Reklama

– Życie to nie bajka, a myśl, że loteria może wszystko zmienić, wydawała mi się zawsze śmieszna – zacząłem, spoglądając na Paulinę, która w milczeniu układała na stole śniadanie. Pamiętam, jak nasze rachunki rosły równie szybko co nasza wzajemna frustracja. Paulina często siadała wieczorami przy stole, roztaczając przed sobą stertę niezapłaconych rachunków i wpatrując się w nie z rezygnacją.

Reklama

Nie wierzyłem w to, co widzę

Wygrana w Totolotka miała być naszym wybawieniem, rozwiązaniem wszystkich problemów.

– Tylko pomyśl, co byśmy zrobili, gdybyśmy kiedyś wygrali – marzyłem na głos, próbując dodać jej otuchy.

– Nie wierzę w takie cudowne wybawienie. Lepiej skup się na szukaniu dodatkowej pracy – odpowiadała, a ja czułem w jej słowach rozczarowanie. Mimo to grałem co tydzień, trzymając się cienia nadziei, którego nie potrafiłem zgubić.

I nagle stało się. Los się uśmiechnął do nas, gdy z dreszczykiem emocji odczytywałem numery wygranej na ekranie. Paulina zastygła, nie wierząc w szczęście, które miało odmienić nasze życie. Początkowo euforia mieszała się z niedowierzaniem, a potem, kiedy otrzymaliśmy pieniądze, z goryczą.

– Obawiam się, że to za dużo dla nas – mówiła, gdy w naszym domu zapanowała atmosfera napięcia i niepokoju. Bo bogactwo przyszło jakby wbrew naturalnemu porządkowi rzeczy, a ja czułem, że muszę je jakoś ochronić.

– Nie możemy tak po prostu wydać tych pieniędzy. Musimy to dobrze przemyśleć – powtarzałem, gdy rozmawialiśmy o naszej przyszłości przy kuchennym stole, który jeszcze niedawno był areną naszych zmartwień. Ale moja żona patrzyła na mnie z niepewnością. Chciała, abyśmy spłacili długi, kupili dom i zainwestowali w stabilność naszej przyszłości.

Byliśmy bogaci

– To nasza szansa, by wreszcie żyć bez ciągłego stresu. Nie możemy pozwolić, żeby się to zmarnowało – odpowiadała, a ja czułem, jak między nami rośnie mur niezrozumienia. Bo ja widziałem to inaczej. Czytanie o ludziach, którzy szybko przepadali po wygranej, wbiło mi do głowy przekonanie, że trzeba działać ostrożnie.

– Co, jeśli pieniądze szybko się skończą? Trzeba myśleć perspektywicznie – powiedziałem, nie mogąc uwolnić się od lęku, który zaczął mnie paraliżować. Paulina westchnęła ciężko, ale zgodziła się dać mi czas na przemyślenie sprawy. Nie wiedziała, że w głowie kiełkował we mnie plan, który miał zapewnić nam bezpieczeństwo na zawsze.

– Mateusz, mam fortunę, która musi pracować – szepnąłem do telefonu, umawiając się na spotkanie z przyjacielem, który od lat obracał się w świecie finansów. Ukrywałem to przed Pauliną, która sądziła, że spędzam wieczory nad przeglądaniem ofert lokat i konsultowaniem się z doradcami.

– Sławek, jest ryzyko, ale to jest właśnie gra – Mateusz szeptał równie spiskowym tonem, gdy siedzieliśmy w zadymionym kącie pubu, omawiając plan inwestycyjny, który miał pomnożyć naszą wygraną. Chodziło o inwestycje na giełdzie, startupy, kryptowaluty – słowa, które brzmiały jak muzyka przyszłości i sukcesu.

– To może się udać – zapewniał, a ja dałem się porwać jego entuzjazmowi. – Tylko Paulina nie może się dowiedzieć. Na razie – powtarzałem sobie, wracając późno w nocy do domu, gdzie moja żona czekała na mnie.

Coś poszło nie tak

– Tylko biznesowe spotkanie – wymamrotałem, patrząc, jak przez jej twarz przelatuje cień podejrzenia. Ale milczała, a ja czułem, że wkraczam na ścieżkę, z której nie będzie łatwo zawrócić.

– Paulina, musimy porozmawiać – zacząłem niepewnie, gdy pewnego wieczoru zastała mnie w domu, przeglądającego nerwowo giełdowe wykresy i zestawienia. Moje tajemnice zaczęły wychodzić na światło dzienne.

– Co to wszystko znaczy, Sławek? – jej głos był pełen gniewu i rozczarowania, a ja nie mogłem już dłużej ukrywać prawdy.

– To inwestycje, o których ci nie powiedziałem – przyznałem się, czując, jak w gardle tworzy mi się gula.

