Reklama

Matematyka odgrywała ogromną rolę w życiu mojej babci, która uczyła tego przedmiotu. Miała wyjątkowy dar przekazywania wiedzy i potrafiła zarazić uczniów pasją do liczb. Jednak jej związek z matematyką sięgał znacznie głębiej. W swoim życiu stosowała matematyczne podejście do wszystkiego. Rządził nią świat liczb i logicznego myślenia.

Reklama

Zawsze miała radę

Znaliśmy ją jako osobę rzeczową, która zawsze zachowywała zdrowy rozsądek i podejmowała przemyślane decyzje. Każdy jej wybór wynikał z chłodnej kalkulacji, a nie z porywów serca. A przynajmniej tak nam się wtedy zdawało…

Od kiedy pamiętam, wszyscy w rodzinie traktowali jej opinie jak wyrocznię. Nikt nie śmiał podważać jej zdania, a każdy ważniejszy wybór konsultowaliśmy właśnie z nią. Pamiętam sytuację, gdy ciocia z wujkiem planowali zakup apartamentu – pierwszą rzeczą, jaką zrobili, było przedstawienie wszystkich możliwości babci.

Ona miała swój rytuał – najpierw się zamyślała, pocierała czoło, a później prosiła o dodatkowe dwa dni na przemyślenie sprawy. Nigdy nie spieszyła się z odpowiedzią, ale jej rady zawsze okazywały się trafione.

Dzięki temu, że ciocia z wujem posłuchali rady babci przy wyborze mieszkania, udało im się uniknąć kłopotów. Po jakimś czasie dowiedzieli się, że jeden z pominiętych lokali miał spore długi, a w kolejnym zagnieździły się insekty. Podobną historię przeżyła też moja rodzina – babcia pomogła nam podjąć właściwą decyzję, chroniąc nas przed zepsuciem urlopu.

Zanim zdecydowaliśmy się na wyjazd zagraniczny, zapytała nas jakie biura turystyczne rozważamy. Po paru dniach podpowiedziała nam konkretną firmę, z którą warto pojechać. Jej rada okazała się strzałem w dziesiątkę – trafiliśmy na świetne warunki wypoczynku, podczas gdy druga firma, którą początkowo braliśmy pod uwagę, niedługo potem ogłosiła bankructwo.

Słuchaliśmy jej

Kiedyś ciotka ze strony ojca szukała samochodu. Choć babcia kompletnie nie znała się na motoryzacji, pomogła jej wybrać auto, które służy jej po dziś dzień. Teraz ma już prawie dwie dekady.

To nie były błahe sprawy – chodziło o poważne pieniądze. Ale nie tylko w takich sytuacjach prosiliśmy babcię o radę. Właściwie dzwoniliśmy do niej z każdą głupotką, nawet z najmniejszym problemem. I nigdy nie odmawiała pomocy. Potrzebowała tylko chwili na przemyślenie – czasami nawet paru dni. Dlaczego tyle zwlekała? Kiedy o to pytaliśmy, babcia tylko się delikatnie uśmiechała i mówiła:

– Nasz umysł ma większą moc, niż sądzimy. Wystarczy dać mu chwilę na przemyślenie sprawy.

– Ale czy naprawdę aż tyle czasu? Przecież pytam cię tylko, czy powinnam pójść na randkę z tym chłopakiem, czy dać sobie spokój – mówiłam wtedy jako nastoletnia dziewczyna.

– Kochanie, każdy dylemat to wyzwanie. Matematycznie patrząc, ważne jest, jak złożony jest problem, a nie to, jakie będą skutki w twoim życiu – tłumaczyła mi swoim nauczycielskim tonem.

Szczerze mówiąc, tak jak reszta rodziny, nie bardzo łapałam, o co jej chodzi.

Brakowało nam jej

Choć niewiele osób potrafiło ją zrozumieć, to gdy zmarła, każdy czuł ogromny żal. Nasza wspaniała babcia zostawiła po sobie wielką pustkę i wiedzieliśmy, że bez jej rad będzie nam bardzo ciężko.

Najtrudniejsze wydawało się podejmowanie wspólnych, rodzinnych wyborów, bo ona nigdy nie popełniała błędów. W naszym przekonaniu to jej logiczne, matematyczne podejście do życia było źródłem jej niezawodności. Tak samo uważali wszyscy żałobnicy, którzy tłumnie przybyli na ceremonię pogrzebową. Znałam większość zebranych osób – przyszli członkowie rodziny, znajomi i współpracownicy ze szkoły. Z nauczycielami mieliśmy okazję się poznać, bo babcia często zabierała nas na szkolne wydarzenia.

Była tam jedna osoba, która kompletnie nie pasowała mi do znanych twarzy. Od razu przykuła moją uwagę, bo wyglądała zupełnie inaczej niż reszta żałobników. Co prawda też miała czarne ubranie, ale jakie! Nosiła efektowną, długą kreację z mnóstwem falban i szerokimi rękawami z koronki. Na głowie spoczywał wielki, przykuwający wzrok kapelusz. Dostrzegłam ją najpierw pod kaplicą, ale podczas samej uroczystości gdzieś mi zniknęła.

Czekała do ostatniej chwili – dopiero przy składaniu kondolencji przy grobie się zbliżyła. Najpierw pożegnała rodziców, a na końcu stanęła przede mną. Jej spojrzenie było osobliwe, tak jakby wiedziała o mnie wszystko i spotkałyśmy się po długiej rozłące.

Nie wiedziałam kto to

– Dzień dobry, Alicjo, nareszcie mogę cię zobaczyć – powiedziała cicho.

