Reklama

Świąteczne zakupy zawsze działały na mnie jak obietnica krótkiego oderwania się od codzienności. W tym roku potrzebowałam tego bardziej niż zwykle, ponieważ jesień przeciągnęła się w długą kolejkę stresów, zmęczenia i prób pogodzenia pracy z życiem, które coraz bardziej wymykało mi się z rąk.

Porwał mnie wir świątecznych zakupów

Galeria pękała w szwach. Ludzie unosili siatki pełne błyszczących paczek, dzieci popiskiwały na widok Mikołaja rozdającego cukierki, a ja próbowałam nie zgubić się między wystrojonymi choinkami a stoiskami z rękodziełem. Pachniało piernikami, pomarańczami i czymś, co przypominało mi święta z dzieciństwa. Chciałam poczuć, że wciąż potrafię cieszyć się drobiazgami, nawet jeśli ostatnio wszystko działało mi na nerwy.

Zatrzymałam się przed sklepem z dekoracjami. W dłoniach obracałam szklaną bombkę z delikatnym malunkiem zimowego miasteczka. Wyobraziłam sobie, jak wyglądałaby na mojej choince. Serce trochę mi zmiękło.

– Proszę pani, mogę coś doradzić? – sprzedawczyni uśmiechnęła się do mnie ciepło.

– To na prezent. Chcę, żeby było wyjątkowe – odpowiedziałam, czując nagłą potrzebę, żeby rzeczywiście zrobić komuś radość.

Kupiłam bombkę, potem kolejne drobiazgi. Wychodząc, zaczęłam nucić pod nosem melodię z głośników. Rzadko zdarzało mi się mieć tak dobry nastrój. Może to światełka, może atmosfera, a może po prostu fakt, że na chwilę nie musiałam myśleć o pracy i rachunkach.

– Przepraszam! Spadło pani coś! – usłyszałam za sobą czyjś głos.

Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka w ciemnej kurtce, który trzymał w dłoni moją rękawiczkę. Podeszłam, podziękowałam, uśmiechnęłam się krótko i ruszyłam dalej. Wtedy jeszcze nie zwróciłam uwagi, że stał zdecydowanie za blisko. Zresztą nikt w tym tłumie nie trzymał dystansu.

Przesuwałam się w stronę kolejnych sklepów, a torba z zakupami kołysała się lekko przy moim boku. Czułam się lekka, niemal beztroska, zupełnie jakbym naprawdę miała przed sobą piękne święta. Nie podejrzewałam, że ktoś już wtedy planował, jak to moje szczęście wywrócić na drugą stronę.

Zagubiony portfel i łączenie faktów

Dotarłam do sklepu z kosmetykami, gdzie zawsze traciłam więcej czasu, niż planowałam. Chciałam kupić zestaw dla siostry i może coś drobnego dla siebie. Sięgnęłam do torebki, żeby wyciągnąć portfel. Palce natrafiły na pustą kieszeń. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam grzebać głębiej, przekładając wszystko po kolei: klucze, chusteczki, rachunki, telefon. Nic.

Przeszukałam drugą kieszeń, potem główną komorę, potem jeszcze raz tę pierwszą, jakby portfel miał wyrosnąć z powietrza. Serce zaczęło bić mi szybciej. Oparłam torbę o podłogę i kucnęłam, wywracając jej zawartość na małą ławkę obok przymierzalni.

– Wszystko w porządku? – zapytała ekspedientka, zerkając na mnie z troską.

Chyba zgubiłam portfel… – wyszeptałam, choć w środku narastała panika.

– Może został w którymś sklepie? – zaproponowała delikatnie.

– Przed chwilą za coś płaciłam. Musiałam go mieć – odpowiedziałam, a dłonie zaczęły mi lekko drżeć.

Próbowałam odtworzyć w głowie, kiedy ostatni raz go wyciągałam. Widziałam siebie stojącą przy kasie z bombkami. Potem ta sytuacja z rękawiczką… Chłopak w ciemnej kurtce. Stał blisko, bardzo blisko. Moja torebka była wtedy lekko uchylona, bo wsadzałam do niej paragon. Poczułam, jak gorąco uderza mnie w twarz.

– Muszę wrócić do poprzedniego sklepu – powiedziałam, wstając gwałtownie.

Tłum nagle wydawał się bardziej duszący niż wcześniej. Przepychałam się przez ludzi, aż wróciłam do stoiska z dekoracjami. Sprzedawczyni spojrzała na mnie zaskoczona.

