Reklama

Nie byliśmy idealnym małżeństwem. Ja oszczędny, pragmatyczny, liczący każdą złotówkę. Agnieszka – spontaniczna, żyjąca chwilą, wydająca pieniądze, jakby jutro miało nie istnieć. Na początku myślałem, że się uzupełniamy, ale różnice między nami tylko narastały. Kłóciliśmy się o finanse coraz częściej – ja chciałem oszczędzać na mieszkanie, ona kupowała kolejną torebkę „w promocji”. Nie umiałem tego zrozumieć. Ostatnio czułem, że oddalamy się od siebie. Nie sądziłem jednak, że jeden prezent na moje urodziny sprawi, że zacznę podejrzewać własną żonę o coś, co jeszcze niedawno wydawałoby mi się niemożliwe.

Reklama

Musieliśmy zacisnąć pasa

Siedzieliśmy przy kolacji. Agnieszka opowiadała o jakiejś bzdurze z pracy, a ja myślałem o tym, jak powiedzieć jej, że musimy zacząć bardziej kontrolować wydatki. Ostatnie zakupy wyczyściły nasze konto niemal do zera. Zaciśnięcie pasa nie było już opcją – było koniecznością. Popatrzyłem na nią wymownie i nabrałem tchu, odkładając widelec.

Zanim zdążyłem coś powiedzieć, Agnieszka westchnęła i przewróciła oczami.

– Tylko nie mów, że znowu chodzi o pieniądze…

– Bo znowu chodzi o pieniądze – odparłem. – Nie możemy tak żyć. Nie możemy wydawać wszystkiego, co mamy, i liczyć, że jakoś to będzie. Chciałbym wreszcie zacząć oszczędzać na mieszkanie.

– A ja chciałabym nie żyć jak jakaś skneruska – rzuciła, odkładając sztućce. – Paweł, życie nie polega tylko na odkładaniu pieniędzy na wieczne „kiedyś”.

– Nie chodzi o „kiedyś”, tylko o stabilność! – podniosłem głos. – Myślisz, że lubię cię kontrolować? Że sprawia mi przyjemność mówienie ci, że nie stać nas na kolejną sukienkę czy weekend w spa?

– Bo nie stać! – przerwała mi ostro. – Wszystko w twoim życiu to liczby, oszczędności, budżet. Może, zamiast liczyć każdą złotówkę, spróbowałbyś w końcu cieszyć się tym, co masz?

Czułem, jak narasta we mnie złość. Czasem zastanawiałem się, czy w ogóle mamy jeszcze wspólną przyszłość. Bo jeśli jedno z nas ciągle patrzy na wydatki, a drugie na przyjemności, to dokąd to nas zaprowadzi?

Nie wiadomo skąd na to miała

W dzień moich urodzin Agnieszka była podejrzanie podekscytowana. Od rana chodziła uśmiechnięta, zagadywała mnie więcej niż zwykle, a po południu przygotowała kolację – taką, na jaką „nie było nas stać” przez ostatnie miesiące. Pachniało stekami, czerwonym winem i… czymś, co wzbudzało we mnie niepokój.

Siedzieliśmy przy stole, kiedy nagle sięgnęła pod krzesło i wyciągnęła niewielkie, elegancko zapakowane pudełko.

– Wszystkiego najlepszego, kochanie – powiedziała z szerokim uśmiechem.

Od razu poczułem, że coś jest nie tak. Sam papier prezentowy wyglądał na drogi, a kiedy go rozdarłem, zrobiło mi się gorąco. W środku leżał zegarek. Nie byle jaki – markowy, elegancki, kosztujący znacznie więcej, niż mogła sobie pozwolić.

– Podoba ci się? – zapytała, przechylając głowę.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Zegarek był piękny, ale w mojej głowie pojawiło się jedno pytanie: Skąd miała na to pieniądze?

– Agnieszka… – zacząłem ostrożnie. – To chyba bardzo drogie.

– Ale zasłużyłeś – odparła lekko, popijając wino.