– Inwestycje? Sławek, ile z tego zostało? – pytała, przeglądając dokumenty i zestawienia, które rzuciłem na stół w desperacji.

– Prawie nic – wydukałem. – Rynek był niestabilny, a ja chciałem tylko najlepiej.

Wybuchła. Oskarżenia padały jedna za drugą, a ja stałem jak skamieniały, przyjmując każdy cios.

– Jak mogłeś to zrobić? Jak mogłeś nas zdradzić w ten sposób? – krzyczała, a ja nie potrafiłem znaleźć słów, które by to naprawiły.

– Paulina, ja… – próbowałem się bronić, ale wiedziałem, że każde tłumaczenie jest bezsensowne.

Tylko ja ponosiłem winę

– Nie mam już siły, Sławek. Nie mogę tak dłużej – powiedziała Paulina pewnego poranka, gdy stanęła przede mną z walizką w dłoni. Jej słowa przecięły mnie jak ostrze. Wiedziałem, że straciłem ją, tak samo jak pieniądze.

– Proszę, daj nam jeszcze szansę – błagałem, ale ona tylko potrząsnęła głową.

– Muszę pomyśleć o sobie. Musisz to zrozumieć – powiedziała, a ja poczułem, jak opuszcza mnie ostatnia kropla nadziei. Drzwi zamknęły się za nią z głośnym trzaskiem.

Samotność stała się moim towarzyszem. Dni mijały na bezcelowym wpatrywaniu się w ściany, które kiedyś były świadkami naszego szczęścia. Rozpacz zapadała na mnie z ciężarem, którego nie potrafiłem udźwignąć. Wszystko straciłem: pieniądze, miłość, cel życia.

– Kochanie, możemy spróbować zacząć od nowa – wyszeptałem do słuchawki, gdy po wielu tygodniach samotności znalazłem w sobie dość odwagi, by do niej zadzwonić. Poczułem, jak serce wali mi w piersi, czekając na jej odpowiedź.

– Sławek, nie wiem, czy to możliwe – jej głos brzmiał zmęczony i pełen rezygnacji, a ja przeklinałem siebie za wszystkie błędy. – Straciłam do ciebie zaufanie.

– Zrobiłem błąd, wiem to teraz. Ale bez ciebie nie mam nic. Czy jest coś, co mogę zrobić, by to naprawić? – pytałem, chwytając się ostatniej deski ratunku.

Musimy dużo sobie wyjaśnić. Nie obiecuję niczego, ale może spróbujemy się spotkać? – Jej słowa były jak promień światła w mroku.

– Tak, oczywiście, kiedy tylko chcesz – odpowiedziałem, czując ulgę mieszającą się z lękiem przed nadchodzącym spotkaniem.

Nie chciałem zostać sam

Nasze rozmowy były trudne i pełne emocji. Prosiłem o wybaczenie, ona stawiała pytania, na które trudno było mi odpowiedzieć. Każde nasze spotkanie było jak mały krok naprzód i dwa kroki w tył. Mimo to wciąż jestem sam w pustych ścianach, które niegdyś zdobiły wspólne zdjęcia i kolorowe obrazy naszego życia. Przypatruję się im, próbując odnaleźć ciepło, które wyparowało razem z Pauliną, gdy odchodziła, zabierając ze sobą każdy ślad naszego związku. Oszukałem ją, choć nie było to moim zamiarem. Nie potrafiła tego przełknąć, czuła się zdradzona nie przez los, ale przez męża, który obiecał dbać o ich wspólną przyszłość.

Paulina odchodziła z łzami w oczach, a jej ostatnie słowa ciągle brzmią mi w uszach:

Jak mogłeś mnie tak oszukać, Sławek? Myślałam, że razem podejmujemy decyzje.

Jej spojrzenie, pełne żalu i rozczarowania, było ostatnim obrazem, jaki zapamiętałem z dnia, w którym moje życie straciło fundament. Spoglądam przez okno na ulicę, gdzie życie toczy się swoim rytmem, niezależnie od mojego cierpienia. Wiem, że to moja wina, że to ja zatraciłem nasze marzenia w wirze chciwości i głupoty.

Rozpamiętuję każdą decyzję, każdy krok, który doprowadził do naszego rozstania. Nie mogę się uwolnić od myśli, że mogłem tego uniknąć, mogłem zachować nasze małżeństwo, naszą miłość. A teraz pozostał mi jedynie żal.

Moje serce wciąż żywi nadzieję, że pewnego dnia Paulina spojrzy na mnie z czymś więcej niż tylko z pretensjami, że znajdziemy sposób, by przebaczyć sobie nawzajem. Że w naszych sercach pozostało coś, co można odbudować na nowych, lepszych fundamentach.

Reklama

Sławomir, 43 lata

Reklama
Reklama
Reklama