bo właśnie czytałam o najnowszym romansie mojego ulubionego aktora.

– No tego, co zamordował gacha swojej żony! – powiedziała niecierpliwie Krycha. – I to niedaleko stąd, w pociągu!

– Naprawdę? Jest zdjęcie?

Owszem, było. Z pierwszej strony gazety patrzył na mnie… pan Janek.

– O, Boże – powiedziałam słabo. – To przecież on! On mi pomógł!

Kryśka była niepocieszona, że lepiej mu się wtedy nie przyjrzała, ale uważała, że mi się tylko wydaje. Ale ja byłam pewna. Przeczytałam cały artykuł. Policji dał znać konduktor, który widział zdjęcie zbiega. Z ciekawości poszłam nawet na stację, żeby sprawdzić rozkład jazdy pociągów.

Reklama

Miałam rację. Pan Janek został złapany w tym, który jechał jako następny tamtego dnia! Tak więc niechcący przyczyniłam się do zatrzymania mordercy! Czy się cieszę? Szczerze? Nie. Bo to był taki przyzwoity, pomocny człowiek, a cokolwiek złego zrobił, to z głupoty i złości.

Reklama
Reklama
Reklama