To nie była odpowiedź, której oczekiwałem. Czułem, jak coś ściska mnie w żołądku. Znałem nasze finanse i byłem pewien, że nie było jej na to stać. A potem przyszła ta myśl. Myśl, którą próbowałem od siebie odsunąć, ale im dłużej na nią patrzyłem, tym bardziej wydawała mi się realna.
A jeśli to nie ona go kupiła? A jeśli to był prezent od kogoś innego?

Bałem się nawet o tym pomyśleć

Przez całą kolację czułem się jak sparaliżowany. Agnieszka śmiała się, opowiadała historie z pracy, a ja tylko kiwałem głową, czując, jak we mnie narasta napięcie. Zegarek leżał na stole, błyszczący, elegancki, a ja nie mogłem oderwać od niego wzroku.

W końcu nie wytrzymałem.

– Skąd miałaś na to pieniądze? – rzuciłem, przerywając jej w połowie zdania.

Spojrzała na mnie zaskoczona, jakbym właśnie oblał ją wodą.

– Co?

– Pytam, skąd miałaś pieniądze na ten zegarek – powtórzyłem, starając się mówić spokojnie.

Agnieszka uśmiechnęła się nerwowo.

– Naprawdę musimy to teraz roztrząsać? To prezent, Paweł. Po prostu go przyjmij i ciesz się.

– Nie stać nas na takie rzeczy – powiedziałem sucho. – Więc skąd go masz?

Jej uśmiech zniknął.

– Boże, zaczynasz znowu? Nie możesz po prostu przyjąć czegoś bez analizy kosztów?

– Nie, jeśli wiem, że to się nie zgadza – warknąłem.

I wtedy powiedziałem coś, czego od początku bałem się nawet pomyśleć.

– Może mi powiesz, że to prezent od Kamila?

Agnieszka spojrzała na mnie, jakbym spoliczkował ją na środku ulicy.

– Ty chyba oszalałeś! – wstała od stołu, rzucając serwetkę. – Serio myślisz, że Kamil kupiłby ci zegarek?!

– A skąd mam wiedzieć?! – też się podniosłem. – Ostatnio coraz częściej z nim przesiadujesz, a teraz nagle wręczasz mi prezent, na który nas nie stać. Jak mam nie myśleć?!

Jej twarz zrobiła się czerwona.

– Nie wierzę, że naprawdę mnie o to oskarżasz…

A potem po prostu wyszła, trzaskając drzwiami.

Jej reakcja była podejrzana

Nie poszedłem za nią. Zostałem przy stole, wpatrując się w zegarek, jakby miał mi sam zdradzić swoje pochodzenie. W głowie mi huczało. Może przesadziłem? Może powinienem był to rozegrać inaczej? Ale nie potrafiłem się oszukiwać – ten prezent był zbyt drogi, a jej reakcja… Jej reakcja była podejrzana.

Minęła godzina. W końcu wstałem i poszedłem do sypialni. Agnieszka siedziała na łóżku odwrócona plecami.

– Agnieszka – powiedziałem cicho. – Możemy porozmawiać?

– Nie – odburknęła.

Westchnąłem ciężko.

– Nie możesz mi po prostu powiedzieć prawdy?

Odwróciła się gwałtownie i spojrzała na mnie z wściekłością.

– Prawdy? Naprawdę chcesz ją usłyszeć?

– Tak.

Usiadła na łóżku i zaśmiała się nerwowo.

Wzięłam kredyt, kretynie! – wykrzyknęła. – Wzięłam kredyt na siebie, bo chciałam, żebyś raz w życiu miał coś ładnego!

Patrzyłem na nią, czując, jak cała złość wyparowuje, zastąpiona niedowierzaniem.

– Kredyt…?

– Tak! Bo mam dość słuchania, że wszystko jest za drogie, że musimy oszczędzać, że nie możemy sobie na nic pozwolić! – mówiła coraz szybciej. – Chciałam ci pokazać, że pieniądze to nie tylko liczby na koncie, ale coś, co sprawia radość. Że można kupić coś dla kogoś bez zastanawiania się pięć razy!

Przez chwilę milczałem.