– Przepraszam… Czy ktoś oddał może portfel? – zapytałam z nadzieją, która brzmiała jak błaganie.

– Niestety, nikt nic nie znalazł – odpowiedziała łagodnie. – Mogę pomóc zadzwonić na ochronę.

Skinęłam głową. Wtedy już wiedziałam, że nie zgubiłam portfela. Ktoś go zwyczajnie zabrał.

Trop prowadził do nieoczekiwanego miejsca

Ochrona pojawiła się po kilku minutach i zaprosiła mnie do niewielkiego pokoju monitoringu. Siedziałam na krześle, nerwowo zaciskając dłonie na kolanach, podczas gdy mężczyzna w granatowym uniformie przewijał nagranie z kamery umieszczonej przy sklepie z dekoracjami. Ekran migotał, ukazując tłum przechodzących osób.

– Proszę patrzeć uważnie – powiedział. – To moment, kiedy odbierała pani rękawiczkę od tego młodego mężczyzny?

– Tak, to tutaj – potwierdziłam, czując, jak w gardle robi mi się sucho.

Na ekranie zobaczyłam siebie sięgającą po rękawiczkę. Chłopak stał niepokojąco blisko mojej torebki. W chwili, gdy odwracałam głowę, jego ręka przesunęła się tuż przy zamku. Ruch był szybki, ale wyraźny.

– Wygląda to na klasyczne działanie kieszonkowca – stwierdził ochroniarz.

– Przecież wyglądał tak zwyczajnie… – szepnęłam, jakby to miało coś zmienić.

– Niestety, często na tym polega ich skuteczność. Proszę spojrzeć, dokąd poszedł.

Ochroniarz przewinął nagranie. Chłopak skierował się do bocznego wyjścia i opuścił galerię. W ostatniej sekundzie jego twarz obróciła się w stronę kamery. Patrzył w obiektyw z dziwną lekkością, jakby miał świadomość, że nic mu to nie zrobi.

Mamy jego wizerunek, zgłosimy to policji. Chce pani od razu zablokować karty? – zapytał.

– Tak, oczywiście. Muszę to zrobić jak najszybciej.

Odsunęłam się, by zadzwonić. Mimo adrenaliny ręce bardziej mi drżały niż wcześniej. Kiedy wróciłam, usłyszałam jeszcze:

– Zdarza się, że złodzieje próbują coś kupować od razu po kradzieży. Może uda się ustalić, gdzie poszedł.

Wyszłam z pokoju monitoringu z poczuciem, że straciłam nie tylko portfel. Tego dnia ktoś bez pytania zabrał mi poczucie bezpieczeństwa, a ja nie byłam gotowa odpuścić. Miałam wrażenie, że to jeszcze nie koniec i śledztwo, którego wcale nie planowałam, zaczyna się dopiero teraz.

Nie planowałam konfrontacji

Wróciłam do domu z poczuciem, że głowa ważyła mi dwa razy więcej niż zwykle. Usiadłam na sofie, próbując zebrać myśli. Telefon leżał przede mną, jakby czekał, aż zdecyduję się zrobić kolejny krok. Nagle zawibrował. Przyszło powiadomienie z banku: „Płatność kartą – odrzucona”. Kwota była duża, miejsce – mały sklep z elektroniką nieopodal galerii. Serce zabiło mi szybciej.

W pewnym impulsie chwyciłam płaszcz i wybiegłam z mieszkania. Nie miałam planu, działałam odruchowo, jakby coś w środku popychało mnie do przodu. Dotarłam do sklepu w kilkanaście minut. Ekspedient siedział za ladą i przeglądał telefon.

– Przepraszam… Czy przed chwilą ktoś próbował płacić kartą, która została odrzucona? – zapytałam, starając się brzmieć pewnie.

– Tak, chłopak w takiej ciemnej kurtce – odpowiedział bez zastanowienia. – Wyszedł, kiedy terminal odrzucił transakcję.

Wskazał mi kierunek, w którym pobiegł klient. Ulica była jednak prawie pusta. Ruszyłam przed siebie, mimo że rozsądek mówił, że to bez sensu. Po kilkudziesięciu krokach zobaczyłam sylwetkę, którą rozpoznałam z nagrania. Stał przy przystanku, oparty o wiatę, jakby na kogoś czekał. Nie powinnam była do niego podchodzić, jednak emocje wzięły górę. Zanim zdążyłam się zatrzymać, słowa same wypadły mi z ust:

– Oddaj mój portfel.

Chłopak odwrócił głowę. W jego oczach pojawiło się zaskoczenie, które szybko zmieniło się w neutralną, niemal zirytowaną minę.

– Nie wiem, o czym pani mówi – odparł spokojnie.

– Widziałam nagranie z kamery.

Jego ton był tak pewny, że aż mnie zbiło z tropu. Stałam tam, patrząc na niego i nie wiedząc, czy właśnie ryzykuję czymś więcej niż pieniędzmi.

Pojawił się ktoś jeszcze

Stałam naprzeciw niego, czując, jak zimne powietrze szczypie mnie w policzki. Chłopak poprawił kaptur, jakby chciał się przede mną schować, lecz nie wyglądał na przestraszonego. Sprawiał raczej wrażenie kogoś, kto zamierza przeczekać burzę i spokojnie odejść.

– W moim portfelu były zdjęcia, dokumenty, rzeczy, które nic ci nie dadzą – powiedziałam spokojniej, niż się czułam. – Oddaj go i zapomnimy o sprawie.

– Powtarzam, nie mam żadnego portfela – odparł, choć jego wzrok na sekundę uciekł w bok.

Ten drobny gest wystarczył, żebym poczuła, że kłamstwo leży między nami jak otwarta księga. Zrobiłam krok w jego stronę. On zrobił krok w tył.

– Policja już ma twój wizerunek – dodałam, próbując zmusić go choćby do reakcji.

– W takim razie niech robią, co chcą.

W jego głosie brzmiała jakaś rezygnacja, której się nie spodziewałam. Zanim zdążyłam zadać kolejne pytanie, zza jego pleców pojawiła się starsza kobieta z siatkami zakupów.

– Mamo, chodź, autobus zaraz będzie – rzucił do niej, a ja poczułam, jak coś mnie ściska w środku.

Kobieta spojrzała na mnie zmieszana.

– Czy wszystko w porządku? – zapytała, patrząc na mnie z troską, która kompletnie mnie zbiła z równowagi.

– Pani syn próbował kupować za moje pieniądze – odpowiedziałam cicho.

Chłopak skrzywił się lekko, jakby moje słowa bardziej go zawstydziły, niż przestraszyły. Kobieta odwróciła się do niego gwałtownie.

– Co ona mówi? Damian, powiedz, że to nieprawda.

Opuścił wzrok. Cisza trwała zbyt długo.

– Nie mam tego portfela przy sobie – wymamrotał.

To jedno zdanie brzmiało jak przyznanie się, choć nie padało wprost. Zrozumiałam wtedy, że prawdy raczej nie usłyszę, a sprawa i tak będzie musiała trafić tam, gdzie powinna.

Nie chodziło o pieniądze

Policja przyjechała szybciej, niż się spodziewałam. Spisano zeznania, pokazano mi procedurę, którą już zdążyłam poznać w pokoju monitoringu. Damian stał kilka metrów dalej, obok swojej mamy, która wyglądała na zdruzgotaną bardziej niż on sam. Nie słyszałam ich rozmowy, jednak widziałam, jak jej ramiona drżały, gdy próbowała coś do niego mówić. Miałam wrażenie, że patrzę na scenę, której nigdy nie zamierzałam być częścią.

Funkcjonariusz podszedł do mnie, tłumacząc, że portfela może już nie być. Złodzieje często pozbywali się go, zostawiając sobie tylko pieniądze. Kiwnęłam głową, choć w środku nie mieściło mi się, że ktoś mógł tak po prostu wyrzucić coś, co stanowiło kawałek mojego życia. Dokumenty, zdjęcie z wakacji, wizytówki, drobne pamiątki – wszystko, co zawsze nosiłam przy sobie, nagle przestało istnieć.

Kiedy sprawa dobiegła końca, ruszyłam w stronę domu. Wieczorne światła świątecznych dekoracji migały wzdłuż ulic, lecz nie dawały mi już tego ciepła, którego szukałam rano. Przypominały raczej o tym, jak łatwo człowiek traci kontrolę nad czymś, co wydawało się oczywiste.

Myślałam o Damianie i jego mamie. Zastanawiałam się, ile w człowieku jest desperacji, żeby ryzykować tyle dla kilku banknotów. Może właśnie tak wyglądały jego bajeczne święta. Tego wieczoru nie wieszałam nowych bombek na choince. Trzymałam je w dłoniach i czułam, że mimo wszystko chcę zachować w sobie choć odrobinę światła.

Iwona, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama