„Wyczułam od męża słodkie perfumy, których nie mieliśmy w domu. Zemdliło mnie, gdy odkryłam, kto tak pachnie”
„Gdy sięgnęłam po jego kurtkę, coś wypadło z kieszeni. Zgięta karteczka, paragon. Z perfumerii. Najpierw chciałam go wyrzucić, ale wzrok sam mi poleciał na nazwę produktu. Serce zaczęło mi walić tak mocno, że aż musiałam usiąść. To była dokładnie ta sama nazwa perfum”.

- Redakcja
Nie potrafię wskazać momentu, w którym między mną a Danielem coś zaczęło się psuć. To nie stało się z dnia na dzień – raczej po cichu, między jednym wyjazdem służbowym a drugim, między poranną kawą a jego kolejnym „wrócę późno”. Żyliśmy spokojnie, wręcz przewidywalnie. On – zawsze elegancki, z telefonem przyklejonym do dłoni. Ja – z notatnikiem pełnym list zakupów i obowiązków, których nikt poza mną nie widział.
Wieczorami siadałam naprzeciwko niego przy stole, słuchałam o projektach, o klientach, o jakiejś Sandrze z działu marketingu, która „świetnie ogarnia nowe kampanie”. Nie zwróciłam na to wtedy uwagi – Daniel mówił o wielu ludziach z pracy. Ale pewnego dnia zaprosił mnie na spotkanie integracyjne z jego zespołem.
Nie czułam się tam swobodnie – pełno gwaru, śmiechu, ludzi w drogich marynarkach. I wtedy ją zobaczyłam. Sandra. Miała w sobie coś, co przyciągało spojrzenia – elegancję, pewność siebie, a przede wszystkim zapach. Ten zapach był jak mgiełka – intensywny, ale delikatny, kobiecy, nie do zapomnienia.
– Masz niesamowite perfumy – powiedziałam z uśmiechem, starając się być uprzejma. – Pachną jak coś, czego się nie zapomina.
– To prezent… od kogoś wyjątkowego – odparła, patrząc na mnie w sposób, którego nie potrafiłam odczytać.
Wtedy jeszcze się uśmiechałam. Nie wiedziałam, że te słowa będą we mnie dźwięczeć przez kolejne tygodnie – jak echo czegoś, co dopiero miało się wydarzyć.
Znajomy zapach
Daniel wrócił z pracy późnym popołudniem. Było już po osiemnastej, a w kuchni unosił się zapach pieczonego kurczaka i świeżego rozmarynu. Czekałam na niego z kolacją, jak co dzień. Kiedy tylko przekroczył próg, uśmiechnął się krótko i pochylił, żeby mnie przytulić.
I wtedy to poczułam. Ten sam zapach. Ten sam, który pamiętałam z tamtego spotkania, od Sandry. Delikatny, ale wyrazisty, jakby otulał Daniela cienką, kobiecą mgiełką. Na moment zamarłam, a serce zaczęło mi bić szybciej.
– Masz dzisiaj inny zapach… – powiedziałam, starając się, żeby mój głos zabrzmiał lekko. – Taki… kobiecy. Nowa woda po goleniu?
– Pewnie ktoś w biurze przesadził z perfumami – odparł ze śmiechem, zdejmując marynarkę. – Wszystko się tam miesza, wiesz, jak to jest.
– Mhm… tak, pewnie tak – wymamrotałam.
Usiadł do stołu, jakby nic się nie stało. Mówił coś o nowym kliencie, o prezentacji, ale ja prawie go nie słuchałam. Zapach nie chciał zniknąć z mojej pamięci – był identyczny, nieomylny.
Po kolacji poszedł do sypialni wziąć prysznic. Zostałam w salonie sama, z kubkiem zimnej herbaty. Wpatrywałam się w drzwi i próbowałam wmówić sobie, że przesadzam, że to przypadek.
Coś mu wypadło z kieszeni
Kilka dni później robiłam pranie. Zbierałam ubrania z krzesła, ze stolika, z podłogi przy łóżku. Daniel zawsze rozrzucał swoje rzeczy, jakby myślał, że ktoś za nim chodzi z koszem. Gdy sięgnęłam po jego kurtkę, coś wypadło z kieszeni. Zgięta karteczka, paragon. Z perfumerii.
Najpierw chciałam go wyrzucić, ale wzrok sam mi poleciał na nazwę produktu. Serce zaczęło mi walić tak mocno, że aż musiałam usiąść. To była dokładnie ta sama nazwa, o której mówiła Sandra, kiedy pochwaliłam jej zapach na tamtym spotkaniu.
Nie, to niemożliwe – pomyślałam. Może to dla mnie? Może chciał zrobić niespodziankę? Przecież Daniel lubił takie gesty, czasem kupował kwiaty bez okazji. Ale coś w środku mówiło mi, że tym razem jest inaczej.
Wieczorem, kiedy wrócił, siedziałam w kuchni z kubkiem kawy i udawałam, że przeglądam wiadomości. Paragon leżał schowany w dłoni, jak dowód, którego sama nie chciałam mieć.
– Byłeś ostatnio w galerii? – zapytałam, z pozorną obojętnością.
– Tak, chyba tak. Po coś tam wpadałem.
– Do perfumerii? – dodałam cicho.
– Może… chciałem ci coś kupić. Ale już po niespodziance.
– Naprawdę? – spytałam, patrząc mu prosto w oczy.
Nie odpowiedział od razu. Uśmiechnął się półgębkiem, jakby próbował mnie rozbroić tym samym gestem, który kiedyś zawsze działał. Tym razem nie zadziałał.
Kiedy zasnął, długo leżałam w ciemności. Obok mnie pachniała świeżo wyprana pościel, ale ja czułam tylko tamten zapach. Kobiecy, obcy, który nie chciał zniknąć.