– I nie przyszło ci do głowy, żeby porozmawiać ze mną przed podjęciem takiej decyzji?

Prychnęła.

– A ty kiedykolwiek pytasz mnie o zgodę, gdy rezygnujesz z czegoś „dla naszego dobra”?

Nie wiedziałem, co powiedzieć.

Może problem był we mnie

Nie spałem całą noc. Myśli kotłowały mi się w głowie. Z jednej strony czułem ulgę – to nie Kamil. Z drugiej – Agnieszka zaciągnęła kredyt na drogi prezent bez słowa konsultacji. Jakby chciała mi coś udowodnić, jakby bardziej zależało jej na tym, by coś mi pokazać, niż faktycznie mnie uszczęśliwić.

Następnego dnia postanowiłem wyrwać się na chwilę z domu. Musiałem to przemyśleć, ochłonąć. Przypadek sprawił, że trafiłem pod biuro Agnieszki. I tam, na parkingu, zobaczyłem Kamila. Stał przy swoim drogim aucie i rozmawiał z kimś przez telefon. Cholera. To było silniejsze ode mnie. Podszedłem. Odwrócił się z uśmiechem.

– O, Paweł. Co tam?

Patrzyłem na niego uważnie. Był wyluzowany, jak zawsze. Pewny siebie. Bogaty. Nie znosiłem go.

– Chciałem zapytać… Czy to ty kupiłeś Agnieszce ten zegarek?

Kamil uniósł brwi, a potem wybuchnął śmiechem.

– Serio? – Pokręcił głową. – Stary, co ty sobie wyobrażasz?

Nic nie powiedziałem.

– Agnieszka jest uparta – dodał, wkładając ręce do kieszeni. – Może, zamiast oskarżać ją o bzdury, zastanowisz się, czemu w ogóle to zrobiła?

Zmarszczyłem brwi.

– Co masz na myśli?

Kamil wzruszył ramionami.

– Może po prostu chciała, żebyś poczuł się wyjątkowo. Bo na co dzień chyba tego nie czujesz, co?

Patrzyłem, jak odchodzi, i nagle to uderzyło mnie jak grom.

Może problem nie był w Agnieszce. Może problem był we mnie.

Tkwimy w tym samym schemacie

Wróciłem do domu z ciężką głową. Agnieszka siedziała na kanapie, przeglądając coś w telefonie. Gdy mnie zobaczyła, odłożyła go i uniosła brwi.

– I co? Przemyślałeś już, jak wielką zbrodnię popełniłam? – zapytała z przekąsem.

Usiadłem naprzeciwko niej.

– Spotkałem Kamila – powiedziałem.

Prychnęła.

– Oczywiście, bo przecież nie mogłeś sobie odpuścić.

– Powiedział coś, co dało mi do myślenia – kontynuowałem, ignorując jej ton. – Że może nie chodziło o sam zegarek, ale o to, żebym w końcu poczuł się wyjątkowo.

Agnieszka zamilkła, a ja po raz pierwszy zobaczyłem na jej twarzy coś, czego wcześniej nie dostrzegałem – zmęczenie.

– Chciałam, żebyś miał coś, co nie jest tylko „praktyczne” – powiedziała w końcu. – Coś, co sprawi ci przyjemność. A nie tylko „coś, co się opłaca”.

Przez chwilę nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Patrzyłem na nią i zrozumiałem, że oboje tkwimy w tym samym schemacie od lat. Ona czuła się jak ktoś, komu ciągle mówię „nie możemy sobie na to pozwolić”, a ja czułem się jak ktoś, kto musi wszystko kontrolować, bo inaczej obudzimy się z długami.

– Może faktycznie nie muszę kontrolować wszystkiego – powiedziałem cicho.

Agnieszka spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem.

– A może ja nie muszę udowadniać ci na siłę, że potrafię wydawać pieniądze? – odparła po chwili.

Nie wiedziałem, czy to coś zmieni. Ale po raz pierwszy od dawna miałem wrażenie, że naprawdę się rozumiemy.

Reklama

Paweł, 36 lat

Reklama
Reklama
Reklama