Reklama

Nie wiem, od kiedy przestałam być kobietą, a zaczęłam być tylko… budzikiem, kucharką, kierowcą, sprzątaczką, logistyczką. Codziennie ten sam poranek.

Reklama

– Mamo, gdzie jest mój zeszyt do matmy?! – woła Adaś z pokoju.

– W torbie, sprawdź! – krzyczę znad patelni, na której smażę jajka.

– Znowu to samo na śniadanie? – marudzi Zosia, pakując się do szkoły.

W międzyczasie wstawiam pranie, podgrzewam wodę do termosów, pakuję kanapki, upewniam się, że wszyscy mają wodę, skarpetki i czyste buty. Zegar pokazuje 7:40, a ja już jestem mokra od potu. Marek schodzi na dół. Spokojnie, bez pośpiechu.

– Dzień dobry – mówi, przeciągając się. – Jest kawa?

– Jest. Zrób sobie – rzucam przez zaciśnięte zęby.

– Oho, znowu foch – mruczy i siada przy stole.

Zanim wybiegnę z dziećmi do auta, jeszcze dwa razy muszę wrócić się po zapomniany telefon i portfel. Kiedy wracam do domu, jest cicho. Marek już pojechał. Oczywiście, nie wziął ze sobą śmieci. Oczywiście, zostawił talerz na stole. Siadam na chwilę przy stole. I wtedy dociera do mnie jedna, bolesna myśl: „Czy tak właśnie wygląda życie? Czy bycie kobietą oznacza bycie służącą we własnym domu?”

Bo kobieta zajmuje się domem

Wrócił z pracy po osiemnastej. Wszedł do domu, rzucił torbę na podłogę i usiadł na kanapie. Nie zdjął butów. Nie zapytał, jak minął mi dzień. Tylko westchnął:

– Ale mam dosyć. Cały dzień na nogach. Zrób mi coś do jedzenia, bo padnę.

Patrzyłam na niego i nie wierzyłam własnym uszom. Na stole stał obiad, który podgrzałam specjalnie przed jego przyjściem. Po godzinach ogarniania dzieci, pracy zdalnej i zakupów, ostatkiem sił ugotowałam jego ulubione klopsiki.

– Obiad jest na stole. Wystarczy podejść – rzuciłam oschle.

– No i po co ten ton? – parsknął. – Jakbyś jedyna coś robiła w tym domu. Ja haruję cały dzień.

– A ja co robię?! Leżę i pachnę?! – podniosłam głos. – Wszystko jest na mojej głowie! Dzieci, zakupy, szkoła, rachunki! A ty tylko wracasz i rozsiadasz się jak panisko!

– No przepraszam bardzo – uniósł się. – To chyba normalne, że kobieta zajmuje się domem!

– Słucham?! – podeszłam bliżej. – A ty kim jesteś? Gościem w hotelu? Bo zachowujesz się jakbyś płacił mi za sprzątanie i gotowanie!

– Nie przesadzaj. Pracuję cały dzień. Nie mam siły na twoje pierdoły.

– Na moje co?! – już wrzeszczałam. – Ty naprawdę myślisz, że gotowanie, sprzątanie i wychowywanie dzieci to pierdoły?

– No nie dramatyzuj. Po prostu nie robiłbym z tego afery.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, jak obcy ludzie. On zniecierpliwiony. Ja roztrzęsiona. W środku aż się trzęsłam. Po raz pierwszy pomyślałam, że może jesteśmy tylko dwojgiem ludzi pod jednym dachem. I nic nas już nie łączy. A potem przemknęło mi przez głowę, że może to ja jestem nienormalna, skoro wymagam partnerstwa? Może to ja się czepiam?

Coś mnie ściskało

Siedziałyśmy w małej kawiarni na rogu ulicy, Anka z filiżanką latte w dłoni, ja z palcami owiniętymi wokół kubka z herbatą. Za oknem deszcz bębnił o szyby, jakby chciał podkreślić mój nastrój.

– Powiedz mi wszystko – zachęciła Anka, patrząc uważnie. – Co się stało?

– On… – zaczęłam, ale głos mi zamarł. – Powiedział, że to mój obowiązek. Bo jestem kobietą. Wszystko na mojej głowie, Anka. Dom, dzieci, zakupy… ja już nie wyrabiam.

Anka uniosła brew, zdziwiona i zmartwiona jednocześnie.

– On tak zawsze mówił, czy coś się zmieniło? – spytała ostrożnie.

– Od jakiegoś czasu jest dziwny. Ciągle w pracy, nie chce rozmawiać. Zmienił zapach perfum… i hasło w telefonie. – Słowa same wydobywały się z moich ust, a w środku coś mnie ściskało.

Anka pochyliła się, jakby chciała mnie chronić przed samą sobą. – Natalia… nie mów mi, że podejrzewasz…

– Nie, nie chcę w to wierzyć – przerwałam jej. – Ale coś jest nie tak. Mam złe przeczucia. To chyba nie jest tylko zmiana perfum. Może… romans? – wydukałam, czując, jak serce wali mi w piersi.

Anka wzięła mnie za rękę.

– Musisz uważać na siebie. Nie pozwól, żeby ci wmówił, że to twoja wina.

W głowie kłębiły mi się myśli. To było zbyt banalne, zbyt bolesne, by przyznać się samej przed sobą, że Marek może kłamać, może mieć kogoś innego. A ja… ja nadal chciałam w niego wierzyć. To byłoby zbyt banalne… Zdrada? Nie, Marek nie… Chyba... Deszcz zacinał mocniej. I w ten monotonny rytm uderzeń w szyby wbijała się świadomość, że mój świat w każdej chwili może się rozsypać.

Serce mi zamarło

To miał być zwykły wieczór. Dzieci spały, Marek w swoim fotelu z pilotem w ręku, a ja sprzątałam kuchnię. Wtedy zauważyłam telefon, który zostawił na stole. Migające powiadomienie przykuło moją uwagę. Nie wiem dlaczego, ale sięgnęłam. I zobaczyłam wiadomość, która sprawiła, że serce mi zamarło: „Tęsknię. Dzisiaj znowu nie dam rady, żona coś podejrzewa”. W jednej chwili wszystkie moje złe przeczucia nabrały kształtu. Stałam jak wryta, patrząc na ekran. Ręce mi drżały, a w głowie krzyczał jeden, nieubłagany fakt, że Marek ma kogoś innego.

– Kim jest Justyna? – wyrwało mi się, zanim zdążyłam się opanować.

Marek spojrzał na mnie zaskoczony. – Co ty wygadujesz?

– Nie udawaj, widziałam wszystko! – krzyknęłam, a łzy paliły oczy. – Te wiadomości i ten zapach perfum!

To twoja wina – odparł chłodno, wpatrując się we mnie. – W domu wiecznie awantury, jesteś zimna, nie okazywałaś mi uwagi. Musiałem gdzieś znaleźć spokój.

Czułam, jak podłoga usuwa mi się spod nóg. Moje próby dialogu rozbijały się o jego mur obojętności. Marek nie tylko zdradził, ale próbował mi wmówić, że to ja powinnam czuć się winna.

– Jak możesz?! – wyszeptałam w końcu, drżąc od wściekłości i bólu. – Po co całe lata mnie okłamywałeś? Po co żyć w takim kłamstwie?

– Przecież nie da się wszystkiego zmieniać na raz. Ty nawet nie zauważyłaś, że coś jest nie tak – odpowiedział, jakby mówił o błahostce.

W tym momencie wiedziałam, że nasze życie, nasze małżeństwo, wszystko, w co wierzyłam, legło w gruzach. Nie było już powrotu do dawnych dni, do poczucia bezpieczeństwa. Nie mogłam uwierzyć… To naprawdę się działo. Mój własny mąż… mnie zdradził.

Musiałam chronić dzieci

Tego wieczoru dzieci spały w swoich pokojach, a ja siedziałam na kanapie sama, czując ciężar całego świata. Marek zasnął przy telewizorze, a ja nie mogłam przestać myśleć o tym, co zobaczyłam. Z każdym oddechem rosło we mnie uczucie zdrady i samotności. Rano próbowałam zachować normalność. Adaś domagał się kanapki z serem, Zosia pytała, czy dziś mogą wziąć po dwa ciasteczka. Uśmiechałam się, odpowiadałam uprzejmie, a w środku coś mnie rozdzierało. Wieczorem zadzwoniłam do Anki. Jej głos w słuchawce był ciepły, kojący:

– Natalia, jak się czujesz?

– Nie wiem… – przyznałam się wreszcie. – Nie wiem, jak z nim dalej żyć. Nie chcę, by dzieci widziały, że tak wygląda związek.

Anka milczała przez chwilę, a potem powiedziała:

– To ty zdecydujesz, co dalej. Ale nie pozwól mu wmówić, że to twoja wina. Nie jesteś odpowiedzialna za jego zdradę.

Słowa przyjaciółki były jak zimna woda, która nagle orzeźwia. W końcu zobaczyłam wyraźnie, że nie mogę dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Że nie powinnam poświęcać siebie, żeby utrzymać coś, co od dawna przestało istnieć.

Muszę chronić dzieci – mówiłam dalej do Anki. – Nie mogę pozwolić, żeby powielali schematy ojca. Muszę znaleźć w sobie siłę…

Czułam w sobie mieszankę lęku i ulgi. Lęk przed przyszłością, której nie znałam, i ulgę, że przynajmniej wiem, co muszę zrobić. Wiedziałam, że decyzja nie będzie łatwa, ale od teraz już nie mogę żyć w kłamstwie. Nie mogłam pozwolić, by dzieci widziały, że zdrada i ignorowanie bliskiej osoby są czymś normalnym. Musiałam postawić granicę.

Poczułam strach i ulgę

Wieczorem, kiedy dzieci już spały, postanowiłam skończyć z udawaniem. Marek siedział w fotelu, jakby nic się nie stało, a ja czułam, że nie mogę dłużej milczeć.

– Marek – zaczęłam twardym głosem – musimy porozmawiać. Nie będę udawać, że wszystko jest w porządku.

– O czym ty mówisz? – zapytał spokojnie, choć w jego oczach błysnęła nuta niepokoju.

– O tym, że nie jestem służącą. Nie jestem twoim workiem treningowym. Nie jestem kimś, kto ma udawać, że nie widzi twojej zdrady. Odchodzę. – Każde słowo ważyło tonę, ale mówiłam je jasno, bez wahania.

Marek wstał, stanął przede mną, próbując mnie zatrzymać. – Nie możesz tak po prostu! Zniszczysz dzieciom życie!

– Nie. – odparłam, patrząc mu prosto w oczy – Ratuję je przed powielaniem twoich schematów. Przez lata pozwalałam, byś narzucał swoje reguły, ale skończyłam z tym. Dzieci nie będą świadkami kłamstw i zdrady.

– Ale ja… – zaczął, próbując się tłumaczyć, lecz jego słowa rozmywały się w powietrzu.

– Nie. Koniec. – przerwałam mu stanowczo. – Już nic nie zmieni mojego zdania. Pakuję nasze rzeczy i wyprowadzam się z dziećmi do mojej mamy.

Czułam strach, jakby cały świat stawał się niepewny, ale w tym samym czasie poczułam też dziwną ulgę. W końcu to ja decydowałam o sobie, o swoim życiu, o swoich dzieciach. Marek patrzył na mnie w milczeniu, chyba zszokowany moją determinacją.

Czułam żal za stracone lata

Pakowanie rzeczy trwało godzinami. Dzieci patrzyły na mnie z niepokojem, a ja próbowałam zachować spokój. Wiedziałam, że muszę być silna, choć serce rwało mi się na milion kawałków.

– Mamo… – szepnęła Zosia, obejmując mnie w pasie. – Czy kiedyś tu wrócimy?

– Nie wiem, kochanie – odpowiedziałam cicho, przytulając ją i Adasia. – Ale teraz najważniejsze jest, żebyśmy my byli razem i bezpieczni.

W drodze do domu mojej mamy czułam, jak napięcie opuszcza moje ramiona. Strach mieszał się z ulgą, złość z poczuciem, że wreszcie zrobiłam coś dla siebie i dla dzieci. W głowie kołatała mi jedna myśl, że przez lata dałam się zmanipulować. Teraz kończę ten rozdział życia. Niezależnie od tego, co przyniesie jutro, wreszcie odzyskuję siebie”.

Marek został w domu. Nie próbował mnie powstrzymać. Nie wiedział, że jego milczenie w tym momencie jest wyraźnym potwierdzeniem, że przegrał. A ja? Ja czułam, że choć świat nie jest teraz pewny, choć przyszłość pełna nieznanych wyzwań, to pierwszy krok ku wolności już zrobiłam. Dzieci zasnęły szybko w nowym pokoju, a ja siedziałam przy oknie, patrząc w nocne światła miasta. Czułam żal za stracone lata, za iluzje, które zbudowaliśmy wspólnie. Ale przede wszystkim czułam siłę, której wcześniej nie znałam. Nie wiedziałam, co będzie jutro. Ale dzisiaj, dzisiaj wreszcie czułam się… wolna. I po raz pierwszy od dawna mogłam oddychać pełną piersią, wiedząc, że moje życie należy do mnie, a nie do kogoś, kto uważał, że wszystko, co robię, jest oczywistością.

Natalia, 42 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama