Reklama

Mam czterdzieści pięć lat, żonę, dwoje dzieci i bardzo konkretny pomysł na to, co znaczy być głową rodziny. Iwona twierdzi, że bywam uparty jak osioł i że mój upór rzadko kończy się dobrze. Może ma rację, ale czy to źle, że stać mnie na gest?

Reklama

Chciałem ich zaskoczyć

Nasza szesnastoletnia córka Ola potrafi nieźle dogryźć, szczególnie mnie, a dwunastoletni Kuba zawsze biegnie do mnie z każdym drobiazgiem, co z kolei wkurza Iwonę, bo uważa, że trzymam go zbyt blisko siebie. Ale kochamy się, jak to w rodzinie.

I wtedy wymyśliłem ten prezent. Coś, co miało im pokazać, jak bardzo mi na nich zależy. Oszczędzałem na to pół roku. Wyobrażałem sobie ich uśmiechy, błysk w oczach Iwony.

W wigilijny wieczór Ola siedziała z nosem w telefonie, co chwilę parskając śmiechem, a Kuba z niecierpliwością dłubał widelcem w ziemniakach. Iwona, jak zawsze, patrzyła na nas z cierpliwą miną, choć wyraźnie zmęczoną po całym dniu.

– Możemy na chwilę się skupić? – uniosłem głos, próbując zwrócić na siebie uwagę.

– Mów, tato, zanim Ola umrze z nudów – mruknął Kuba, a Ola przewróciła oczami.

Wziąłem głęboki oddech i sięgnąłem pod stół po wielkie pudło zapakowane w papier.

– Kochanie, to dla ciebie.

– Co znowu wymyśliłeś? – zapytała.

– Po prostu otwórz – powiedziałem z szerokim uśmiechem.

Iwona zaczęła ostrożnie rozrywać papier. W końcu oczom wszystkich ukazał się prezent: elegancki, profesjonalny zestaw do karaoke.

Byli zawiedzeni

Przez chwilę w pokoju panowała cisza. Ola przerwała ją pierwsza.

– Tato, serio?

Iwona spojrzała na mnie z taką miną, jakbym przyniósł do domu szczeniaka bez zapowiedzi.

– Karaoke? – zapytała, powoli dobierając słowa. – Na co to komu?

– Jak to na co? – obruszyłem się. – Ile razy mówiłaś, że lubisz śpiewać? A dzieciaki też będą miały frajdę! Wyobraź sobie: wspólne wieczory, muzyka, zabawa… Przecież zawsze narzekasz, że spędzamy za mało czasu razem.

– I dlatego wydajesz pieniądze na coś, co będzie zbierać kurz? – Jej głos był spokojny, ale z każdym słowem czułem, jak coś w środku mnie pęka. – Mogliśmy te pieniądze przeznaczyć na coś praktycznego. Kranu w łazience nie naprawisz karaoke.

– Mama ma rację – wtrąciła Ola. – Poza tym kto normalny śpiewa karaoke?

– Ja bym spróbował – odezwał się Kuba cicho, patrząc na mnie z nadzieją.

– Dziękuję, Kuba – powiedziałem, ale moje serce już opadało. – Nie wiem czemu zawsze wszystko muszę robić źle.

– Mietek, nie o to chodzi… – zaczęła Iwona, ale przerwałem jej.

– Nie, świetnie. Już wiem, że jestem beznadziejny.

Odsunąłem się od stołu, żeby nie widzieć ich spojrzeń, i wyszedłem do kuchni, próbując opanować złość.

Szykowała się awantura

Wróciłem do salonu, ale atmosfera była ciężka jak burza przed deszczem. Iwona spojrzała na mnie z wyrzutem, ale nie zaczęła rozmowy. To ja nie wytrzymałem.

– Po co w ogóle się staram?

– Mietek, nie dramatyzuj – westchnęła Iwona. – Czy naprawdę musimy kupować coś, czego nikt nie potrzebuje?

– Ty zawsze wiesz lepiej, prawda? – odpowiedziałem, podnosząc głos. – A może po prostu doceniłabyś mój wysiłek, zamiast od razu krytykować?

– Doceniać? Co? – uniosła się. – Twoje „genialne” decyzje, które podejmujesz bez pytania? Jak zawsze!

– Mama ma rację – wtrąciła Ola, krzywiąc się. – Nikt nie mówił o karaoke.

– Tata miał dobre intencje – Kuba stanął po mojej stronie, ale to tylko dolało oliwy do ognia.

– Ty nic nie rozumiesz! – rzuciła Ola. – A ty, tato, zawsze robisz wszystko po swojemu, a potem mamy to znosić.

– Dość! – uderzyłem pięścią w stół. – Wszyscy tylko marudzicie. Może lepiej w ogóle nic nie robić?!

Ola uciekła do pokoju, Iwona rzuciła mi pełne złości spojrzenie, a Kuba skulił się w kącie, jakby chciał się zapaść pod ziemię.

Wszyscy byli wściekli

Wieczór ciągnął się w ciszy, aż w końcu Kuba przyszedł do mnie.

– Tato… czemu my się zawsze kłócimy? – zapytał cicho.

– My się nie kłócimy… tylko czasem… bywa ciężko – próbowałem go uspokoić, ale sam nie wierzyłem w swoje słowa.

W tym momencie do kuchni weszła Ola. Stanęła w drzwiach z rękami na biodrach, w jej oczach błyszczała złość.

– Zawsze się kłócicie. A my musimy to oglądać.

Kuba, jakby na potwierdzenie dodał cicho:

– Boję się, że to wszystko się rozpadnie. I że będzie jak u Filipa w klasie. Jego tata odszedł…

Spojrzałem na Iwonę, która stała w progu, milcząc. Jej oczy mówiły wszystko: widziała to samo, co ja. Nasze dzieci cierpiały przez naszą nieustanną walkę. Wiedziałem, że nie będzie łatwo naprawić to, co pękło. Ale zrozumiałem jedno: te kłótnie były tylko powierzchnią. Pod nią kryły się wszystkie te niewypowiedziane emocje i żale.

Dostrzegłem ich potrzeby

Tej nocy nie mogłem zasnąć. W głowie powtarzały mi się słowa Oli i Kuby. Dlaczego do tej pory myślałem, że wystarczy zarobić pieniądze, postawić obiad na stole i od czasu do czasu coś kupić, żeby pokazać, że mi zależy?

Wstałem i powoli przeszedłem przez mieszkanie. Oparłem się o framugę drzwi. Czułem się potwornie. Przez cały czas myślałem, że to ja trzymam tę rodzinę w kupie, że jestem jej fundamentem. A tymczasem to oni, Iwona i dzieci, próbowali jakoś sklejać codzienność mimo moich błędów. Usiadłem przy stole w kuchni, gdy nagle poczułem rękę żony na ramieniu.

– My wszyscy się staramy – powiedziała cicho. – Tylko… może spróbujmy inaczej.

Spojrzałem na nią, a potem kiwnąłem głową. To była jej subtelna propozycja rozejmu. Wiedziałem, że nie wystarczy powiedzieć „przepraszam” i wszystko wróci do normy. Ale od czegoś trzeba było zacząć.

– Jutro z nimi porozmawiam – powiedziałem w końcu. – Musimy to naprawić.

Chciałem to naprawić

Następnego dnia usiedliśmy razem przy stole. Bez telefonów, bez telewizora. Powiedziałem dzieciom to, co czułem.

– Przepraszam was za to, że myślałem, że wiem najlepiej, że w ogóle nie pytałem, czego wy chcecie. Musimy się nauczyć być lepszymi rodzicami. I lepszymi dla siebie nawzajem.

Kuba mocno mnie przytulił. Ola siedziała przez chwilę w ciszy, ale potem westchnęła ciężko.

– Tato, ja chcę tylko, żebyście przestali się kłócić o wszystko. Serio, czasem po prostu się dogadajcie.

– Postaramy się – odparłem, czując jednocześnie ból i nadzieję.

Rozmowa nie była łatwa, ale była konieczna. W końcu zaczęliśmy mówić, słuchać i – po raz pierwszy od dawna – naprawdę się rozumieć. Widziałem, jak napięcie opuszcza dzieci, a między mną a Iwoną pojawia się coś, czego brakowało: wsparcie.

Wieczorem, gdy odstawiałem pudełko z karaoke do szafy, Kuba zatrzymał mnie w drzwiach.

– Tato, zostaw. Może jednak spróbujemy razem coś pośpiewać? – zapytał z uśmiechem.

Ola zerknęła zza kanapy i pokiwała głową.

– Ale ja wybieram piosenkę – zastrzegła.

Tego wieczoru po raz pierwszy od dawna śmialiśmy się razem. Nie wiedziałem, co przyniesie przyszłość, ale czułem, że jest szansa na coś lepszego.

Reklama

Mieczysław, 48 lat

Reklama
Reklama
Reklama