W perfumerii poznaję prawdę
Nie spałam tej nocy prawie wcale. Rano wstałam wcześniej niż zwykle. Daniel jeszcze spał, a ja chodziłam po domu jak cień, próbując uciszyć myśli. W końcu wzięłam paragon, wsunęłam go do kieszeni płaszcza i wyszłam.
Nie planowałam niczego. Po prostu nogi same zaprowadziły mnie do tej perfumerii. Kiedy przekroczyłam próg, przywitał mnie znajomy zapach — ten sam, który od tygodni nie dawał mi spokoju. Podeszłam do lady, wyjęłam z torebki zmięty rachunek i podałam ekspedientce.
– Przepraszam… czy pamięta pani ten zakup? – zapytałam, siląc się na spokojny ton.
Kobieta spojrzała na paragon, potem na mnie.
– Oczywiście. Zestaw prezentowy, bardzo elegancki wybór.
– Z grawerem? – powtórzyłam głucho.
– Tak. Na flakoniku było napisane: „Dla S.” – odpowiedziała z uśmiechem, nieświadoma, że właśnie zawalił mi się świat.
Kiedy wyszłam ze sklepu, powietrze wydało mi się ciężkie, jakby nawet ono wiedziało, co właśnie odkryłam. Grawer. „Dla S.”. Dla Sandry.
Wieczorem czekałam na Daniela. Usiadłam przy stole, a przed sobą położyłam kartkę z paragonem. Kiedy wszedł, uśmiechnął się lekko, jak zawsze.
– Coś się stało? – zapytał, widząc moją minę.
– Tak. Kto to jest S.? – zapytałam spokojnie, choć czułam, jak drży mi głos.
– O czym ty mówisz? – próbował się zaśmiać, ale uśmiech nie doszedł mu do oczu.
– Nie udawaj. Znasz odpowiedź. Kupiłeś jej perfumy.
Przez chwilę milczał. Potem spuścił wzrok.
– To nie tak, jak myślisz – wyszeptał.
Ale ja już wiedziałam, że właśnie tak. Bo po raz pierwszy od lat Daniel nie potrafił spojrzeć mi w oczy.
Między nami został smród
Wieczór był duszny, choć za oknem padał deszcz. Powietrze w domu stało się ciężkie od milczenia, które rozciągało się między nami jak gruba, lepka zasłona. Daniel siedział na kanapie, ja przy stole – kilka metrów, a jednak jakbyśmy byli w dwóch różnych światach.
– Więc? – przerwałam ciszę. – Powiesz mi w końcu prawdę?
Podniósł głowę, spojrzał na mnie z rezygnacją.
– Iwona, ja… byłem zauroczony – mówił wolno, jakby każde słowo ważyło tonę. – Nic się nie wydarzyło. To była tylko fascynacja, rozumiesz?
Roześmiałam się krótko, sucho.
– Fascynacja? Dla mnie to już brzmi jak zdrada.
– Chciałem… poczuć, że ktoś mnie widzi. Ty już od dawna patrzysz, ale nie widzisz – odwrócił wzrok. – Ciągle tylko obowiązki, rutyna, wiecznie zmęczona…
– Nie obwiniaj mnie za swoje kłamstwa – głos mi zadrżał. – To ty zniknąłeś pierwszy. Ja tylko przestałam cię szukać, bo miałam wrażenie, że już dawno odszedłeś.
Daniel wstał, podszedł do okna, oparł czoło o szybę.
– Nie chciałem cię zranić.
– Za późno – wyszeptałam.
Wyszłam z domu. Czułam się pusta.
Telefon, którego nie powinno być
Noc była cicha, niemal zbyt spokojna. W głowie miałam tylko pytania: kiedy przestał mnie kochać? Czy był moment, w którym jeszcze mogłam to odwrócić? A może po prostu niczego nie dało się już uratować?
Zegar tykał głośno. W sypialni, po drugiej stronie drzwi, panowała cisza. Daniel spał – albo tylko udawał. Ja nie próbowałam nawet do niego zajrzeć. Między nami było pusto.
Wtedy zabrzmiał dźwięk telefonu. Ekran rozświetlił półmrok. Na wyświetlaczu: Sandra. Patrzyłam na to imię dłużej, niż powinnam. Potem wzięłam głęboki oddech, wyciszyłam dzwonek i odłożyłam telefon obok rachunku. Czasem myślę, że to nie Sandra była winna. To my – oboje – pozwoliliśmy, żeby coś między nami zgasło, żeby cisza była łatwiejsza niż rozmowa.
W szafce trzymam jeszcze ten rachunek z perfumerii. Nie dlatego, że chcę pamiętać. Raczej po to, żeby już nigdy nie zapomnieć, jak to jest, gdy człowiek udaje, że wszystko jest w porządku. Bo najgłośniejsze kłamstwa to te, które wypowiadamy w myślach, wmawiając sobie, że nadal jesteśmy szczęśliwi. Kiedy wychodzę z domu rano do pracy, mijam kobietę z windy. Pachnie czymś podobnym – elegancko, subtelnie, z nutą wanilii i bergamotki. I choć przez sekundę ściska mnie w gardle, zaraz potem biorę głęboki oddech i idę dalej.
Iwona, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż po 20 latach zmienił zdanie i odechciało mu się zabawy w dom. Pożałuje, że wyrzucił rodzinę jak śmieci do kubła”
- „Sama zrobiłam sobie prezent na rocznicę ślubu i zdemaskowałam męża. Prawda okazała się gorsza niż sobie wyobrażałam”
- „Nie przypuszczałam, że własna matka mnie okradnie. Gdy dostałam pismo z banku, na jaw wyszły brudy zamiatane pod dywan”