– Dzień dobry… Ja też się cieszę… – odparłam zdumiona.

– Babcia często o tobie wspominała.

– To bardzo miłe… Przepraszam za bezpośredniość, ale nie wiem z kim rozmawiam.

Na jej twarzy pojawił się uśmiech.

– Łączą mnie bardzo bliskie relacje z waszą rodziną – odrzekła.

– Nigdy wcześniej pani nie widzieliśmy – rzuciłam okiem na pochłoniętych przyjmowaniem kondolencji rodziców, którzy nie słyszeli, o czym rozmawiamy.

– To nic, bo ja wiem o was naprawdę dużo – posłała mi ciepły uśmiech. – Przepraszam za tę zagadkowość, ale pogrzeb to nie najlepsza pora na takie rozmowy. Zajrzyj do mojego biura w poniedziałek około piątej, wtedy wszystko ci wyjaśnię.

Podała mi wizytówkę i oddaliła się. Nawet nie zerknęłam wtedy na jej zawartość. Od razu schowałam ją do kieszeni, a dopiero podczas stypy wymknęłam się do łazienki, żeby sprawdzić, co na niej widnieje. Znalazłam tylko telefon, imię Teresa i adres – nic więcej.

Dosłownie oniemiałam

Kiedy dotarłam na miejsce, moim oczom ukazał się widok, którego nigdy bym się nie spodziewała po babci. Przy drzwiach wisiała tabliczka z napisem informującym, że prowadzi tu swoją działalność „Wróżka Teresa”. Oniemiałam. Przez dłuższą chwilę stałam jak wryta przed wejściem, nim wreszcie odważyłam się nacisnąć klamkę.

Po przekroczeniu progu zobaczyłam przemiłą recepcjonistkę, która siedziała przy biurku, a obok ściany ustawiono kilka miejsc do siedzenia. Gdy się przedstawiłam, poprosiła mnie, żebym zaczekała. Punktualnie o 17:05 z pokoju wyszła jakaś starsza kobieta, a ze środka dobiegł mnie znajomy głos – należał do tej samej osoby, którą spotkałam podczas ceremonii pogrzebowej.

– Wejdź, wejdź – odezwała się ciepło, po czym wstała z miejsca, by objąć mnie ramionami.

Następnie wskazała mi krzesło.

– To prawda, że zajmuje się pani wróżeniem?

– Owszem.

– Przepraszam bardzo, ale kompletnie nie nadążam za tym wszystkim – wyznałam, zajmując wskazane miejsce.

– Nic w tym dziwnego. Twoja babcia przewidziała, że będziesz zdezorientowana.

Korzystała z jej usług

– Mówi pani o mojej babci…?

– Zgadza się.

– Skąd pani ją zna?

– Cóż, jak by to najlepiej ująć…? Byłyśmy nierozłączne, moja droga. Przez wszystkie lata.

Historia mojej babci okazała się mieć zaskakujący sekret, który poznałam od wróżki Teresy. Nikt z bliskich nie miał pojęcia, że ta pozornie racjonalna kobieta, którą wszyscy braliśmy za umysł ścisły, regularnie korzystała z porad jasnowidza. Mimo że na zewnątrz sprawiała wrażenie osoby kierującej się wyłącznie chłodną kalkulacją i zdrowym rozsądkiem, w rzeczywistości każdą ważną decyzję konsultowała z wróżką.

Teraz już wiem, dlaczego zawsze potrzebowała kilku dni na przemyślenie, gdy prosiliśmy ją o radę – najpierw musiała się spotkać z Teresą i wysłuchać jej wskazówek.

Początkowo wydawało mi się to niemożliwe, lecz zmieniłam zdanie, gdy zobaczyłam fotografie, gdzie one dwie stały obok siebie. Moje uczucia były mieszane i trudne do opisania. Nie odczuwałam złości wobec babci – wręcz przeciwnie, rozśmieszył mnie fakt, że zdołała nas tak zaskoczyć. Dodatkowo ucieszyło mnie odkrycie, że była romantyczką, podobnie jak ja. Różnica polegała tylko na tym, że ona wolała trzymać to w tajemnicy.

Zajęłam jej miejsce

– Pewnie nie rozumiesz, czemu dzielę się z tobą tą historią – odezwała się wróżka. – Widzisz, babcia bardzo pragnęła, żebyś również mnie odwiedzała. Zależało jej, byś tak jak ona przychodziła do mnie po radę w ważnych sprawach.

– Serio?

– Mhm – przytaknęła i sięgnęła do szuflady, skąd wyjęła kopertę. – Mam tu coś od niej dla ciebie. Zostawiła ci parę słów, zanim odeszła.

Po wizycie u wróżki Teresy zajrzałam do listu. Większość tego, co napisała w nim babcia, pokrywało się ze słowami jej duchowej doradczyni. Martwiła się, jak poradzi sobie rodzina, kiedy jej zabraknie, dlatego poprosiła mnie o korzystanie z pomocy Teresy. No i co zrobiłam? Dokładnie to, o co prosiła.

Minęły cztery lata od dnia pogrzebu, a ja stałam się dla rodziny tym, kim kiedyś była babcia. Wszyscy są przekonani, że to jej mądrość i rozsądek przeszły na mnie, a tak naprawdę w spadku dostałam kontakt do świetnej wróżki. Nieraz mnie to rozśmiesza. Muszę jednak przyznać – Teresa faktycznie zna się na rzeczy!

Reklama

Alicja, 29 lat

Reklama
Reklama
Reklama