„Wybaczyłam narzeczonemu, gdy pierwszy raz podniósł na mnie rękę. Żałuję, bo potem było tylko gorzej”
„Pierścionkiem od Romka chwaliłam się, gdzie tylko mogłam, ale o tym, że mnie spoliczkował – nie pisnęłam nic. Czułam wstyd z tego powodu. Nie zamierzałam też dopuścić, by ktokolwiek źle ocenił mojego przyszłego męża. W końcu zrobił to niechcący. Przeprosił mnie i obiecał poprawę”.

- Listy do redakcji
Uderzył mnie… Naprawdę to zrobił! Prosto w policzek. Odruchowo podniosłam rękę, dotykając zaczerwienionej skóry, na której odcisnęły się jego place. Nie patrzyłam w lustro, ale czułam, że ślady tam są. Mocno przywalił, choć bardziej zabolała mnie urażona godność. Nie mogłam uwierzyć… Gapiłam się na Radka w totalnym szoku. Karierowicz jakich mało, zawsze uprzejmy, porządny, wystrojony nawet w piżamie – niemal nigdy na mnie nie krzyczał, a co dopiero bił.
Od jakichś sześciu miesięcy tworzyliśmy związek, w sumie dzieliliśmy dach nad głową, gdyż więcej wieczorów przesypiałam u niego niż w swoim mieszkaniu. Pomijając nieznaczne problemy w sypialni – zapracowany Radek czasem nie stawał na wysokości zadania – myślałam, że jesteśmy wspaniałą parą. A tu taka nieprzyjemna niespodzianka… Pierwszy poważny spór i mój błyskotliwy wybranek wykorzystał siłowe środki perswazji.
Byłam w szoku
– Uderzyłeś mnie. Co ty, do diabła, wyprawiasz?! Jak mogłeś?!
– Wybacz. To nie było specjalnie – powiedział ledwo słyszalnym głosem, sam zaskoczony tym, co zrobił. Wyglądał na kompletnie wystraszonego. – Słonko, strasznie cię przepraszam! Nie wiem, co we mnie wstąpiło... Nerwy mi puściły...
– Nerwy to można stracić w pracy czy na zakupach. Powinieneś umieć nad sobą zapanować, jesteś dorosły. Rany, nadal nie wierzę! Dałeś mi w policzek. Porządnie. To zabolało! Nie tylko fizycznie... W środku też poczułam ten ból.
– Zdaję sobie sprawę, że to jest nie do wybaczenia – opadł ciężko na fotel, pochylając posępnie głowę.
Ewidentnie czuł się zawstydzony całą sytuacją.
– Byłem strasznie zaniepokojony, dosłownie szalałem z obawy, co się z tobą dzieje i gdzie przepadłaś... No i faktycznie, ty zaczęłaś pierwsza, ale to i tak mnie w żaden sposób nie usprawiedliwia... – westchnienie, które z siebie wydał, zabrzmiało ciężko, a ja odniosłam wrażenie, jakby na końcu zadał jakieś pytanie, choć nie wypowiedział go na głos.
– No raczej, że to cię nie usprawiedliwia! – odburknęłam, chociaż gdy tylko przypomniałam sobie, jak wyglądała nasza sprzeczka, poczułam się trochę niezręcznie.
Przeszedł od słów do czynów
Nie mogłam powiedzieć, że mam czyste sumienie. Wprawdzie nie zasłużyłam na to, żeby dostać po twarzy, ale sama się o to prosiłam. Na początku nie dotrzymałam danego słowa. Planowaliśmy z Radkiem, że spotkamy się u niego, zjemy razem kolację i obejrzymy parę filmów, między innymi jakiś romans, więc niewykluczone, że skończylibyśmy uprawiając namiętny seks, ale… zadzwoniła przyjaciółka, z którą nie widziałam się całe wieki, więc wyskoczyłyśmy na szybkiego drinka. Gadka tak nam się kleiła, że całkiem wyleciało mi z głowy, żeby dać znać Radkowi, że konkretnie się spóźnię.
Gdy nareszcie poszłam do niego, cała w skowronkach, na początku powąchał mnie dokładnie – skrzywił się, wyczuwając woń procentów – a następnie rozpoczął dochodzenie. Przemówił tonem pełnym zazdrości i aluzji, co wcale mi nie przypadło do gustu. Radosny nastrój szlag trafił. Co prawda, nie podnosił głosu ani nie rzucał mięsem, ale samo napastliwe wypytywanie działało mi na nerwy. Gdy zażądał podania numeru komórki do mojej kumpeli, żeby zweryfikować jej płeć, nie zdołałam zachować spokoju.
– O co ci chodzi?! – trzepnęłam go w bark, bo znajdował się tuż przy mnie, taki mroczny, napastliwy i podejrzliwy, a ja poczułam się przytłoczona. – Za kogo ty mnie masz? Za jaką lafiryndę, którą trzeba non stop pilnować, żeby przypadkiem nie wskoczyła komuś do łóżka? Spadaj na drzewo, kretynie! Ty i twoje urojenia! Nie odpowiadam za to, że masz kłopoty z interesami! – wywrzeszczałam mu prosto w jego spetryfikowaną gębę.
Odepchnęłam go na odległość ramienia, a on cofnął się o krok. Zmrużył powieki tak mocno, że ledwo widziałam jego oczy. W tym, co z nich zostało, błysnęło coś dzikiego i nagle – bam! Zdzielił mnie w twarz! W tym momencie wyglądał na skołowanego i zdezorientowanego.
– Strasznie, okropnie mi przykro, Ewuniu. To się absolutnie nigdy nie przydarzy po raz kolejny – zaczął się kajać.
– Mam nadzieję! Wystarczy, że spróbujesz ponownie, a nie ręczę za siebie – syknęłam, podpierając się pod boki.
– Nie wątpię… – jego usta wygięły się w przygnębionym uśmiechu, sprawiał przy tym tak żałosne wrażenie, że najchętniej wzięłabym go w ramiona i pocieszyła.
Puściłam to w niepamięć
Kłóciliśmy się w nieskończoność, aż iskry leciały. Wiadomo, kłótnia to najlepszy sposób na podgrzanie atmosfery. Następnego dnia dostałam od niego bukiet róż i pierścionek z diamentem. Musiało mu nieźle zaleźć za skórę, skoro prawie padł przede mną na kolana.
Nie wspomniałam o tym nikomu, nawet najbliższym – mamie czy koleżankom. Pierścionkiem od Romka chwaliłam się, gdzie tylko mogłam, ale o tym, że mnie spoliczkował – nie pisnęłam nic. Czułam wstyd z tego powodu. Nie zamierzałam też dopuścić, by ktokolwiek źle ocenił mojego przyszłego męża. W końcu zrobił to niechcący. Przeprosił mnie i obiecał poprawę. Dlaczego miałabym wątpić w jego słowa? Darzyłam go przecież uczuciem.
Od zawsze lekko lekceważyłam kobiety, które godziły się na to, aby mężczyźni stosowali wobec nich przemoc fizyczną. Może lekceważenie to trochę przesada, ale postrzegałam te kobiety jako nieporadne i uległe. Ofiary losu. Nie pojmowałam, skąd bierze się ich lęk, uległość, zażenowanie i brak reakcji. Przecież to oczywiste, że ulegając, jedynie zachęcały oprawców do nasilania brutalności i rozszerzania skali przemocy. Nie rozumiałam, jak one mogą nadal kochać takich gości, ciągle ich bronić, puszczać w niepamięć ich wybryki i dawać kolejne szanse na poprawę. A teraz… sama zrobiłam coś takiego. No jasne, że to zupełnie inna sprawa, a Radek to żaden damski bokser, po prostu nerwy mu puściły.
Miałam się dobrze zachowywać
Kiedy zbliżała się ważna dla Radka służbowa impreza, szłam na nią już jako jego oficjalna wybranka. Zatem grzecznie zasugerował mi, abym zachowywała się odpowiednio do sytuacji. Oczekiwał, że będę zachwycająca, radosna i raczej oszczędna w słowach. Zero sprośnych kawałów, bo nieelegancko i zero drażliwych wątków, nawet polityki czy ekologii. No dobra. Potrafię udawać słodką idiotkę bez własnych poglądów.
Uśmiechałam się do wszystkich szych, nie miałam nic przeciwko taksowaniu wzrokiem mojego dekoltu, a nawet łapaniu mnie przy tańcu. Mówiąc zwięźle: zrobiłam piorunujące wrażenie.
– Masz chwilkę? Chciałbym zamienić z tobą słówko – Radek chwycił mnie za przedramię i pociągnął z dala od swojego przełożonego.
– Wielkie dzięki – powiedziałam cicho, kiedy znaleźliśmy się na korytarzu. – Żarty tego faceta były stare jak świat. Słuchaj, możesz mnie już wypuścić… – próbowałam wyrwać rękę z uścisku. – Radek, to naprawdę boli!
Jednak on w ogóle nie reagował na moje słowa, zaciskając palce coraz silniej. Nasze spojrzenia spotkały się. Jego oczy były przymrużone, przepełnione furią, jakby był w jakimś transie.
– Mówiłem ci, żebyś się odpowiednio prowadziła. A ty zamiast tego robisz mi obciach, flirtując jak jakaś lafirynda! – warknął, ściskając mocno moją dłoń, aż zaczęło mrowić.
