Reklama

Nie było dnia, żeby ktoś nie mówił mi, jaką szczęściarą jestem. Uśmiechałam się wtedy, bo przecież sama w to wierzyłam. Byliśmy idealną parą i wszyscy zazdrościli mi romantycznych wyjazdów, kolacji przy świecach i bukietów róż wręczanych bez okazji. Każde zdjęcie na wrzucone na profil mediach społecznościowych zbierało dziesiątki serduszek, a znajomi nie szczędzili komplementów. Ale moja przyjaciółka mil inne zdanie na ten temat.

Reklama

Nie wierzę w takich facetów – mruknęła Magda. – Nie ma ideałów.

Zaśmiałam się, kręcąc głową.

– Serio? Tomek to wyjątek.

Przez chwilę patrzyła na mnie z dziwnym współczuciem.

– No cóż, obyś nigdy nie musiała zmieniać zdania.

Nie zmienię. Przecież miałam wszystko. Prawda?

Bałam się prawdy

Zawsze uważałam, że Tomek mnie kocha i nie miałam powodów, żeby w to wątpić. Ale zaczęło się od drobiazgów. Najpierw przestał planować naszą wspólną przyszłość. Kiedyś uwielbiał snuć wizje – gdzie pojedziemy na wakacje, jaki kolor będą miały ściany w naszym przyszłym domu. Teraz tylko wzruszał ramionami.

Nie wiem, zobaczymy – rzucał wymijająco.

Później unikał rozmów. Wcześniej mogliśmy gadać godzinami, a teraz, gdy mówiłam o swoim dniu, kiwał głową, jakby mnie nie słuchał.

– Coś się stało? – zapytałam któregoś wieczoru.

Oderwał wzrok od ekranu telefonu.

– Co? Nie, wszystko w porządku.

Ale widziałam, że nie jest. Zmienił się. Stał się jakby… bardziej obcy. Mniej uważny. Mniej obecny. Gdy wracałam z pracy, już nie czekał na mnie z kawą, nie przytulał na powitanie. Kiedyś łapał mnie za rękę, teraz zostawiał ją w kieszeni.

– Może przesadzasz – Magda zmarszczyła brwi, gdy podzieliłam się swoimi obawami. – Może ma stres w pracy?

– Może… – westchnęłam.

Ale czułam, że chodzi o coś więcej. I bałam się sprawdzić, co.

Byłam coraz bardziej zaniepokojona

Zaczęłam dostrzegać coraz więcej sygnałów. Tomek coraz rzadziej mówił, że mnie kocha. Kiedyś wypowiadał te słowa naturalnie. Gdy robiłam kawę, gdy kładliśmy się spać, nawet w przelocie, między jednym a drugim obowiązkiem. Teraz? Cisza. Unikał bliskości. Wieczorami siadał na drugim końcu kanapy, zasłaniał się laptopem albo telefonem. Kiedy próbowałam się przytulić, delikatnie się odsuwał. Nie wprost, nie ostentacyjnie – ale wystarczająco, żebym to poczuła. Nie wytrzymałam.

Co się dzieje?!

Westchnął, nie odrywając wzroku od ekranu.

Nie wiem, o co ci chodzi.

– Ignorujesz mnie. Unikasz. Zrobiłam coś nie tak?

Zmarszczył brwi, jakby w ogóle nie rozumiał, o czym mówię.

Przecież wszystko jest w porządku – powiedział znudzonym tonem.

Ale nie było. Zaczęłam szukać powodów. Może ktoś inny? Może stres? Może znudziłam mu się po latach? Myśli wirowały mi w głowie, a ja coraz bardziej tonęłam w domysłach. Nie chciałam się przyznać, ale zaczęłam się bać. Bo jeśli to wszystko było kłamstwem, to co mi zostanie?

Serce zaczęło mi walić

To był zwyczajny wieczór. Taki jak setki innych. A przynajmniej tak mi się wydawało. Tomek siedział na kanapie, wpatrzony w ekran, a ja krzątałam się po kuchni. W pewnym momencie odłożył telefon i spojrzał na mnie dziwnie. Jakby ważył w myślach każde słowo.

Nie mogę tak dłużej – powiedział w końcu.

Zamarłam. Nie dlatego, że czułam nadciągającą katastrofę. Raczej dlatego, że w jego głosie nie było emocji. Serce zaczęło mi walić. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam naprzeciwko niego. Spojrzał na swoje dłonie.

– Ja… nigdy cię nie kochałem.

Powietrze uciekło mi z płuc.

– Co?

– Nigdy. Byłem z tobą, bo… bo tak było łatwiej. Bo wszyscy wokół mówili, że jesteśmy idealni. Bo bałem się być sam.

Zaczęłam się śmiać. Nerwowo, histerycznie.

To żart, tak? To nie ma sensu, przecież…

– Już nie chcę już dłużej udawać.

Udawać. Więc wszystko było kłamstwem. Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg.

– Całe nasze życie… było tylko wygodne? – wyszeptałam.

Nie odpowiedział. A to bolało najbardziej.

Poczułam mdłości

Patrzyłam na niego w milczeniu. Czekałam, aż powie, że to pomyłka. Że żartował, że jest zmęczony, że coś mu się pomyliło. Cokolwiek. Ale on siedział tam, spokojny, niemal obojętny.

– Więc co teraz? – wykrztusiłam w końcu.

Wzruszył ramionami. Jakby rozmawiał o zmianie planów na weekend, a nie o zakończeniu naszego małżeństwa.

– Nie wiem. Możemy dalej być razem, jeśli chcesz. Wiesz, dla świętego spokoju.

Roześmiałam się. Gorzko. To było tak absurdalne, że aż zabawne.

Czy ty siebie słyszysz? Mam z tobą zostać, wiedząc, że nigdy mnie nie kochałeś?

– Ludzie żyją w takich układach – powiedział cicho. – Nie musimy niczego zmieniać. Przecież nic się tak naprawdę nie zmieniło, prawda?

Poczułam mdłości. Nic się nie zmieniło? Moje życie właśnie się rozsypało, a on udawał, że to tylko mała rysa na fasadzie naszego idealnego związku. Magda była pierwszą osobą, do której zadzwoniłam.

Przyjedź – poprosiła, zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek więcej.

Kiedy się pojawiłam, od razu wiedziała.

– Wolałabyś nigdy się nie dowiedzieć? – zapytała cicho.

Przez chwilę się nad tym zastanawiałam. Nie. Wolałabym nie żyć w kłamstwie.

Coś we mnie pękło

Tego wieczoru nie wytrzymałam. Patrzyłam na męża, który zachowywał się, jakbyśmy byli dwojgiem znajomych, którzy po prostu żyją obok siebie. Coś we mnie pękło.

Nienawidzę cię – powiedziałam, zanim zdążyłam się nad tym zastanowić.

Podniósł wzrok znad telefonu, lekko zmarszczył brwi.

– Dlaczego?

Bo mnie oszukałeś! Bo pozwoliłeś mi wierzyć, że jesteś kimś, kim nigdy nie byłeś! – Wstałam, czując, jak ogarnia mnie furia. – Bo pozwoliłeś mi kochać cię, kiedy ty nigdy nie czułeś nic!

Tomek westchnął, jakbym była dzieckiem, które histeryzuje bez powodu.

Nie dramatyzuj…

– Nie dramatyzuj?! – krzyknęłam. – Ty mi zniszczyłeś życie, a ja mam nie dramatyzować?!

– Nie zniszczyłem ci życia – powiedział spokojnie, jakby ten cały wybuch nie zrobił na nim żadnego wrażenia. – Po prostu przestałem udawać.

Oddychałam ciężko, patrząc na niego z mieszaniną furii i rozpaczy.

– Gdybyś miał odrobinę przyzwoitości, powiedziałbyś mi to wcześniej – wysyczałam.

– Gdybym miał odrobinę przyzwoitości – powtórzył, wstając i patrząc mi prosto w oczy – to nigdy bym się z tobą nie ożenił.

Nie odpowiedziałam. Nie miałam już siły. Wybiegłam z mieszkania i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Mój świat runął

Siedziałam przy stole, wpatrując się w obrączkę na moim palcu. Była zimna, ciężka. Mąż siedział naprzeciwko, popijając kawę. Jakby nic się nie stało. Jakby jego słowa nie rozbiły mojego świata na kawałki.

– I co teraz? – zapytałam cicho.

– Nic – odpowiedział spokojnie. – Możemy dalej żyć tak jak do tej pory.

Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle. Jak bardzo trzeba być wyrachowanym, żeby traktować małżeństwo jak wygodny układ?

– Chcesz, żebym została? – zapytałam, choć znałam odpowiedź.

Byłoby łatwiej – wzruszył ramionami.

Lepiej dla niego. Bo miałby wygodne życie, stabilność, kogoś, kto się nim zajmuje. Ale co ze mną? Podniosłam się z krzesła i powoli zdjęłam obrączkę. Położyłam ją na stole.

– Chyba będę musiała znaleźć dobrego prawnika.

Pierwszy raz zobaczyłam cień zaskoczenia na jego twarzy.

– Nie będę tkwić w związku, w którym jestem tylko opcją.

Tym razem to ja wzruszyłam ramionami. Odwróciłam się i wyszłam. Rozwód. Słowo, które zawsze wydawało mi się końcem świata. A teraz? Było moją jedyną drogą do nowego życia. I wiedziałam, że ją wybiorę.

Reklama

Natalia, 39 lat

Reklama
Reklama
Reklama