– Au! Zostaw mnie! Jak nie przestaniesz, to zacznę drzeć się na cały głos i dopiero się zrobi niezły cyrk!
Znów mnie przepraszał
Momentalnie mnie uwolnił. Zrobił krok w tył, jakby się zachwiał, niczym po kilku głębszych, pokręcił głową, pomacał się po czole... Kiedy ponownie skierował na mnie swoje spojrzenie, nie dostrzegłam w nim już tego obłędu. Nieokiełznane zwierzę zostało ujarzmione, a normalny Radek znów wrócił.
– Sorry, skarbie. Jestem padnięty i mam nerwy w strzępach. Ta umowa, nad którą teraz pracuję, to sprawa kluczowa. Moja promocja zależy właśnie od niej... Przepraszam, Ewuniu, że tak wybuchłem...
– Takie teksty już od ciebie słyszałam.
– No tak, racja. Proszę cię, wróćmy tam jeszcze na moment, poużywajmy sztucznych uśmiechów przez jakieś pół godzinki, a później wracajmy do domu. Chyba musimy sobie parę rzeczy wyjaśnić. Pasuje?
– Niech ci będzie.
Zaczaił się, żeby znowu zaatakować
Wzruszyłam ramionami. Faktycznie, parę kwestii trzeba było ustalić. Musiał nad sobą popracować, bo te jego gwałtowne, wręcz dwubiegunowe wahania humoru wprowadzały mnie w zakłopotanie. Podczas jazdy autem panowała między nami cisza. Nadal czułam urazę za tę jego niedorzeczną agresję. To on powinien dać jakieś wytłumaczenie, jako pierwszy zaproponować rozejm.
Kiedy już byliśmy w środku, Radek bez pośpiechu domykał drzwi. Wciąż odwrócony plecami, nie patrzył mi w oczy. Zapewne czuł się niezręcznie i usiłował wymyślić, co powiedzieć. Nic dziwnego, w końcu nie dotrzymał słowa.
– Mówiłam ci… – zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć zdania. Radek mnie spoliczkował z taką siłą, że aż odrzuciło mi głowę do tyłu, a ja zachwiałam się i oparłam o ścianę.
Oszukał mnie! Zaczaił się, aby ponownie uderzyć, gdy będziemy sami, a wrzaski na nic się nie zdadzą.
– Nigdy więcej tak nie rób – wysyczał. – Kobieta świadczy o facecie. Wystawiłaś mnie na pośmiewisko, zrobiłaś ze mnie rogacza. Nigdy więcej. Masz to zapamiętać. Idę do łóżka. Pogadamy o tym jutro, jak już mi przejdzie, bo w tym momencie mógłbym cię skrzywdzić.
Tym razem bolało jak jasna cholera. Myślałam, że oczy mi wyjdą z orbit! A nie, chwila... Powstrzyma je opuchlizna kości policzkowej. Wręcz czułam, jak się powiększa. Rano na pewno będę ślepa na to oko...
– Do jasnej cholery! – zaklęłam pod nosem.
Nie wahałam się
Strach ogarnął mnie całą, od czubka nosa aż po palce u stóp. Ale nie, to nie Radek mnie przerażał. Owszem, kiedy uderzył mnie tamtym razem, wybaczyłam mu i to był mój błąd. Ale on też grubo się przeliczył, jeśli myślał, że pozwolę temu facetowi mnie maltretować. Niby czemu miałabym na to przystać? Bo odwoła ślub? A co mnie ten ślub obchodzi?! Uczucie, które do niego żywiłam, w jednej chwili ulotniło się jak kamfora. Po prostu mi je z łba wybił, ot co!
Obecność mężczyzny w moim życiu nie była mi niezbędna. Owszem, potrzebowałam go, aby czuć się szczęśliwą, ale doskonale radziłam sobie w pojedynkę, na własną rękę. Trzęsąc się jak galareta, przerażała mnie myśl, że jeśli z nim pozostanę, ktoś straci życie. Mogłoby się to skończyć tak, że on mnie zamorduje lub ja, chwytając jakiś ciężki przedmiot, rąbnę go w łeb. Wystarczy tylko, żeby ten potwór na moment stracił czujność, odwrócił wzrok lub zasnął...
Opuściłam mieszkanie w tym, co miałam na sobie. Już tam nie wróciłam, nawet po swoje rzeczy. Nie zależało mi na jego przeprosinach, błaganiach, czuwaniu pod balkonem, bukietach, upominkach czy przysięgach o zmianie – też tego nie potrzebowałam. Niech się zmienia, może to będzie umiała docenić jakaś inna. Odesłałam mu pierścionek i definitywnie z nim zerwałam.
Ewa, 30 lat